polskie filmy top 10

Dziesięć najciekawszych polskich filmów z 2023 roku

Dawid Ilnicki | 02.12.2023, 13:00

Minione dwanaście miesięcy w polskim kinie stało pod znakiem całkiem sporych sukcesów frekwencyjnych kilku głośnych tytułów, jak również interesujących eksperymentów, zarówno w kinie artystycznym, jak i tym gatunkowym. Wciąż wysoki poziom trzyma wiele produkcji dokumentalnych, a coraz silniejszą odnogą rodzimej kinematografii są również filmy dla młodszych widzów.

Układając listę najciekawszych polskich tytułów 2023 roku jak zwykle bazowałem głównie na tym co zobaczyłem w Gdyni, stąd brak tu choćby świetnego “Filipa” Michała Kwiecińskiego czy też “Strzępów” Beaty Dzianowicz, majacych swą właściwą premierę w zeszłym roku, i o których wspominałem właśnie jako o obrazach z 2022. Tegoroczne święto polskiego kina było jak zwykle interesującym doświadczeniem, choćby ze względu na dużą ilość tytułów bardzo nietypowych, takich jak choćby “Fin del Mundo” Piotra Dumały (które akurat zupełnie nie przypadły mi do gustu), “Sny pełne dymu” Doroty Kędzierzawskiej, ale również takie tytuły jak “Horror story”. Właściwy debiut reżyserski Adriana Apanela mógł razić faktem, iż w dużej mierze jest złożony z pojedynczych skeczy, ale z drugiej przywołuje również w pamięci znane w niektórych kręgach “Czeka na nas świat” Roberta Krzempka i broni się wieloma aktorskimi epizodami, na czele z tym najbardziej nietypowym wcieleniem Konrada Eleryka.

Dalsza część tekstu pod wideo

Prócz gdyńskich premier warto wspomnieć jeszcze o kilku ciekawych trendach. Pierwszych z nim jest coraz częstsza współpraca filmowców z autorami bestsellerowych kryminałów, jak miało to miejsce w przypadku dobrej “Ukrytej sieci” Piotra Adamskiego, jak i niestety dużo gorszej “Wyrwie” Bartosza Konopki. Do tej grupy można również zaliczyć “Święto ognia” Kingi Dębskiej, również oparte na powieści, choć akurat nie gatunkowej. Różnie wypadały w tym roku produkcje netflixowe, bo o ile dużo dobrego można powiedzieć o “Znachorze” czy też “Fanfiku” to już dużo gorsze wrażenie sprawia “Pan Samochodzik i Templariusze”, “Operacja: Soulcatcher” czy “Dziś śpisz ze mną”. Remisem bez wskazania zakończyło się starcie, reżysera “Dnia matki”, Mateusza Rakowicza z wieloma podobnymi produkcjami realizowanymi ostatnio w USA. Wspomnieć trzeba również o kilku ciekawych dokumentach: “Pianoforte”, “Prawym chłopaku” (dostępnym na HBO), “Fantastycznym Matt'cie Parey” (w ciekawy sposób przybliżającym postać Macieja Parowskiego) i  obrazom opowiadającym o wojnie w Ukrainie, takim jak „W Ukrainie”, a także “Skąd dokąd”.

Tyle co nic

Debiut Grzegorz Dębowskiego był zdecydowanie największą rewelacją tegorocznego Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. Twórca z jednej strony zaczerpnął z kina gatunkowego, tworzonego jednak po swojemu, wybierając konwencję swoistego wiejskiego anty-kryminału, a z drugiej strony obsadził w głównych rolach aktorów powszechnie właściwie nieznanych. Całość zaś wydaje się spoczywać na barkach głównego bohatera, granego przez świetnego i słusznie nagrodzonego na rzeczonej imprezie Artura Paczesnego, który wygląda tu jak modelowa figura “Twojego Starego”. Ocena samego filmu zależy w dużej mierze od tego jak się do niej ustosunkujemy. Z jednej strony bowiem można ją potraktować jak rodzaj internetowego, mocno przerysowanego żartu, a z drugiej popatrzeć na nią jako na metaforę człowieka, któremu współczesność już dawno, mocno odjechała i właśnie zdaje on sobie z tego sprawę. I o tym z grubsza jest właśnie ten film, który we właściwie niespotykany wcześniej w polskim kinie sposób, przedstawił problemy, wcale nieograniczające się wyłącznie do polskiej wsi.

Kos

Samą Gdynię wygrało jednak głośne widowisko Pawła Maślony, które już niedługo trafi do oferty Skyshowtime. Twórca “Ataku Paniki” z jednej strony postanowił tu być polskim Quentinem Tarantino, a z drugiej stworzył idealne, czysto rozrywkowe widowisko, czerpiące jednak z niezwykle popularnego ostatnio w literaturze faktu nurtu opowiadania o pańszczyźnie, którego bezpośrednim efektem jest również netflixowy serial “1670”. Świetnie obsadzeni aktorzy i znakomite dialogi pozwoliły uwiarygodnić tę przedziwną, quasi-biografię Tadeusza Kościuszki, która może zapowiadać serię kolejnych polskich filmów historycznych, tworzonych już całkowicie bez zadęcia, przez twórców młodego pokolenia.

Chłopi

Dużo większe kontrowersje niż “Kos” wzbudził za to nowy projekt DK i Hugh Welchmanna, znanych już dzięki- określonemu przez wielu mianem nowatorskiego - “Twojego Vincenta”. Głównym problemem tej produkcji wydaje się fakt, iż trudno właściwie zekranizować wielką powieść Władysława Reymonta w formie pojedynczego filmu fabularnego, nie narażając się jednocześnie na zarzuty, że któryś z ważnych wątków został pominięty. Sposób realizacji filmu nadal budzi tu jednak ogromny podziw, a narracja jest bardzo płynna, dzięki czemu oglądamy tu po prostu znakomite widowisko, któremu jednak trudno wróżyć nominację do Oscara, bo po poprzedniej produkcji nie jest to już pozycja tak przełomowa.

Zielona Granica

Bezsprzecznie najbardziej polaryzujący opinię publiczną w naszym kraju obraz 2023 roku zdecydowanie najlepiej sprawdza się wtedy, gdy potraktuje się go jako dzieło polityczne, mające swoje założenia i cele, i będące świadectwem tego w jaki sposób na kwestie polityki imigracyjnej patrzą liberalne elity. W “Zielonej Granicy” jak na dłoni widać więc w jaki sposób konstruowany jest obraz imigranta, najczęściej traktowanego tu jako czysty potencjał, tylko czekający na płynne wkomponowanie w społeczeństwo zachodnie, a z drugiej mocno czuć, że jest to produkcja zrodzona z bezsilności, nie tylko wobec tego co już dzieje się na różnych granicach świata, ale również tego z czym zmagać się będą kolejne rządy w przyszłości, ujawniająca jednak przy tym niski poziom zrozumienia lokalnych uwarunkowań. Pomijając jednak liczne kontrowersje wokół tego tytułu, trzeba powiedzieć, że jest to z całą pewnością najlepiej zrealizowany film Agnieszki Holland od wielu lat, który należy - tak jak zrobiło to wielu rozsądnych komentatorów, znajdujących się od prawa do lewa na skali sympatii politycznych - potraktować jako głos w dyskusji nad najbardziej palącym problemem XXI wieku, nawet jeśli nie ustrzegł się on kilku mocno dyskusyjnych wyborów artystycznych.

Doppelganger. Sobowtór

Prawdziwym specjalistą od thrillerów politycznych, których akcja toczy się w czasach PRL, staje się w ostatnich latach niewątpliwie Jan Holoubek. Luźno oparty na prawdziwych wydarzeniach “Doppelganger. Sobowtór” to bowiem historia przejmowania tożsamości osób zagranicznych, przez agentów Polski Ludowej, którzy następnie sprawnie budowali kariery polityczne na Zachodzie, często będąc użytecznymi narzędziami dla komunistycznego reżimu. Granego świetnie przez Jakuba Gierszała, Józefa Wieczorka vel Hansa Steinera można nazwać odwrotnością protagonisty “The Killer” Davida Finchera, który choć ostatecznie popełnia błąd, właściwie nigdy nie przestaje być zimnym profesjonalistą. Po drugiej stronie mamy zaś właściwego bohatera, granego przez nagrodzonego w Gdyni Tomasza Schuchardta, poszukującego prawdy o swoim pochodzeniu. Świetne, perfekcyjnie zrealizowane kino, które mimo swoich scenariuszowych wad (wątek Jana Bitnera niestety leciutko zawodzi), jest niezwykle wciągające.

Imago

W losach fikcyjnej trójmiejskiej artystki, zmagającej się z życiem w dysfunkcyjnej rodzinie, a także egzystowaniem w przedziwnym kraju, jakim była Polska w 1989 roku, z jednej strony odbija się niewątpliwie żywot Kory Jackowskiej, z drugiej wspomnienia samej Leny Góry (dotyczące głównie jej matki), która zagrała w nim główną rolę. Artystka wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych, targana podobnymi problemami jak jej bohaterka, a w ostatnim czasie zaznaczyła swój powrót kilkoma świetnymi rolami, na czele z bardzo udanym i docenionym za granicą “Roving Woman” Michała Chmielewskiego, które można było zobaczyć w tym roku w kinach. Film Olgi Chajdas nie jest dziełem, które napędza fabuła, a raczej atmosfera miejsc, w których rozgrywają się konkretne sceny, co oczywiście bywa często postrzegane jako wada. Z pewnością jednak odnajdą się w nim ci, którzy lubią czasem wpaść na koncert zupełnie nieznanego sobie zespołu, dając się ponieść energii granej na nim muzyki.

W nich cała nadzieja

W tym roku doczekaliśmy się również niezłej polskiej produkcji z nurtu postapokaliptycznego, która jednocześnie pokazuje, że przy pomocy skromnych środków i zaledwie dwójki aktorów, można realizować wciągające widowiska. Niestety znów trzeba powiedzieć, że niepozbawione wad, bo scenariusz jest tu w zasadzie pretekstowy i służy właściwie wyłącznie zaprezentowaniu wyjątkowo starannie przygotowanej warstwy wizualnej filmu. Prócz znanej już choćby z zeszłorocznej “Zadry” Magdaleny Wieczorek dobre wrażenie robi tu model robota, wypowiadającego - głosem Jacka Belera - tytułową kwestię, która wbrew pozorom niewiele ma jednak wspólnego z nadzieją… 

Film dla kosmitów

Niełatwe było dla mnie w tym roku śledzenie w Gdyni pozycji dla młodszych widzów, walczących o Złote Lwiątka im. Janusza Korczaka. Mimo najszczerszych chęci nie potrafiłem bowiem udobruchać swego wewnętrznego cynika na pokazach “Kajtka Czarodzieja”, a zwłaszcza “O psie, który jeździł koleją”. Z duszą na ramieniu szedłem na ostatni obraz sekcji, jak się jednak  okazało zupełnie niesłusznie. Film Piotra Stasika miał być początkowo produkcją dokumentalną o pionierze kinematografii, Kazimierzu Prószyńskim. Ostatecznie jednak wyewoluował w przedziwny projekt. Jego jądrem jest opowieść o 13-latku, który zostaje wysłany do dziadka, mieszkającego w leśnej głuszy. Zachęcony przez niego - wraz ze swymi nowo poznanymi znajomymi -  postanawia nakręcić tytułowy film dla kosmitów, będący miksem przeróżnych formatów. Wywiadów z ludźmi, obserwacji leśnej głuszy, filmowych inscenizacji itp. Nie dość, że dzięki fantastycznym zdjęciom, realizowanym w dolnośląskich lasach, i zmysłowi obserwacji autorów tę nietypową produkcję ogląda się świetnie, a ze względu na oryginalną formę stanowi ona wdzięczny temat do filmoznawczych analiz, to okazuje się ona jeszcze częścią większego projektu skierowanego do młodych i często nie potrafiących już żyć bez telefonu komórkowego ludzi, mającego im pokazać, że za pomocą nowoczesnych technologii da się tworzyć coś atrakcyjnego, przy okazji poznając również swych rówieśników.

Solaris mon Amour

Na ekranizowaniu legendarnej książki Stanisława Lema zęby połamali sobie w przeszłości tacy twórcy jak Andriej Tarkowski i Steven Soderbergh, realizując dzieła, które co prawda mogły się podobać widzom nieznającym literackiego pierwowzoru, ale nijak nie oddały one fenomenu samej powieści. W tym roku sięgnął po nią znakomity dokumentalista Kuba Mikurda ("Ucieczka na Srebrny Glob", "Love Express. Zaginięcie Waleriana Borowczyka"), który za sprawą wykorzystania archiwalnych materiałów Wytwórni Filmów Oświatowych w Łodzi i czytelnej narracji stworzył idealnie wyważone, bo trwające zaledwie 47 minut porywające widowisko, które w równym stopniu co w archiwaliach zdaje się zanurzone w estetyce starych obrazach fantastycznonaukowych z XX. wieku i pozostawia widza z tysiącem pytań tuż po seansie.

Freestyle

W kategorii polskich filmów gatunkowych, obficie czerpiących z ostatnich pozycji amerykańskich, mając tu na myśli nie tyle serię “John Wick”, co raczej kino braci Safdie, z autorem pamiętnego “Najmro” Mateuszem Rakowiczem, zdecydowanie wygrał Maciej Bochniak. Jego “Freestyle” był bowiem w minionych dwunastu miesiącach najlepszą, totalnie przerysowaną produkcją około-gangsterską, w której udało się dobrze oddać dynamikę funkcjonowania lokalnego hustlera, który sam tworzy najlepszy soundtrack do swojego życia. Świetna atmosfera, obłędne tempo i interesujące krakowskie smaczki pozwalają zapomnieć o wielu problemach ze scenariuszem.

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper