Tajna inwazja (2023)

Co z tym Marvelem? Disney zaczyna gubić się we własnym uniwersum?

Kajetan Węsierski | 05.10.2023, 21:30

Zacznę może od tego, że jestem ogromnym fanem Kinowego Uniwersum Marvela. Cóż, piszę to właśnie z takiej perspektywy - kogoś, kto od kilkunastu lat śledzi rozwój świata będącego w rękach Disneya. Mało tego, niejednokrotnie mierzyłem się z zarzutami, że ślepo idę za tym, co proponują twórcy i nie potrafię krytycznie spojrzeć na całe przedsięwzięcie. I niech to będzie najlepszym dowodem na to, jak bardzo przebrała się miarka. 

Faktem jest bowiem, że od jakiegoś czasu w Marvelu nie dzieje się najlepiej. Właściwie można odnieść wrażenie, że sytuacja idzie w złym kierunku od „Avengers: Koniec gry”. I choć było kilka lepszych momentów, to wszystko wygląda tak, jak u sportowca, który zaliczył niesamowity występ, a potem za wszelką cenę - choć nie ma ku temu okazji - próbował choćby dorównać do takiego poziomu.

Dalsza część tekstu pod wideo

A w momencie, w którym mu się to nie udaje, odpuszcza. Nie dość, że próbuje często, to jeszcze psując tym samym swoją reputację. Właśnie tak ostatnimi czasy wygląda to w Marvelu i… To niestety nie wróży zbyt dobrze. Zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, co na ten moment wiemy o przyszłości samego uniwersum. Czy jest szansa na ratunek? Zawsze jest, choć na pewno nie będzie to łatwe. 

Błędne decyzje

Przede wszystkim warto zwrócić tu uwagę na jedną, bardzo ważną rzecz. Zaraz po „Endgame” (a właściwie po „Spider-Man: Daleko od Domu”, które było swego rodzaju epilogiem) Marvel jasno dał nam do zrozumienia, że bohaterowie z trzech pierwszych faz będą powoli szli w odstawkę, a ich miejsce zacznie zajmować „młoda krew”. I rzeczywiście byliśmy (a nawet dalej jesteśmy) świadkami takiego działania. 

W przeciągu zaledwie dwóch lat pojawili się przecież Eternalsi, Shang-Chi, nowa Czarna Pantera, Kate Bishop, Moon Knight, Ms. Marvel, America Chavez czy She-Hulk. To naprawdę spora dawka nowości - zwłaszcza dokładając do tego masę złoczyńców, nowych organizacji, wątków i genez. Jakby tego było mało, twórcy - nie chcąc do końca tracić powiązania z własnymi „korzeniami” - dalej oferowali nam opowieści o tych, których zdążyliśmy polubić. 

Niestety zazwyczaj wiązało się to z rozczarowaniem. Serial „Falcon i Zimowy Żołnierz” był do bólu przewidywalny i odtwórczy, podobnie w przypadku „Czarnej Wdowy” czy „Ant-Man i Osa: Kwantomania”. „Doktor Strange w multiwersum obłędu” i „Thor: Miłość i grom” zostały niby całkiem przyzwoicie przyjęte, ale wiele osób zgodnie twierdziło, że w zestawieniu z poprzednimi częściami było marnie. 

Oczywiście zdarzały się też lepsze momenty. Do takich można na pewno zaliczyć film o wspominanym Shang-Chi czy serial z Moon Knightem, w którego wcielił się znakomity Oscar Isaac. „Strażnicy Galaktyki 3”, czy „Spider-Man: Bez Drogi Do Domu” również zrobiły odpowiednią robotę. Niestety… W dłuższej perspektywie brzmi to jak wyjątek od reguły. I teraz, w przeciwieństwie do minionej dekady, wyjątkiem są dobre pozycje, a nie te nieudane. 

Co z przyszłością? 

Pojawia się więc zasadnicze pytanie - co z przyszłością Marvel Cinematic Universe? Poniekąd można na to pytanie odpowiedzieć już w tym momencie, albowiem plany znamy przynajmniej na trzy lata w przód. Wiemy na przykład, że dosłownie za miesiąc pojawi się „The Marvels”, a więc sequel „Captain Marvel”, na który… Cóż, chyba nie czeka wiele osób, prawda? Później mamy dostać takie pełnometrażowe dzieła jak „Captain America: Brave New World”, „Thunderbolt”, „Blade”, czy często przeze mnie wspominany „Deadpool 3”. 

I o ile niektóre z tych pozycji to samograje (bo naprawdę trzeba się postarać, żeby skopać Deadpoola czy Blade’a), o tyle na pozostałe produkcje musi być konkretny pomysł. Podobnie z kolejnymi odsłonami Avengersów. Przyznam, że o ekscytowało mnie to w trzech pierwszych fazach. Teraz natomiast, myśląc o tej „nowej generacji” bohaterów, czuję się jakoś tak dziwnie. Bez większych emocji. Obejrzeć można, ale zobaczymy, jak będzie w praktyce. 

W planach jest oczywiście także dużo seriali, natomiast również tutaj widać raczej próby wstrzelenia się w konkretną stylistykę i pomysł. Nie są to w żadnym wypadku dzieła, które samymi tytułami wskazują na bycie przełomowymi. Jasne - „Loki” też nie zapowiadał się na znakomite dzieło, a jednak wszystko tam zagrało. Niemniej, bardzo trudno mi sobie wyobrazić, aby podobnie miało być na przykład przy „Echo”… 

Przede wszystkim wydaje mi się natomiast, że w Marvelu wszystko niestety siadło na etapie planowania. Disney zobaczył, jak wielkie zyski to przynosi i jak łatwo rozkochać widzów w konkretnych bohaterach, więc zaczął produkować to wszystko masowo. Hurtem dostawaliśmy kolejne pozycje i nowe dzieła z tego uniwersum przestały być wielkim świętem dla widzów, a po prostu codziennością i normalką. Jakkolwiek brzmi to zabrzmi - spowszedniały. 

Podsumowując… 

Dobrą wiadomością w tym wszystkim na pewno jest fakt, że Marvel Studios zdaje sobie sprawę z popełnionego błędu i przesytu treści. Już jakiś czas temu Kevin Feige zdradził, że natężenie nowości będzie mniejsze, a oni sami odchodzą od tak zagęszczonego kalendarza premier. Znów spróbują pójść w stronę tego, jak wyglądało to przed kilkoma laty, gdy nie byliśmy zewsząd zarzucani nowymi rzeczami spod szyldu MCU. 

Muszę jednak w tym miejscu zaznaczyć, że to nie wystarczy. Potrzeba tu jeszcze przede wszystkim pomysłu. Nie ma sensu wrzucać nowych bohaterów, jeśli każdy z nich będzie do siebie bardzo podobny i niespecjalnie będzie się czymś wyróżniał. Za każdym filmem powinien stać pewien konkretny pomysł, a nie wyłącznie chęć rozwijania uniwersum. Większość zapowiedzianych pozycji ma spory potencjał, co widać po komiksach - trzeba go po prostu zrealizować.

Kajetan Węsierski Strona autora
Gry są z nim od zawsze! Z racji młodego wieku, dojrzewał, gdy zdążyły już zalać rynek. Poszło więc naturalnie z masą gatunków, a dziś najlepiej bawi się w FIFIE, produkcjach pełnych akcji oraz przygód, a także dziełach na bazie anime i komiksów Marvela. Najlepsza gra? Minecraft. No i Pajączek od Insomniac Games.
cropper