Gold – recenzja filmu. Nie wszystko złoto, co się świeci

Gold – recenzja filmu. Nie wszystko złoto, co się świeci

Jędrzej Dudkiewicz | 16.03.2017, 20:32

Wydawało się, że Gold miał wszystko, co potrzebne, by być filmem może nie wybitnym, ale przynajmniej bardzo dobrym, który nie tylko porwie widza, ale i zmusi do zastanowienia. Interesująca, wydawałoby się, historia oraz ciekawa obsada dawały sporo nadziei. Niestety, okazało się, że od samej produkcji lepszy jest jej zwiastun oraz nominowana do Złotego Globu (i nie ma nic dziwnego w tym, że to jedyna nominacja) piosenka Iggy’ego Popa.

Kenny Wells od zawsze był poszukiwaczem metali i innych minerałów – wpierw pracował u ojca, potem sam zaczął sterować firmą. Ta popadła w długi i była na krawędzi bankructwa, ale Wellsowi przyśniła się Indonezja, w której spotkał się ze znanym geologiem Michaelem Acostą w poszukiwaniu złota. Po jakimś czasie trafili na miejsce, które jak się okazało miało być największym ówczesnym złożem tego metalu. Z dnia na dzień partnerzy stali się więc bogaczami.

Dalsza część tekstu pod wideo

Na samym początku filmu pojawia się napis, że został on zainspirowany prawdziwymi wydarzeniami. Nacisk powinien być zdecydowanie położony na słowo „zainspirowany”, gdyż Gold nie ma prawie nic wspólnego z tym, co wydarzyło się w rzeczywistości, a co znane jest jako skandal Bre-X. Może dlatego też szybko okazuje się, że produkcja, która miała szansę być bliskim krewnym Wilka z Wall Street Martina Scorsese, jest raczej bardzo dalekim i ubogim krewnym, do którego rodzina woli się nie przyznawać. Scenarzyści napisali typową, schematyczną opowieść od zera do bohatera i z powrotem, bez jakiegokolwiek spojrzenia na szerszy wymiar historii i ciekawych przemyśleń. Bo trudno powiedzieć, że obserwacje typu „pieniądze są ważniejsze od prawdy” lub „jeśli bardzo wierzysz, że marzenia się spełnią, to w końcu tak się stanie” są specjalnie odkrywcze. A tylko tyle można wyciągnąć z Gold, no może poza ochotą, by dowiedzieć się, jak to było naprawdę.

Powyższe mankamenty dałoby się ukryć, a przynajmniej mocno ograniczyć, gdyby tylko w fotelu reżyserskim zasiadała kompetentna, utalentowana osoba. Problem w tym, że Stephen Gaghan najwyraźniej uważa, że wystarczy ustawić aktorów przed kamerą, kazać im wypowiedzieć kwestie i film się sam nakręci. Niestety, nie jest to takie proste i Gold stanowi tego najlepszy przykład. Produkcja ta nie ma żadnego tempa, energii, dosłownie każda scena ma taką samą temperaturę i nie ma znaczenia, czy akurat bohater się z kimś kłóci, pije piwo w barze, czy jest zdołowany. Trudno zatem poczuć jakiekolwiek emocje, może poza nudą. Niby próbuje się tu zdziałać coś fajnymi piosenkami, ale powtykane są one w dowolnych miejscach i poza tym, że miło ich posłuchać nie zmieniają nic w odbiorze tego, co dzieje się na ekranie.

Jedynym zatem powodem, dla którego warto obejrzeć Gold jest Matthew McConaughey – to zdecydowanie jego film, chociaż mimo usilnych prób nie udaje mu się odwrócić uwagi od wspomnianych wad. Mimo to jego Kenny Wells ma charakter, potrafi zachować się niekonwencjonalnie, wzbudza jakąkolwiek sympatię. McConaughey jest dobry zarówno wtedy, gdy jest na dnie, jak i wtedy, gdy korzysta z odniesionego sukcesu. Nie do końca wiem tylko, czemu musi wyglądać tak okropnie (łysina, brzuch, zniszczone zęby) – wszak Kenny Wells jest postacią fikcyjną, więc nie ma żadnego powodu, by tak było. Chyba, że chodzi o wywołanie podziwu u odbiorcy, że aktor się poświęcił dla roli. Warto wspomnieć, że Wells jest jedyną ciekawą postacią: szansę, by być intrygującym stracił Acosta (scenariusz musiałby dać mu więcej czasu i pójść w innym kierunku), a najbardziej zmarnowana została Bryce Dallas Howard, która w zasadzie nie ma nic do zagrania.

Gold jest zatem filmem, który obejrzeć można, ale jeśli chcecie iść do kina na coś ciekawego, zdecydowanie nie powinien być to Wasz pierwszy wybór. Możecie spokojnie poczekać aż któregoś dnia natraficie na tę produkcję w telewizji.

Źródło: własne

Atuty

  • Matthew McConaughey
  • Ładne piosenki w tle

Wady

  • Miałki, nieciekawy scenariusz
  • Reżyseria, a raczej jej brak
  • Nieciekawi pozostali bohaterowie

Gold miał potencjał, by być ciekawym, zmuszającym do myślenia filmem i szansę tę koncertowo zmarnował.

4,5
Jędrzej Dudkiewicz Strona autora
Miłość do filmów zaczęła się, gdy tata powiedział mi i bratu, że "hej, są takie filmy, które musimy obejrzeć". Była to stara trylogia Star Wars. Od tego czasu przybyło mnóstwo filmów, seriali, ale też książek i oczywiście – od czasu do czasu – fajnych gier.
cropper