Lśnienie

Lśnienie - zakręcone losy realizacji jednego z najlepszych horrorów w historii

Dawid Ilnicki | 05.11.2022, 14:00

Realizowane niemal przez pięć lat “Lśnienie” Stanleya Kubricka to jeden z najbardziej znanych horrorów lat 80’, dziś uznawany za klasyczną pozycję w dorobku mistrza amerykańskiego kina. Adaptacja prozy Stephena Kinga to jednocześnie przykład obrazu, którego zawiłe dzieje realizacji nadają się w zasadzie nie na ten krótki artykuł, a na całą książkę.

Niezwykle popularnym podgatunkiem kina grozy jest w ostatnich latach horror psychologiczny, w którym twórcy nie straszą wcale żadną konkretną istotą, wyjętą z arsenału najpopularniejszych stworów horrorowych, ale raczej wizjami jakie zaczynają nawiedzać, popadających w coraz większą paranoję, głównych bohaterów. Najbardziej sztandarowymi dziełami z ostatnich lat są przede wszystkim “Babadook” Jennifer Kent, “Saint Maud” Rose Glass, a także zeszłoroczne “Ostatniej nocy w Soho” Edgara Wrighta. Korzeni wielkiej popularności tego nurtu należy szukać z jednej strony w znużeniu klasycznym horrorem, którego poszczególne elementy były już modyfikowane w tak różny sposób, że dziś już kompletnie nie straszą, jak również rosnącej popularności literackich horrorów, których fundamentem stała się obserwacja przeróżnych ludzkich stanów umysłowych. Do tego nurtu z całą pewnością należy twórczość Stephena Kinga. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Przełomowym dziełem dla amerykańskiego pisarza była rzecz jasna, opublikowana w 1974 roku “Carrie”, która bardzo szybko została zaadaptowana na film Briana de Palmy, a ten odniósł wielki sukces, przy budżecie sięgającym ledwie 1.8 miliona dolarów zarabiając ponad 30. Już wtedy jasne było, że kolejne powieści Kinga z miejsca staną się materiałem na równie dobre produkcje filmowe i tak się wkrótce stało. Na przełomie lat 80’ i 90’ swoje premiery miały bowiem zarówno świetnie oceniane przez krytyków “Christine” Johna Carpentera, “Misery” Roba Reinera, jak i już nie tak dobre “Dzieci kukurydzy” czy też “Podpalaczka”, którym jednak udawało się zarabiać na siebie. Po dzieło Kinga sięgnął również, mający już wtedy opinię filmowego klasyka, Stanley Kubrick, choć w tym wypadku historia wyglądała zupełnie inaczej.

W 1975 roku premierę miał bowiem “Barry Lyndon”, uznawany dziś za jeden z najlepszych obrazów mistrza obraz, który w swoim czasie nie spotkał się z łaskawym przyjęciem widowni. Czy też należałoby powiedzieć po prostu, że zaliczył potężną klapę finansową. Ta sprawiła, że Kubrick sam zrozumiał, iż tym razem musi znaleźć materiał na film, który okaże się dziełem spełnionym nie tylko pod względem artystycznym, ale również komercyjnym. W ostateczności sprowadziło się to do kupna wielu literackich horrorów i zapoznawania się z nimi w poszukiwaniu odpowiedniego tematu. Jak jednak wspomina sekretarka reżysera, po jakimś czasie od rozpoczęcia kolejnej książki, z gabinetu Kubricka dobywał się głośny huk, oznaczający że nowa powieść zdecydowanie nie przypadła mu do gustu. Pewnego dnia jednak w pokoju mistrza zapanowała cisza, która po pewnym czasie okazała się świadectwem tego, że twórca w końcu znalazł materiał na swój nowy film. Było to właśnie “Lśnienie” Stephena Kinga.

King vs. Kubrick

Lśnienie

Choć, jak się później okazało, Stanley Kubrick wcale nie cenił tak mocno zdolności pisarskich Kinga, odnalazł w jego książce wiele tematów, które go zainteresowały. Jak później tłumaczył: “W osobowości człowieka jest coś z natury złego, a jedną z rzeczy, które można zrobić w horrorze jest ukazanie strukturalnych elementów nieświadomości w taki sposób, że nie musimy się z nią konfrontować w bezpośredni sposób”. Stephen King wspomina, że gdy usłyszał o tym, iż Kubrick dzwoni do niego w sprawie ekranizacji był akurat na kacu i z początku wcale w to nie wierzył. Dopiero po pewnym czasie zdał sobie z tego sprawę, a sam reżyser chciał zasięgnąć jego opinii na kilka tematów. Na początku spytał go czy pisarz wierzy w duchy, twierdząc że opowieści te mają tak naprawdę pozytywny wydźwięk, bo są dowodem na nieśmiertelność ludzkiej duszy. Uwagi o tym w jaki sposób King postrzegał ideę piekła również pomogły reżyserowi w rozwijaniu historii.

Kubrick nie postrzegał Kinga jako bardzo dobrego pisarza, co najwyżej średniej klasy twórcę horrorów. Świadczyć o tym może choćby fakt, iż pisarz przygotował później własną wersję scenariusza do “Shining”, która nie tyle została przez reżysera odrzucona, co w ogóle nie zamierzał on do niej zaglądać. Reżyser podjął za to współpracę z inną pisarką, pochodzącą z Moline w Illinois, Diane Johnson, której popularności nie sposób porównywać z “królem horrorów”, ale jej wkład w rozwinięcie historii okazał się niezwykle istotny. Filmowy twórca cenił napisaną przez nią powieść “The Shadow Knows”, a gdy dowiedział się, że zajmuje się ona również akademicko literaturą gotycką wiedział, że jest idealną kandydatką do roli współscenarzystki. Sama Johnson w jednej z późniejszych wypowiedzi określiła powieść Kinga mianem kiepskiej, momentami wręcz pretensjonalnej, ale również niezwykle efektywnej literatury, z której da się wydobyć interesujące wątki.

Stephen King oczywiście miał prawo głosu w dyskusjach na temat kształtu przyszłej adaptacji jego prozy, ale ostatecznie nie udało mu się przeforsować właściwie żadnego rozwiązania i zapewne właśnie z tego powodu nie cenił tego filmu, krytykując go już po pierwszym pokazie. Kubrick od początku planował zatrudnienie Jacka Nicholsona do roli Jacka Torrance’a, wobec czego mocno oponował pisarz. Twierdził bowiem, że po niedawnym występie w “Locie nad kukułczym gniazdem” widownia od razu rozpozna, w granej przez tego aktora postaci, osobę niestabilną emocjonalnie, podczas gdy Torrance miał być zwykłym człowiekiem, który z czasem wpada w coraz głębsze odmęty szaleństwa. King proponował do tej roli Martina Sheena, Jona Voighta i Michaela Moriarty. Do niezwykle istotnej roli Danny’ego wybrano niespełna ośmioletniego w momencie premiery Danny Lloyda, o którego Kubrick specjalnie zadbał, nie wyjawiając mu, że uczestniczy on w realizacji horroru, a raczej dramatu.

Co do swej przyszłej partnerki na planie mocne zdanie miał z kolei Nicholson, proponując Jessicę Lange, z którą już niedługo spotka się w “Listonosz zawsze dzwoni dwa razy” Boba Rafelsona. Kubrick jednak od początku planował obsadzić tu - znaną już choćby z filmów Roberta Altmana - Shelley Duvall, która jak wiadomo przypłaciła pracę z nim załamaniem nerwowym, bo znany z absolutnego perfekcjonizmu twórca testował do granic wytrzymałość fizyczną i psychiczną, zwłaszcza swej aktorki, o czym świadczy fakt, iż słynną scenę z Wendy, odpędzającą się od Jacka kijem bejsbolowym kręcono aż 127 razy, co oczywiście spowodowało duże opóźnienia w realizacji produkcji. Nie był to jednak jedyny tego typu przypadek.

Pięć lat męczarni

Lśnienie

Z perspektywy czasu na prawdziwe kuriozum zakrawa fakt, iż film, o którym poważnie myślano w 1975 roku miał swoją premierę dopiero pięć lat temu. Zaświadcza to jednak o charakterze pracy twórców, w tym przede wszystkim samego Kubricka. Rozpoczynając pracę nad filmem reżyser wraz ze swą ekipą zrealizował plan głównego miejsca akcji w Hertfordshire w Anglii. Wykreowane w tym czasie wnętrza filmowego hotelu Overlook były w swoim czasie największym tego typu modelem, wybudowanym w tym studiu. Niestety w 1979 roku częściowo spłonęły w pożarze, co oczywiście spowodowało dodatkową przerwę w realizacji “Lśnienia”, ale też - o ironio - było to zgodne z samym zakończeniem książki Kinga. Z kolei tereny, gdzie kręcono ujęcia plenerowe, odnaleziono w Parku Narodowym Glacier w Montanie, kręcąc okolice Timberline Lodge. Właściciele tego przybytku zgodzili się na to, ostatecznie stawiając jednak jedno żądanie. Numer pokoju 217, znany z powieści, został zmieniony na 237. Dyrekcja hotelu bała się bowiem, że w przeciwnym razie nikt nie będzie chciał już wynająć tego pokoju, a z kolei numeru 237 tam nie było.

Problemy pojawiły się również przy kręceniu kolejnej, ikonicznej sceny z “Lśnienia”. Momentu, w którym Jack używając siekiery próbuje się dostać do pomieszczenia, w którym przebywa Wendy. Na początku bowiem wybudowano zbyt słabe drzwi, nie biorąc pod uwagę tego, że Jack Nicholson udzielał się w przeszłości w amerykańskim odpowiedniku ochotniczej straży pożarnej, więc nie miał najmniejszych problemów z roztrzaskaniem pierwszej wersji drzwi. Tych miało się później pojawić sześćdziesiąt. Sam Nicholson wymyślił na poczekaniu słynną kwestię “Here’s Johnny!”, zainspirowany podobnym zdaniem, usłyszanym w “The Tonight Show Starring Johnny Carson”. Później znalazła się ona na zaszczytnym 68. miejscu zestawienia najsłynniejszych cytatów filmowych AFI w 2005 roku.

Zabawnym epizodem w kręceniu zdjęć w “labiryncie” był fakt, iż sam Kubrick początkowo uważał, że jest on zbyt mało skomplikowany i łatwy do obejścia, po czym pewnego razu sam się w nim zagubił. Ten sam los podzielili zresztą również inni członkowie ekipy realizującej film, którzy w ostateczności zadecydowali o porozumiewaniu się między sobą za pomocą walkie-talkie, bo ich wcześniejsze problemy również wpłynęły na czas realizacji dzieła. By zrealizować całą scenę pogoni Jacka za synem musiano zużyć ponad 900 ton soli i drobnego styropianu, który posłużył tu za imitację śniegu. Na zupełnie inne problemy natrafiła z kolei ekipa realizująca scenę w windzie. Z uwagi na ciągłe niezadowolenie Kubricka z koloru cieczy wylewającej się z niej, musiano ją ciągle realizować na nowo, co miało zająć około roku.

Techniczne nowatorstwo i Złote Maliny

Lśnienie

Ekranizacja powieści Stephena Kinga była jedną z pierwszych produkcji, po m.in. “Rocky’m” czy „Maratończyku”, przy której tak obficie korzystano z wciąż nowego wtedy wynalazku, jakim był Steadicam, system stabilizacji kamery oddzielającego ruch kamery od operatora, dzięki czemu udaje się realizować płynne zdjęcia nawet wtedy, gdy osoba odpowiedzialna za urządzenie porusza się po nierównym terenie. W realizacji filmu od początku uczestniczył wynalazca tej technologii, Garrett Brown, widzący w nim obraz, który może się okazać przełomowy jeśli chodzi o rozpropagowanie tego rozwiązania i tak się stało, bo niektórych ujęć filmu z całą pewnością nie udałoby się zrealizować bez niego.

“Lśnienie” zgodnie z intencjami twórców i ku uciesze dystrybutorów stało się sporym kasowym sukcesem, przy budżecie rzędu 19 milionów zarabiając niemal 50 milionów, co być może nie wygląda efektownie, ale wystarczyło do miana jednego z najchętniej oglądanych obrazów w 1980 roku. Doczekało się również dwóch, kuriozalnych nominacji do Złotej Maliny: dla Kubricka i dla Shelley Duvall, która w 2021 roku została wycofana. Szacowne grono eksperckie uznało bowiem, że na kreację aktorską Duvall wpłynęła przede wszystkim wspomniana już wcześniej ekstremalnie trudna współpraca z reżyserem, co również brzmi przedziwnie, bo z dzisiejszej perspektywy rolę Wendy Torrence należy po prostu uznać za niezwykle specyficzną, ale mimo tego bardzo dobrą, znakomicie pasującą do narastającej paranoi w Overlook Hotel.

Obraz do dziś budzi kontrowersje i prowokuje do przeróżnych interpretacji, o czym świadczy niezwykły film, wyreżyserowany przez Rodneya Ashera “Pokój 237”. Opowiada on bowiem o najbardziej osobliwych teoriach związanych zarówno z fabułą, jak i wykonaniem filmu Kubricka, w którym niektórzy odkryli metaforę eksterminacji rdzennej ludności Ameryki Północnej, Holocaustu i obozów koncentracyjnych, a nawet dowód na to, że sam reżyser pomógł sfabrykować film mający być dowodem na lądowanie Amerykanów na Księżycu, a “Shining” jest tego swoistym wyznaniem. W filmowanych chmurach niektórzy pojedynczy zapaleńcy, niczym Matkę Boską dostrzeganą w zacieku na oknie, zobaczyli twarz samego Stanleya Kubricka, który pewnie miałby niezły ubaw oglądając dokument Ashera. Albo wręcz przeciwnie…

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper