Godfather

O burzliwej karierze Marlona Brando - Ojca Chrzestnego kinematografii i skandalisty

Dawid Ilnicki | 28.05.2022, 13:00

Legendarna kariera aktorska Marlona Brando to historia wielkich wzlotów i spektakularnego upadku, po którym aktor był jednak w stanie powstać, wcielając się w jedną z najbardziej ikonicznych ról w historii kina w filmie “Ojciec Chrzestny”. Znany był on również z niezwykle trudnej współpracy z innymi artystami, jak również prowokacyjnego zachowania.  

Choć obecnie trudno w to uwierzyć, na początku lat 70. Marlon Brando miał w zasadzie status aktora niezatrudnialnego i początkowo nie pojawiał się w gronie odtwórców, którzy byli typowani do zagrania Vito Corleone. Był on jednak faworytem nie tylko samego Francisa Forda Coppoli, ale również Mario Puzo, który wręcz twierdził, że swą powieść pisał mając go na myśli. Z jego angażem wiązały się jednak spore problemy. Po pierwsze kłopotem była wyjątkowo kiepska passa komercyjna tego rozchwytywanego onegdaj odtwórcy, po drugie status najbardziej kasowego aktora swych czasów, po trzecie zaś kiepskie doświadczenia przedstawicieli branży filmowej ze współpracy z nim. Prezydent Paramountu Stanley Jaffe ostatecznie postawił mu trzy warunki: wzięcie niższej niż standardowa gaży za występ w filmie, jak również odpowiedzialności za wszelkie opóźnienia i straty studia wynikłe z jego winy, a także udział w specjalnym castingu, których gwiazdor zwykle unikał. Ostatecznie nie tylko wyraził zgodę na dwa pierwsze żądania, ale również nagrał na kasetę wideo specjalny film, mający pokazywać jak widział siebie w roli Vito Corleone. Specjalnie przygotowana przez niego charakteryzacja zrobiła na ekipie tak duże wrażenie, że od razu został zatrudniony.

Dalsza część tekstu pod wideo

A reszta jest historią… “Ojciec Chrzestny” stał się bowiem największym hitem frekwencyjnym swych czasów i do dziś jest wymieniany jako ten obraz stricte artystyczny, który osiągnął największy sukces w box-office w historii. Co ciekawe jednak sam Brando mógł zarobić z jego tytułu dużo więcej, bo obok 50 tys. dolarów gaży wynegocjował również solidny procent ze sprzedaży biletów. Zamienił jednak niepewne pieniądze na gwarantowane 100 tys. dolarów. I choć w tamtym momencie wydawało się to dobrym interesem, zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w owym czasie po prostu potrzebował pieniędzy, ostatecznie stracił na tym blisko 11 milionów. Był to jeden z wielu przedziwnych przypadków w karierze tego wielkiego, ale również wyjątkowo trudnego we współpracy aktora, o którym opowieść należy zacząć od jego niezwykle trudnego dzieciństwa.

Burzliwe dzieciństwo

Marlon Brando

Marlon Brando urodził się w Omaha w 1924 roku. Jego wyjątkowo surowy ojciec był producentem pestycydów, z kolei matka była postacią nietuzinkową, zwłaszcza jak na czasy, w których przyszło jej żyć. Znana jako Dodie Brando, Dorothy Julia Pennebaker była aktorką i wielką miłośniczką teatru, która miała w zasadniczy sposób wpłynąć na karierę zawodową samego Henry’ego Fondy. Życie rodzinne małżeństwa Brando w pewnym momencie zaczęło jednak przypominać dzieje bohaterów słynnych “Dni wina i róż” Blake’a Edwardsa, w których obserwujemy parę coraz bardziej pogrążającą się w alkoholowym nałogu, co oczywiście nie pozostało bez wpływu na życie młodego człowieka. Dzieciństwo przyszłego gwiazdora było również naznaczone przerażającym odkryciem tego, że w wieku czterech lat był on wykorzystywany seksualnie przez swą nastoletnią opiekunkę, do której przywiązał się wówczas tak bardzo, że mocno przeżył jej odejście, co wpłynęło nawet na jego dorosłe życie. Biorąc pod uwagę niezwykle trudne warunki dorastania wcale nie dziwią zatem problemy z podporządkowaniem się jakimkolwiek autorytetom, co widać choćby po wielokrotnym wydalaniu ze szkół, do których uczęszczał.

Wcześniej, bo w 1937 roku, rodzina Brando przeprowadziła się na farmę w Evanston w Illinois, gdzie młody Marlon potrafił zadziwiać sąsiadów naśladowaniem ruchów i zachowania krów czy koni. Coraz bardziej oczywiste stawało się zatem to, że aktorstwo jest mu pisane, zwłaszcza że tą drogą poszła już jego starsza siostra Jocelyn, która dostała się na American Academy of Dramatic Arts w Nowym Jorku. W jednej z największych amerykańskich metropolii Marlon Brando poznał wielu czołowych nauczycieli aktorstwa swych czasów, takich jak choćby Stella Adler czy Lee Strasberg. O ile jednak pierwszą z nich, którą zachwycił m.in. w grupowym ćwiczeniu z udawania kur, dowiadujących się o rychłym zrzucenie bomby atomowej, w którym zaczął po prostu wysiadywać jajko (tłumacząc zaskoczonym kolegom i nauczycielce: “Jestem kurą - skąd mam wiedzieć czym jest bomba?”) traktował nieomalże jak drugą matkę, o tyle w ogóle nie poważał Strasberga, zarzucając mu samolubność, wykorzystywanie ludzi do własnych celów i odmawiając mu jakiegokolwiek wpływu na jego aktorstwo.

W późniejszych latach Marlon Brando trafił na scenę, gdzie występował w granej w całym kraju sztuce “The Eagle Has Two Heads”. Krytycy początkowo nie byli nim jednak zachwyceni, zarzucając mu usilne poszukiwanie właściwego sposobu na zagranie swej roli, które jeden z nich porównał do “samochodu starającego się znaleźć na Manhattanie miejsce do parkowania”. Nie po raz pierwszy i z pewnością nie ostatni dał wtedy o sobie znać trudny charakter aktora, który swych towarzyszy ze sceny doprowadzał do pasji przedziwnym zachowaniem, w typie nieustannego drapania się po kroczu, dłubaniem w nosie i podobnymi działaniami, które wydawały się obliczone na storpedowanie wysiłków innych. Z kolei producenta irytował jego sposób gry, wyniesiony ze szkoły. Wszyscy jednak wspominali także pojedyncze momenty, w których pokazywał swój ogromny aktorski talent. Po kilku tygodniach wspólnej trasy ze wspomnianą sztuką miarka się przebrała i Brando został zwolniony, co okazało się jedną z najlepszych rzeczy jaka go spotkała.

W owym czasie bowiem aktora do głównej roli w sztuce Tennessee Williamsa, będącej później podstawą głośnego obrazu, poszukiwał Elia Kazan, trzecia wielka postać, którą w początkowym stadium kariery spotkał na swej drodze Brando. “Mam  propozycję odnośnie castingu. Znam jednego aktora, który mógłby się wcielić w tego brutala Stanleya Kowalskiego. Mam na myśli kompletną świnię, człowieka bez krzty wrażliwości czy gracji. Marlon Brando byłby idealny do tej roli” - taką laurkę wystawiła mu Tallulah Bankhead, jego dobra znajoma, grająca z nim wielokrotnie w teatrze, a także bliska współpracowniczka dramatopisarza, co okazało się przepustką do jednej z najważniejszej ról w historii w filmie, będącym dla wielu krytyków arcydziełem kompletnie rewolucjonizującym aktorstwo, które nigdy później nie było już takie jak wcześniej. Wzorując się na bokserze Rockym Graziano, który oglądając ten film rzeczywiście odnalazł w nim samego siebie, Brando zagrał rolę Stanleya w niezwykle naturalny, zupełnie odmienny od wcześniejszych praktyk sposób, co zadecydowało o nominacji do Oscara i dalszych sukcesach w filmach Elii Kazana.

Rozkwit kariery

Viva Zapata

Choć bowiem Brando wystąpił w ledwie trzech obrazach słynnego amerykańskiego twórcy, każdy z nich był wyjątkowy i jest do dziś pamiętany. Po wielkim sukcesie “Tramwaju zwanego pożądaniem” gwiazdor zagrał główną rolę w “Viva Zapata”, będącym swoistą biografią słynnego, meksykańskiego rewolucjonisty Emiliano Zapaty. Fakt, iż wielkiego herosa gra człowiek nie mający latynoskich korzeni, budził wtedy wątpliwości, zwłaszcza iż w obsadzie znalazł się - odtwarzający ostatecznie brata Emiliano - urodzony w Chihuahua Anthony Quinn, mający wyraźną chrapkę na główną rolę. Legenda głosi, że Brando wyzwał swego ekranowego partnera na specyficzny pojedynek w tym kto pierwszy dosika do Rio Grande, stojąc na zboczu pewnej góry. Fakt iż tę potyczkę wygrał Brando nie wpłynął pozytywnie na współpracę między obu panami, zwłaszcza iż sam Kazan uwielbiał podsycać konflikty pomiędzy aktorami, z którymi pracował.

Istotniejsza dla kariery Brando okazała się jednak kolejna współpraca z reżyserem, czyli film “Na Nabrzeżach”, za który Brando zgarnął swego pierwszego Oscara. Co ciekawe jednak początkowo wcale nie chciał zagrać w tym obrazie, ze względu na surową ocenę działań Kazana, który w tym okresie - na fali paniki moralnej związanej z czasami tzw. maccartyzmu - zeznawał przeciwko swym kolegom-artystom, w trakcie zebrania komisji senackiej do spraw działalności antyamerykańskiej. Odmowa udziału w tym filmie miała otworzyć drogę do zagrania Terry Malloya, Frankowi Sinatrze, ale ostatecznie 100 tys. dolarów gaży przekonało Brando do współpracy z Kazanem, który od początku uważał go za pierwszego kandydata do tej roli, już na planie będąc niejednokrotnie zachwyconym jego niesamowitym instynktem i pozwalając mu na liczne improwizacje. Choć sam Brando od początku był bardzo niepewny, co do tego jak wypadł w tym filmie, dziś nie ma wątpliwości, że obserwujemy w nim wielką kreację, która utrwaliła jego status absolutnej gwiazdy tamtych czasów i wpłynęła na to jak dziś postrzegamy tego artystę.

Tuż przed realizacją “Na Nabrzeżach” Brando zagrał jeszcze w “Juliuszu Cezarze” Josepha L. Mankiewicza, gdzie odtwarzał rolę Marka Antoniusza. Kluczowa dla niezwykłego finansowego powodzenia jego kolejnych filmów była jednak wspomniana już statuetka Oscara, która co ciekawe została skradziona, a kilkadziesiąt lat później znalazła się w posiadaniu Leonardo DiCaprio, podarowana mu przez słynnego oszusta Jho Low.  Po tej nagrodzie wszystkie kolejne produkcje z gwiazdorem, takie jak “Faceci i Laleczki”, “Herbaciarnia pod księżycem”, “Sayonara” czy Desiree”, w którym Brando zagrał Napoleona Bonaparte, błyskawicznie stawały się komercyjnymi hitami. Mimo wielkich sukcesów kasowych wspomnianych tytułów, krytycy byli zgodni co do tego, że aktor, który praktycznie zrewolucjonizował swój zawód za sprawą pierwszych, poważnych kreacji, w kolejnych produkcjach nie potrafił już do nich nawiązać. Z drugiej jednak strony był to również najlepszy finansowo okres dla Brando, który bardzo szybko stał się milionerem, co pozwoliło mu również na rozwinięcie własnej firmy produkcyjnej Pennebaker, której działalność nie zapisała się jednak złotymi zgłoskami w historii kina.

Zmierzch gwiazdora

Bedtime Story

W 1961 roku Brando zadebiutował jako reżyser filmem “Dwa oblicza zemsty”, który miał przypaść w udziale Stanleyowi Kubrickowi, ale został on szybko zwolniony. Zdaje się, że na swoje szczęście, bo obraz zaliczył klapę w box-office, przy okazji grubo przekraczając też pierwotny budżet. O wiele głośniejsze były problemy wokół realizacji remake’u “Buntu na Bounty”, którego twórcy oskarżyli aktora o umyślne torpedowanie realizacji filmu na wszystkich poziomach jego realizacji. Na ten temat powstał popularny w swym czasie artykuł zatytułowany: “6 milionów dolarów wyrzucone w błoto: Bunt Marlona Brando”. Głośny konflikt radykalnie wpłynął na narastające z roku na rok rozczarowanie aktora przemysłem filmowym, widoczne w jego kolejnych rolach.

W latach 60. Brando przestał być bowiem gwarantem finansowego sukcesu filmów, w których występował, a kilka z nich zaliczyło duże porażki. O ile  “Spokojny Amerykanin”, wyreżyserowany przez przyjaciela z dzieciństwa George’a Englunda, zyskał jeszcze niezłe noty, o tyle kolejne produkcje z czasu umowy Brando z Universalem, okazywały się zarówno artystycznymi, jak i komercyjnymi wpadkami. Kompletnie zawiódł w kinach obraz “Bedtime Story” z 1964 roku, podobnie jak nakręcona dwa lata później “Appaloosa”. Obserwatorzy wiele obiecywali sobie po współpracy Brando z samym Charlie Chaplinem, którego aktor uwielbiał, zwłaszcza iż w “Hrabinie z Hongkongu” miała zagrać również Sophia Loren. Okres wspólnej pracy nie był jednak dobrze oceniany przez całą trójkę. Aktor nazwał bowiem Chaplina “egotycznym tyranem i wyjątkowo okrutnym człowiekiem” i  - jak miał często w zwyczaju - groził odejściem z planu przed końcem realizacji. Na zachowanie Brando narzekała z kolei Loren, wobec której bywał obcesowy i lubił prowokować.

Na współpracę z aktorem zaczęło utyskiwać coraz więcej producentów i reżyserów, z którymi się stykał. Zdecydowanie nie przypadł do gustu wspomnianemu już Sinatrze, który nazwał go “najbardziej przereklamowanym odtwórcą wszech czasów”. Sławna jest również wypowiedź reżysera “Buntu na Bounty” Lewisa Milestone’a, który powiedział: “Producenci sami są sobie winni, bo dali temu aktorzynie, wiecznie nadąsanemu dziecku, kompletną kontrolę nad tym bardzo drogim filmem”. Choć zdarzało się, że karczemne awantury kończyły się stworzeniem obrazu udanego - jak w przypadku “Burn” z 1969 roku, przy realizacji którego - jak przyznawał sam Brando - był on bliski bójki z reżyserem Gillo Pontecorvo - to jednak coraz mniej przedstawicieli świata filmowego skłonna była zatrudnić coraz bardziej problematycznego aktora w kolejnych filmach, a ryzyko opłaciło się to dopiero Francisowi Fordzie Coppoli. 

Dalsza część kariery Brando znaczą również prowokacje, takie jak choćby odmowa odebrania nagrody Oscara dla Najlepszego Aktora, umotywowana sprzeciwem wobec tego w jaki sposób przemysł filmowy traktuje rdzennych Amerykanów i wydarzeniami w Wounded Knee. O ile bowiem większość odebrała ten gest pozytywnie, pojawiły się również głosy, że krnąbrny aktor chce po prostu zrobić wokół siebie szum. Nie sposób pominąć tu również skandalu, który wybuchł po premierze kolejnego filmu z Brando, czyli “Ostatniego Tanga w Paryżu”. Zwłaszcza w kontekście nadal żywo dyskutowanych oskarżeń o wykorzystanie przez Brando i Bernardo Bertolucciego 18-letniej wtedy Marii Schneider, w scenie symulowanego seksu analnego. Sam Brando również miał do włoskiego reżysera spore pretensje o pokazanie go w filmie nago i miał nie odzywać się do niego przez 15 lat od czasu premiery obrazu.

Z roku na rok współpraca reżyserów i członków planu z Marlonem Brando była coraz trudniejsza. Narzekali oni rzecz jasna na to, że nie zapamiętuje on tekstów, czego nie robił także na początku swej kariery, ale wtedy nie stanowiło to tak wielkiego problemu, jak również na kiepskie przygotowanie fizyczne. Najsłynniejszy przypadek to oczywiście “Czas Apokalipsy” Coppoli, w którym Brando przybył na plan z wyraźną nadwagą, wbrew zaleceniom twórcy nie czytając oczywiście "Jądra Ciemności" Conrada, na którym luźno oparto scenariusz obrazu. Nie przeszkodziło to jednak w realizacji jednego z klasyków kina. Diametralnie odmiennym przypadkiem jest oczywiście osławiona “Wyspa doktora Moreau”, określana jako jedna z największych porażek w historii kina, której realizację sam aktor porównał do próby rozwiązania krzyżówki w spadającej windzie. Producenci tego widowiska dobrze jednak wiedzieli na co się piszą angażując do niego gwiazdora, który z pewnością zostanie zapamiętany jako jedna z największych, ale również prawdopodobnie najbardziej ekscentrycznych osobistości Hollywood. 

Źródło: własne
Dawid Ilnicki Strona autora
Z uwagi na zainteresowanie kinem i jego historią nie ma wiele czasu na grę, a mimo to szuka okazji, by kolejny raz przejść trylogię Mass Effect czy też kilka kolejnych tur w Disciples II. Filmowo-serialowo fan produkcji HBO, science fiction, thrillerów i horrorów.
cropper