Moje pierwsze święta z PlayStation 2, czyli piękne wspomnienia o pewnej Czarnulce

Moje pierwsze święta z PlayStation 2, czyli piękne wspomnienia o pewnej Czarnulce

Wojciech Gruszczyk | 04.03.2020, 22:07

Mam to szczęście, że gry wideo towarzyszą mi od najmłodszych lat. Nie jest to przypadek, a raczej zasługa starszego brata, którego od zawsze pamiętam z padem w łapie. To on przynosił do domu kolejne konsole, pożyczał tytuły i to jemu trzymałem poradnik do Final Fantasy VII. Jednak ja jako świadomy gracz narodziłem się za czasów PlayStation 2. To właśnie z „Czarnulką” mam najlepsze wspomnienia, bo sprzęt nie pojawił się tylko za sprawą brachola, a ja również odegrałem znaczącą rolę w sprowadzeniu na kwadrat tego cudu techniki.

Wszystko zaczęło się gdzieś w połowie 2001 roku. W kolejnych numerach PSX Extreme pojawiały się reklamy japońskiego sprzętu, więc postawiliśmy z bratem na bardzo bezpośrednią formę reklamy – rozkładaliśmy w kuchni, salonie, wannie i oczywiście w naszym pokoju gazety ze zdjęciami konsoli. Na każdym kroku gadaliśmy o PlayStation 2, więc podczas niedzielnego obiadu rodzice mogli słuchać wyłącznie o „technologicznym przełomie”. Paplaliśmy, rozkładaliśmy gazety, dyskutowaliśmy, wycinaliśmy zdjęcia, ponownie wspominaliśmy i stało się! Rodzice akurat pojechali z bratem załatwić ostatnie zakupy przed świętami, więc ja jako niestrudzony wędrowniczek, rozpocząłem poszukiwania. Łóżko rodziców? Pusto. Pralka? Pusto. Szafki kuchenne? Pusto! Instynkt gracza mnie jednak nie zawiódł – po przeszło godzinie otworzyłem szafę ( serio, z perspektywy czasu myślę, że nie byłem za bardzo rozgarnięty, bo konsoli szukałem nawet w koszu na śmieci, a nie pomyślałem o szafie…) i pod białym prześcieradłem zobaczyłem magiczne, niebieskie pudełko. SZAŁ, EKSTAZA i… Oczekiwanie. Jeszcze kilka dni w męce? Nie tym razem. Brat oczywiście wiedział o zakupie i przy pierwszej nadażającej się okazji pozwolił mi otworzyć pudełko i dotknąć pada. Wiecie, co ja wtedy czułem? Wiecie, gdzie ja się wtedy znalazłem? Kolejnej nocy nie zmrużyłem oka. Nie mogłem tracić czasu na takie głupoty – przeglądałem wszystkie posiadane w domu numery PSX-a, jeszcze raz zaczytywałem się w tekstach zgRedów i czekałem na 24 grudnia. Od rana standardowa głodówka przeplatana kolejnymi sesjami na szaraku, mama piecze karpia, tata zaginął na myjni samochodowej, a brat przy każdym wzrokowym kontakcie złowieszczo się uśmiecha. Czekamy.

Dalsza część tekstu pod wideo

18:00 siadamy. 18:02 zjadłem. A reszta? Rozkoszuje się jedzeniem. Nigdy nie zapomnę tej kolacji, męczarni, ale moje trudy zostały odkupione. PlayStation 2 trafiło w moje łapy! Szybkie podłączenie konsoli pod telewizor i rozpoczynamy maraton z… Demówkami. W pudełku ze sprzętem znalazła się szara płytka z kilkoma demami i tak upłynęła pierwsza noc z nowym domownikiem. Było błogo. Rodzice nie mogli wtedy pozwolić sobie na wydanie kolejnej kasy na grę, więc pierwszy tytuł mieliśmy kupić z własnej gotówki – problemem okazała się jednak dostępność, bo na zakupy musieliśmy czekać cały tydzień na otwarcie giełdy w Katowicach.

W międzyczasie brat wpadł na iście genialny pomysł – podejdzie do kumpla, który miał już PS2 na chacie i pożyczy jedną z jego gier. Wybór padł na Silent Hill 2, ale Witek na odchodne wspomniał, że „pożycza na godzinkę”. Brat wbiegł do domu, odpalił konsolę i tak rozpoczęło się najkrótsze 55 minut w moim życiu. My przez dobre kilkanaście minut staliśmy w pierwszej lokacji i patrzeliśmy na mgłę. Nikt nie ruszał pada, po prostu patrzeliśmy. 4K ULTRA HD READY? BICZ PLZ! TA MGŁA! Gdy zaczęliśmy poznawanie opowieści, gdy łaknęliśmy każdy fragment mitycznego miasta rozdzwonił się domofon. To właśnie wtedy brat wspomniał o „pożyczeniu na godzinę”, bo potraktował to jako żart. Nikomu nie było do śmiechu...

W tym miejscu żałuję, że nie zrobiłem wtedy porządnych notatek… Ile razy można przejść demówkę dodawaną do PlayStation 2 w przeciągu kilku dni? Oj, sporo. Na szczęście nastał weekend. Brat wyruszył z tatą do Katowic, a ja znowu czekałem. Okazało się, że nasza próba podbicia świata za pomocą zebranych przez święta datków nie pozwoliła rozbić szwajcarskiego banku, więc zamiast „weź przynajmniej 3 gry i memorkę” w domu pojawił się brat z Tekken Tag Tournament i drugim padem. A jeszcze rodzice musieli się dołożyć.

I tak nastał piękny czas, który jednak nie trwał za długo. Od godziny 7:00 rozdzwaniał się domofon, wbijali kolejni znajomi i w pokoju mierzącym obłędne 2 na 3 metry potrafiło siedzieć nawet 15 dzieciaków. Jak? Do teraz nie ogarniam, ale logistycznie dawaliśmy radę przez kilka dni. Bez karty pamięci byliśmy zmuszeni do ciągłego odblokowywania tych samych postaci, jednak nikomu to nie przeszkadzało. Graliśmy do upadłego. Dosłownie upadłego...

Pewnego dnia nasza zgrana ekipa została poszerzona o kuzyna. Typowy pececiarz, który widząc kocie ruchy Hwoaranga ślinił się jak szczerbaty do sucharów. Wspominam o nim nie bez powodu, bo ten zwolennik myszki i klawiatury chciał wyjść z pokoju – w tej sytuacji wszyscy jednym chórem krzyknęli „UWAŻAJ NA KABLE”, ale to nie pomogło. Lewą nogę podniósł, ostentacyjnie przekroczył przewody, a drugą pociągnął konsolę, która gruchnęła o podłogę niczym upadające marzenia Popka, niedoszłego mistrza KSW. Kuzyn blady, ja blady, brat blady, kumple bladzi, a płytka na ziemi. Do teraz nie wiem, kto się odważył, podniósł sprzęt i uruchomił konsolę. Działa? Działa! Włączamy Tekkena i gramy dalej! Brzmi za pięknie? Niestety, gra była wypalona przez Japończyków na CD, ale laser DVD postanowił odmówić posłuszeństwa. Doktorze, jaka diagnoza? Kilkaset złotych i pacjent trzy tygodnie na L4. Trzy tygodnie. Trzy tygodnie. Trzy tygodnie.

Zapytacie, czy kuzyn przeżył? Nie do końca wiem, jakie dantejskie sceny wydarzyły się u niego w domu, ale to doświadczenie miało znaczący wpływ na jego karierę gracza. Odrobinę później u niego też pojawił się PlayStation 2 i to z nim przez kilka tygodni przed dostaniem w łapy Mortal Kombat: Deadly Alliance uczyłem się combosów na „sucho”. Wyglądało to dość zabawnie, bo siedzieliśmy przed wyłączonym telewizorem, pomiędzy nami leżał otwarty poradnik PSX Extreme ze wszystkimi ciosami, a my ćwiczyliśmy. Wbijaliśmy kolejne klawisze na padach i uczyliśmy się ataków na pamięć. Gdy już dostaliśmy w łapy dzieło Eda Boona, bez przeszkód potrafiliśmy złożyć kilka mocnych kopniaków. Przyznam się bez bicia, że pierwszy pojedynek przegrałem, a na domiar złego kuzyn – wielki fan Scorpiona – od razu zakończył starcie obłędnym fatality. Tył, tył, dół, tył, kółko - nigdy nie zapomnę tej kombinacji… I animacji wyrywanej głowy Reptile’a.

Z takich historii jest złożone moje życie. Czasami szczęśliwe, czasami mniej, ale grom zawdzięczam naprawdę wiele. Najlepsze wspomnienia z dzieciństwa? To te przy kolejnych konsolach. Teraz czasy się zmieniły. Są inne priorytety, ale gdy córka opadnie z sił, żona ładuje akumulatory przed kolejnym dniem, ja zasiadam na wygodnej kanapie i włączam kolejny tytuł.

W tym wszystkim jedno się nie zmieniło – niezależnie, czy zerkałem na grę brata mając 4 lata, towarzyszyłem mu w historiach na przestrzeni kolejnych, czy teraz trzymając pada w łapie, gry nadal wywołują we mnie chore podniecenie, uśmiech na twarzy i sprawiają mi ogrom satysfakcji przeplatanej z radochą. A jak to było u Was? Opowiecie mi swoje historie?

Na deser przedstawiam moje TOP 10 najlepszych gier na PlayStation 2:

  1. Final Fantasy X
  2. Tekken Tag Tournament
  3. Silent Hill 2
  4. Soulcalibur 2
  5. Devil May Cry
  6. God of War II
  7. Metal Gear Solid 2: Sons of Liberty
  8. Shadow of the Colossus
  9. Kingdom Hearts II
  10. God of War

PS. Tomek, dzięki za wszystko!

Źródło: własne
Wojciech Gruszczyk Strona autora
Miał przyjść do redakcji zrobić kilka turniejów, ale cytując klasyka „został na dłużej”. Szybko wykazał się pracowitością, dzięki której wyrobił sobie pozycję w redakcji i zajmuje się różnymi tematami. Najchętniej przedstawia wiadomości ze świat gier, rozrywki i technologii oraz przygotowuje recenzje gier i sprzętu. Jeśli jest zadanie – Wojtek na pewno się z nim zmierzy. 
cropper