Gwint: Wiedźmińska gra karciana - graliśmy w multi i sprawdziliśmy singla

Gwint: Wiedźmińska gra karciana - graliśmy w multi i sprawdziliśmy singla

Roger Żochowski | 28.06.2016, 13:02

Geralt zakończył już swoją przygodę wraz z dodatkiem Krew i Wino do trzeciego Wiedźmina, ale nie oznacza to, że nie poznamy kolejnej historii z nim związanej. Mieliśmy okazję sprawdzić w akcji samodzielnego Gwinta, czyli dopakowaną wersję słynnej mini-gierki z Dzikiego Gonu. 

Choć już na pierwszy rzut oka widać, że Gwint to zupełnie nowa, pełnoprawna gra, to zasady rozgrywki są z grubsza podobne. Pojedynek składa się z trzech rund, a zadaniem każdego z graczy jest wygranie przynajmniej dwóch. Można tego dokonać uzyskując lepszy wynik punktowy od naszego przeciwnika. Stół każdego z graczy wciąż podzielony jest na trzy części, na których możemy stawiać kolejno karty piechoty, łuczników oraz jednostek oblężniczych. Do tego dochodzą karty pogody oraz specjalne, które modyfikują warunki na planszy. Sama rozgrywka podzielona jest na tury, w trakcie których na przemian z przeciwnikiem wykładamy na stół kolejne karty. Deweloperzy postanowili bowiem ponownie oprzeć całą zabawę tylko i wyłącznie na kartach. To one i tylko one są naszym zasobem. Nie ma więc żadnych wskaźników magii czy żywiołów, dzięki czemu zabawa jest od początku jasna i przejrzysta.

Dalsza część tekstu pod wideo

W menu gry poza multiplayerem można dostrzec kampanię (o niej za chwilę), tutorial, deck builder, sklep (mikrotransakcje) oraz zakładkę, w której podejrzymy swoją kolekcję kart. Zanim zaczniemy pojedynek na początek wybieramy talię, którą będziemy grać. Póki co dostępne były cztery - Królestwa Północy, Scoia'tael, Potworów oraz Skellige. Z czasem do zestawu dołączy jeszcze talia Cesarstwa Nilfgaardu. Każda z nich jest oczywiście inna i oferuje odmienny styl gry. Wciąż liczy się bowiem odpowiednio dobrana taktyka oraz blef, którym można zmylić przeciwnika. Muszę przyznać, że rywalizacja z żywym graczem naprawdę daję radę i sprawia, że jeszcze bardziej emocjonujemy się każdą kolejną turą. Przydałby się jedynie jakiś licznik czasu, bo obecnie przeciwnik nie ma żadnego ograniczenia czasowego podczas tury. 

Po wylosowaniu 10 kart z wybranej talii możemy tak jak w pierwotnej wersji wymienić maksymalnie trzy. Wiele kart znanych z podstawki zmieniło się teraz nie do poznania. I nie chodzi tylko i wyłącznie o nowe wartości punktowe, ale zupełnie inne umiejętności jak np. możliwość podkradania kart z talii przeciwnika. Karty bohaterów wciąż są odporne na większość efektów, a dodatkowo oferują różne bonusy. Mocno osłabiono Szpiegów, czyli karty z ikonką oka. Np. użycie szpiegowskiej karty Dijkstry dodawało nam w trzecim Wiedźminie dwie karty do puli, zaś przeciwnikowi cztery punkty do ogólnego wyniku. Teraz za jej użycie dostaniemy tylko jedną dodatkową kartę, zaś do puli rywala wpadnie aż 8 punktów. Jak dla mnie trochę za mocne "cięcia", bo granie szpiegami przestało mięć teraz większy sens. Inna sprawa, że w nowym Gwincie mamy kilka rodzajów szpiegów (nowa ikonka oka przebitego sztyletem). Czasami możemy sami dobrać sobie bonusową kartę z puli dwóch, gdzie jedną widzimy, a druga jest niewiadomą. Jest ryzyko jest zabawa.  

Większe znaczenie odgrywają teraz karty medyków, które pozwalają przyzywać inne karty z „cmentarza”. Jest znacznie więcej zależności i łatwiej odpalić różne reakcje łańcuchowe na planszy, dzięki czemu rozgrywka nabrała głębi. Póki co bardzo dużą moc ma Pożoga, która niszczy wszystkie karty najwyższej wartości na planszy. Mając 2-3 pożogi można siać spustoszenie na stole nawet w momencie, gdy sytuacja wydaje się beznadziejna. Z jednej strony jest to fajne, bo możemy zaskoczyć przeciwnika gdy wygraną ma już w kieszeni, z drugiej odniosłem wrażenie, że moc Pożogi jest przesadzona i oparcie na niej strategii stało się często kluczowe. Oczywiście pamiętajmy, że to tylko wersja alpha gry i jeśli chodzi o balans kart wiele się jeszcze zmieni. Póki co słabo wypada choćby talia kart Potworów. Grałem z dwoma deweloperami CD Projekt RED i za każdym razem, gdy wybierali Potwory, nie miałem większych problemów z wygraną. O ile oczywiście mi się nie podstawiali :)

Znacznie lepiej prezentuje się oprawa graficzna Gwinta. Poza upiększonym stołem doszły choćby w pełni animowane karty premium, które wyglądają kozacko wliczając w to efekty cząsteczkowe. Oczywiście z czasem - w ferworze walki - nie będziemy na to zwracali uwagi, ale fajnie, że postanowiono zadbać o graficznych purystów. Jedyne co nie do końca pasuje mi w nowej stylistyce to sumowanie punktów na poszczególnych częściach stołu. Punkty składowe zlewają się teraz z punktacją ogólną, co trochę dezorientuje i jest mało przejrzyste, ale może jest to kwestia przyzwyczajenia. Ciężej też odróżnić ikonki na kartach odpowiadające za piechotę, łuczników i maszyny oblężnicze, ale temu również „winny jest” graficzny przepych.

Kampania dla pojedynczego gracza została zaprezentowana przez deweloperów w formie niegrywalnej, ale zapowiada się naprawdę ciekawie. Każda z szykowanych historii to przynajmniej 10 godzin gry. Stworzone zostaną scenariusze opowiadające losy postaci znanych z książek i gier, ale i zupełnie nowych bohaterów, zaprojektowanych specjalnie na potrzeby Gwinta. Na prezentacji Geralt wraz z kompanami dostał zadanie przeprowadzenia przez nawiedzony las pewnej Baronowej. Kobitka została jednak zabita, a my mieliśmy okazję zwiedzić nieprzyjazną okolicę. Podczas eksploracji mapy świata akcję obserwujemy z góry maszerując do różnych ciekawych punktów. Mowa nie tylko o lokacjach fabularnych, ale również tych zupełnie opcjonalnych (na prezentacji były to stare ruiny). Nie zabraknie też podejmowania decyzji mających swoje konsekwencje, więc każda z kampanii będzie miała zapewne różne zakończenia.

Narracja wspomagana jest przez komiksowe scenki, na których widzimy animowane tła i bohaterów (takie rozbudowane wersje przerywników znanych z Wiedźmina 3). Wchodząc do danej lokacji możemy też natknąć się na lektora opowiadającego wydarzenia z perspektywy narratora. Oczywiście jak na karciankę przystało nie będziemy mieli do czynienia z walką w prawdziwym tego słowa znaczeniu. W pewnym momencie Geralt i jego ekipa natknęli się na demona, który opętał ciało baronowej. I to właśnie on był liderem/królem armii naszego wroga podczas starcia w Gwinta. Każdy taki lider będzie miał własne umiejętności i charakterystykę, z którą będziemy mogli zapoznać się przed pojedynkiem. Podczas walk bohaterowie toczyć będą rozmowy z przeciwnikiem oraz komentować wydarzenia na planszy, co jest fajnym urozmaiceniem. Niestety kart zdobytych w singlu nie będziemy mogli użyć w multi, ale za ukończenie kampanii dostaniemy inne bonusy, z których skorzystamy w sieciowych walkach. Jakie? Tego póki co nie zdradzono. Dodajmy, że o ile multi po sieci zostanie udostępnione w formie free-to-play z opcją mikrotransakcji, tak już singlowa kampania będzie płatna. Znając CD Projekt RED o stosunek jakości contentu do ceny nie musimy się martwić.

Już teraz wiadomo, że gra zaoferuje crossplatformową zabawę użytkownikom PC i Xboksa One. Cały czas trwają jednak rozmowy, by również gracze posiadający wersję na PS4 mogli stawać w szranki z osobami posiadającymi konkurencyjne platformy. Co by nie pisać, Gwint wygląda naprawdę fajnie i ma w sobie ten magnes, który zachęca do zagrania "jeszcze jednej partii". Rozgrywka nie jest tak skomplikowana jak w Heartstone, a poprzeczka dla nowicjuszy została postawiona niżej, co ma zarówno swoje wady i zalety. Ja osobiście jestem usatysfakcjonowany i czekam na betę. 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Gwent: The Witcher Card Game.

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper