Recenzja filmu „Cloverfield Lane 10”

Recenzja filmu „Cloverfield Lane 10”

Dawid Muszyński | 03.05.2016, 18:30

Zajęty nowymi „Gwiezdnymi Wojnami” J.J.Abrams powierzył swoją najnowszą produkcję debiutantowi Danowi Trachtenbergowi i był to strzał w dziesiątkę. 

Po dramatycznym wypadku samochodowym, Michelle (Mary Elizabeth Winstead) odzyskuje przytomność w podziemnym schronie. Od Howarda (John Goodman), który się nią opiekuje, dowiaduje się, że ocalił jej życie przed śmiercionośnym atakiem chemicznym, który skaził Ziemię, czyniąc ją niemożliwą do zamieszkania. Zdezorientowana, przerażona kobieta decyduje, że musi się wydostać ze schronu, bez względu na to, co zastanie po wyjściu na zewnątrz. Zwłaszcza, że jej rzekomy wybawiciel wydaje się być pozbawiony zdrowych zmysłów. I na tym opisie poprzestanę, by uniknąć spojlerów.

Dalsza część tekstu pod wideo

Film był zapowiadany jako kontynuacja „Projektu: Monster” (w oryginale „Cloverfield”) z 2008 roku i w sumie tyle na jego temat było wiadomo. Później pojawił się genialny zwiastun pokazujący trójkę ludzi zamkniętych w jakimś schronie. I tyle. Wszystko opiera się na wielkiej tajemnicy, która jest najmocniejszym punktem tego filmu. Trachtenberg postanowił grubą kreską odciąć się od pierwszej części i wyzbyć się widowiskowych scen z użyciem efektów specjalnych jak rozpadająca się Statua Wolności. W zamian dostajemy bardzo stonowany i wyciszony thriller z wieloma suspensami. Duża w tym zasługa współautora scenariusza Damiena Chazelle’a, który nie lubi nudy na ekranie. W mistrzowski sposób udaje mu się wyprowadzić w pole widzów i to nie raz. Do końca nie wiemy czy Howard faktycznie jest oszołomem i wielbicielem wszelakich teorii spiskowych za jakiego bierze go bohaterka, czy może jednak mówi prawdę i za drzwiami schronu nie ma żywej duszy. W końcu pamiętamy wielkie monstra dewastujące Nowy Jork w poprzedniej części.

Obraz zaczyna się od mocnego wejścia i tak jak uczył kiedyś Alfred Hitchcock nie zwalnia tempa, za każdym razem podnosząc napięcie tak, by widz przez cały seans siedział jak na szpilkach, nie wiedząc co go czeka. Całość przecież odbywa się praktycznie w jednym pomieszczeniu jednak znakomicie napisane postaci nie pozostawiają miejsca na nudę, skupiając na sobie 100% uwagi widzów.

Podobno od kiedy tylko reżyser dostał gotowy scenariusz w roli Howarda widział jedynie Johna Goodmana. Nie chciał nikogo innego zapraszać na casting. To było genialne posunięcie, które zaprocentowało, bo aktor znakomicie odnajduje się w swojej roli. W jednej scenie miota się jak nawiedzony po ciasnym schronie by później zachowywać się jak opiekuńczy wujek o anielskim usposobieniu. Wydaje mi się, że jest to jedna z najlepszych kreacji Goodmana ostatnich lat. Szkoda, że nie można tego samego powiedzieć o partnerującej mu Mary Elizabeth Winstead, której nie kupuję do końca jako przestraszonej kobiety walczącej o swoje życie i wolność. Choć z drugiej strony może to John za wysoko postawił poprzeczkę.

Jak już wspomniałem, akcja filmu rozgrywa się w dużej mierze w jednym pomieszczeniu, jednak dzięki dobrej pracy kamery, dobrym kadrom Jeffa Cuttera, większość scen jest przedstawiona bardzo dynamicznie i tylko potęguje napięcie grozy. Kamera sprawnie porusza się po świetnie zaprojektowanym schronie, który swoim wystrojem przypomina wnętrze z jakiegoś sitcomu. Panuje tu piękny minimalizm niczym z katalogu Ikea rocznik 90.

Cały klimat niestety wielu osobom może popsuć ostatni 15 minutowy akt. Jest to jedno z tych zakończeń, które część widowni pokocha, a inni uznają za głupie i infantylne. To zakończenie na pewno podzieli ludzi i wzbudzi mieszane uczucia. Ja byłem lekko zawiedziony.

Wciąż nie wiem jak „Cloverfield Lane 10” łączy się z „Projektem: Monster”, ale z drugiej strony J.J. Abrams, który jest producentem obu obrazów na pewno ma to przemyślane i za jakiś czas zaskoczy nas kolejnym obrazem z tej serii, spajając pierwsze dwie części w całość i tworząc tym spójny, własny świat. W końcu on nienawidzi prostoty co udowodnił chociażby w serialach „Zagubieni” czy „Fringe: Na granicy światów”.

Źródło: własne

Atuty

  • Scenariusz
  • John Goodman
  • Praca kamery
  • Klimat

Wady

  • Słabo wymyślone zakończenie

Dawno żaden film tyle razy mnie nie oszukał.

7,0
Dawid Muszyński Strona autora
cropper