PlayStation 5/Xbox Series X - odwieczny dylemat, wydajność czy jakość?

PlayStation 5/Xbox Series X - odwieczny dylemat, wydajność czy jakość?

Krzysztof Grabarczyk | 02.10.2021, 10:00

Internetowi prorocy ud ubiegłej zimy wieszczą kres wojen konsolowych. Te trwają nieprzerwanie od czasów konfliktu retrofanatyków Segi oraz Nintendo. 

Gdzieś tam w zrębach pradawnych for dyskusyjnych odnaleźć można archiwalne posty dotyczące wyższości Mega Drive nad SNES oraz odwrotnie. Nie inaczej wyglądały spory za czasów PSX/N64. Nikt z nas tego nie pamięta z racji ówczesnego dziecięco wieku oraz przede wszystkim, totalnego braku dostępu do Internetu - najpotężniejszego z dokonań dzisiejszej ludzkości. Minęły dekady, spory nie ustają. "War never changes" jak brzmi słynny cytat marki Fallout. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Skoro wojna się nie zmienia, czy nie zmieniamy się my? A może w końcu nadszedł czas, w którym odwieczne, konkurencyjne platformy rozpoczną coś w rodzaju obopólnego uzupełniania? Gdybyśmy się uparli co do słuszności współczesnych platform, zwyciężyłaby kultura PC. Dlaczego? To jest akurat uwarunkowane historycznie oraz technicznie. Prehistoria branży gier to przecież gigantyczne komputery oferujące klasyczne kółko i krzyżyk. PC to również jedyna całkiem otwarta architektura. Konsole zawsze przegrywały pod tym względem. Dzisiaj adaptują się do pecetowych metod personalizacji rozgrywki. Dawniej byłoby to wręcz nie do pomyślenia. 

Konsolowa rzeczywistość

PlayStation 5/Xbox Series X - odwieczny dylemat, wydajność czy jakość?

Za czasów ośmiu czy szesnastobitowych konsol, gracze pecetowi nie do końca traktowali je zbyt poważnie. Chociaż biły w Stanach rekordy popularności tak mocne restrykcje Nintendo oraz oczywiste granice techniczne nie pozwalały na wiele. O legendach pokroju Doom można było jedynie pomarzyć. Wiele się zmieniło wraz z wejściem na rynek PlayStation. Przede wszystkim, konsole wkroczyły w erę 3D. W tym punkcie historii rozpoczyna się szczątkowa rywalizacja oraz podział grających. Rdzenni pecetowcy obstawali przy swoim, ponieważ mogli de facto bawić się przy lepszej jakości. Nam może się wydawać, że trend porównywania rozmaitych wersji danej gry na konsole oraz PC wszedł w życie od niedawna. Zanim eksperci z Digital Foundry rozpoczęli swoją głośną obecnie działalność, mieliśmy całe multum innych wyspecjalizowanych komórek zajmujących się analizą gier pod kątem technicznym. Szerszy pogląd w temacie dał dopiero Internet. Kiedy właściwie zaczęliśmy przykładać wagę do różnic między platformami? Kiedy zaczęliśmy przedkładać wydajność ponad oprawę oraz odwrotnie? 

Gdybym miał się doszukiwać początku z osobistej perspektywy, wskazałbym czasy klasycznego PSX. Konkretnie, wersje NTSC działające znacznie szybciej niż te pochodzące z regionu PAL. Uruchamiając legendarne Tekken 3 (1998, Namco) różnica w działaniu okazała się potężna. W zasadzie od tamtej pory tak mi już zostało. Widmo ograniczeń konsolowych architektur nadeszło wraz z drugą połową siódmej generacji konsol. O technicznej aczkolwiek nieudolnej przewadze PS3 nad Xbox 360 popełniliśmy już kilka wpisów, więc przejdę do meritum. Owa generacja trwała według niektórych nazbyt długo, została przedłużona głównie dzięki kontrolerom ruchu przez pryzmat wielkiego sukcesu Nintendo. Tutaj granica między wersjami pecetowymi oraz konsolowymi zatarła się jak nigdy przedtem. Przypadek komercyjnych hitów pokroju Battlefield 3 (2011, DICE) czy Crysis 3 (2013, Crytek) jedynie potwierdził oczywistą przewagę PC. Wiele zmieniło się w listopadzie, 2016 roku. 

Na rynku pojawia się wzmocniony model PlayStation 4 Pro. Według graczy miał to być początek końca dawnej konsolowej idei, która odgraniczała PC od konsol. Ludzie zagłosowali portfelami, więc trend ulepszonych technicznie modeli wszedł szybko w życie. Generalnie, zaczęło Nintendo oferując w przeszłości dodatkowe rozszerzenia komponentów dla Nintendo 64 (RAM Pack, Expasion Pack). Mało kto już dzisiaj o tym pamięta. Pewnie część z Was zachodzi w głowę dlaczego poruszam kwestię przeszłości. Tutaj właśnie zaczyna się na potężną skalę to co obserwujemy w chwili obecnej. Odwieczny dylemat - wydajność czy jednak grafika? Ciężko o jednoznaczny kompromis. Rozpoczęta ubiegłej jesieni dziewiąta generacja rozwiewa nasze wątpliwości. Pozwala zdecydować na obecnym etapie. Pytanie brzmi, na jak długo? 

Płynność czy piękno? 

PlayStation 5/Xbox Series X - odwieczny dylemat, wydajność czy jakość?

Najlepiej dwie te rzeczy w jednym pakiecie. Niestety, nie można mieć wszystkiego. Ostatnie tygodnie spędziłem na szaleńczych sprintach (nie)wielkiego cyberpunka czyli rodzimego GhostRunnera. To świetny i bardzo pomysłowy projekt uświadamiający znaczenie odpowiedniej wydajności dla tempa i responsywności rozgrywki. W trakcie brnięcia przez gry stawiające na szybkość doceniamy potencjał lepszego klatkażu. Z tego względu stawiam na tryb Performance podczas wyboru ustawień jakości rozgrywki. I to w każdej produkcji. Chociaż istnieją na rynku tytuły, które osiągają zarówno śliczną oprawę oraz tryb 60 klatek na sekundę. Resident Evil 2 oraz 3 po renowacji miały z góry "przypisaną" podwojoną wydajność dla PS4 Pro/XOX. Nie mieliśmy nawet możliwości przeskoczenia na tryb bardziej filmowy. Rozgrywka w 60 klatkach jest dla mnie absolutnym priorytetem na drodze czerpania jak najlepszych wrażeń z rozgrywki. 

Kiedy w ręce wpadło mi upragnione PS5, nowojorskie eskapady Milesem Moralesem odbywały się tylko przy suwaku wydajności. Podobnie jak ostatnia ko(s)miczna wyprawa Ratcheta i Clanka wzdłuż czasowych wyrw. Do lepszej oprawy przyzwyczajamy się relatywnie szybko, do wydajności - jeszcze szybciej. Sprawdźcie to sobie w obojętnie której grze wydanej na przestrzeni ostatniego roku. To odwieczny dylemat, choć w przypadku świeżych jeszcze PS5/XSX już nie do końca. Nadejdzie w końcu moment, gdy tytuły nowej generacji wymuszą zerowe kompromisy. W praktyce oznacza to, że takie Uncharted 5 nie zaoferuje już wyboru pomiędzy wydajnością lub oprawą. Z przyczyn czysto-technicznych rzecz jasna. W poprzedniej generacji, potęgę trybu 60 klatek poznaliśmy głównie w produkcjach cross-genowych lub edycjach zremasterowanych. Obawiam się, że tym razem będzie podobnie. 

Dopóki konsole będą oferowały opcje ustawień, wciąż stawiam na wydajność. Na przeciwległym horyzoncie jest z kolei nieco inna teoria, wynikająca z faktycznej sytuacji z dostępnością konsol. Powszechnie wiadomo o komplikacjach w łańcuchu dostaw aż do połowy 2022 roku lub dalej. Jeśli te logistyczne przewidywania się sprawdzą, tytuły międzygeneracyjne pozostaną w użyciu dłużej niż analogicznie w poprzedniej generacji. God of War: Ragnarok, Horizon: Forbidden West czy wreszcie Halo: Infinite w niedalekiej przeszłości miały trafić wyłącznie na PS5/XSX. Z jednej strony, powinniśmy się cieszyć ponieważ zaznamy luksusu 60 klatek. Gorzej z tymi, którzy stawiają raczej na oprawę. Jak sami widzicie, to odwieczny dylemat. Jaki jest Wasz wybór? 

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper