Ranker: Najgorsze gry na podstawie seriali

Ranker: Najgorsze gry na podstawie seriali

misiek_86 | 01.11.2013, 13:07

W ostatnich tygodniach zakończyła się emisja dwóch uwielbianych przez miliony amerykańskich serialów – Dextera, niestety nie tego kreskówkowego, oraz Breaking Bad. Zaczęła się też jesień, czyli okres, gdy co tydzień fani mają możliwość oglądania nowych odcinków wielu innych doskonałych serii. Uznaliśmy ten moment za idealny, aby przyjrzeć się grom, które powstały w oparciu o serialowe licencje. Niestety, podobnie jak ma to miejsce z tytułami nawiązującymi do filmów, większość z tych pozycji jest przeciętna lub wręcz zła.

8. South Park (PS One, 1999)

Dalsza część tekstu pod wideo

Omawiany tytuł pochodzi z czasów, gdy emitowano dopiero trzeci sezon serialu i nikt jeszcze nie był w 100% pewien, że stanie się on popkulturowym fenomenem porównywalnym chyba jedynie z Simpsonami. Wówczas nieistniejąca już dziś firma Acclaim nabyła prawa do realizacji trzech gier ze Stanem, Kylem, Cartmanem i Kenny w rolach głównych. Najbardziej absurdalną z nich była właśnie za zatytułowana identycznie jak serial (dwie pozostałe to skrzyżowanie quizu i gry imprezowej oraz klon Mario Kart), ponieważ uczyniono z niej… strzelaninę FPP.

Fabuła była dość prosta – do ziemi zbliża się kosmiczny meteoryt, a czwórka nieletnich przyjaciół stanowi ostatnią nadzieję ludzkości. Twórcy mogli puścić tu wodze fantazji i wymyślić masę śmiesznych, absurdalnych czy obrzydliwych przeciwników. Niestety, przez większość gry ubijamy wyłącznie hordy agresywnych i do tego piekielnie szybkich indyków. W temacie broni deweloperzy byli w miarę kreatywni, ponieważ przeciwników eliminujemy m.in. za pomocą śnieżek, piłek czy karabinu maszynowego wypluwającego jajka. Nie wykazali się natomiast jeśli chodzi o kreowanie poziomów, które są po prostu dużymi arenami, po których biegają przeciwnicy, pozbawionymi jakichkolwiek łamigłówek czy elementów zachęcających do eksploracji. Grze nie posłużyła też przygotowana w 3D oprawa, ponieważ trudno było przy mocy pierwszego PlayStation porządnie oddać w trzecim wymiarze oszczędnego stylu graficznego serialu. Na dobitkę konwersja z pierwotnej platformy, czyli Nintendo 64 została przygotowana przez partaczy.

 

7. 24: The Game (PS2, 2006)

Serial „24 Godziny”, bo tak się w naszym kraju ta audycja nazywała, był ogromnym przebojem. W USA przyczynił się do reaktywowania dogorywającej kariery Kiefera Sutherlanda, który teraz będzie głosem Snake’a w Metal Gear Solid V. W Polsce też zrobiła niemałą furorę, gdy „jedynie” dwa lata po premierze amerykańskiej pierwszy sezon został wyemitowany przez telewizję Polsat.

Kilka lat później wewnętrzne studio Sony zlokalizowane w Cambridge podjęło się próby przeniesienia znanych z serialu emocji do gry wideo. Niemałym osiągnięciem było namówienie do wzięcia udziału w produkcji praktycznie wszystkich aktorów znanych z telewizji. Dzięki temu przerywniki filmowe oraz fabuła stanowiły największą zaletę gry. Akcja osadzona została pomiędzy wydarzeniami przedstawionymi w drugim i trzecim sezonie serialu, dzięki czemu nie powielała znanych już telewidzom wątków, ale uzupełniała luki fabularne oraz pogłębiała tło stojące za niektórymi bohaterami pobocznymi.

Podobnie jak serial gra została podzielna na 24 godzinne „odcinki”, w ramach których wytyczono aż 58 misji. Niestety, poziom realizacji właściwej rozgrywki wołał o pomstę do nieba. Najwięcej czasu spędzało się tutaj na strzelaniu w ujęciu TPP. Zaimplementowano nawet całkiem na ówczesne standardy system osłon. Niestety zawodziła precyzja sterowania, działanie kamery, AI przeciwników oraz detekcja kolizji, czyli właściwie wszystkie elementy niezbędne do stworzenia przyzwoitej strzelanki. Poziomy pościgowe i wszystkie inne wymagające korzystania z aut cierpiały z powodu księżycowej fizyki, która redukowała przyjemność z grania do minimum. Sytuacji nie ratowały też krótkie sekwencje przygodówkowe, a nawet znak rozpoznawczy serialu, czyli przesłuchania. Jak to ujął jeden z zachodnich recenzentów: „Szkoda, że Sony nie kazało nadzorować produkcji samemu Jackowi Bauerowi, gdybym on potraktował co jakiś czas devów swoim firmowym krzykiem, to finalny efekt na pewno byłby lepszy”.

 

6. Lost: Via Domus (PS3, 2008)

Ludzie uwielbiają teorie spiskowe i tajemnice. „Zagubieni” zawierali elementów zaliczanych do obu kategorii aż nadto. Akcja gry została umiejscowiona w trakcie pierwszego i drugiego sezonu, a więc wtedy, gdy cała opowieść trzymała się jeszcze jako tako kupy (choć z perspektywy czasu można powiedzieć, że już wtedy scenarzyści najprawdopodobniej wiedzieli, że nie są w stanie wszystkich wątków złączyć sensowną klamrą i dlatego starali się ciągnąć ten wózek jak najdłużej). Do grona gigantów dostarczających na rynek słabe adaptacje gier video postanowił w tym przypadku dołączyć Ubisoft, który co ciekawe zlecił stworzenie gry jednemu ze swoich najlepszych oddziałów - temu z Montrealu.

Fabularnie nie było źle. W znane z serialu wydarzenia wpleciono całkowicie nowego bohatera, Elliott Maslowa, fotografa. Miał on także pecha być na pokładzie słynnego samolotu numer 815, który rozbił się na nieznanej wyspie. Pierwszą część gry poświęcamy tu na odwrócenie efektów amnezji bohatera, a z czasem wchodzimy w interakcje z coraz większą liczbą znanych z serialu postaci. Całkiem sprawnie wykorzystano tu też, stosowane intensywnie w serialu, retrospekcje, w trakcie których Elliot musi pstrykać fotki, aby odzyskiwać kolejne strzępki wspomnień.

Niestety, rozgrywka jest tutaj bardzo uproszczona. Posilę się znowu cytatem z recenzji „Lost: Via Domus to przygodówka point-and-click, tyle że pozbawiona całej frajdy z wyszukiwania i klikania”. Gra jest całkowicie liniowa. Nie byłoby to problemem, gdy stawiane przed graczem wyzwania były ciekawe, wymagały myślenia albo chociaż sprawnych palców. Tak jednak nie jest. Zdecydowana większość zadań zawiera się w schemacie – porozmawiaj z odpowiednią osobą, udaj się we wskazane miejsce, wykonaj prostą czynność i idź do kolejnej osoby z uzyskanym przedmiotem lub informacją. Minigierki, takie jak ustalanie przepływu prądu, też są bardziej wkurzające niż zmuszające do myślenia. Na dłuższą metę byłoby to wszystko bardzo nużące, ale… nie zdąży być, ponieważ całą grę można ukończyć w 4-5 godzin. Współczuję ludziom, którzy wydali na ten tytuł w 2008 roku dwie stówki.

 

5. The Walking Dead: Survival Instinct (PS3, 2013)

Przed wami najnowszy tytuł w naszym zestawieniu, czyli wydany na początku tego roku The Walking Dead: Survival Instinct, oparty w odróżnieniu od świetnej miniserii Telltale Games nie na komiksie, ale właśnie na serialu o Żywych Trupach. Tytuł ten miał wbrew pozorom spory potencjał, w końcu wydano już dziesiątki dobrych i bardzo dobrych strzelanin, w których zombiaki robiły za głównych oponentów. Co więcej, deweloper, firma Terminal Reality, miał kilka dobrych pomysłów. Niestety, zostały one albo porzucone albo źle zrealizowane.

Akcja toczy się krótko po wybuchu epidemii zombie, zamieniającej zainfekowanych w żądne ludzkiego mięsa nieumarłe monstra. Fabuła koncentruje się na losach braci Dixon i ich podróży do miasta Atlanta, które rzekomo ma zapewnić bezpieczne schronienie ocalałym. Sterujemy młodszym z nich, Darylem, a Merle jest kontrolowany przez AI. Skoro już o inteligencji mowa, to od razu warto wspomnieć jedną z większych wad gry – sztuczną inteligencję właśnie. Zarówno zombiaki, jak i towarzysze, potrafią się tutaj blokować na drzwiach, murkach i płotkach, z sobie tylko znanych przyczyn zmieniać kierunek biegu czy zaniechać ataku.

Inne elementy wykonano jednak jeszcze gorzej. W odróżnieniu od niektórych innych wspomnianych w tekście gier tutaj nawet historia nie jest ani porządne napisana, ani pokazana. Brakuje jakichkolwiek emocji, czy zżycia z, bardzo interesującymi w serialu, bohaterami. Dodatkowo ich przygoda kończy się otwartym, niewiele wyjaśniającym zakończeniem i trwa ok. 6 godzin. Wspomniałem o niewykorzystanym potencjale. Zarówno możliwość wyboru różnych dróg (szybsza autostrada, bezpieczniejsze boczne drogi lub bogate w surowce tereny zabudowane), jak i rekrutowanie, a później zarządzanie, towarzyszami zostały w finalnej grze zawarte, ale stojąca za nimi mechanika jest albo niesprawna albo totalnie nielogiczna. Natomiast samo strzelanie nie sprawia żadnej przyjemności, więc i ono nie było w stanie gry uratować.

 

4. The Sopranos: Road to Respect (PS2, 2006)

„Rodzina Soprano” była serialem bardzo dobrym, trzymającym w napięciu, dobrze zagranym. No i dotyczącym tematyki, która nie przestaje interesować telewidzów od premiery Ojca Chrzestnego, czyli funkcjonowania mafijnych rodzin. W odróżnieniu od wielu innych umieszczonych w RankeRze audycji stanowiła więc idealny materiał na przyzwoitą grę wideo. Wystarczyło tylko przygotować poprawnego klona GTA, dołożyć do niego dobrą historię ze znanymi bohaterami. Przepis na sukces artystyczny i komercyjny autorzy Road to Respect mieli wyłożony na tacy. Nie umieli jednak z niego skorzystać w odpowiedni sposób.

Zacznijmy od strony fabularnej gry. Otóż faktycznie zaangażowano tutaj większość oryginalnych aktorów, w tym świętej już niestety pamięci James Gandolfini. Mało tego, w procesie produkcyjnym uczestniczył również aktywnie twórca serialu David Chase. Efektem ich starań była nietrzymająca się kupy opowieść, w której bohaterowie zachowywali się często… zupełnie inaczej niż w telewizyjnym pierwowzorze, co zirytowało wiernych fanów. Jak to możliwe, że HBO i THQ pozwoliły twórcom z 7 Studios spartolić tak istotny element pozostaje dla mnie niezrozumiałą zagadką. Reszta gry spełnia natomiast oczekiwania. Pod warunkiem, że ktoś oczekiwał nudnego, powtarzalnego chodzonego mordobicia. Próby uczynienia z gry czegoś więcej niż prosta młócka, na czele z reklamowanym jako rewolucyjny mechanizmem zyskiwania tytułowego respektu nie do końca sprawdziły się w praktyce. Dodajmy do tego przeciętną grafikę oraz fakt, że gra z pewnością nie została odpowiednio przetestowana przed wypuszczeniem na rynek (liczba błędów, występujących na samym pierwszym poziomie wystarczyłaby do obsadzenia 10 innych produkcji), a otrzymamy obraz nędzy i rozpaczy w porównaniu z branżowymi standardami sprzed 7 lat. O tych dzisiejszych nawet nie wspominając.

 

3. Home Improvement: Power Tool Pursuit! (SNES, 1994)

Serial „Pan Złota Rączka” z Timem Allenem nie miał na szczęście nic wspólnego z tym, co sobie pomyśleliście czytając polski tytuł, mimo tego, że jedną z mniejszych rólek zagrała w nim Pamela Anderson. Był to familijna komedyjka opowiadająca o losach tytułowego pana złotej rączki, prowadzącego w telewizji program o majsterkowaniu, a w rzeczywistości ofermie, nie mającej pojęcia nie tylko o pracach domowych, ale w ogóle o życiu. Humor pojawiał się tutaj głównie w słownych starciach Tima ze współprowadzącym audycję oraz ze wścibskim, ale służącym celnymi radami, sąsiadem zza płotu.

No dobrze, ale gdzie tu materiał na grę? Otóż nigdzie. Zgodnie ze standardami panującymi w latach osiemdziesiątych i w pierwszej połowie dziewięćdziesiątych jeśli developer dostawał propozycję zrobienia gry na licencji, to tworzył po prostu dwuwymiarową platformówkę. Było to rozwiązanie najbezpieczniejsze i z racji tego, że większość dostępnych na rynku programistów miała już do czynienia z takimi projektami, także najtańsze. Dokładnie tak postąpiła firma Imagineering, tworząc Home Improvement: Power Tool Pursuit! Tim przebija się tu przez cztery duże poziomy, w trakcie których skacze po platformach i za pomocą zmodyfikowanych do użycia bojowego domowych narzędzi walczy z dinozaurami, robotami czy mumiami. Żaden ze światów nie miał nic wspólnego z serialem, a jakość gry pozostawiała wiele do życzenia. Rezultatem tego były krytyczne recenzje i bardzo niska sprzedaż tej pozycji, mimo popularności serialu. Ciekawostkę stanowi fakt, że w pudełku nie było żadnej tłumaczącej klawiszologię broszurki, a gra witała użytkownika „zabawnym” tekstem, w świetle którego „prawdziwi faceci nie korzystają z instrukcji”.

 

2. Dexter: The Game (PC, 2011)

Skoro tylko we wstępie do RankeRa tytuł tego serialu pojawił się aż dwa razy, to można było się spodziewać, że i gry na jego podstawie nie zabraknie. Oczekiwania wobec tej produkcji nie były duże, ponieważ od początku zapowiadała się na pozycję niskobudżetową. Fakt, że nie znalazła w Polsce dystrybutora tylko utwierdził fanów w przekonaniu, iż nie ma na co czekać. Nikt jednak nie spodziewał się chyba aż takiej kaszanki, jaką okazał się finalny produkt.

Ciekawe jest to, że twórcom nie zabrakło pieniędzy na zapłacenie wszystkim znanym z telewizji aktorom, na czele z odtwórcą tytułowej roli Michaelem C. Hallem, który przeczytał ponad 1100 linijek dialogów. Chociaż nie, to nie jest ciekawe, to jest na swój sposób smutne, ponieważ oznacza, iż jeszcze mniej funduszy poszło na szlifowanie rozgrywki i grafiki. W efekcie gra w wersji na komputery osobiste nie różniła się praktycznie niczym od tej wydanej rok wcześniej na komórki z systemem iOS. Filmy były więc w koszmarnie niskiej rozdzielczości, a otoczenie pozbawione szczegółów i do bólu plastikowe. Animacje składają się z kilku klatek animacji, a obiekty niejednokrotnie „teleportują” się z miejsca na miejsce. Powiedzieć, że wyglądało to wszystko jak wersja beta średniej gry na pierwsze PlayStation to udzielić komplementu Dexterowi.

Czy interesująca rozgrywka uratowała ten tytuł? Oczywiście nie. Pozostałości z iOSowego rodowodu zaowocowały niepotrzebnym utrudnieniem niektórych minigierek, stanowiących największą zaletę wersji komórkowej. Deweloperzy zapomnieli zdaje się, że czynności, które wykonuje się łatwo na ekranie dotykowym już takie intuicyjne przy użyciu myszki nie są. Elementy eksploracji, rozmowy z bohaterami czy skradanie są albo słabe albo co najwyżej średnie. Na dobitkę gra zawiera szereg błędów, które potrafią nawet uniemożliwić jej ukończenie. Dexter wykorzystuje tylko jeden slot na zapis gry, więc jeśli coś się zepsuje, to trzeba zaczynać od początku. Mało komu się pewnie chciało drugi raz wchodzić do tego bagienka.

 

1. Friends: The One With All The Trivia (PS2, 2005)

„Przyjaciele” to jeden z najważniejszych seriali w historii telewizji. Może nie jest to najśmieszniejszy czy najbardziej rewolucyjny tasiemiec, ale jak żaden inny podbił serca ogromnych rzesz telewidzów. Stał się tak popularny, że grupę nikomu nieznanych na początku aktorów uczynił po 10 latach multimilionerami, zgarniającymi w trakcie finałowego sezonu siedmiocyfrowe honoraria za każdy odcinek.

Nie było więc nic dziwnego w tym, że właściciele praw do marki, firma Warner Brothers, postanowili zarobić dodatkowo, wypuszczając grę wideo. Nie wiedzieliście o jej istnieniu? No cóż, ja też przed przygotowywaniem tego tekstu nie. Stworzenie gry bossowie WB powierzyli nieistniejącemu już kanadyjskiemu studio Artech Digital Entertainments, znanemu m.in. z tworzenia tytułów opartych na licencji Koła Fortuny czy Familiady. Czymże więc mogło być Friends: The One With All The Trivia (swoją drogą tytuł jest zabawnym nawiązaniem do stylu, w jakim nazywano kolejne odcinki serialu)? Oczywiście „interaktywnym” quizem. Nie był to jednak teleturniej w stylu Buzza, w którym dobrze mogli bawić się może każdy członek rodziny, nawet średnio zainteresowany tematem przewodnim. W Friends aby odpowiedzieć na pytanie trzeba było być psychofanem albo chodzącą encyklopedią serialu, ponieważ pytania nie dotyczyły informacji o fabule czy bohaterach. Zabawa polegała na tym, że na ekranie pojawiał się opis jakiejś konkretnej sceny z serialu i należało wybrać jedno z czterech zakończeń. Następnie wyświetlany był krótki filmik, który weryfikował poprawność odpowiedzi. Tylko tyle i aż tyle wystarczyło kiedyś zrobić, aby wydać pudełkową grę. Teraz taki chłam ciężko byłoby sprzedać na PlayStation Store za równowartość 5 dolarów…
 

Na liście nie zmieściło się wiele innych „hitów” opartych na serialach takich jak Alf, Desperate Housewives, Hell’s Kitchen, House, Miami Vice, Prison Break czy The Shield, ale pozwoliłem sobie je wymienić w ramach ostrzeżenia. Pod żadnym pozorem nie tykajcie także tych gier, choćby nawet dawano je wam za darmo. Powstałe w efekcie obcowania z nimi negatywne zmiany w psychice mogą się okazać nieodwracalne ;)

misiek_86 Strona autora
cropper