Blog Vergila: Tęsknię za Czarnobylem...

Blog Vergila: Tęsknię za Czarnobylem...

VergilDH | 06.12.2012, 16:00

W październikowej notce postanowiłem dać upust wspomnieniom i opisać swoją tęsknotę za starą, dobrą serią Gothic. Jako, że zdecydowana większość z Was podzielała moje zdanie na temat tego cyklu, dzisiaj po raz kolejny wsiądziemy do wehikułu czasu i przeniesiemy się do roku 2007, kiedy to na sklepowe półki trafił z dawna oczekiwany STALKER: Cień Czarnobyla...W październikowej notce postanowiłem dać upust wspomnieniom i opisać swoją tęsknotę za starą, dobrą serią Gothic. Jako, że zdecydowana większość z Was podzielała moje zdanie na temat tego cyklu, dzisiaj po raz kolejny wsiądziemy do wehikułu czasu i przeniesiemy się do roku 2007, kiedy to na sklepowe półki trafił z dawna oczekiwany STALKER: Cień Czarnobyla... Jest rok 2006, a od osławionej eksplozji reaktora jądrowego w elektrowni Czarnobyl minęło już dwadzieścia lat. Skażona radioaktywnym promieniowaniem strefa mierząca 2,5 tys. km kwadratowych zaczyna budzić się do życia – króluje tam roślinność, choć i zwierzęta znalazły tam swój nowy dom. Wydarzyło się jednak coś dziwnego – sarkofag utworzony wokół zniszczonego reaktora eksplodował, doprowadzając do gigantycznej katastrofy – w powietrze zostały wyrzucone tony radioaktywnego pyłu, a jakby tego było mało w okolicach samej elektrowni pojawiły się dziwne, nienaturalne anomalie, dosłownie rozdzierające żywe organizmy. Jako, że rząd nie potrafił wyjaśnić przyczyn tego wydarzenia, w roku 2012 do utworzonej tam Zony zaczęto wpuszczać tytułowych Stalkerów – najemników, którzy zapuszczają się na te niebezpieczne tereny, by przynosić stamtąd tajemnicze artefakty lub zmutowane rośliny. Na pierwszy rzut oka warstwa fabularna nie była zbyt mocną stroną tej produkcji. Gracz dostawał bowiem strzępy tego, co otrzymałby w innych FPS-ach i dopiero z tych mikroskopijnych fragmentów historii musiał poskładać jedną całość. Oczywiście opowieść można było zignorować, choć uczciwie trzeba przyznać, że już pierwsze zadanie jakie nam powierzono, czyli zabicie naszego „kolegi po fachu” - Striełoka, wzbudzało zainteresowanie. W grze zostało zawartych aż siedem zakończeń, a to, które z nich mieliśmy ujrzeć, zależało wyłącznie od naszych poczynań. Pamiętam jak dziś, że podczas pierwszego przechodzenia gry natknąłem się na jedną z gorszych, a raczej bardziej „udziwionych” końcówek. Dopiero drugie podejście do rozgrywki rozjaśniło mi, co poprzednio zrobiłem nie tak jak trzeba i dlaczego otrzymałem taki, a nie inny finał opowieści... Tym, co stanowiło prawdziwą siłę omawianej produkcji, był oczywiście klimat. Muszę przyznać, że dzieło ekipy GSC Gameworld odcisnęło trwałe piętno na moim późniejszym życiu. Od chwili, w której po raz ostatni ujrzałem napisy końcowe, zacząłem bowiem interesować się opuszczonymi kompleksami budynków (pojedyncze obiekty to jednak nie to samo...), a wycieczka do Prypeci stała się moim największym marzeniem (które, przynajmniej do tej pory, nie zostało niestety zrealizowane). Miasto i jego okolice zostały oddane wprost idealnie – w trakcie rozgrywki trafialiśmy na opuszczone wioski, samotnie stojące, drewniane chaty, których wyposażenie od kilkunastu lat pozostało nienaruszone, czy wraki samochodów, które zdążyły dosłownie „wrosnąć w ziemię”. Świat gry został podzielony na kilkanaście zróżnicowanych lokacji. Niektóre stanowiły istną "pustynię", bo nie natykaliśmy się tam na żadne pozostałości po latach świetności tego miejsca. Często zwiedzaliśmy również całe kompleksy budynków, w których roiło się od godnych uwagi przedmiotów. Zmienny cykl pór dnia i nocy sprzyjał budowaniu niesamowicie sugestywnej atmosfery, a i na pogrążone w całkowitych ciemnościach miejscówki znalazło się tu trochę miejsca. Tak, w niektórych momentach Stalker potrafił również przestraszyć. Nieźle, jak na FPS-a z wyraźnie zarysowanymi elementami gry RPG, prawda? Kluczem do zwycięstwa była tu eksploracja – konieczne było dokładne penetrowanie każdego zakamarka, bo dosłownie wszędzie można było natknąć się na szczególnie przydatny element ekwipunku. Jeśli już udało nam się odnaleźć ciekawe rzeczy, w specjalnych „bazach wypadowych” można było wymienić je na gotówkę, potrzebną na zakup nowego wyposażenia. A skoro o wyposażeniu mowa – w Stalkerze rozwijaliśmy postać poprzez kompletowanie coraz lepszego ekwipunku. Z jednej strony mieliśmy różne rodzaje pancerza (zwiększające naszą wytrzymałość, odporność na promieniowanie, itd.), natomiast z drugiej czekała na nas cała gama dostępnych pukawek, które dodatkowo można było udoskonalać, na przykład poprzez zamontowanie lunety albo tłumika. A uwierzcie, że konkretna giwera stanowiła w tej grze podstawę sukcesu. Przede wszystkim dlatego, że w świecie gry funkcjonowały rozmaite ugrupowania, z którymi oczywiście bez problemu można było się dogadać. Niestety równie łatwo było im podpaść, choćby poprzez wykonywanie zadań dla innych frakcji, jakie kolidowały ze zlecanymi przez nich misjami. A jeśli już uznali nas za wroga... wtedy nie pozostawało nam nic innego, jak mieć oczy dookoła głowy i dobrą pukawkę na podorędziu. Warto również wspomnieć o obowiązku spożywania jedzenia, picia, a także faszerowania się lekami, jeśli organizm bohatera przyjął zbyt dużą dawkę promieniowania. Survival pełną gębą! Mniejsza jednak o ludzi – prawdziwe zagrożenie stanowiły tutaj mutanty. Niektóre z nich były niegroźnymi stworkami, choć nader często zdarzały się stwory, w które trzeba było wpakować przynajmniej kilka magazynków, by w końcu padły trupem. Jeśli nigdy się z nimi nie spotkaliście, rzućcie okiem na dołączone do tej notki screenshoty. Gwarantuję, że nie chcielibyście zobaczyć jednego z nich w jakiejś ciemnej uliczce. Na koniec wspomnę jeszcze o rewelacyjnej polskiej wersji językowej. Rodzimy dystrybutor zdecydował się na bardzo ciekawy zabieg i pozostawił oryginalny dubbing, dorzucając polskiego lektora. Całość wypadła naprawdę świetnie i dziwię się, że rozwiązanie to nie jest częściej stosowane... STALKER może się pochwalić dwoma samodzielnymi dodatkami, które wprowadzały liczne usprawnienia. Podczas gdy Czyste Niebo stanowiło prequel podstawowej wersji gry, Zew Prypeci był jej kontynuacją. Ale to już temat na zupełnie inną historię, podobnie jak losy drugiej odsłony serii, która prawdopodobnie nigdy nie ujrzy światła dziennego...

VergilDH Strona autora
cropper