Wrażenia z bety multiplayera Uncharted 4 - zabawa ponad wszystko

Wrażenia z bety multiplayera Uncharted 4 - zabawa ponad wszystko

Roger Żochowski | 04.12.2015, 17:43

Wczoraj mieliśmy okazję uczestniczyć w zamkniętych beta testach multiplayera Uncharted 4 zmagając się z przedstawicielami konkurencyjnych mediów, a dziś kontynuować zabawę w zaciszu domowym. Choć osobiście nie jestem jakimś wielkim zwolennikiem dodawania trybów sieciowych do gier nastawionych na singla, w betę Uncharted grało mi się naprawdę fajnie.

W tym momencie w betę mogą już zagrać wszystkie osoby, które zakupiły odświeżoną wersję trylogii Uncharted na PS4. Zabawa wbrew mojemu sceptycznemu podejściu okazała się naprawdę przednia. Widok zza pleców, możliwość chowania się za osłonami, przewroty, wspinaczka, walka w zwarciu, efektowne wymiany ognia - wszystko to prezentuje się tak jak powinno. Jest dynamicznie i z pazurem. Gra stawia przede wszystkim na fun z rozgrywki w czystej postaci. Sterowanie niewiele różni się od tego z singlowych przygód Nathana i w ciągu kilku minut jesteśmy w stanie opanować wszystkie niuanse. Jedną z nowości w serii, która zawita też do singla, jest możliwość korzystania ze specjalnej linki, dzięki której możemy zaczepiać się o elementy otoczenia i szybko przemieszczać po planszy. Mechanizm ten wymaga jeszcze lekkiego dopracowania, ale już widać, że fajnie urozmaici nam zabawę.

Dalsza część tekstu pod wideo

W becie miałem okazję zagrać na dwóch planszach  - w dżungli oraz w mieście. Pierwsza lokacja wydała mi się dość prosta i mało ciekawa. Znacznie lepiej grało mi się przemierzając ulice miasteczka. Jest tu masa poukrywanych spotów, w których można się chować, planować kolejne ruchy i atakować wrogów  z różnych stron. Zaparkowane samochody da się rozwalić i spowodować wybuch, jest też sporo miejscówek, w których można się schronić uciekając przed zmasowanym atakiem przeciwników. Rozgrywkę zaczynamy od wyboru postaci. W becie dostępne są między innymi takie persony jak Nathan, Sully, Elena, Sam, Katherine Marlow czy Lazarevic. Nie było Chloe nad czym bardzo rozpaczam. Możemy też zdecydować się na wybór konkretnego wyposażenia, co z miejsca kojarzy się z klasami postaci takimi jak snajper, medyk czy ciężko opancerzony żołnierz poruszający się wolniej, ale dysponujący ogromną siłą. Do wyboru są rożnego rodzaju karabiny, pistolety, shotguny, granaty, a nawet wyrzutnia rakiet. Po wciśnięciu panelu dotykowego możemy na bieżąco w trakcie rozgrywki ulepszać sprzęt i dokupować różne dopałki. Pomogą nam w tym punkty zdobyte ze zbierania różnych znajdziek i zabijania wrogów.

Tutaj mam jedną małą uwagę. O ile wezwanie do pomocy gościa uzbrojonego w wielkie działo, który spada nam z nieba, jest do przyjęcia, tak stawianie na planszy złotego posągu El Dorado (pamiętacie pierwszą część Uncharted?), z którego wylatują duchy atakujące wroga, jakoś nie do końca mi przypasowało. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że w Uncharted nie brakuje przecież motywów nadprzyrodzonych. Moc ducha Djinna z Uncharted 3 pozwala z kolei teleportować się na krótkich dystansach. Całość uzupełnia choćby magia, dzięki której uzdrowimy wszystkich naszych towarzyszy na mapie, czy rzucimy na teren barierę spowalniającą ruchy przeciwników w danej strefie. 

Ciśnienie skutecznie podnosi też patent z powaleniem. Otóż gdy zbierzemy ostre cięgi nasza postać zostaje ogłuszona i upada na ziemię, ale może się poruszać na czworaka i próbować wezwać pomoc. Naprawdę sporą frajdę sprawia zarówno dobijanie przeciwników soczystym kopniakiem w tyłek, jak i próba ratowania powalonych towarzyszy. Miałem też duża radochę z wykonywania prowokacyjnych gestów. Możemy nimi drażnić zabitego właśnie rywala. Grając Nathanem klepałem się po tyłku, robiłem sobie selphie, otwierałem nad truchłem wroga browar zębami czy wysyłałem całuska. Animacje są mega zabawne i wyglądają przekozacko. Za zdobyte punkty na bieżąco możemy też kupować nowe nakrycia głowy, okularki czy odzież. Wszystko zostało zaprojektowane tak, aby każdy gracz mógł łatwo i szybko wejść w świat sieciowego Uncharted i cieszyć się każdą z opcji. Dla takiego multiplayerowego nooba jak ja jest to wręcz idealne rozwiązanie. Do tego w grze realizujemy też na bieżąco różne wyzwania - medale wpadają choćby za uzdrawianie przyjaciół czy określoną liczbę zabójstw podczas meczu.

Pozostaje pytanie jak wypada taktyczne podeście do rozgrywki. Póki co ciężko to określić, bo gra zachęca przede wszystkim do radosnej rozpierduchy. Drużynowy deathmatch przy odrobinie chęci kooperacyjnego działania pozwala jednak na korzystanie z różnych strategii.  Wraz z moją drużyna kilka razy udało nam się fajnie współpracować, wzajemnie osłaniać czy zachodzić wroga z kilku stron. Zaskoczenie nieświadomego wroga atakiem od tyłu przynosi ogromną satysfakcję. Mimo wszystko podejrzewam, że jak zwykle wszystko zależeć będzie od kumatych kompanów. Musicie bowiem wiedzieć, że minimapa pokazuje tylko wrogów, którzy aktualnie strzelają. Podczas poruszania się ich kursory znikają. No chyba, że skorzystamy z jednej z dopałek pozwalającej na wgląd w to, co robią wrogowie. Graficznie tytuł prezentuje się gorzej niż w singlu (widać uproszczenia i słabsze tekstury), ale za to 60 klatek na sekundę robi konkretną różnicę.

Nie ulega wątpliwości, że głównym daniem w Uncharted 4 będzie singiel. Beta multiplayera przekonała mnie jednak, że nie będzie on dodany na siłę i jestem pewien, że po premierze gry spędzę w nim trochę czasu.  Rewolucji nie oczekujcie, ale dynamicznej zabawy okraszonej masą emocjonujących momentów – jak najbardziej.

 

Druga opinia:

Grzegorz Drabik

Nie grałem dużo w poprzednie Uncharted online, więc odniesienia nie mam, ale widzę tu mnóstwo zapożyczeń z The Last of Us - i to głównie pozytywnych. Sklepik w grze pozwala na bieżąco kupować dopałki, mocniejsze giwery i pomocników SI za kasę zdobywaną za fragi i znajdowane skarby. Ostrzał powoduje powalenie przeciwnika, którego trzeba dobić - albo kompani mogą go podnieść. Jest na pewno ostrzej i bardziej bezpośrednio, niż w kultowej produkcji postapo - jest nacisk na akcję i szybkie zwarcia, czego dowodem choćby fakt, że nie widać nas na radarze, dopóki nie zaczniemy strzelać, a wspinamy się z gracją i tempem najbardziej zwinnej małpy. Co nie znaczy, że nie ma miejsca na taktykę i kombinowanie - flankowanie czy używanie odpowiednich środków w odpowiednich momentach i miejscach. Wprowadzenie paranormalnych specjali (specjalne totemy, które uwalniają duchy atakujące wroga) na pewno jest w duchu (!!) serii Uncharted, ale czy było konieczne i uatrakcyjnia zabawę? Kwestia dyskusyjna.

Nie zostanę psychofanem tego multiplayera, w temacie TPP mocniej przemawia do mnie taktyczne, drużynowe i skradankowe The Last of Us. Co nie zmienia faktu, że po premierze na pewno poświęcę kawałek życia na sieciowe bieganie Nathanem, bo po prostu dostarcza. Jest fun, dynamika i genialna oprawa. No i właśnie - czy muszę w tej ostatniej kwestii dodawać cokolwiek? Uncharted 4 to istny killer wizualny, animacje i smakowite detale (odruchy) przy poruszaniu się postacią po rozmaitych terenach i przeszkodach to masakrator gałek ocznych. A przecież singiel będzie wyglądał jeszcze lepiej...

 

 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Uncharted 4: Kres Złodzieja.

Roger Żochowski Strona autora
Przygodę z grami zaczynał w osiedlowym salonie, bijąc rekordy w Moon Patrol, ale miłością do konsol zaraziły go Rambo, Ruskie jajka, Pegasus, MegaDrive i PlayStation. O grach pisze od 2003 roku, o filmach i serialach od 2010. Redaktor naczelny PPE.pl i PSX Extreme. Prywatnie tata dwójki szkrabów, miłośnik górskich wspinaczek, powieści Murakamiego, filmów Denisa Villeneuve'a, piłki nożnej, azjatyckiej kinematografii, jRPG, wyścigów i horrorów. Final Fantasy VII to jego gra życia, a Blade Runner - film wszechczasów. 
cropper