Comix Zone – Festiwal Komiksowa Warszawa 2015: Veni, vidi, vici!

Comix Zone – Festiwal Komiksowa Warszawa 2015: Veni, vidi, vici!

Tomek Grodecki | 07.06.2015, 10:24

Komiksowa Warszawa to jedyne takie wydarzenie w ciągu roku. Choć odbywa się w stolicy, łączy czytelników z najodleglejszych zakątków Polski. Dawne urazy, internetowe potyczki i ostre wymiany zdań w grupach dyskusyjnych przestają mieć tu jakiekolwiek znaczenie. Wszystkich łączy wspólna pasja.

Pewnych rzeczy nie można owijać w bawełnę. Już teraz jestem w stanie przyznać, że tegoroczna edycja Komiksowej Warszawy jest najlepszym konwentem, jaki przytrafił się w moim krótkim, choć pełnym przygód, żywocie. Kameralny klimat i szaleni ludzie stanowią ponoć wizytówkę tego festiwalu...
Dalsza część tekstu pod wideo
 

John Layman: „[Chew] to komiks o jedzeniu”


Godzina 13. Piątek, na szczęście, nie trzynastego. Rzucam wszystko, by zdążyć na warsztaty z Johnem Laymanem – sławnym scenarzystą „Batman: Detective Comics” oraz „Chew”. Nieopodal domu doskwiera upał, przy Stadionie Narodowym leje deszcz. Tutaj zaczynają się kłopoty. Krążę po koronie obiektu, szukając sali, w której rozpocznie się prelekcja. Całe szczęście, z pomocą przychodzi miła obsługa oraz zakodowana w głowie mapa stadionu. Docieram na miejsce.
 
Layman okazuje się jednym z najsympatyczniejszych komiksiarzy, jakich dane było mi spotkać. Wita licznie zgromadzonych gości, po czym zadaje pytanie, czy wszyscy słyszą go głośno i wyraźnie. Rozpoczyna się prelekcja. Już na wstępie scenarzysta wyznaje, że nie nauczy nas pisać. Może posłużyć nam radą, ocenić czyjąś pracę, dać pewne wskazówki, ale tak naprawdę wszystko zależy jedynie od naszych chęci i zapału. Na spotkaniu mogliśmy się dowiedzieć, co zdaniem autora nie zagrało w scenariuszu nowej trylogii „Gwiezdnych wojen” oraz w pełni poznać osobowość komiksowego barda.
 
Następnego dnia Layman brał udział w jeszcze jednej prelekcji (swoją drogą świetnie poprowadzonej przez kolegów po fachu), ale prawdziwe atrakcje czekały dopiero po jej zakończeniu. Autor wyznał wtedy, że będąc lekko wstawiony na imprezie, opowiedział Robowi Guillory'emu zakończenie „Chew” i musiał go później zatrudnić przy projekcie. Stwierdził również, iż jest jego kompletnym przeciwieństwem; być może dlatego dobrze się dopełniają. Komiks ma zamknąć się w sześćdziesięciu odcinkach, ponieważ tym numerem zakończone zostały ulubione serie twórcy (m.in. „Scalped” Jasona Aarona). Co dalej? To już wie tylko mistrz, choć jak sam przyznaje: „Prędzej czy później wszyscy wracają do DC i Marvela”.
 

Superman komunista, Batman terrorysta


„Jaką masz radę dla początkujących artystów?” – pyta nieśmiało ktoś z końca sali. „Znaleźć nową pracę” – odpowiada Dave Johnson. Taki jest właśnie ten autor: przekorny, zabawny i błyskotliwy. Nic dziwnego, że to jemu powierzono narysowanie komiksu o radzieckim Supermanie. Obok Laymana, Johnson był bez wątpienia największą gwiazdą konwentu (a przynajmniej dla fanów rynku amerykańskiego). Na spotkaniu twórca przyznał, że do świata komiksowego trafił nieco przypadkiem; okazała się to łatwiejsza droga niż zostanie konwencjonalnym artystą. Wspominał również czasy animacji „Batman: Beyond”, nad którą pracował przez wiele, wiele lat...
 

Śledziu rysuje potwory


Bardzo pozytywnym zaskoczeniem okazała się natomiast strefa autografowa. Poza jednym, na pierwszy rzut oka groźnym incydentem, nie wydarzyło się tu właściwie nic, co mogłoby zakłócić organizację imprezy. Mowa tu o sporze dwóch komiksiarzy o miejsce w kolejce... Zadziwił mnie natomiast fakt, iż kilku autorów musiało wręcz czekać, aż ktoś podejdzie do nich z prośbą o podpis czy rysunek. Takich przypadków było jednak niewiele, co tylko pokazuje, z jak cenionymi twórcami mieliśmy tu do czynienia. Dave Johnson szkicował rosyjskie wersje Batmana i Supermana, Rafał Szłapa namiętnie ozdabiał albumy „Blera” podobizną Lidii, a Śledziu... Śledziu rysował potwory. Ponoć właśnie w tym celu powstała rozkładówka na pierwszych stronicach „Strange Years”. Takim oto sposobem do komiksu post-apo trafił smok, Godzilla i zastęp śnieżnych trolli.
 

Bogusław Polch: „Znam to pismo”


„Znam to pismo” – rzucił w moją stronę Bogusław Polch, widząc na albumie dedykację od scenarzysty, Macieja Parowskiego. Kolejka do artysty faktycznie robiła wrażenie, ale niewątpliwie warto było go spotkać. Autor „Funky Kovala” oraz obrazkowego „Wiedźmina” pokazał na konwencie nie tylko swój warsztat rysowniczy, ale i duszę gawędziarza. Niemal każda osoba, która poprosiła Polcha o autograf, została uraczona ciekawostką związaną z kosmicznym światem politycznego detektywa. Dowiedzieliśmy się co nieco o, wbrew pozorom, jednoznacznym zakończeniu „Wrogiego przejęcia”, współpracy z polskimi fabularzystami oraz planach ekranizacji ponadczasowego opus magnum. Miła atmosfera dopisała wszystkim zgromadzonym, a obrazek Michała Śledzińskiego, przybijającego Polchowi piątkę, będzie dla mnie jedną z najbardziej pamiętnych chwil tego festiwalu.
 
Po ostatnich Komiksowych Warszawach miałem ochotę napisać negatywną relację z imprezy. Powód był tylko jeden – brak reprezentantów rynku amerykańskiego. Teraz wszystko się zmieniło. Wrócił klimat sprzed trzech lat, autorzy z najodleglejszych zakątków świata oraz ciekawe prelekcje. Jedno jest pewne. Ten festiwal tworzą ludzie: rysownicy, scenarzyści, czytelnicy, wydawcy i prelegenci. Wszystkich łączy wspólna pasja.
 
 
Autorem zamieszczonego w artykule plakatu jest Pau. Zdjęcia wykonał Tomek Grodecki.


Tomek „Tommy Gun” Grodecki

Źródło: własne
Tomek Grodecki Strona autora
cropper