"W dupach się nam poprzewracało" - w obronie indyków

"W dupach się nam poprzewracało" - w obronie indyków

JaMaJ | 05.07.2014, 14:20

Już sobie wyobrażam zalew żółci pod recenzją Entwined. Że niedobrze, że same indyki, konsole są do dupy, nie ma w co grać, weźcie się do roboty, gdzie są AAA, na co komu takie pierdoły? Koniec świata, po co ja kupiłem PS4/XO i w ogóle płatne DLC.

Gry indie to poligon doświadczalny do kombinowania z nowymi patentami, rozwiązaniami, pomysłami. Wszyscy walą hejtem na lewo i prawo, że w Call of Duty ciągle takie samo, że nic się nie zmienia, nie kupię już tego, ja chcę jakieś nowości. I pewnie wyobrażacie sobie, że każdy pierwszy-lepszy inwestor "zainwestuje" sto milionów baksów w nowe IP, które w ogóle nie wiadomo jak zostanie odebrane przez rynek. Oczywiście, że developer będzie rozwijał znany i sprawdzony sposób, minimalizując nakłady pracy i jednocześnie dogadzał inwestorom czy wydawcy, którego ma zakontraktowanego - nie musi szukać nowego jakby to miało miejsce przy nowym IP.
Dalsza część tekstu pod wideo


 
Wiecie co na temat ogarniania tematu nowego IP mówił Christoph Balestra, CEO Naughty Dog, gdy chcieli zacząć montować The Last of Us? Zacytuję Wam: "Don't do it". Indie games, jako że robione często przez kilka/kilkanaście osób, w dość krótkim czasie i niskim nakładem finansowym są wydaje się jedyną opcją ukazania szerszemu gronu graczy czegoś nowego, oryginalnego, pomysłowego. Nawet jak nie wyjdzie, to nie będzie bolało, studio nie zostanie zamknięte, bo często-gęsto przy tworzeniu indie studia jako-takiego nawet nie ma. Chcecie nowości, chcecie oryginalności, i chcecie te gry mieć od razu w formacie AAA, w jakości Grand Theft Auto, wielkości Skyrima i z funem porównywalnym CoDowi. Za bardzo się zniechęcacie. Chcecie nowości, ale nowości nie wypróbujecie, bo to "indyk". Wspominam teraz komentarze do recenzji dodatku do Killzone Shadow Fall. Ktoś (o ile nie więcej osób) napisał, że Killzone dziadowski, jakieś swiatełka, jest kolorowo i za bardzo bajkowo. Nieważne, że klimat jest syty i ciężki - już od tego absrahuję. Ale główną rzeczą wytykaną Killzone'owi po trzeciej części było to, że wszystkie gry są mroczne i przydałaby się jakaś odskocznia od wszędobylskich ciemności. Za jasno i za kolorowo ci w Killzone Shadow Fall? Masz już 3 mroczne, czarne i syfiaste Killzone'y - idź i graj. Nie doceniacie nowego. Już nie będę pisał oklepanych schematów, że to taki nasz sport narodowy - narzekanie, no ale na to wręcz wygląda.
 
I to samo się tyczy indie. Gry dające masę, po prostu przeogromne pokłady rajcowności, są olewane przez graczy, bo "są małe i mają słabą grafikę". I mówią to ludzie, którzy mają siebie za dorosłych, doświadczonych graczy, którzy olali PeCety na rzecz konsol, bo dokładnie zdają sobie sprawę z faktu, że grafika nie jest wyznacznikiem jakości tytułu. Chyba mamy za dobrze, za dużo, w dupach się nam poprzewracało. Może nie wszyscy pamiętają, ale polecę kolejnym farmazonem - wracało się ze szkoły, Gunstar Heroes nie wychodził z Mega Drive'a. Kto wtedy patrzył na grafikę, rany boskie! Pierwsze PlayStation trafiło na rynek i były jaja ze zdobyciem gier - od lokalnych handlarzy/ludzi z giełdy/pani z kwiaciarni brało się co akurat było pod ręką - Resident Evil po Francusku to była normalka - i każdy miał gdzieś język, sto razy się oglądało dobermany wskakujące przez okna! I taki sam fun towarzyszy mi aż do dnia dzisiejszego. Ale gdy odpalam Grand Theft Auto V to wiem czego się spodziewać - nastawiam się jak na zajebisty film - wczuwka, rozkminka, browarek i jadę z koksem chłonąc każdą sekundę strzelania i każdy jeden przejechany metr.


 
No jestem w tej cholernej grze. Przy grach indie jest ze mną z kolei ta gówniarska zabawa gdzie nie liczy się nic poza odpaleniem konsoli i odkrywaniem świata gier. Gier niewygórowanych technologicznie, za to artystycznie czy gameplay'owo niszczących system! Nie mówię tu o wszystkich oczywiście, nie ma co udawać, że czarnych kaczątek tutaj nie ma. Jak ja się jarałem Towerfall Ascension! Jaki byłem szczęśliwy mogąc podzielić się z Wami informacjami na temat tego mocarnego tytułu! A tu lipa - zgasiliście mój zapał w mgnieniu oka - od razu stara śpiewka - "co to za gówno", "w dupie mam indyki", "dajcie duże gry", "dziadowskie konsole" - i założę się, że gro osób tak oceniających ów tytuł nawet w niego nie grała. Nie chcę być niegrzeczny, ja tu dla Was jestem. Oczywiście, że czerpię z tego przyjemność - i taką samą radość czerpałem z pisania do szuflady - ale czy jestem tu sam? Czy naprawdę olewać te "nie-gry"? Chcecie samych recenzji Battlefieldów i Need For Speedów? Czy te tytuły to jest dla Was wyznacznik Gry?
 
Weźcie jeszcze pod uwagę, że kiedyś twórcy gier uczyli się je robić czysto teoretycznie - studiowali i myli podłogi w studiach deweloperskich podglądając pracę starszych kolegów. Teraz młodzi adepci sztuki growej ROBIĄ te gry! Robią je dla mnie, dla Was, dla nas! I nawet jak nie do końca wszystko się udało, jak w przypadku Entwined, tak młodzi programiści i artyści uczą się na błędach, a nie na książkach. Poznają radość wypuszczenia gry na światło dzienne, poczują smak pierwszego pieniążka, poczują gorycz nieprzychylnych recenzji, poczują woń odpowiedzialności za swoje dzieło. Ale robią. Uczą się. Rozwijają. Tworzą. I to wszystko pod czujnym okiem Sony (w przypadku Entwined właśnie) i deweloperów first party, którzy od razu wyłuskają do swoich zespołów co bardziej zdolnych twórców.
 


I to jest zaleta indie - nie tylko pod względem samych gier i ich atrybutów, ale i sposobu ich tworzenia. To wylęgarnia nowych talentów - garstki osobowości rzuconych na głęboką wodę z jednym zadaniem - "zaskocz mnie". Srajcie na "indyki", ale to ludzie je tworzący będą w przyszłości robić dla Was Halo 8, Mass Effect 6 czy Uncharted Miliard. I wtedy będziecie z dumą opowiadać wnukom, że "jaki to kiedyś wnusiu istniał zajebisty indyk, najlepszy w jakiego grałem! I to właśnie jego twórcy zrobili tę twoją wspaniałą grę, to właśnie ten indyk wyznaczył nowy kierunek tworzenia gier, wnusiu mój kochany". Będziecie tak gadać pomimo tego, że olaliście indie games z góry na dół.
Źródło: własne
cropper