Comix Zone: Uncanny X-Force: The Apocalypse Solution

Comix Zone: Uncanny X-Force: The Apocalypse Solution

Rozbo | 18.05.2013, 16:01

Wywalmy na chwilę światłe idee Charlsa Xaviera, nudną szkołę dla mutantów w rezydencji na przedmieściach Nowego Jorku, oraz ciapowatego Cyclopsa. Obedrzyjmy X-Menów z całej tej otoczki, a zostanie nam z tego wszystkiego banda niepokornych mutantów, która nie cofnie się przed niczym, by wykonać zadanie.

Recenzja Uncanny X-Force: The Apocalypse Solution

Dalsza część tekstu pod wideo


To właśnie X-Force, specjalny zespół powołany do życia przez Scotta Summersa do mokrej roboty – zadań, których ze względów etycznych tradycyjna ekipa X-Men nie byłaby w stanie się podjąć. X-Force to osobna seria w uniwersum Marvela, która w naszym kraju może nie zyskała aż tak dużej popularności, jednak na Zachodzie dorobiła się już pokaźnej liczby publikacji. My możemy kojarzyć nazwę X-Force, jeszcze z czasów kultowego TM-Semic, jednak wówczas był to zespół dowodzony przez Cable’a. Współczesne X-Force to zupełnie inna ekipa. „The Apocalypse Solution” to krótki (4 komiksy) cykl będący jednocześnie prologiem „Uncanny X-Force” (najnowsza inkarnacja całej serii).

 

Oto do świata żywych powraca właśnie jeden z największych wrogów w dziejach X-Men - Apocalypse. W związku z tym Archangel wraz z Wolverinem na prędce montują nowy skład X-Force, który szybko i skutecznie wyeliminuje zagrożenie. Zespół jest nietypowy. Oprócz wspomnianej dwójki zabijaków do szeregów drużyny zaliczona zostaje Psylocke, postrzelony Deadpool, oraz tajemniczy Fantomex. Wpakowanie Apocalypse’a ponownie do grobu z takim towarzystwem nie powinno więc stanowić problemu, jednak naszą dzielną ekipę czeka niemałe zaskoczenie i próba jeszcze cięższa, niż starcie z nowymi Jeźdźcami Apokalipsy.

 


W „The Apocalypse Solution” scenarzysta Rick Remender podąża wiernie ścieżką wytyczoną przez tuziny innych twórców komiksów o przygodach mutantów. Mamy więc ekipę doświadczonych życiowo twardzieli z nadprzyrodzonymi mocami, trudną misję oraz infiltrację bazy arcyłotra. Mamy też walkę z nowymi (tutaj ponoć „ostatecznymi”) Jeźdźcami Apokalipsy, którzy obowiązkowo będą łoić skórę naszym bohaterom. Ci w cudowny sposób unikną oczywiście śmierci, mimo całej tony plag, śmiertelnych chorób i zabójczych ciosów, które tradycyjnie powinny zakończyć żywot nawet najtwardszego skurczybyka. To wszystko jest do bólu przewidywalne, opatrzone dodatkowo wymysłami, których nie wstydzą się chyba tylko scenarzyści Marvela.

 

Jakoś po latach obcowania z przygodami X-Menów mam coraz mniejszą odporność na bzdury sprzedawane czytelnikom w kwestii niesamowitych zdolności protagonistów. I to nawet pomimo akceptacji konwencji opowieści o superherosach, bez której wszystkie komiksy DC i Marvela można wyrzucić do kosza. Dlatego mimowolny śmiech wywołuje u mnie np. postać Fantomexa, faceta który posiada ZEWNĘTRZNY system nerwowy, i to w postaci… STATKU, którym może podróżować i przewozić całą ekipę X-Force. Taaa… nie mam więcej pytań. „The Apocalyse Solution” utonęłoby więc niechybnie w morzu X-Menowej przeciętności, gdyby nie zaskakująca i mocna końcówka, która znienacka burzy sztampowy obraz snutej przez Remendera historii. Wówczas przebrnięcie przez kolejne karty komiksu obrazujące szarżującego po raz tysięczny Wolverine’a oraz Deadpoola sypiącego marnej jakości żartami okazuje się nie być aż tak złym sposobem trawienia wolnego czasu.

Warto zwrócić uwagę również na rysunki Jerome Openy. Rysownik filipińskiego pochodzenia potraktował naszych bohaterów dość nietypowo. Jego kreska jest na wskroś realistyczna, nawet w pewnym sensie naturalistyczna. Nie znajdziecie tu idealnie wyrzeźbionych ciał oraz nieskazitelnie doskonałych twarzy w stylu Andy’ego Kuberta lub Jima Lee. Aparycja bohaterów jest dość pospolita. Ich ciała nie grzeszą przesadną muskulaturą, spod skóry wyzierają kości, nieprzesadnie naznaczone tkanką mięśniową, zaś facjaty nie wzbudzają mimowolnej sympatii. Są pełne niedoskonałości, nieregularnie naturalnych kształtów. Można nawet powiedzieć, że z twarzy emanuje pewnego rodzaju zmęczenie. Lepiej niż sam scenariusz obrazuje ono niewypowiedziane brzemię, które każdego dnia noszą bohaterowie tej opowieści. Jakie to brzemię?

 

Los, odpowiedzialność za innych, doświadczone w przeszłości okrucieństwo – każdy z członków X-Force ma zapewne swoje własne demony, z którymi się codziennie boryka. Wbrew pozorom nie są one tu jednak najważniejsze. Bardziej istotna jest autentyczność, która w ten sposób odmalowuje się na ich twarzach. Trzeba uczciwie przyznać, że taki styl rysunku nie każdemu przypadnie do gustu. Puryści będą narzekać, że Psylocke nie jest tak seksowną laską jak zawsze (dla mnie była w tym komiksie momentami wręcz odpychająca), zaś Wolverine wygląda jak podstarzały cieć z wielkim nochalem. Szkice Openy nie są po prostu atrakcyjne, jednak taka estetyka jest jak najbardziej zamierzona i za to należy się autorowi duże uznanie. Zresztą taki styl jest charakterystyczny dla całego dorobku filipińczyka, który ilustrował przygody większości najsłynniejszych superherosów Marvela (w tym Avengersów, Punishera, Wolverine’a)

Co do „The Apocalypse Solution” mam ambiwalentne odczucia. Z jednej strony rysunki Jerome Openy mogą zaintrygować, z drugiej sztampowość opowieści przez 80% czasu spędzonego z lekturą mocno męczy. Decydujące jest więc owo wspomniane zakończenie, które jest w stanie skutecznie te męki wynagrodzić. To właśnie dla tego finałowego akcentu warto sięgnąć po komiks i dać mu odrobinę szansy.

cropper