Kojima vs Konami – nieśmieszny dramat za kulisami branżowej sceny

Kojima vs Konami – nieśmieszny dramat za kulisami branżowej sceny

Mateusz Gołąb | 02.04.2015, 14:31

Na oczach milionów graczy rozgrywa się właśnie akcja, którą można przyrównać jedynie do klasycznego, literackiego dramatu. Problem w tym, że wiele jego aktów dzieje się poza główną sceną.

W Konami dzieją się rzeczy niezrozumiałe z perspektywy biernego obserwatora. Zdecydowanie brakuje nam pełnego obrazu sytuacji, która ma miejsce w siedzibie Konami i wszystkich relacji pomiędzy poszczególnymi szczeblami władzy, a także pojedynczymi osobami dramatu. Mamy za to relacje z kilku anonimowych źródeł i przebłyski wszelkiego rodzaju perypetii, które docierają do nas przez zasłonięte kotary. Zaledwie wczoraj pisałem o tym, że z oficjalnej strony Silent Hills zniknęło nazwisko Hideo Kojimy, co może nie być najlepszą informacją, jeżeli pomyślimy o przyszłości tej świetnie zapowiadającej się gry. Wojtek natomiast podrzucił wam wiadomość, o wymazywaniu japońskiego producenta ze starszych tytułów i ich opisów. To wszystko wygląda dosyć logicznie, choć nadal niekoniecznie przejrzyście w obliczu ostatnich wydarzeń. Składa się w jedną spójną, aczkolwiek wyjątkowo abstrakcyjną całość.  Groteskowe jest jednak dzisiejsze przywrócenie nazwiska Kojimy na okładkach takich produkcji jak Metal Gear Solid: The Legacy Collection i Metal Gear Solid 3: Snake Eater 3D.

Dalsza część tekstu pod wideo

 

 

Właściwie, to ciężko znaleźć mi konkretny punkt zaczepienia w tej historii. Wiele zostało powiedziane, ale równie dużo jest tutaj niedopowiedzeń adobrym świadectwem tego jest kolejna podmiana okładek. Przede wszystkim – ustalmy sobie jedno. To wygląda już trochę na wojenkę na bardzo osobistym poziomie. Nikt poważny nie odbierałby komuś prawa do podpisywania się pod swoim dziełem sprzed lat. Umówmy się - nawet jeżeli w polityce Konami zaszły drastyczne zmiany, to prawo nie powinno działać wstecz. Zwłaszcza, że prawo autorskie jest niezbywalne.

 

 

Serwis VideoGamer.com przygotował ciekawe porównanie "kryzysu okladkowego"

 

 

Moja teoria jest taka. Konami od dłuższego czasu wprowadzało pewne modyfikacje zarówno w obrębie swoich struktur, jak i ogólnych założeniach firmy. W myśl nowej polityki ich kolejne produkcje mają być sygnowane logiem samej korporacji, a nie nazwiskami poszczególnych twórców. Czy to dobrze, czy źle – to kwestia gustu. Osobiście popieram promowanie jednostek, ale muszę też przyznać, że faktycznie Konami było jedyną lub jedną z niewielu firm AAA, które w ten sposób działały. Z drugiej strony mamy front, który zdaje się stanął w opozycji wobec tej decyzji, czyli samego Kojimę. Hideo przez lata udowodnił, że nie tylko jest wizjonerem i genialnym producentem, ale również człowiekiem inteligentnym. Warto przy okazji pamiętać, że twórca serii Metal Gear to także niespełniony reżyser filmowy, o czym wielokrotnie przyznawał się w wywiadach. Czy którykolwiek z wielkich reżyserów pozwoliłby sobie na wymazanie własnego imienia z tytułu swego dzieła? Nie sądzę. To mógł być punkt zapalny, który doprowadził do ostatecznego wybuchu i wielkiego spięcia w komunikacji pomiędzy Kojimą, a zarządem firmy. Spięcia na tyle dużego, że postanowiono ostatecznie się go pozbyć.

 

 

To bardzo ładnie pokrywa się z rewelacjami, o jakich donosili zagranicznym serwisom anonimowi informatorzy z wewnątrz firmy. GameSpot pisał o tym, że członkowie zespołu Kojima Productions stracili nawet dostęp do służbowych maili, firmowej sieci, a nawet telefonów komórkowych. Ograniczono im również możliwość promowania własnego tytułu. Stąd też zawieszono chociażby internetowy program Kojima Station. Później posypały się oficjalne oświadczenia. Hideo potwierdza, że zakończy pracę w Konami po wydaniu The Phantom Pain, a Konami uspokaja, że Hideo nadal trzyma pieczę nad grą. To bardzo japońskie – honor i te sprawy. Firma nie może pozwolić sobie na zepsucie reputacji swojej gry przez odsunięcie producenta pod koniec procesu twórczego wielkiego hitu. Nie jest to jednak powód, aby ze spokojem patrzeć na przyszłość całej serii. W końcu korporacja już szuka nowej ekipy do tworzenia kolejnych gier osadzonych w uniwersum Metal Gear.

 

 

A co z okładkami i opisami gier? Nawet Japończycy potrafią być czasami impulsywni. Myślę, że hurtowe wymazywanie nazwiska Kojimy było po prostu wypadkiem przy pracy i jednocześnie ogromnym faux paux, które niestety zdążyły już podchwycić media. Nie liczyłbym jednak na to, że jest to wynik jakiejkolwiek poprawy wewnętrznych stosunków w samej firmie. Hideo jest już najprawdopodobniej spalony w Konami.

 

 

Kojima Station bylo jednym z fajniejszych elementów machiny promocyjnej Metal Gear Solid  V: The Phantom Pain

 

 

Ale wiecie co? To doskonała wiadomość. Kojima to genialny reżyser, producent i scenarzysta. Przymusowe porzucenie tytułów, do których przywiązuje go Konami, to świetna okazja by mógł na nowo wykazać się jako twórca czegoś zupełnie nowego. Wielokrotnie przecież ubolewaliśmy nad upadkiem jakiegoś studia, żeby potem cieszyć się z fenomenalnych gier, gdy reaktywowało się pod zupełnie inną nazwą. Tęsknicie za studiem Clover grając w Bayonettę? Ja raczej nie. Padło Black Isle, to pojawiło się Obsidian Entertainment i wydali na świat KOTOR-a 2, sequel Neverwinter Nights, no i ostatnio niemal perfekcyjne Pillars of Eternity. Nic w przyrodzie nie ginie, a wszelkie zmiany, to zazwyczaj zmiany na lepsze.
 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Metal Gear Solid V: The Phantom Pain.

Mateusz Gołąb Strona autora
cropper