The Last of Us 2 - czas na więcej. O szykowanym trybie wieloosobowym

The Last of Us 2 - czas na więcej. O szykowanym trybie wieloosobowym

Krzysztof Grabarczyk | 09.01.2022, 16:00

Podziały wywołane debiutem części drugiej najważniejszej marki w nowoczesnej historii brandu PlayStation nie ustawały jeszcze długo po fakcie. Odbiór trudnej, dosadnej i wyjątkowo emocjonalnej historii napisanej na potrzeby The Last of Us: Part II pozostaje kwestią czysto indywidualną. 

Jednym nie spodoba się pierwszorzędne ujęcie "inności" określonych postaci, zarówno tych ważnych i ważkich. Natura projektu mimo wszystko zwyciężyła z podkładanymi kłodami pseudo-oceniających tytuł ledwie kilka godzin po premierze. Dzisiaj, większość zapoznała się z wyprawą ku obsesyjnej zemście nie przebierającej w półśrodkach. Naughty Dog zakończyło prace nad warstwą fabularną.

Dalsza część tekstu pod wideo

Dotychczas nie nakreślono planów dodatkowego rozszerzenia historii - dopowiedzenia bądź ciągu dalszego. Obecna perspektywa szczerze mi podpowiada iż to produkt fabularnie kompletny, nie wymagający dalszej reżyserskiej eksploatacji. Twórczości wymaga jednak opcja wieloosobowej rozgrywki, która w pierwszej grze stanowi coś o wiele większego niżeli wpleciony na siłę wariant rywalizacji pomiędzy graczami. To multiplayer niemal inny niż reszta, w dodatku nadal cieszący się ścisłym zainteresowaniem. Pada więc pierwsze, noworoczne pytanie: kiedy multiplayer pojawi się w Seattle?

Święto klikaczy 

The Last of Us 2 - czas na więcej. O szykowanym trybie wieloosobowym

Ponad dwa lata wcześniej ujawniono oddzielny charakter sieciowego przedsięwzięcia. Jeszcze kilka dobrych miesięcy przed wyznaczeniem definitywnego terminu premiery The Last of Us Part II, twórcy publicznie zaaranżowali informację dość niespotykaną. Z uwagi na ambicjonalny rozrost trybu zmagań sieciowych, część druga wielkiej historii zostanie wydana bez wariantu wieloosobowej rozgrywki. Część komentujących utkwiła w przekonaniu, że decyzja jest podyktowana niebagatelnym sukcesem pierwszej gry w aspektach sieciowej rywalizacji. Naughty Dog zasłynęło przede wszystkim kreacją stuprocentowo angażujących historii i ujętych wewnątrz linijek scenariusza i relacji. Potwierdzi to jakieś 99% mających za sobą te mniej i bardziej dorosłe produkcje studia. Stąd obecność trybu sieciowego sam potraktowałem jak uzupełnienie, gdy już po raz n-ty skompletowałem przygodę. 

Jak się później okazało, stało się inaczej. Nadal aktywne grono użytkowników regularnie zmaga się we frakcyjnych starciach o zapasy. Problemem może okazać się dzisiaj wkroczenie zupełnie świeżych graczy w temacie. Na serwerach gry dominują wprawni weterani znający mapy na wylot. Oczywiście, kwestia praktyki. Kolejnej młodości trybu multiplayer The Last of Us: Remastered pomogła obecność gry w pakiecie PlayStation Plus Collection. Niby szczegół a jednak istotny w community. "W skrócie, pracujemy nad tym" - najważniejsze zdanie wyjęte prosto z wpisu Rochelle Snyder, menadżerki ds. kontaktów ze społecznością. Treść pojawiła się na blogu studia z okazji corocznego święta fanów post-pandemicznej epopei, czyli The Last of Us Day lub Outbreak Day, wedle uznania. The Last of Us Day zainicjowano oczywiście ze szczebla artystycznego Naughty Dog. Odbywający się 26 września event jest organizacyjną analogią do wydarzeń ujętych w linii czasowej gry. Dokładnie tego dnia pandemia kordycepsu osiągnęła punkt krytyczny. Tegoroczna odsłona nie przyniosła jedynie zapowiedzi nowych figurek bohaterów. 

Społeczność zapewniono o ciągłej kreacji oraz koncepcyjnej ewolucji szykowanego trybu multiplayer. Ku przypomnieniu, ten projekt mocno wyszedł poza ramy standardowej zawartości The Last of Us: Part II. Historia ujęta w grze wystarczyła na ponad 30 godzin rozgrywki, więc siłą rzeczy byliśmy ukontentowani okazjonalnie wracając na pole zmagań w The Last of Us: Remastered. Od wielkiej premiery minęło już półtora roku, więc czas na bardziej skonkretyzowane treści. Oczywiście nie ujrzeliśmy skrawka jakiejkolwiek rozgrywki, lecz Naughty Dog nie ustaje w obietnicach na czele z bardziej lub mniej lubianym Neilem Druckmannem. O nienagannym rozmachu cyklu produkcyjnego świadczą liczne wzmianki o prowadzonej przez firmę rekrutacji. Niedawno współreżyser projektu, Vinit Agarwal ochoczo nawoływał potencjalnych zainteresowanych ćwierkając w mediach społecznościowych - "aplikujcie jeśli chcecie być częścią przeniesienia kinowego doświadczenia między graczami w naszej samodzielnej produkcji multiplayer". Ambicjonalna poprzeczka od zarania dziejów charakteryzowała twórczą filozofię Naughty Dog. 

Sieciowe emocje

The Last of Us 2 - czas na więcej. O szykowanym trybie wieloosobowym

Sięgając wyżej, interpretacja obiecujących aspiracji współreżysera mogłaby się odnosić do większości angażujących wariacji wieloosobowych. W końcu wspólne emocje podczas sesji online w dany tytuł tworzą się całkowicie spontanicznie. Innymi słowy, to skupieni w drużynie gracze tworzą narrację. Pozornie wydaje się to błahostką bądź doszukiwaniem się wewnętrznej inspiracji, lecz tak właśnie działa istota współzawodnictwa bądź współpracy. Naughty Dog buduje coś wystarczającego na kilka następnych lat, może nawet ku The Last of Us: Part III. Trwający w firmie proces zatrudnienia świadczy o tym, że obecnie jakaś część studia pracuje nad multiplayerem. Plotki o renowacji wielkiej podróży Joela wraz z Ellie nie zostały ostatecznie zdementowane. Scenariusze dla każdorazowej sesji w ramach spisanych historii przez magików Naughty Dog? 

Na papierze koncept jawi się interesująco, lecz praktyka zweryfikuje wszystkie oczekiwania. Frakcje frakcjami, lecz czy nie chcielibyście toczyć wspólnej batalii o przetrwanie w obliczu zarażonych? Takich mikroscenariuszy z rozwidleniami zależnymi od wyborów całej drużyny? Szczerze liczę na takie narracyjne inicjatywy, lecz cały projekt w sferze wszelakich zapewnień - opięty jest tajemnicą. Seattle w części drugiej można również sprawnie podzielić na liczne mapy, względnie obszerne. Kolejne informacje sugerowały zawarcie opcjonalnych mikropłatności, lecz dożyliśmy czasów definiujących ten model biznesowy jako oczywistą oczywistość. Mocny i popularny online zapewnia znanej grze co najmniej dziewięć żyć. Spójrzmy na megapopularny przypadek Grand Theft Auto V. Rozpoczęła się druga generacja bez choćby oficjalnej zapowiedzi kolejnej numerycznej gry cyklu. GTA Online stało się sieciową, zupełnie samowystarczalną instytucją. Rockstar nawet nie bawił się w fabularne rozszerzenia. Być może Naughty Dog podążają zbliżonym tropem. 

Decyzja bardzo słuszna z biznesowego punktu widzenia. Społeczność fanów po debiucie The Last of Us: Part II niemal się potroiła, więc część chętnie skorzysta z nowej sieciowej zawartości. Migracja weteranów pierwszego multi to naturalna kolej rzeczy. Karty scenariusza Part II zostały po brzegi wypełnione treścią o wielu tonacjach emocjonalnych. Myślę, że nie potrzebujemy żadnych dopowiedzeń, natomiast otwartość zakończenia z obu perspektyw otwiera furtkę do wielu początków i rozwinięć w brakującym ogniwie trylogii. Za jakieś pięć lat zagramy, kiedy PlayStation 5 rozpocznie kres samodzielnego żywota. Do tego czasu Naughty Dog zadba o nasz głód oczekiwań. Czy w trybie sieciowym The Last of Us: Part II sami widzicie fabularne aspiracje do predefiniowanych historii założonych przez twórców? Czy lepiej oddać swobodę narracji w ręce społeczności? 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do The Last of Us Part II.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper