Cyberpunk 2077 - ratunek nr 1.03, czy na to czekaliśmy?

Cyberpunk 2077 - ratunek nr 1.03, czy na to czekaliśmy?

Krzysztof Grabarczyk | 29.08.2021, 13:00

Makieta Night City powraca z nową, niby silniejszą częstotliwością. Czy ten wielki, napompowany marketingiem projekt da się jeszcze udźwignąć? Twórcy zdają się mocno, lub nawet desperacko w to wierzyć. Najważniejsze aktualizacje nadal trwają w najlepsze, z których każda jest ważniejsza od poprzedniej. 

W praktyce, nie za wiele się tutaj zmienia. Wizja mrocznej przyszłości w wykonaniu (nie)sławnego CD Projekt RED to nadal zjawiskowa hybryda wszelakiej ikonizacji, cyborgizacji oraz najlepszego, cyberpsychozy. W ruchu, jest to pewne, unikalne połączenie. Miasta zbliżonego zagęszczeniem uliczek i alejek bowiem próżno szukać na tle nowości wydawniczych. Night City w tym całym festiwalu błędów oferuje specyficzny urok. Grając w ostatnie dokonanie warszawiaków, ewidentnie czułem się w tym cyberpunku obecny. Obecność podyktowana również filarem Dzikiego Gonu, wciąż godnie reprezentującym szczytowe dokonanie studia. Cyberpunk 2077 chyba powoli ustanawia nowy, lecz nieco niewdzięczny trend - promowanie aktualizacji. Popremierowy bałagan jest zatem krótką historią o tym, jak rzeczy oczywiste zamieniać w sukces, nie zawsze to praktyka skuteczna. 

Dalsza część tekstu pod wideo

Kocie sprawy

Cyberpunk 2077 - ratunek nr 1.03, czy na to czekaliśmy?

Na sam początek, okoliczności nowej, rzekomo kluczowej aktualizacji. Wszakże, hotfixy a aktualizacje znaczone kolejnymi ułamkami cyfer - to kompletnie inne kategorie poprawek. Zatem, czy w "największej aktualizacji" jedną z głównych atrakcji jest możliwość posiadania kotka w mieszkaniu V? Cóż, z mojej skromnej perspektywy, to mocno dyskusyjna kwestia. Jako, że lubię bujać się po neonowo-banerowym Night City, postanowiłem zerknąć na stream przygotowany przez raczej nowe pokolenie CD Projektu. Nie obyło się bez przysłowiowych śmieszków, czerstwych żarcików czy średnio udanej próby typowo angielskiego akcentu. Przymknąłem na to wszystko oko, gdyż daniem głównym miały być pierwsze, konkretne DLC. Jak się stało, wszyscy wiemy. Alternatywna wersja Johny'ego Silverhanda raczej ujmuje na wizerunku owej bądź co bądź, świetnie zarysowanej postaci. W zasadzie, jest to dla mnie cały gwóźdź programu. 

Jego czas antenowy skutecznie odciąga uwagę od powtarzalności zadań opcjonalnych. Mam na myśli mozolne wykonywanie podzielonych na kategorię kontraktów. Cały, integralny ze sobą system gry oferuje zmienne możliwości przebiegu danej misji, poprzez nasze działania. Jednak nie jest to poziom znany nam chociażby z genialnego Dishonored od Arkane Studios. Cyberpunk to po prostu zbyt obszerna wizja. To częsty minus gier z otwartym światem. Większość mechanik jest robiona dość zachowawczo. Wpis dedykuję przyszłości wprost z 2077 roku, więc skupmy się na niedoborze warsztatowym gry. Cała wizja projektu to według mnie kilka sprzecznych rozdziałów okresu produkcji. Wszystko wygląda, jakby w jednej chwili zmieniono całkowicie koncept rozgrywki. Stąd widok z oczu postaci. Wcześniejsze założenia mówiły o grze bardzo podobnej konstrukcją do Wiedźmina. I coś z tego zostało. Wszelakie pytajniki, rodzaje aktywności pobocznych (wyścigi, bijatyki) to rdzenna szkoła Wilka. Jakkolwiek analogicznie by to nie brzmiało. 

Do poprawy CDP nadal ma naprawdę wiele elementów rozgrywki. Kiedy padły pierwsze informacje dotyczące zawartości dodatkowej, byłem niezmiernie ciekaw czy to faktycznie coś więcej niż zbędne kolorowanki. Kotek w mieszkaniu, nowe auto czy filantropiczna skórka dla wirtualnej edycji Keanu Reevesa to mizerny efekt prac. Lista poprawek jest bardzo długa. W większości poprawia liczne niedoróbki w trakcie misji fabularnych oraz dodatkowych. Cóż, zapewne wszyscy liczyliśmy na więcej. To również emanuje lekkim przejawem desperacji działów marketingu oraz promocji. Grę obecnie kupimy za śmiesznie niewielką sumę. Gdzieś w Stanach Zjednoczonych, tytuł był do wyrwania w ramach megapromocyjnej ceny, 38 zł - w przeliczeniu na nasze. Czy to się jeszcze da odratować? A może dla spółki to konkretny znak w temacie rozbudowy kolejnych wielkich i większych projektów? 

Twardy lockdown

Cyberpunk 2077 - ratunek nr 1.03, czy na to czekaliśmy?

Pobierając ważącą mniej więcej 40 GB wielką aktualizację, liczyłem na mocne uderzenie. W końcu to ogromna ilość danych, kolejna taka od chwili premiery w grudniu ur. Co zauważyłem? Kolejne, niezmienne koncepcje studia odpowiedzialnego za medialny rozgłos historii Geralta z Rivii. W Cyberpunk 2077 zarówno sekwencje przerywnikowe oraz kontekstowe są wyświetlane w czasie rzeczywistym na silniku gry (RED Engine). Grafika wydała mi się jakby nieco ładniejsza, lecz głównie w trakcie ważnych misji fabularnych. Specjalnie dla potrzeb sprawdzenia faktycznej różnicy, postanowiłem przebrnąć przez kilka wątków głównego scenariusza. W sumie ten nie należy do specjalnie długich. Niestety, kwestia lepszych wizualiów nie dotyczy faktycznej rozgrywki. Jakby zrobiło się nieco płynniej (grane na PlayStation 5), co widoczne jest zwłaszcza podczas grubszych starć. NCPD na przekór temu co w intrze mawia Stanley, już nieco odpuściło. Nie respawnują się tuż za głową. Co było jedną z większych dolegliwości od momentu rynkowego debiutu gry. To względnie znikło. Natomiast nadal pozostał ten sam, mocno drażniący kłopot, czyli pop-up obiektów. 

Wciąż jadąc klasycznym Thortonem, bywam świadkiem niemal bezczelnego procederu doczytywania się elementów otoczenia. Głównie ogrodzeń lub krawężników. Z całym naszym przehajpowanym Cyberpunkiem jest tak, że nie każdy przechodzi przez identyczne niedoróbki. Spotykam się z ogromem komentarzy, w których użytkownicy zarzekają się, że gra im się dobrze. I to na bazowym PlayStation 4. Co się zmieniło ze złego w gorsze? Night City jest teraz po prostu opustoszałe. Z tego powodu, zaczyna w moich oczach zanikać urok tego miejsca. A jest to metropolia z widocznym pomysłem, konkretną wizją. Stała się jeszcze bardziej sterylna i przypomina raczej zwiedzanie makiety niż przepełnione życiem mieszkańców miasto. Przez to niebawem cała gra zacznie tracić swój potencjał. Już teraz wiele osób uważa ją za wydmuszkę napompowaną pustym, niezdrowym marketingiem. Czy Night City jest czymś w rodzaju dekoracji dla całkiem niezłych misji fabularnych? Tych głównych i spoza rdzennego scenariusza? Po najnowszej aktualizacji, powoli tak się właśnie staje. Cyberpunk 2077 należał do specyficznych gier w mojej growej karierze. 

W przeciwieństwie do Dzikiego Gonu, którym żyłem niemal rok czasu, do Night City wracałem z licznymi przerwami. Zupełnie jakby w ramach odskoczni od reszty gier. Mimo wszystko, bardziej interesowała mnie tutaj historia i wizja miasta. Pod tą zewnętrzną kopułą niestandardowych pomysłów, dialogów skrywają się różne, połączone ze sobą mechaniki, rzadko w pełni dopracowane czy przemyślane. Teraz przynajmniej pooglądamy Johnny'ego w nowych szatach, pogłaszczemy kotka już nie w alejkach a mieszkaniu V. No i przejedziemy się nowym modelem auta. Tak z ciekawości, kupiliście w grze jakikolwiek samochód. W moim przypadku, niespecjalnie. A może to już po prostu czas na definitywny, next-genowy upgrade? Pytanie czy i to faktycznie pomoże. Nie zrozumcie mnie źle, nie hejtuję tej gry. Mimo wszystko, spędziłem w Night City kilkadziesiąt godzin. Z mniejszymi lub większymi przerwami. Historia, koncept, relacje i postacie to rzecz zrealizowana pierwszoligowo. Musicie się jednak zastanowić czy dla Was to filar w pozytywnym odbiorze gry. Zabawne, właśnie pierwszy raz w swoim życiu, zrecenzowałem "patch". Bywajcie. Teraz również w nowej kurteczce od ripperdoca, Victora. Oddaliście mu dług? 

Interesuje Cię ten tytuł? Sprawdź nasz poradnik do Cyberpunk 2077.

Krzysztof Grabarczyk Strona autora
cropper