Felieton: Skorumpowani recenzenci, chciwi wydawcy, leniwi deweloperzy i forumowi wojownicy o lepsze czasy

Gry
1284V
Felieton: Skorumpowani recenzenci, chciwi wydawcy, leniwi deweloperzy i forumowi wojownicy o lepsze czasy
Paweł Musiolik | 06.01.2014, 09:00

Śpiesząc z odpowiedzią, zanim zdążycie zapytać - co poniedziałkowy poranek pojawiać będzie się felieton. Felieton mój - czyli redaktora naczelnego. Będę w nim dzielił się z Wami moimi opiniami na tematy krążące wokół gier wideo. Niekoniecznie zawsze uderzającymi bezpośrednio w nie, ale na tyle często, że każdy znajdzie coś dla siebie. Spodziewam się, że często i gęsto nie będziecie się ze mną zgadzać, a może i nawet wzrośnie ilość osób mnie szczerze niecierpiących, ale hej - może znajdzie się ktoś podzielający moje zdanie. Jeśli macie jakieś uwagi - chętnie wysłucham, ale tematów na kolejne felietony nie przyjmuję.

Na forach przestałem udzielać się częściej niż „raz za ruski rok” z prostej przyczyny – urzędują na nich najmądrzejsi, najlepsi i najbardziej krytyczni dyktatorzy, którzy decydują, w co można grać, co nie jest obciachem, casualem i głupotą. Festiwal głupoty w wykonaniu tego typu użytkowników skutecznie mnie zniechęcił do jakiejkolwiek dyskusji, bo tej z nimi po prostu nie da się prowadzić. Dlaczego zacząłem od tego tematu? Albowiem zgrabnie łączy się z tytułem felietonu. Właśnie taki obraz branży gier można wynieść po lekturze wielu komentarzy. I gdybym interesował się branżą jak przeciętny gracz (wiecie – interesuje mnie kilka gier w roku, kiedy wychodzą i czy warto kupić), to musiałbym powoli zbierać na wieniec, który położyłbym przy nagrobku branży. Ale tak nie jest i z tego musicie zdać sobie sprawę. A przynajmniej ja uważam, że powinniście patrzeć trochę dalej niż posty wszechwiedzących z forum.

Dalsza część tekstu pod wideo

 

Skorumpowani recenzenci. Co jakiś czas staram się wniknąć w umysły ludzi wykrzykujących to hasło na lewo i prawo. Zastanawiam się, dumam i poza głupotą ciężko mi znaleźć godne uwagi uzasadnienie. Dla wielu sam fakt zaproszenia na pokaz dziennikarza/redaktora, jest jego skorumpowaniem. Identycznie idiotyczna teoria, którą równać mogę z inną - „znasz prywatnie PR-owca danej firmy, więc łaskawiej patrzysz na gry, które wydaje jego firma”. Otóż nie. Osobiście uważam, że ludzie, którzy dają się przekupić koszulką, długopisem lub smyczką nie powinni istnieć w żadnej dziedzinie życia, gdzie trzeba ferować jakieś wyroki. Dajesz przekupić się długopisem z logo gry? To tak samo dasz przekupić się długopisem z logo batonika. Jasne, pojawiały się do tej pory historie o próbach wpłynięcia na oceny. Afera Gerstmanna, która odbiła się szerokim echem, dotyczyła przecież tego, że redaktor zaprotestował w tym jednym przypadku. Nikt nie powiedział, że jego koledzy nie postąpiliby tak samo. Z góry założono, że to on jest ostatnim samurajem, a reszta łyknie wszystko.

 

Najczęstsze oskarżenia lecą w kierunku pracowników większych serwisów. Wiecie – tam gdzie duża kasa, tam jest korupcja. Napisałbym, że to typowa narodowa cecha Polaków, ale niestety – takie same myślenie mają ludzie w innych krajach. Obserwując wszelakie blogi, gdzie liże się po tyłku firmę, która „robi kampanię” z blogerem za „Bóg zapłać”, patrząc na większość vlogerów, którzy są w stanie chwalić największe dziadostwo i udawać, że nikt im nie płaci za to, wiem jedno - najłatwiej wpłynąć na osoby z małych serwisów, osoby młode i bez doświadczenia, które pół roku temu marzyły, by pisać o gierkach, a teraz dostają pierwsze promki. Zachłyśniecie się skokiem, powoduje bezkrytyczne podejście naznaczone „nie skrytykuję, bo mi nie dadzą kolejnej gry i się obrażą”.

 

Odpowiadając na potencjalne zarzuty – tak. Są osoby, które nie nadają się do pisania na portalach multiplatformowych z racji kompletnego skrzywienia w kierunku danej firmy. Dla mnie idealnym przykładem jest Lolygon, tfu, wróć – Polygon, którego redakcja w trakcie premiery PS4 zaliczała kolejne wtopy dezinformacyjne, skutecznie wytykane im w komentarzach. Ja jestem wyznawcą prostej doktryny – jeśli masz robić coś do dupy – nie rób tego wcale.

 

Więc nie, branża nie jest w żaden sposób bardziej skażona korupcją jak jakakolwiek inny segment rynku.

 

Wojujący ze wszystkimi ludzie są jeszcze o tyle zabawni, że uzurpują sobie chore prawo do decydowania, w co można grać. Lubisz grać w którąś z odsłon Fify, a nie jarają Cię gry niezależnego dewelopera z Kirgistanu? Nie możesz nazywać się graczem. Jesteś wstrętnym casualem, a nimi trzeba gardzić (Dlaczego? Nie mnie o to pytać). Uważasz Uncharted za kawał świetnej i wciągającej gry? A fe, zagraj w symulator pielenia grządek w Ugandzie i wtedy wypowiadaj się na te tematy. Takie podejście ujawniło hipokryzję wielu osób. Jeszcze przed zapowiedzią PS4 najmocniejszym argumentem za PC były produkcje niezależne, które były pozbawione wpływu chciwych wydawców i leniwych deweloperów. Gdy Sony postanowiło zaskoczyć chyba każdego i uśmiechnąć się do producentów „indyków”, linia wojenna się zmieniła. Teraz wyśmiewa się, że na PS4 ktoś zagra sobie w coś określanego mianem indie. Kupisz PC-ta za 4-5 tysięcy złotych – wtedy możesz odpalić Terrarię. Kupując PS4 – odpalenie dowolnego indyka, jest obciachem. Logika kolejny raz atakuje znienacka i poraża.

 

–------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

Na sam koniec zostawiłem sobie kwestię chciwych wydawców (cześć EA, kogo znowu zabijesz?) oraz leniwych deweloperów. Czytacie zapewne mnóstwo historii o skandalicznych warunkach pracy, chorych deadline'ach, obcinanych budżetach i ogólnie rzecz biorąc – koszmarach game devu. Można kiwnąć ręką i skomentować „są leniwi – należało im się”. Jednak w – zaryzykuję – 80% przypadków winny jest wydawca. Zbyt mały budżet powoduje, że nie szuka się najlepszych, tylko najtańszych w danej dziedzinie. Łatwo można przełożyć to na dowolny przykład. Potrzebujecie kogoś, kto położy wam kafelki. Macie w kieszeni 200 złotych, które wam podarowano. Te 200 złotych starczy na fachowca, więc go szukacie. Zanim jednak rozpocznie pracę, przychodzi osoba, która wam podarowała gotówkę i zabiera 150 złotych, rzucając, że na jutro ma być wszystko zrobione. Co wam pozostanie? „Fachowiec” za 50 złotych i kilka godzin roboty na coś, co robi się dwa razy dłużej. W idealnym świecie budżety byłyby dopięte, gry robiliby wykwalifikowani pracownicy, a całość zostałaby wydana, gdy producenci są pewni jakości produktu. Świat idealny nie jest, ale istnieją ci, którzy wypluwają kolejne gry, nie schodzące poniżej poziomu gry dobrej. Naughty Dog, Rockstar – w tym kierunku powinni wszyscy zmierzać. I miejmy nadzieję, że kolejne ekipy doskoczą równie szybko.

 

PS Obrazek wybrałem przewrotnie - jak zauważyliście nie za wiele ma wspólnego z moją opinią, nawet potwierdza głosy "wojowników o lepsze jutro". Z tym, że Geoff gier nie recenzuje, a ja lubię Mountain Dew ;)

 

 

Źródło: własne

Komentarze (56)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper