Half-Life 2. Detale fabuły Epizodu 3 - polskie tłumaczenie!

Gry
4221V
Half-Life 2. Detale fabuły Epizodu 3 - polskie tłumaczenie!
Rozbo | 25.08.2017, 20:27

Kiedy myślimy o serii Half-Life, od razu w głowie zaczyna wirować od setek teorii spiskowych, poszukiwań kontynuacji oraz śladów prowadzących do mitycznej "trójki". Od lat Valve nie dzieli się żadnymi informacjami ani odnośnie hipotetycznej kontynuacji, ani odnośnie kontynuacji epizodów z części drugiej. Ale dziś mamy coś, co wykracza poza zwykłe domysły.

Marc Laidlaw to człowiek, który stał za scenariuszem całej serii. Obecnie nie jest już pracownikiem Valve i właśnie dziś rozwiązał mu się język.

Dalsza część tekstu pod wideo

Half-Life. Patch po...19 latach od premiery

Otóż autor zamieścił na swoim blogu wpis o nazwie "Epistle 3" (List nr 3), w którym to najprawdopodobniej zdradził fabułę nigdy nie wydanego Epizodu 3 do Half-Life 2. Wszelkie nazwy oraz nazwiska zostały zmienione podobnie jak płeć niektórych bohaterów (np. G-Man to Pani X), jednak każdy, kto zna fabułę Half-Life w mig się w tym wszystkim połapie. Nie wiadomo do końca czy to jedynie autorska wizja Marca, który - nie mogąc dokończyć prac nad Epizodem 3 - sam wymyślił sobie konkluzję. Być może jednak była to oficjalnie zatwierdzona przez kierownictwo wersja, która nigdy nie została wcielona w życie z powodu wstrzymania prac. Jedno jest pewne - wpis Laidlawa wywołał prawdziwą burzę w sieci. Cała historia jest trochę zakręcona, zaś jej finał pozwala domniemywać, że to jednocześnie gorzkie pożegnanie autora z uniwersum Half Life. I może wskazywać, że jego pomysły zostały wyrzucone do kosza, a sam Half-Life 3 - jak możemy się domyślać - nigdy nie powstanie. Ale to tylko moja interpretacja. 

Oceńcie zresztą sami. Poniżej możecie przeczytać moje (zrobione na szybko - z góry przepraszam za błędy) tłumaczenie wpisu. Oryginał tekstu znajdziecie w źródle newsa, na blogu scenarzysty. Najpierw jednak na wszelki wypadek zamieszczam klucz do rozszyfrowania większości wymienionych nazw i nazwisk:

"Gertie Fremont" : "Gordon Freeman"

"Gertrude Fremont" : "Gordon Freeman"

"Hyperborea" : "Borealis"

"Pani X" : "G-Man"

"Disparate" : "Combine" (Kombinat)

"Jerry Maas" : "Judith Mossman"

"Alex Vaunt" : "Alyx Vance"

"Ghastlyhaunts" : "Vortigaunts"

"Elly Vaunt" : "Eli Vance"

"Tocsin Island" : "Aperture Science"

"Dziewięciogodzinny Armageddon" : "Seven Hour War" (Wojna Siedmiogodzinna)

 

PS. Dziękuję Patrykowi Gronwaldowi, za namiary na tę historię.

Najdroższy Graczu,

Mam nadzieję, że przeczytasz ten list. Już słyszę twoje wyrzuty: "Gertie Fremont, nie mieliśmy od ciebie wieści od wieków!". Cóż, jeśli interesują cię wymówki, to mam ich mnóstwo, a największa z nich jest taka, że przebywałem w innych wymiarach i nie byłem w stanie skontaktować się z tobą standardowymi metodami. Tak było do czasu, aż osiemnaście miesięcy temu doszło do istotnej zmiany okoliczności i zostałem zrelokowany na tym wybrzeżu. Od tego czasu miałem okazję sporadycznie myśleć nad tym, jak najlepiej opisać te wszystkie lata, lata mojego milczenia. Na początek przepraszam za to czekanie i śpieszę z wyjaśnieniami (choć szybkimi, zwięzłymi i pozbawionymi szczegółów) wydarzeń, które miały miejsce po tych opisanych w moim poprzednim liście (o których mowa w niniejszym liście jako List nr 2)

Zacznijmy od tego, że - jak zapewne przypominasz sobie z ostatniego akapitu mojego poprzedniego pisma - śmierć Elly Vaunt wstrząsnęła nami wszystkimi. Zespół Research & Rebellion był zszokowany, niepewny tego jak bardzo nasz plan został wystawiony na szwank i czy w ogóle był jakikolwiek sens kontynuować to, co sobie zamierzyliśmy.  Mimo to, kiedy już pochowaliśmy Elly, znaleźliśmy w sobie siłę oraz odwagę do tego, by się przegrupować. Było też głębokie przekonanie jej charakternego syna, Alexa Vaunta, żeby kontynuować tak, jak życzyłaby sobie tego jego matka. Mieliśmy współrzędne na Antarktydzie, przesłane przez wieloletniego asystenta Elly, dr. Jerry'ego Maasa, które - jak przypuszczaliśmy - wskazywały lokalizację zaginionego luksusowego liniowca Hyperborea. Elly była głęboko przekonana, że Hyperborea powinna być zniszczona, żeby nie wpadła w ręce Disparate'u. Inni z naszej grupy się z tym nie zgadzali, wierząc że Hyperborea może kryć tajemnicę mającą doprowadzić naszą rewolucję do sukcesu.  Tak czy inaczej, wszelkie argumenty były poddane pod dyskusję dopóki nie znajdziemy statku.  Dlatego natychmiast po oddaniu należnych honorów dr. Vaunt, Alex i ja wyruszyliśmy na pokładzie wodolotu w kierunku Antarktydy. O wiele większa drużyna wsparcia miała za nami podążyć osobnym transportem. 

Wciąż nie jest dla mnie do końca jasne, co sprowadziło nasz wodolot na ziemię. Kolejne godziny spędzone na przemierzaniu lodowatego pustkowia w trakcie zamieci również pamiętam jakby zza mgły i trudno mi jest je opisać. Kolejną rzeczą, którą jednak pamiętam doskonale, było nasze zbliżenie się do współrzędnych dr. Maasa, gdzie spodziewaliśmy się znaleźć Hyperboreę. Zamiast tego znaleźliśmy silnie ufortyfikowaną instalację, noszącą oznaki złowrogiej technologii Disparate. Okalała ona duże, otwarte lodowe pole. Po samym liniowcu nie było śladu... przynajmniej na pierwszy rzut oka. Jednak gdy niepostrzeżenie przeniknęliśmy do instalacji Disparate'ów, dostrzegliśmy powtarzający się, dziwnie spójny efekt zorzy polarnej, tak jakby wielki hologram co chwilę znikał i na powrót się pojawiał. To dziwaczne zjawisko początkowo wyglądało jak efekt wywołany przez ogromny system soczewek Disparate'ów. Wraz z Alexem zdaliśmy sobie po chwili sprawę, że to co właśnie widzieliśmy, to sam luksusowy liniowiec Hyperborea fazujący na przemian do naszej rzeczywistości i poza nią poprzez ogniskowanie się na nim urządzeń Disparete'ów. Obcy wznieśli swój kompleks, żeby badać oraz przejąć statek, kiedy tylko się zmaterializuje. To, co dostarczył nam dr. Maas, to nie były współrzędne położenia statku, tylko raczej miejsce, gdzie przewidywano jego pojawienie. Liniowiec balansował na granicy rzeczywistości, jego drgania stopniowo się stabilizowały, jednak nie było gwarancji, że osadzi się w niej na stałe - albo w ogóle. Zdecydowaliśmy, że musimy znaleźć taką pozycję, żeby wejść na statek dokładnie w chwili, gdy stanie się całkowicie materialny.

W tym momencie zostaliśmy chwilowo zatrzymani - na szczęście nie przez Disparate, jak się początkowo obawialiśmy, ale przez sługusów naszego dawnego wroga, przebiegłą i dwulicową Wandę Bree. Dr. Bree nie była taka, jaką ją widzieliśmy ostatnio - to znaczy nie była martwa. W którymś momencie Disparate uratował wcześniejszą wersję jej świadomości i w chwili zgonu wyryli kopię zapasową jej osobowości w biologiczny nośnik przypominający wielkiego ślimaka. Bree-ślimak, pomimo zajmowania stosunkowo wysokiej pozycji w hierarchii Disparate, wydawała się mnie bać i była zdenerwowana. Wanda nie wiedziała, że jej poprzednia inkarnacja, dr. Bree, zmarła. Wiedziała tylko, że ja jestem odpowiedzialny za jej stan. Dlatego ślimak traktował nas z dużą ostrożnością. Mimo to, niebawem przyznała się (nigdy nie mogąc siedzieć cicho przez zbyt długi czas), że sama również była więźniem Disparate'ów. Nie czerpała przyjemności ze swojej obecnej, groteskowej egzystencji i błagała nas, abyśmy zakończyli jej żywot.  Alex uważał, że szybka śmierć była czymś, na co Wanda Bree nie zasługiwała, jednak ja odczuwałem odrobinę litości i współczucia. Gdy Alex nie patrzył, być może zrobiłem coś, co przyspieszyło koniec ślimaka, zanim ruszyliśmy dalej.

Niedaleko od miejsca, w którym zostaliśmy zatrzymani przez dr. Bree, znaleźliśmy trzymanego w pokoju przesłuchań Disparate'ów Jerry'ego Maasa. Jak można się było domyślać, między Jerrym i Alexem sytuacja była napięta. Alex obwiniał Jerry'ego o śmierć jego matki... na wieść o niej Jerry był zdruzgotany, ponieważ usłyszał o tym po raz pierwszy. Jerry próbował przekonać Alexa, że był podwójnym agentem przez cały czas służącym ruchowi oporu, i robiącym dokładnie to, o co prosiła go Elly. Nawet pomimo tego, że był świadom tego, że ryzykował bycie postrzeganym przez swych pobratymców - przez nas wszystkich - jako zdrajca. Ja dałem się przekonać. Alex nie do końca. Jednakże z pragmatycznego punktu widzenia, byliśmy zależni od dr. Maasa, ponieważ wraz ze współrzędnymi Hyperborei posiadał klucze rezonujące, które mogły być niezbędne, aby sprowadzić całkowicie liniowiec do naszego wymiaru.

Starliśmy się z żołnierzami Disparate strzegących dostępu do ich posterunku badawczego, następnie dr. Mass dostroił Hyperboreę do częstotliwości wymaganej do (krótkotrwałej) fizycznej spójności. W tym krótkim czasie, który mieliśmy dostępny, wdrapaliśmy się na pokład statku wraz z nieznaną liczbą agentów Disparate'u podążających tuż za nami. Statek utrzymywał stałą formę tylko przez chwilę, a potem wznowił oscylowanie pomiędzy wymiarami. Było za późno na nasze własne wojskowe wsparcie, które dotarło i związało walką siły Disparate'u dokładnie w momencie, gdy ponownie "odcumowani" skakaliśmy pomiędzy wszechświatami. 

To, co wydarzyło się potem, wytłumaczyć jest jeszcze trudniej. Alex Vaunt, dr. Maas i ja chcieliśmy przejąć kontrolę nad statkiem - jego źródłem mocy, pokojem kontrolnym oraz centrum nawigacyjnym. Lata wcześniej, w trakcie inwazji Disparate, różni członkowie wcześniejszego zespołu naukowego prowadzili prace przy kadłubie usytuowanego w suchym doku liniowca w bazie naukowej Tocsin Island na jeziorze Huron. Zamontowali coś co nazywali Urządzeniem Samodzielne. Gdyby zadziałało zgodnie z zamierzeniem, wyemitowałoby pole zdolne do otoczenia całego statku. Owo pole mogłoby później przemieszczać się natychmiastowo do jakiegokolwiek wybranego miejsca, bez konieczności pokonania drogi do niego. Nie były potrzebne portale wejścia i wyjścia, ani żadne inne przyrządy. Urządzenie Samodzielne było całkowicie samowystarczalne. Niestety, nie było nigdy testowane. Gdy Disparate pchnął Ziemię w Dziewięciogodzinny Armageddon, obcy przejęli kontrolę nad naszymi najważniejszymi placówkami badawczymi. Załoga Hyperborei, pragnąc by statek nie wpadł w ręce Disparate'u, działali w desperacji. Włączyli Urządzenie i cisnęli Hyperboreę w najdalszy zakątek, w jaki mogli wycelować: Antarktydę. To, z czego nie zdawali sobie sprawy, to fakt, że Urządzenie Samodzielne podróżowało nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie. I nie było ograniczone tylko do jednego czasu i jednego miejsca. Hyperborea, w momencie aktywacji Urządzenia, została rozciągnięta w czasie i przestrzeni pomiędzy niemal zapomnianym jeziorem Huron z czasów Dziewięciogodzinnego Armageddonu a współczesną Anatktydą. Została naprężona niczym taśma elastyczna, rezonując i tylko w niektórych miejscach wzdłuż jej "długości" można było odnaleźć nieruchome punkty, jak harmoniczne miejsca wzdłuż wibrującej struny od gitary. Jednym z tych punktów było miejsce, w którym weszliśmy na pokład, jednak struna kołysała się w przód i w tył, zarówno w czasie jak i przestrzeni. Wkrótce i my zaczęliśmy być targani w każdym kierunku.

Czas zaczął się mieszać. Patrząc z mostka, mogliśmy zobaczyć suche doki Tocksin Island z momentu teleportacji, dokładnie w chwili gdy siły Disparate zbliżały się z lądu, morza i powietrza. Równocześnie widzieliśmy pustkowia Antarktydy, gdzie nasi przyjaciele walczyli, by utorować sobie drogę do zmieniającej się Hyperborei. Ponadto widzieliśmy migawki innych światów, być może gdzieś w przyszłości, albo nawet i przeszłości. Alex nabierał coraz większego przekonania, że widzieliśmy jeden z centralnych obszarów Disparate'u do przypuszczania inwazji na inne światy - takie jak nasz. Tymczasem toczyliśmy bitwę przez cały statek, ścigani przez siły Disparate'u. Usiłowaliśmy zrozumieć naszą sytuację oraz ustalić plan działania. Czy mogliśmy zmienić kurs Hyperborei? Czy powinniśmy ją sprowadzić na powierzchnię Antarktydy, żeby dać naszym pobratymcom okazję do zbadania statku? A może powinniśmy go zniszczyć, ze wszystkimi na pokładzie, łącznie z nami? Nie było możliwości, by utrzymać spójne myśli, z uwagi na kłopotliwe i paradoksalne pętle czasowe, które przebiegały przez statek niczym bańki. Czułem, że tracę rozum, że konfrontowaliśmy się z niezliczonymi wersjami nas samych w tym statku, który był na poły statkiem widmo, na poły domem zabaw dla koszmaru.

Wreszcie, wszystko sprowadziło się do wyboru. Jerry Maas wysunął argument, zresztą sensowny, że powinniśmy uratować Hyperboreę i dostarczyć ją do ruchu oporu, a nasi pobratymcy mogli by ją zbadać i okiełznać jej moc. Jednak Alex przypomniał mi, że przysiągł iż uszanuje nakaz matki, by zniszczyć statek. Obmyślił plan, aby ustawić Hyperboreę na samozniszczenie i wpłynąć nią w samo serce nexusa Disparate'ów. Doszło do kłótni między Jerrym i Alexem. Jerry obezwładnił Alexa i zaczął przygotowywać się do wyłączenia Urządzenia Samodzielnego i posadzenia statku na lodzie. Potem usłyszałem strzał i Jerry osunął się na ziemię. Alex zdecydował za nas wszystkich, albo zrobiła to jego broń. Wraz ze śmiercią doktora Maasa, skupiliśmy się na samobójczym skoku. Ponurzy, wraz z Alexem uzbroiliśmy mechanizm autodestrukcji Hyberborei, tworząc podróżujący w czasie pocisk, i skierowaliśmy go w samo serce centrum dowodzenia Disparate'u.

W tym momencie, jak zapewne mogłeś się spodziewać, pojawiła się Pewna Złowieszcza Postać w osobie tej szyderczej oszustki, Pani X. Tym razem pokazała się ona nie mnie, ale Alexowi Vaunt. Alex nie widział zagadkowej belferki od dzieciństwa, jednak natychmiast ją rozpoznał. "Chodź teraz ze mną. Mamy miejsca do zrobienia i rzeczy do odwiedzenia." - powiedziała Pani X i Alex się zgodził. Podążył za tajemniczą szarą panią poza Hyperboreę, poza rzeczywistość. Dla mnie nie pozostały otwarte żadne dogodne drzwi, tylko chichot i spojrzenie z ukosa. Zostałem sam, podążając zamienionym w broń luksusowym liniowcem w samo serce świata Disparate'u. Rozbłysnęło bezbrzeżne światło. Załapałem się na kosmiczny widok lśniącej wspaniale sfery Dysona. Ogrom potęgi Disparate'ów, daremność naszej walki, na krótko rozkwitła w mojej świadomości. Wszystko widziałem. Przede wszystkim widziałem, jak Hyperborea, nasza najbardziej potężna broń, mogła być zarejestrowana jako zaledwie sycząca główka od zapałki, która wybuchła. A to, co zostałoby ze mnie, byłoby nawet mniejsze.

Właśnie wtedy, jak zapewne przewidziałeś, Ghastlyhaunty rozsuneły swą własną, kraciastą kurtynę rzeczywistości, dotarły do mnie, jak to już wcześniej czyniły, wyrwały mnie i odstawiły na bok. Ledwie zdążyłem zobaczyć początek fajerwerków. 

I tak dotarliśmy tutaj. Opowiedziałem o moim powrocie na ten brzeg. To była okrężna droga do ziem, które kiedyś znałem i było dla mnie zaskoczeniem to, jak bardzo zmieniła się okolica. Minęło już tyle czasu, że niewielu mnie już pamięta, albo pamięta to, co mówiłem, kiedy ostatni raz przemawiałem, albo to co dokładnie chcieliśmy osiągnąć. W tym momencie ruch oporu nie zdołał zwyciężyć, ale nie dzięki mnie. Starzy przyjaciele zostali uciszeni lub polegli na skraju drogi. Już nie rozpoznaję większości zespołu naukowego, choć wierzę, że duch rebelii wciąż trwa. Oczekuję, że lepiej ode mnie znasz odpowiedni plan działania i zostawiam go tobie. Nie oczekuj kolejnej korespondencji z mojej strony dotyczącej tych spraw; to jest mój ostatni list.

Twój w nieskończonej ostateczności,

dr. Gertrude Fremont

 

Źródło: http://www.marclaidlaw.com/epistle-3/

Komentarze (45)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper