Nie jest wielką tajemnicą, że w trakcie Zimnej Wojny między innymi Amerykanie pracowali nad samolotami napędzanymi przez energię jądrową. Projekty i plany upadły dość szybko, ale Siły Powietrzne USA przygotowały bardzo ciekawego mecha, który miał pomóc w pracach nad maszynami.
Beetle niestety nie chodził na dwóch nogach niczym Metal Gear, ale również mógł odegrać znaczącą rolę w historii. Amerykanie postanowili stworzyć cacko, jednak maszyna nie miała na celu zgładzenia świata. Robot miał zajmować się reperacją samolotów narażonych na skutki promieniowania jądrowego. Ludzie nie mogli podejść do takich maszyn, więc postanowiono stworzyć Beetle, który był bezpieczny. Operator zasiadał za sterami „Chrząszcza” i mógł operować dwoma szczypcami, pracować nad wymianą części, czy też zajmować się reperacją silników. Jego mobilność była na tyle duża, że w 1962 roku na publicznej demonstracji, Beetle wyciągnął bez zgniatania i zniszczenia jajko z pudełka.
Ta ważąca 77 ton machina wojenna niestety nigdy nie trafiła na żadną misję. Prace nad wspominanymi jądrowymi samolotami upadły, a Beetle został zatrudniony do usuwania zanieczyszczeń spowodowanych wybuchem jądrowym. Jednak nawet w tym zadaniu projekt nie mógł wykazać się wyjątkowymi umiejętnościami, ponieważ autorzy dość szybko zrozumieli, że jego konstrukcja jest zbyt ociężała i za często się psuje.
W konsekwencji mech trafił do kosza, ale możemy mieć pewność, że to nie koniec wdrażania robotów do wojska. Od wielu lat trwają kolejne prace, jednak tym razem inżynierowie robotyki starają się przygotować zdecydowanie lżejsze, zdalnie sterowane maszyny.