Twórca (2023) - recenzja filmu [Disney]. Petarda wojennego S-F z odtwórczą fabułą

Recenzja
12918V
Twórca (202)
Piotrek Kamiński | 27.09.2023, 20:56

Stworzona by służyć ludziom AI przeprowadza atak nuklearny na jedno z największych, amerykańskich miast. Od tego momentu ludzkość czynnie sprzeciwia się istnieniu robotów posiadających sztuczną inteligencję. Jednym z agentów przeciwdziałających AI jest agent Joshua, którego wiara wystawiona zostaje na ciężką próbę.

Gareth Edwards potrafi kręcić piekło wojny i chaos jako taki. Jego pierwszy film, "Monsters" zaskarbił sobie miłość widzów właśnie sposobem podawania narracji - wielkiej skali wydarzenia podawane były przez pryzmat bohaterów, co pozwalało z jednej strony zaprezentować wagę wydarzeń bez przesadnego polegania na efektach wizualnych, z drugiej zaś skupić uwagę na aktorach - dobrych aktorach - automatycznie windując cały projekt ich grą. Tym razem Edwards nie musiał martwić się jednak budżetem. Czy w związku z tym reszta elementów składających się na film podskoczyła wyraźnie do góry? Cóż... niekoniecznie.

Dalsza część tekstu pod wideo

Twórca (2023) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Głębia jak u Davida Cage'a 

Broń masowego rażenia

Zacznijmy od tego, że jest to film przeładowany wręcz banałami. Już ze zwiastunów łatwo wysnuć wniosek, że mamy do czynienia z historią w której główny bohater wrzucony zostaje w sytuację, której młode życie zależy niemal wyłącznie od niego. Dodajmy do tego prolog, w którym główny bohater traci właściwie wszystko, na czym mu zależało i nagle okazuje się, że oglądamy kosmiczną wersję "the Last of Us". Niby jak kraść to od najlepszych, ale w bardzo wyraźny sposób obrazuje to największą bolączkę całego filmu.

Praktycznie od początku wiemy dokąd zmierza historia, rozumiemy na czym będą polegać kolejne zwroty akcji, czym będą próbowali zaskoczyć nas twórcy. Film opowiada o problemach z buntującą się sztuczną inteligencją i człowieku, którego zadaniem było zniszczyć maszynę, lecz ten zamiast tego wytworzył wobec niej uczucia. Problem w tym, że wszystkie te fabularne zakręty opierają się na niemożliwie wręcz zgranych schematach. Wojna toczy się między ludźmi, a maszynami, ale kto tak naprawdę jest tą nieludzką stroną? Jeśli odpowiedź nie jest od razu oczywista, to w odnalezieniu jej na pewno pomogą widzowi mundury amerykańskich żołnierzy (tak - nawet w przyszłości wciąż chodzi o Amerykę, a nie żaden inny kraj, czy rejon), elegancko kontrastujące z prostymi strojami farmerów i buddyjskich mnichów noszonymi przez roboty. Wątki mesjanistyczne mieszkają się z wojennymi - nawet główny bohater nazywa się Joshua, co można etymologicznie połączyć z Jezusem, który umarł za nasze grzechy, aby świat mógł stać się lepszy. Finalnie natomiast główny bohater rozpuszcza swoje ciasne warkoczyki na znak tego, że uwalnia swoją dziką, emocjonalną naturę. Wciąż zbyt subtelnie? Proszę bardzo - niemal każdy wzniośle brzmiący tekst finalnie znajdzie swoje odzwierciedlenie w fabule. Dosłownie. Gdyby tylko życie rzeczywiście było aż tak proste i składało się w taką zgrabną układankę!

Twórca (2023) - recenzja, opinia o filmie [Disney]. Jakbyś tam był

Protagonista

To, czym Edwards zazwyczaj pokazuje swoją klasę, to sposób w jaki kręci konflikty zbrojne i akcję jako taką. Ludzie nie pokochali jego "Łotra 1" za świetną intrygę i mocnych bohaterów (oba te elementy leżały i błagały aby je dobić), lecz za sposób, w jaki pan reżyser kręcił gwiezdne wojny - dosłownie. W dzisiejszym filmie Edwards też rozumie jak istotne jest dodanie do fabuły elementów mocnego, bezpardonowego konfliktu, dlatego jego statki kosmiczne są zawsze gigantyczne i potrafią z łatwością siać zniszczenie, o którym piechurzy mogą najwyżej pomarzyć (jeśli mają nie po kolei w głowie i życie im niemiłe). Nie jest to jednak jedyny wymiar toczonego w filmie konfliktu. Regularnie dostajemy też uliczne strzelaniny i trudne wybory, przed którymi raz za razem musi stawać Josh - oszczędzić Symulanta (czyli sztucznego człowieka), który błaga o litość, czy zatrzeć swoje ślady? Schować się w przejeżdżającej przez granicę furgonetce, czy przebić się siłą? Każdorazowo przy tego typu scenach siedzi się na krańcu fotela, nawet doskonale zdając sobie sprawę z faktu, że ma się do czynienia z grafomanią nie wyrastającą ponad poziom Davida Cage'a i jego "Detroit: Become Human". 

Aktorzy do pewnego stopnia windują materiał swoją grą aktorską, lecz, jak to mówią, z gówna bicza nie ukręcisz. Pamiętajmy, że to tylko takie powiedzenie i w rzeczywistości wcale nie uważam aby najnowsze dzieło Edwardsa było złą produkcją. Wcielająca się w Alphie, robota, którym opiekuje się Josh, Madeline Yuna Voyles urzeka widza swoim spojrzeniem w praktycznie każdej scenie, w której występuje, a i partnerujący jej Washington stopniowo ewoluuje jako postać, zwłaszcza w stosunku do młodej. Pod koniec robi się całkiem ckliwie, choć akurat mnie do łez film nie ruszył - co jest wręcz trochę dziwne, biorąc pod uwagę, jak często zdarza mi się rozemocjonować podczas seansu. Niestety, reszta obsady to już wyłącznie proste stereotypy, zwykle ograniczające się do swoich jednowymiarowych ról i podające po prostu snobistyczne przygotowany tekst. Może nie jest tak źle, jak w "Avatarze" - miejscami można nawet się pośmiać razem z bohaterami, a nie z nich - ale wciąż fabuła filmu może być opisana jako zlepek klisz, banałów i leniwego mesjanizmu, z którego nic nie wynika.

"Twórca" to raczej grubo ciosana metafora oparta na problemach migracji narodów, rasizmu i krytyce amerykańskiej polityki wojennej. Jako poważny traktat psychologiczny nie ma do powiedzenia absolutnie niczego nowego, ale fenomenalnie dozowana akcja, piękne CGI i cały czas wyczuwalne napięcie sprawiają, ze jest to po prostu idealny popcorniak na jesienny seans. Solidny pomysł na spędzenie dwóch godzin w kinie. Byle nie nastawiać się na zbyt wiele.

Komentarze (54)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper