The Last of Us od HBO z dużą zmianą względem gry Naughty Dog. W serialu zabrakło zarodników

„The Last of Us” zmierzający do HBO i HBO Max to adaptacja pierwszej części The Last of Us, ale twórcy serialu musieli zająć się kilkoma zmianami w produkcji. Neil Druckmann i Craig Mazin jeszcze przed premierą potwierdzili, że w nowej wersji opowieści zabraknie zarodników rozpowszechniających infekcję.

W grach z serii The Last of Us często widzieliśmy akcję, gdy Joel lub Ellie musieli zakładać maski, by mieć pewność, że nie zostaną zarażeni przez zarodniki. Serial przedstawi ten kluczowy element dla uniwersum w inny sposób – Craig Mazin w rozmowie z redakcją ComicBook wytłumaczył różnice:

„W grze (...) napotykasz zarodniki i musisz założyć maskę gazową. W świecie, który tworzymy [z serialem], gdybyśmy umieścili zarodniki w powietrzu, byłoby całkiem jasne, że rozprzestrzeniłyby się wszędzie i każdy musiałby nosić maskę przez cały czas i prawdopodobnie wszyscy byliby do tego momentu całkowicie zainfekowani” - stwierdził Mazin.

Twórcy dosłownie „rzucili sobie wyzwanie”, by wymyślić „ciekawy, nowy sposób na rozprzestrzenianie się grzyba” i zdaniem reżysera w taki sposób udało się połączyć „duszę i ducha gry”.

Neil Druckmann i Craig Mazin podczas dyskusji z Colliderem potwierdzili, że chcieli podkreślić ważny element – publiczność jest znacznie mądrzejsza przez pandemię. To właśnie z tego powodu serial rozpocznie się wstawką z lat 60., podczas której omawiana jest infekcja. Twórcy chcieli podkreślić, że choć pandemie wirusowe istnieją i są niebezpieczne, to jednak jest coś znacznie gorszego.

Serial widział już Grzegorz Drabik, który potwierdził, że choć zarodników nie ma, to jednak fani nie powinni się martwić:

„Tak, w serialu #TheLastOfUs nie ma zarodników (a przez to i scen z maskami). To jednak nie odbiera zajebistości zainfekowanym i scenom z ich udziałem”.