The Last of Us - Notatnik

Konkurs
907V
The Last of Us - Notatnik
Roger Żochowski | 19.02.2014, 13:11

- Hej, szefie! Znalazłem coś.. - gardłowym głosem rzucił zakapturzony łowca podnosząc coś ze sterty przedmiotów zrzuconych nieopodal ogniska – to jakiś notes.. Pamiętnik jakiegoś dzieciaka.. 

Stojący po drugiej stronie placu mężczyzna ubrany w niekompletny pancerz jednostek specjalnych przerwał na chwilę przeglądanie pudeł rozrzuconych nieopodal wejścia do budynku wschodniego skrzydła kompleksu elektrowni wodnej, rzucił przelotne spojrzenie w kierunku łowcy i wrócił do przeszukiwania.

Dalsza część tekstu pod wideo

 - Mamy mało czasu, Jack, i potrzebujemy dowodów, że oni tu byli, więc nie zaprzątaj sobie i mi głowy pamiętnikami jakichś dzieciaków.. – wycedził spokojnie i chwycił koleją torbę ze sterty.

 - Ale szefie.. ten dzieciak pisze o niej! – krzyknął z rosnącą euforią łowca nie odrywając wzroku od notesu. – Ta gówniara i ten pieprzony skurwysyn jej opiekun, który zabił całą drużynę Alpha w Salt Lake City, mojego brata.. twoją Marlene.. Carter! Oni tu byli! Jest wpis sprzed kilku dni!

Carter zamarł. Natychmiast odrzucił przeszukiwaną torbę i ruszył w kierunku łowcy.

- Kurwa, Jack... Bądź cicho! – warknął zduszonym głosem– W tych okolicach nie jesteśmy sami. Pokaż mi to. 
 

Notatnik oprawiony był w brązową skórę. Okładkę zdobiło imię i nazwisko: Duncan Weathers.  Pomiędzy stronami wciśnięta była zakładka. Carter otworzył pamiętnik na zaznaczonej stronie. Zakładką były dwa polaroidowe zdjęcia. Na jednym z nich dwóch nastolatków trzymało olbrzymią rybę na tle wodospadu, na drugim młoda dziewczyna
z włosami niedbale spiętymi w kucyk, zawadiacko uśmiechnięta dumnie trzymała karabin myśliwski w jednej ręce i martwego królika w drugiej.

- Zlokalizuj pozostałe zespoły i zbierz raporty. Zbiórka za trzydzieści minut przy głównym generatorze. Mamy trop. Ta dziewczyna na zdjęciu to Ellie.  – szepnął Carter wpatrując się
w fotografię – Dobra robota, Jack.

 Łowca uśmiechnął się i skinął głową w milczeniu. Zebrał z ziemi plecak i karabin snajperski po czym przemieścił się powoli w stronę drzwi wejściowych do budynku. Po chwili jego sylwetka całkowicie zlała się z mrokiem.

 Carter przełożył karabin przez ramię i oparł go o skrzynię, sam usiadł nieopodal ogniska plecami do ściany budynku. Otarł dłonią spoconą twarz i rozejrzał się czujnie po otoczeniu. Wszędzie walały się skrzynie i pudła, część z nich była jeszcze zamknięta. Pośrodku stał prowizoryczny stół, a na nim puste puszki po napojach gazowanych i brudne plastikowe talerze.

- Ewakuacja? Ostatni wspólny posiłek..? – mruknął pytająco do siebie Carter.– Hm.. Może ty mi opowiesz coś ciekawego, Duncanie..? 

 

Środa, 25 kwietnia 

Dziś na polowaniu widzieliśmy śmigłowiec! Przeleciał nad Polaną Jeleni i dalej w głąb kanionu. Wujek Tommy powiedział, że to może być transport wojskowy z zapasami, bo miał podczepiony wielki kontener na linach. Nigdy nie widziałem śmigłowca w locie! Wyglądał wspaniale.

 Nie mogę się już doczekać jutra! To będzie wyjątkowy dzień - szesnaste urodziny Ellie. (Mam wrażenie, że jest z nami tutaj od zawsze, a nie dopiero od zeszłej wiosny). Mój urodzinowy prezent dla Niej  jest wreszcie gotowy. Bardzo długo zajęło mi zebranie wszystkich potrzebnych części, ale udało się! Łuk specjalnie dla Niej. Wujek Joel pomógł mi w jego złożeniu i już wiem,że jest zdecydowanie lepszy od tego, którym posługuje się teraz Ellie. Ona zasługuje na najlepsze!

 (Mam jeszcze jeden prezent dla Niej.. oprawiłem ten czerwony kamień, który znaleźliśmy razem z Travisem na polowaniu w zeszłym miesiącu. Mam nadzieję,że jej się spodoba!)

 

Czwartek, 26 kwietnia

 Dziś wielki dzień! Wieczorem przyjęcie z okazji urodzin Ellie. Wszyscy tam będą: wujek Joel i Tommy, ciocia Maria, Travis. Wszyscy! Wujek Tommy obiecał otworzyć puszki napojów gazowanych, które znalazł w na stacji benzynowej niedaleko Eagle Creek.

 Po południu idziemy jeszcze na patrol, może coś przy okazji upolujemy? (Założyłem się z Travisem, że ustrzelę dziś sam 3 wiewiórki! To dużo, ale braciszkowi nie będzie do śmiechu kiedy tego dokonam. A przy okazji wypróbuję jeszcze nowy  łuk Ellie!)

- Istna sielanka - mruknął pod nosem Carter - Wakacje w plenerze.. ale zaraz zaraz.. O, zaczyna robić się ciekawie.

 

Piątek, 27 kwietnia

Wczoraj podczas kolacji usłyszeliśmy przeraźliwy ryk jakiegoś zwierzęcia. Dobiegał od strony kanionu. Wujek Tommy powiedział, że to niedaleko granicy naszego obozu. Zarządził alarm
i wszyscy pobiegli po broń. Zobaczyłem Ellie po drugiej stronie ogniska jak zakłada kołczan
i łuk, który dostała ode mnie jeszcze parę chwil wcześniej. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się poklepując jego rękojeść. Poczułem się wspaniale!

Ja i Travis zostaliśmy włączeni do nocnej warty. Wujek Joel zabrał Ellie do zachodniej części obozu. Spotkaliśmy się dopiero następnego dnia. Wszyscy słyszeliśmy straszny ryk dochodzący od strony lasu, ale nic więcej się nie wydarzyło.

 

Sobota, 28 kwietnia

Po południu wyruszamy z Travisem w jednym z patroli po okolicy obozu. Travis mówi,że dziś możemy spotkać coś większego niż wiewiórki i jelenie. Wszyscy wokół z jakiegoś powodu szepczą o klikaczach i mlaskaczach, ale wujek Tommy uspakaja ludzi mówiąc, że to pewnie dziki, wielki niedźwiedź który dostał szału i biega po lesie. Trochę się boję, ale nie zrezygnuje z udziału w patrolu. 

(Widziałem się jeszcze z Ellie. Poszliśmy nad tamę i tam wręczyłem jej wisiorek z czerwonym kamieniem. Chyba bardzo jej się spodobał! Przez chwilę myślałem czy nie wyznać jej tego co czuję, ale przyszedł wujek Joel i..

 Coś poruszyło się w ciemności. Carter szybkim ruchem ręki wyjął pistolet z kabury.

- Spokojnie szefie. To tylko ja. - łowca wyszedł z cienia i podszedł do ogniska.

- Jezu, Jack. Przez Ciebie kiedyś będę miał zawał serca.. - Carter schował pistolet i z wyraźną ulgą ponownie oparł się o ścianę. Łowca wystawił dłonie bliżej płomieni i zaczął nimi powoli pocierać.

- Mamy problem. - powiedział patrząc w falujący ogień. - Nie możemy znaleźć Timby
i Joseva. Reszta chłopaków nie miała z nimi kontaktu od momentu naszego wejścia na teren osady. Nie ma po nich ani śladu w sektorze, który mieli przeszukać. Nie licząc śladów krwi.. ale akurat tego w całym obozie jest sporo..

- Może się zgubili. Dajmy im jeszcze kwadrans. - rzucił krótko Carter. - Wygląda na to,
że dr. Rainwood miał rację co do tego miejsca. 

- Na to wygląda. - łowca odwrócił się w stronę Cartera i wskazał na notatnik - Jest tam jeszcze coś ciekawego o czym powinniśmy wiedzieć?

- Dzieciak opisuje jak cały obóz został postawiony na nogi przez ryk dzikiego zwierzęcia kilka dni temu w nocy. - Carter uśmiechnął się tajemniczo i spojrzał na łowcę z satysfakcją
w oczach. - Wszystko wskazuje na to, że ich dorwał!

- To by wiele wyjaśniało. Tyle zniszczeń i śladów krwi.. - łowca oparł się o skrzynię
z nadpsutymi owocami. - Wild-X! Jednak sprawdza się w akcji! Bałem się, że to nie wypali.

- A jednak chyba wypaliło - Carter ponownie otworzył notatnik i zaczął czytać na głos kolejny wpis.

 

(.... brak daty....)

...nie wiem ile czasu byłem nieprzytomny, ale to nie ma znaczenia.. Travis nie żyje..
To monstrum, które spotkaliśmy w lesie zmiażdżyło go jednym uderzeniem łapy.. widziałem jak umiera... potem zaatakowało wujka Tommiego.. strzeliłem dwa razy i dwa razy trafiłem, ale to nadal żyło.. miało ze trzy metry wzrostu, potężne zdeformowane ramiona i pysk podobny do potwornie zniekształconej ludzkiej twarzy o ostrych kłach i mieniących się czerwienią oczach.. Dopadło mnie kiedy przeładowywałem.. przeleciałem kilka metrów po uderzeniu łapy, potem straciłem przytomność..chyba mam złamane żebra..

- Nieźle dał im w kość! - rzucił Carter wyraźnie zadowolony. - Mam nadzieje, że zabił tą małą sukę na oczach jej pieprzonego opiekuna! Zabił ich wszystkich!

- Myślę, że nie przeżyli tego spotkania! Nikt pewnie nie przeżył! - przytaknął z rozbawieniem łowca. 

Głuchy trzask od strony lasu przerwał rozmowę mężczyzn. Jack powoli podniósł karabin snajperski, przyłożył oko do wizjera i przełączył lunetę na tryb noktowizji. Przez chwilę obserwował w skupieniu linię drzew, ale najwyraźniej nie był w stanie niczego dostrzec. Carter podniósł się z ziemi. 

- Musimy się stąd ruszyć, szefie. Robi się tu jakoś dziwnie.. - wyszeptał łowca. - Idę po chłopaków. Może znaleźli już Joseva i Timbę. Będę za pięć minut, ok?
-  Dobrze. Za pięć minut tutaj. - potwierdził Carter odprowadzając Jacka wzrokiem. Wziął
do ręki notatnik i odnalazł linijkę tekstu na której skończył czytać..
 

..ocknąłem się kiedy była już noc. Leżałem nakryty pledem, byłem cały obolały i nie mogłem się ruszyć. Niedaleko płonęło ognisko. W świetle płomieni rozpoznałem wujka Joela. Miał zabandażowaną całą głowę i prawe oko. Bandaż był nasączony krwią..

- A to skurwiel! - syknął do siebie Carter. - Jak mu się udało przeżyć?

...Przeszyła mnie myśl o Ellie! Czy żyje, czy udało jej się uciec przed monstrum? Wujek Joel usiadł obok mnie i jakby ubiegając pytanie opowiedział mi wszystko, o ataku monstrum na nasz patrol, o ucieczce przez las, o desperackiej walce w obozie z rozszalałym potworem, wreszcie o Ellie..

Carter przełożył kartkę, ale kolejna strona notatnika była czysta. Podobnie kolejne. Ostatnią zapisaną stronę ktoś wyrwał.

 - Co jest, kurwa? - skrzywił się zamykając pamiętnik. - Ciekawe dlaczego ten gówniarz..

Kolejne słowo jednak uwięzło Carterowi w gardle, kiedy zobaczył bladego Jacka stojącego
w drzwiach budynku. Łowca patrzył na niego wzrokiem, w którym przerażenie mieszało się ze zdziwieniem.  

- Ja pierdolę, Jack, co się dzieje? - krzyknął Carter wyszarpując pistolet z kabury. 

- Rzuć to! - polecenie wystrzeliło jakby zza pleców łowcy. - Rzuć pistolet daleko od siebie!

Carter zamarł w miejscu. To nie był głos łowcy. Widział swojego towarzysza stojącego niby posąg z wytrzeszczonymi oczami bez ruchu, a ktoś stojący zaraz za nim nakazywał mu rzucić broń. Głos był zniekształcony, zachrypiały i Carter nie potrafił ocenić z kim ma do czynienia. 
 

- Rzuć ten pistolet! Inaczej on zginie. - zatrzeszczał szorstko głos.

- Pieprz się! - rzucił wściekle Carter i wystrzelił nagłym skokiem w stronę najbliższej skrzyni. Przykleił się do osłony i zaczął nerwowo rozglądać się za karabinem, który gdzieś tutaj wcześniej sam odłożył. Wychylił się zza skrzyni na chwilę, żeby zobaczyć co się dzieje
z Jackiem, ale łowcy już tam nie było. Carter zaczął szybko analizować sytuację. Ocenił, że Jack to już historia, prawdopodobnie reszta zespołu również. Może to jakaś inna grupa łowców przedostała się w tym samym czasie do nagle otwartego obozu? Może to ktoś
kto przetrwał atak Wild-X i teraz z przypływem adrenaliny niczym ranne zwierze zapędzone w róg rzuca się do desperackiego ataku..? A może...

- Hej! Tak bardzo chciałeś mnie dorwać! - ochrypły głos zadudnił z głębi budynku - Więc jestem! Masz mnie.. Czekam na Ciebie. 

Carter ścisnął mocniej pistolet. "To nie może być prawda" - pomyślał, oblizując nerwowo spierzchnięte usta. „Chociaż.. w notatniku ten gówniarz pisał, że on żyje." Kropla potu spłynęła mu po policzku. "Czyżby mi się poszczęściło? Tyle szukania, tyle pracy. Ile trudu kosztowało zebranie ekipy i przekonanie resztki Świetlików do działania? Prawie rok zbierania materiałów i surowców dla dr. Rainwooda do projektu Wild-X, eliminowania przeszkód i nieprzychylnych osób, zebrania wszystkiego do kupy, tak aby móc nareszcie ruszyć w pogoń za mordercą Marlene. I wreszcie jest! Był tu cały czas, ukryty wśród tych pseudo-farmerów i cywili, zbieraniny niepozornych ocalałych..."
 

-Hej, więc to ty jesteś Joel, tak? - krzyknął zza zasłony - Długo cię szukałem, wiesz?

Wsunął pistolet do kabury i sięgnął ręką za plecy. Wyjął niewielki rewolwer i sprawdził czy bębenek jest pełny. 

- Zabrałeś mi coś. Moją żonę. Miała na imię Marlene. Pamiętasz? Tam w szpitalu w Salt Lake City.

Głos z budynku nie odpowiadał. Carter wsunął rewolwer z powrotem do tylniej kabury
i rozejrzał się jeszcze raz po okolicy.   

- Zabrałeś mi tam w szpitalu wszystko. Pamiętasz? Załatwmy to teraz. Załatwmy to po męsku. Bez broni. Tylko ty i ja. Co ty na to?

Wychylił głowę i sprawdził wejście do budynku. Nikogo nie zauważył, wiec podniósł się ponad osłonę i wyszedł powoli na środek placu trzymając pistolet przewieszony na palcu prawej dłoni.

- Ok.Wychodzę. Pokaż się.

Coś poruszyło się wewnątrz budynku. Carter zmrużył oczy i zauważył postać powoli wyłaniającą się z cienia. W progu stanął Joel. Był lekko zgarbiony, nosił pokrwawioną krwią koszulę w kratę i zniszczone spodnie bojówki koloru oliwkowego. Utykał lekko i miał zabandażowaną głowę. Prawe oko zasłaniał mu pokrwawiony opatrunek. Prawa ręka schowana była za plecami, lewą trzymał się za bok. Jego wzrok wędrował powoli na linii pistolet - twarz Cartera.

- Co teraz? - zapytał Carter. - Pokaż prawą rękę.

- Rzuć pistolet.. – syknął Joel.

- Nie wiem czy nie trzymasz w niej broni.

- Powiedziałem Ci, rzuć...

- Ok, ok...! Dobra.. rzucam.

Pistolet poszybował w stronę pobliskich krzaków. Carter rozluźnił prawą rękę układając ją wzdłuż ciała kilka centymetrów od rękojeści rewolweru i czekał na ruch Joela.
 

- I co teraz? Czy masz jaja stanąć ze mną do uczciwej walki?

Joel zrobił krok do przodu i powoli wyciągnął prawą rękę zza pleców. Trzymał w niej torebkę z małymi tabletkami.

- Może ostatnią miętówkę przed śmiercią? Warto, te są z cukrem, to rzadkość. - zachęcił
z lekkim uśmiechem.

- Co do ku.. - warknął Carter, ale urwał nagle zwalony z nóg uderzeniem w tył głowy. Chwilę potem wysoki nastolatek w czapce bejsbolówce kucał już obok nieprzytomnego Cartera. Odłożył metalową rurkę na pobliską skrzynię i chwycił się za opatrunek okalający okolice brzucha.

- Świetna robota Duncan. - Joel podszedł do chłopaka i pomógł mu wstać. Następnie razem przeciągnęli nieprzytomnego mężczyznę do wnętrza budynku. W środku ułożyli  Cartera
na prowizorycznej leżance pod ścianą a następnie związali mu ręce i nogi. Joel wyjął i podał Duncanowi butelkę wody, a sam sięgnął po swój plecak i zaczął w nim czegoś szukać.
 

- Co dalej wujku? - zapytał Duncan. - Ten człowiek, on zna tą bestię! Słyszałem jak rozmawiali między sobą! Musimy uratować Ellie!

- Wiem, mały.. Ten człowiek nam w tym pomoże..

 Carter ocknął się w momencie, w którym Joel kończył wieszanie go do góry nogami tuż nad okrągłym, zamkniętym włazem umieszczonym w podłodze.

- Co się dzieje? - wrzasnął osłupiały Carter - Hej, człowieku! Hej! Opuście mnie!

- Spokojnie, nie szarp się. Duncan, pomóż mi odsunąć właz.

Po chwili obaj przesuwali już ciężką pokrywę odsłaniając czarną otchłań tuż poniżej głowy Cartera. W tym samym momencie do pomieszczenia dobiegł oddalony dźwięk podobny
do klikania, mieszający się z dziwnym wyciem i płaczem.

- Słyszysz to? - Joel ukucnął obok twarzy Cartera. - Chyba wiesz co wydaje takie dźwięki, prawda? Tam na dole, w starych kotłowniach, dwadzieścia metrów pod nami. Zamknęliśmy ich tam chyba ze trzydziestu. Ten szyb prowadzi prosto do nich, na stertę starych kartonów, wiec nie licz na szybką śmierć przy lądowaniu. Potem chyba wiesz co będzie...

- Pieprz się, skurwysynu! - Carter splunął w twarz Joelowi - Pierdol się!

- A więc chcesz zginąć bez zemsty na swojej żonie, tak? - Joel przetarł twarz i wstał.
- Powiedz mi, czym jest ta wściekła góra mięsa, która na nas poluje od kilku dni? Dlaczego ją tutaj przywieźliście? Bo to przecież to ty przyleciałeś tu tym śmigłowcem, prawda? Mieliście to gówno zamknięte w kontenerze podczepionym na linach. Powiedz wszystko co wiesz,
a puszczę Cię wolno i będziesz miał jeszcze kiedyś szansę zemścić się na mnie za śmierć twojej żony!

Carter milczał. Jego twarz pokrywał grymas wściekłości i cień paniki, co rusz zerkał
w ciemny okrąg włazu. 

- Daję Ci ostatnią szansę.. Masz na imię Carter, tak? Wierzę, że rozegrasz to rozsądnie..

- Gadaj skurwysynu! - Duncan nie wytrzymał i rzucił się w stronę Cartera - Nie mamy czasu! Musimy szukać Ellie! Ona tam jest gdzieś z nim...

- Nie Duncan! Uspokój się! – Joel chwycił Duncana za ramię i odciągnął na bok.

Wyraz twarzy Cartera nagle się zmienił. Grymas powoli ustępował rosnącemu uśmiechowi. Po chwili wiszący na linie mężczyzna zanosił się dzikim śmiechem. Duncan osunął się na ziemię. Po policzku spływała mu łza.
 

- Czemu się śmiejesz? - wyszeptał cicho. - Czemu się, kurwa, śmiejesz?

- Ha ha ha!  Myślałem, że jest z wami! Ale jej już pewnie nie ma! Ha ha! Leży gdzieś rozszarpana przez Wild-X, wasza najdroższa Ellie! Ta suka już jest historią! Ha ha! A to oznacza, że mogę już równie dobrze zdychać wiedząc, że wy także straciliście wszystko na czym wam zależało! I gówno się dowiecie! On was dopadnie, za mnie! I zabije! Wszystkich!

Duncan siedział w milczeniu ze łzami w oczach, patrząc bezradnie na człowieka, który przyniósł śmierć jego bratu, jego bliskim z obozu, i najpewniej Ellie, a który teraz drwił
z niego i groził mu śmiercią. Powiódł powoli ręką w stronę opartej o ścianę strzelby.

- Nie Duncan. Nie rób tego. - Joel zareagował błyskawicznie czytając w myślach plany nastolatka. - Nie możemy tego tak zrobić...

- Właśnie, Duncan! Nie możecie! Posłuchaj wujka Joela - rzucił Carter szczerząc się niczym szaleniec. - A wiesz dlaczego? Bo beze mnie nie macie szans z Wild-X, a martwy przecież do niczego wam..

- Nie możemy tego tak zrobić.. - przerwał mu Joel - ponieważ szkoda na ciebie amunicji, dupku..

Błyskawiczne cięcie maczetą przerwało linę i ciało Cartera z wrzaskiem runęło w dół szybu wentylacyjnego. Upiorny dźwięk klikania zlał się z tupotem stóp i nieludzkim wyciem. Joel zasunął właz, następnie podniósł plecak i leżący obok karabin szturmowy. Zdezorientowany Duncan wpatrywał się w milczeniu na właz.

- Nie powinienem mówić mu o Ellie, prawda wujku? - wyszeptał ciężko. - Nie powinienem był zdradzać, że nie wiemy gdzie ona jest..

- Nie martw się, mały. To nie twoja wina. I tak by nam pewnie niczego nie powiedział. Musimy odnaleźć Ellie, jak najszybciej. I zabić tego potwora.. Cokolwiek to jest.. nie może być nieśmiertelne. - Joel podał chłopakowi plecak, pomógł mu wstać i spojrzał mu prosto
w oczy - Muszę Cię o coś teraz zapytać, Duncan. To co przed chwilą widziałeś.. to co zrobiłem wcześniej z tamtymi pozostałymi łowcami.. śmierć.. będzie jej dużo tam gdzie idziemy.. i prawdopodobnie będziesz musiał zabijać innych ludzi, mały. Czy na pewno chcesz iść ze mną..?

- Tak, wujku.. Jestem gotowy! Zrobię wszystko aby uratować Ellie..

- Dobrze zatem.. Nie mamy już więcej czasu do stracenia. Ruszamy.

 

Koniec
Autor: 
Rafał "IronSnakePL" Pawłowski

Źródło: własne

Komentarze (11)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper