ToHeart (2025) [PC, Switch(JP)] - remake jednej z najważniejszych Visual Novel

BLOG O GRZE
132V
user-88981 main blog image
kajtji | 13.07, 18:11
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

 Visual Novele, to generalnie ciekawe gry. Gatunek, który myślę, że zna każdy, a jednocześnie mało kto jest nim tak naprawdę zainteresowany, a przez to nie każdy zdaje sobie sprawę z tego na czym on tak naprawdę polega.

 Aby jednak powiedzieć, dlaczego ToHeart, to taka ważna produkcja, zacznę od genezy samej nazwy gatunku. Wiedzieć musicie, że Visual Novel, to... nie jest termin używany w samej Japonii, gdzie ten gatunek czy sam termin powstał. Tam takie gry przyjęło się nazywać "Adventure Game" (tak, po angielsku), bo może nie zdajecie sobie sprawy, ale ten gatunek od tego się wywodzi, od gier przygodowych point and click. W ogóle, zawsze mnie ciekawiło, jak japoński twórcy wiele pomysłów wzięli z zachodu, a potem zaczęli to robić po swojemu. W każdym razie trochę to uproszczę, jedną z pierwszych gier, które można było określić jako Visual Novel było wydane przez Chun soft (dzisiaj Spike Chunsoft) Otogirisō, była to gra, która w skrócie polegała na dokonywaniu wyborów, a sama historia prezentowana była głównie przez tekst i dźwięk, choć posiadała też statyczne obrazki lub proste animacje.

 Gra ta była częścią serii nazwanej "Sound Novel" i odnosła pewien sukces w Japonii (na Super Famiconie). Parę lat później zainspirowane sukcesem tej serii małe studio Leaf (dokładniej to pododdział U-office, dziś znanego jako AquaPlus, głównie za serię Utawarerumono), specjalizujące się w grach erotycznych na japońskie komputery (PC-98, potem Windowsy) postanowiło zrobić coś swojego. Tytułem tym było Shizuku (1996), pierwszy tytuł ich serii gier nazwanej "Visual Novel". Jak nazwa wskazuje, gra skupiała się bardziej na wizualiach niż dźwięku, w tym przypadku wiele postaci miało aparycję słodkich anime dziewczyn, aczkolwiek sama historia była dosyć mroczna z domieszką erotyki (tzn. scen seksu itd.). Tytuł okazał się pierwszym wielkim sukcesem studia, sprzedał ponad 7tys kopii.

 Twórcy jeszcze w tym samym roku wydali podobny tytuł, Kizuato, ale to dopiero rok później wypuścili dzieło, które na stałe zapisało ich na kartach japońskiej popkultury otaku. Tym tytułem było ToHeart, trzecia gra z serii Visual Novel, która w przeciwieństwie do swoich poprzedników nie była mroczną i brutalną opowieścią... ToHeart, to lekka, przyjazna i zabawna komedia romantyczna, nie mająca większej fabuły, a polegająca praktycznie wyłącznie na zabawnych interakcjach pomiędzy postaciami. Brzmi prosto, jednak jak się okazuje, był to rodzaj tytułu, którego potrzebowali japońscy graczy, bo ToHeart nie tylko okazał się hitem, ale przez lata był najlepiej sprzedającym się tytułem Leaf/Aquaplus, gdzie dopiero wydany w 2015 Utawarerumono: Mask of Deception zbliżyło się do jego wyniku (tzn. ponad 100tys kopii, nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak to ogromny wynik dla Visual Noveli, zwłaszcza w latach 90).

 Dobra, bo to nie jest blog o historii Visual Novel, a o tej jednej grze (znaczy, mógłbym zrobić oba, ale standardowo mi się nie chce, jak chcecie coś więcej, to polecam taki kanał na YT: Bowl of Lentils, dam linka gdzieś niżej).



 Tu wiedzieć musicie jedno, pewnie czytacie ze zrozumieniem i domyślacie się, że ToHeart było grą erotyczną (tzw. Eroge), tak, jest to prawa, jednakże gra jakiś czas później ukazała się też na pierwsze Playstation (tu ciekawostka, Sony na początku nie chciało widzieć gier Leaf na ich konsoli, bo nie chcieli widzieć tam zbyt wielu portów gier z PCtów, Leaf chciało więc opracować tytuł specjalnie pod PS1... ale na to Sony im nawet nie odpowiedziało, więc tak powstało PCtowe ToHeart, które odniosło na tyle wielki sukces, że Sony zapragnęło wersji tej gry na ich konsolę). Remake z 2025 bazuje właśnie na wersji Plastacjonowej, czyli e "wykastrowanej" ze scen erotycznych, ale z pozostawionymi wszelakimi żartami z podtekstami seksualnymi (bardzo mnie rozbawiła mnie scena, gdzie protagonista patrzy się dziewczynie na piersi i stwierdza, że widać, że jest pół amerykanką, "Amerykanka jest wśród nas").

 Zacznę od tego, że remake jest w pełnym "czy de", a wszelakie screeny 2D/rysowane poniżej pochodzą z oryginału, dodaję je tak o dla porównania.

 Tak już właściwie zaczynając, ToHeart opowiada historię Fujity Hiroyukiego (to drugie to imię), który to idzie do szkoły, codziennie chodzi tam razem ze swoją koleżanką z dzieciństwa, a w szkole wiadomo, mamy też więcej uczniów (oczywiście, w grze bliżej poznajemy same urocze dziewoje, jednego chłopa i uroczego robocika (też dziewoje, więc nie wiem czemu liczę osobno))... To w sumie tyle z fabuły. Tak, na tym to wszystko polega, na poznawaniu szkolnego życia paru gimnazjalistów. Slice of life w najczystszej postaci.

 To ten, zacznę od gameplayu, bo o dziwo różni się on trochę od wielu współczesnych Visual Novel. Bo taki Kanon przykładowo (pierwsza gra Visual Arts/Key, znani chyba najbardziej z Clannad, silnie inspirowana ToHeart właśnie... no dokładniej to tym się inspirowali przy One., wydanym jeszcze przez inne studio, ale Kanon to rozwinięcie tej formuły), działa na takiej zasadzie, że gra idzie sama z siebie, a my jedynie od czasu do czasu podejmujemy wybory dialogowe, które mniej lub bardziej zmieniają przebieg fabuły. W ToHeart mamy bardziej otwarty i epizodyczny schemat. 

 Więc mamy tak, są wydarzenia, które zawsze pojawiają się w określone dni i nie zależą one od jakichkolwiek podjętych wyborów. Jednak każdego dnia (zwykle "po szkole") dostajemy mapkę, gdzie wybrać możemy postać, której "event" chcemy obejrzeć, oczywiście wybranie jednej postaci, a także wybór odpowiednich opcji dialogowych, poprawia nasze relacje z nią (gra jednak nie komunikuje w jakikolwiek sposób, czy postać nas lubi) i tym samym odblokowujemy dalszą część historii danej postaci, a także wydarzenia występujące już poza wyborem (tzn. takie, które same się odpalą w określony dzień, np. jedna z postaci dołączy do nas na przerwie śniadaniowej i inne takie).

 Gameplay wydaje się prosty... no i nie oszukujmy się, taki jest, jest tu jednak jedno ale. Dla większości postaci, wystarczy po prostu wybierać ich eventy przy każdej możliwej okazji, no i też odpowiednie opcje dialogowe. Jednak w przypadku niektórych postaci, musimy zrobić też parę eventów innych postaci, aby ta wybrana przez nas postać się w nas zabujała. I ma to jakiś sens, gorzej, że gra nie do końca komunikuje nam, że musimy w ogóle coś takiego zrobić. Tu np. w przypadku Akari (głównej heroiny, tej czerwonej z okładki), musimy trochę "zainteresować" sobą parę innych uczennic, z tego co rozumiem musimy rozwinąć relacje z nimi (to chyba były 3 postaci), aby dotrzeć do krótkiego eventu (osobny dla każdej z nich), gdzie to pytają się nas, czy Akari jest naszą dziewczyną. 

Dodam tu pewną poważną wadę gry w pełnym 3D, otóż skipowanie dialogów, loadingi i nieprzewijalny kilkusekundowy ekran z datą i godziną sprawiają, że można doprowadzić się do szewskiej pasji, jak po paru godzinach (gdzie połowa z tego to skipowanie już wcześniej przeczytanych dialogów) i tak dostajemy końcówkę, gdzie to nasz męski kolega mówi, że zawsze będzie naszym przyjacielem.

Dobra, ale co z postaciami? Mamy ich tutaj 10, z DLC to chyba 12? (w sensie, nie grałem w to DLC jeszcze, trochę mam dość po przejściu całej podstawki, bo to jakieś 40godzin) Dwie z nich dostajemy dopiero po zobaczeniu endingów odpowiednich postaci, więc te przemilczę. O postaciach w skrócie powiem tyle: wszystkie są nieźle napisane i zabawne, na tym w końcu polega gra, na dialogach z nimi, więc gdyby ten aspekt leżał, to byłaby kaplica. Każda postać ma oczywiście swoją historię, może ma przy tym jakiś problem, jednak (z wyjątkiem może dwóch) nie dostajemy tu nic szczególnego czy smutnego czy rozbudowanego, ToHeart, to przede wszystkim lekka komedia romantyczna.

 Zacznę więc od Akari Kamigishi, to "główna heroina", która to dostaje zdecydowanie najwięcej czasu antenowego. Nie znaczy, że jest ona postacią jakkolwiek ciekawą. To dosyć typowy archetyp postaci typu miła koleżanka z dzieciństwa. Cóż, oryginał ma blisko 30lat, może wtedy nie było to aż tak typowe. W każdym razie jej historia jest prosta, kocha się w Hiroyukim, o czym ten sam ma pełną świadomość i parę razy to podkreśla (chyba w przypadku ścieżki każdej innej postaci), ale nie chce przy tym psuć przyjacielskich relacji z Hiroyukim, oraz Masashim (chłop) i Shiho (baba), którzy są jej innymi przyjaciółmi jeszcze z czasów dzieciństwa. O tej historii powiem, że była chyba najbardziej urocza ze wszystkich, ich relacje są bardzo przyjacielskie, a potem powoli przechodzą w romans. To chyba najlepiej, ale nie najciekawiej napisana postać.

 Shiho Nagaoka, to jedna z przyjaciółek protagonisty, poznana jeszcze w podstawówce. Nie powiem, ma ciekawy charakterek, niezła z niej złośnica często drocząca się z protagonistą (co on często odwzajemnia), tu przyznam, że to pierwsza postać, której "ścieżkę" skończyłem. W każdym razie, jej historia mocno powiązania jest z Akari, a jednocześnie wydaje się być trochę na siłę, nie wiem jak to ująć, ale samo zakończenie jest jedynym w grze, które wydało mi się takie jakby "urwane" (naturalnie nie będę spoilerował). W każdym razie, jako postać bardzo ją lubię.

 Kurusugawa Serika, to postać ciekawa, jedna z dwóch, które ma dosyć smutną historię. Jest bardzo cicha, mocno wyobcowana i samotna względem innych uczniów. Nie odzywa się zbytnio, a częstym (chyba mogę to nazwać gagiem?) jest to, że ona coś tam jęknie po cichu, a postać z którą rozmawia powie wszystko za nią (wiecie, coś typu "Czyli mówisz, że chcesz razem pójść ze mną do domu?"). Do tego... mocno zainteresowana jest okultyzmem, ma nawet uroczy strój czarodziejki. Jako jedyna, jest starsza o rok od protagonisty.

 Lemmy Miyauchi, to pół Japonka i pół Amerykanka, co (jak stwierdza protagonista) widać po jej cyckach (bo są duże, przynajmniej względem innych postaci). Jak to w fikcji bywa, of course she mówi pół japanese pół english, a do tego jest, jakby to określić, takim głupiutkim gamoniem. Ogólnie, to w grze mamy do wyboru dwie ścieżki dźwiękowe (w sensie voice acting postaci), oryginał i nowy/remake. I nie powiem, to jedyna postać do której musiałem się trochę przyzwyczaić. Oryginalna aktorka mówiła dosyć normalnie, a przy tym miała w miarę poprawną wymowę słów po angielsku. Nowa aktorka zaś momentami strasznie ten angielski kaleczy, a przy tym próbuje mówić z akcentem. Musiałem się trochę przyzwyczaić do jej stylu wymowy.

 Hoshina Tomoko, to taka trochę niemiła suka, a taką ją przynajmniej poznajemy, jest przez to nieco tajemnicza. Wiecznie wydaje się zła i niezbyt zainteresowana innymi, oczywiście to protagonista będzie tym, który ee rozgrzeje jej skute lodem serduszko.

 I tu kończymy z tymi powiedzmy "głównymi" postaciami, które są z nami od początku, kolejne trzy postaci, to pierwszoklasistki pojawiające się dopiero w połowie gry, przez co też poświęca się im sporo mniej czasu. Dlatego ja zrobię to samo (wcale nie tak, że już mi się tego bloga nie chce pisać).

HMX-12, znana lepiej jako Multi, to android, który w ramach testu uczęszcza do szkoły razem z normalnymi uczniami. Powiem to od razu, to moja ulubiona postać, a jej historia, choć najkrótsza ze wszystkich postaci w całej grze, była dla mnie zdecydowanie najciekawsza. To może nic odkrywczego, robocik, który zachowuje się jak człowiek i przy tym chciałby nim być, to już dosyć wyświechtany motyw, tu jednak wciąż działa. Multi to android, a przy tym wielka ciamajda i trochę beksa. Sposób w jaki jej historia jest zbudowana, też jest ciekawy i mocno przypomina późniejsze dzieła Key (jak Kanon czy CLANNAD), mamy miły i radosny początek, potem dzieje się coś poważniejszego i smutniejszego, a na zakończeniu można się trochę wzruszyć czy rozpłakać.

 Aoi Matsubara lubi sztuki walki, choć malutka z niej osóbka, to jest przy tym całkiem silna i wysportowana. Jej historia, to taki typowy film o sporcie, wiecie, ma jakiś cel, trenuje i na koniec jest walka, a czy wygra? Odpowiedzi możecie się domyślać. Miała scenę, gdzie masuje się jej nóżki, to chyba dosyć ważne, abym o tym wspomniał.

 Kotone Himekawa, to kolejna samotniczka, ale nie z wyboru. Widzicie, posiada ona moce nadprzyrodzone, nad którymi nie panuje, dlatego, aby nikogo nie skrzywdzić, woli się trzymać na uboczu.

 O postaciach to tyle (dwie dodatkowe pominąłem przypominam), powiem teraz krótko o aspektach bardziej technicznych i wizualnych. Jak widać, całą grę odtworzono w 3D, mamy ładne modele, całkiem spoko zrobione lokacje, ale jednocześnie czuć tutaj niski budżet (gra kosztuje tylko 92zł, kurcze mało, jak na grę wydaną po angielsku w ten sam dzień co w Japonii, zwykle drugie tyle sobie życzą za kilkuletnie Visual Novele). I powiem tak, kiedy są animacje, to wygląda to nieźle (i uroczo), problemem jest to, że ogrom tutaj scen, gdzie czegoś takiego po prostu nie ma. Dostajemy czarny ekran i opis tego co się dzieje, ewentualnie kamera idzie gdzieś na bok. No szkoda, zwłaszcza, że mamy tutaj parę scen walki lub innych typu "slice of life", które to chciałbym zobaczyć zanimowane w pełni... Choć to wszystko to i tak sporo więcej od standardowych Visual Novel, które wyglądają, jak prezentacje Power Point. Ale jednak, chciałoby się więcej.

 Gra wyszła na PC i Switchu, ale tylko ta pierwsza wersja ma angielskie napisy. Powód jest... nie wiem jaki, grę wydaje Shiravune, które to jest firmą w pełni nastawioną na wydawanie gier tylko na PC... większość z nich to eroge. Jako PCtowiec nie narzekam, ale szkoda, że nie dogadali się z kimś innym, aby grę po angielsku od razu wydać też na Switchu (podobnie było z Monochrome Mobius, tego po pół roku na konsolach wydało NiS America).

 A jeżeli mówiąc o samym PCtowym porcie, to... nie jest zbyt dobry. Znaczy, aby mnie ktoś nie zrozumiał, jest w pełni grywalny, wygląda dobrze, ale ma limit 60fps, są tylko trzy ustawienia graficzne (które wyglądają prawie identycznie), a gra pożera więcej mocy mojego GPU niż wiele nowych gier AAA (no coś tu nie gra, przynajmniej na "wysokich", bo na najniższych jest już ok), do tego brak tu wsparcia myszy podczas obracania kamery w sekcjach "chodzonych"... A prawie zapomniałem, twórcy chyba chcieli komuś wmówić, że gra jest podobna do Persony 5, bo mamy tu takie krótkie sekcje, gdzie możemy chodzić po szkole i właśnie skojarzyło mi się to z Personą... problem jest taki, że te sekcje nie maja w ogóle powodu, aby istnieć. Powód jest prosty, one dosłownie trwają jakieś PIĘĆ SEKUND, dosłownie klikasz strzałkę w przód, napotyka jakąś postać i odpala się scenka, po co to chodzenie? Do tego możemy tu podziwiać NPCów... którzy nawet nie są zanimowani, po prostu stoją w miejscu.


Zacząłem ostatnio oglądać takie ciekawe anime, a że jestem poważnym człowiekiem, to wybrałem coś mrocznego i głębokiego. Historia o wielkich trudach, smutku, rozpaczy i miłości. Mówię oczywiście o Card captor Sakura, świetna rzecz. Tym akcentem kończymy. W tekście pewnie są literówki i inne błędy, poprawię, jak mi się będzie chciało.

 Papa, do następnego.

Oceń bloga:
5

Komentarze (12)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper