Tragedia nie jedno ma imię - Luźna recenzja Lords of the Fallen (2014)

BLOG RECENZJA GRY
424V
user-82049 main blog image
Piechara | 21.09.2022, 14:46
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Lords of the fallen. Czy ktokolwiek jeszcze pamięta o tej produkcji? Owoc współpracy niemieckiego Deck 13 i naszego rodzimego CIgames okazał się być pierwszym tytułem naśladującym swoim gameplayem Demon's Souls i Dark Souls of Fromsoftware. Jest to w takim razie pierwszy tytuł z gatunku określanego mianem ,,soulslike", oczywiście poza wcześniej wymienionymi grami FS. Jak więc produkt końcowy tej polsko-niemieckiej współpracy się trzyma? Czy jest w tej grze cokolwiek, co mogłoby zachęcic weteranów serii Soulsborne do jej ogrania? Zapraszam do przeczytania moich wypocin.

 

Świat przedstawiony i główny bohater

 

W ,,lordsach" trafiamy do Keystone - fantastycznej krainy, którą napadła rasa Rhogarów. Są to demony, które za wszelką cenę chcą dorwać Antanasa, który przewodzi ludzkości w walce z najeźdźcą. My jako gracz wcielamy się w rolę Harkyna, który po uwolnieniu z więzienia decyduje się pomóc walczyć siłom ludzkości. Bardziej generycznego fantasy raczej nie da się wyobrazić. Niestety, przez z góry narzuconego bohatera nie mamy możliwości edycji jego wyglądu. Musimy się więc do końca historii użerać z brodatym, wytatułowanym łysolem. Cel gry jest prosty - zabić wszystkich tytułowych Lordów, a także upadłego boga, który jest tym, który za tym wszystkim stoi. 

Jak więc wypada podanie tej historii? No cóż, tak sobie. Siedzimy sobie i tylko czekamy aż postacie przestaną gadać, co za każdym razem kończy się rozkazem pójścia gdzieś i zabicia kogoś. Sam końcowy plot twist można przewidzieć po około 2 godzinach gry (przejście całości zajmuje koło 11). Wszystkie postacie to tylko zapychacze, których imion gracz po skończeniu gry nie będziemy pamiętać dłużej niż jakieś 2 minuty. Podczas gry trafimy też na zadania poboczne, które w minimalny sposób wpływają na zakończenie które otrzymamy. Ich przebieg wygląda zazwyczaj tak: 

Spotykamy kogoś - elo Harkyn, pomóż pliska - ok - zabijamy coś

Przez całą moją rozgrywkę wykonałem jedno takie zadanie i gdy podejmując się reszty ogarnąłem, że znowu będę robił dokładnie to samo, tylko w innej lokacji, to zdecydowałem się odpuścic. Nawet jakby całej tej historii nie było, to i tak dużo ta gra by na tym nie straciła. 

 

Rozgrywka, ekwipunek i podstawy

 

Lords of the fallen bardzo mocno wzoruje się na Soulsach. Podstawy obu gier są bardzo podobne. Przemierzamy kolejne lokacje, tłukąc potwory i zdobywając expa, który to przeznaczamy na rozwijanie atrybutów naszej postaci. Tak samo jak w tytułach FS, tak i w lordsach na sam początek wybieramy klasę postaci. Do wyboru mamy trzy, a każdą z nich cechuje inne uzbrojenie. Dodatkowo w grze zwarto klasy magii, którą także wybieramy przy wyborze klasy postaci. Oczywiście atrybuty możemy rozwijać względem uznania i wybór Łotrzyka, który to jest w zamyśle klasą cechującą się zwinnością i szybkością, nie sprawi, że nie będziemy mogli przeobrazić się w ciężkiego woja noszącego olbrzymią tarczę i zbroję cięższą niż głowny bohater. Inaczej sprawa wygląda z magią. Wyboru nie możemy cofnąć i do samego końca zostajemy z klasą wybraną na samym początku. Każda klasa magiczna ma swoje cztery unikalne czary, które dla niektórych mogą okazać się niebędne do przejścia gry. Przykładowo jeden z czarów pozwala na wezwania klona, który przez jakiś czas zwróci na siebie uwagę przeciwnika, a inny pozwoli na stanie się na chwilę niewidzialnym. 

Samym ekwipunkiem musimy odpowiednio zarządzać. Tak jak w soulsach mamy maksymalny udźwig i jeżeli przekroczymy pewne limity, to nasza postać będzie wykonywać uniki znacznie wolniej. Każdy element odzienia posiada własne statystyki i w przeciwieństwie do soulsów wybór zbroi mocno wpływa na to, ile ciosów nasz bohater zdoła przyjąć na klatę. W podobny sposób musimy dobrać swoją broń. Każda waży swoje i ma inne statystyki. Musimy zdecydować, czy chcemy zadawać ponad 100 obrażeń jednym ciosem, jednak jednoczeście zużywając dwa razy tyle staminy, czy może wolimy zadawać niższe obrażenia, jednak z większymi możliwościami manewrowymi po wykonaniu ataku.

Wydaje się więc, że pod względem podstaw zarówno Dark Souls jak i Lordsy są wręcz identyczne. Spytacie więc co mogło pójść źle? Trzymajcie się mocno :}

 

Walka i Bossowie 

 

,,Hej Wojtuś widziałej jaką japońce fajną grę zrobili? To my też zrobimy taką samą i ona też będzie trudna, hehe." - siedziba główna CI games 2011

Zacznijmy od tego, że walka w teorii jest taka sama jak ta z soulsów. Zarządzanie staminą, uniki, bloki, trzymanie broni oburącz lub tylko w jednej dłoni. Dodatkowo twórcy wpadli na pomysł możliwości staranowania wrogów podczas biegu z tarczą. Fajna rzecz, której troszkę brakuje w soulsach. Dodatkowo po śmierci nasze dusze zostają w miejscu naszego zgonu, jednak z czasem jest ich coraz mniej, więc musimy się śpieszyć z ich odzyskaniem. Czy w tak powolnej grze wprowadzenie takiego systemu było dobrym pomysłem? Odpowiedzcie sobie sami.

Czym się jednak ta gra wyróznia spośród reszty soulsowych gier? Ślimaczałym, drewnianym, męczącym i wymagającym absurdalnie dużo czasu na każdą potyczkę modelem walki. Nigdy w życiu nie czułem, aby bohater jakiejkolwiek ogrywanej przeze gry mnie miał tak ogromne problemy z wykonywaniem jakichkolwiek czynności. Każdy jeden atak trwa absurdalnie długo. Bez wględu na to, czy walczymy małym toporkiem, czy olbrzymim młotem. Przez conajmniej 2 sekundy siedzimy i czekamy aż Harkyn wykona jeden atak. Gdy czasem walka z grupką 2-3 przeciwników trwała 4 minuty i gdy miałem zadać jedynemu pozostającemu przy życiu wrogowi ten ostatni, kończący cios i ten wykonywał unik, to miałem ochotę wyrzucić pada przez okno. Walka z przeciwnikami zasłaniającymi się tarczą wysysa z człowieka chęci do życia i dalszej gry. Wygląda to tak, że albo zasadzimy takiemu delikwentowi atak w plecy (co też nie działa na większych tego typu przeciwnikach), który zadaje dodatkowe obrażenia i prawdopodobnie zabije wroga jednym ciosem, albo przez minutę bedziemy się wymieniać ciosami na tarczę, którą nawet jak w końcu przebijemy, to istnieje ogromna szansa, że braknie nam staminy na uderzenie w otwartego wroga i zabawa zaczyna sie od początku. Jednak walka ze zwykłymi przeciwnikami to nic w porównaniu z tym, co serwują walki z bossami. Jak to możliwe, że walki z w teorii najważniejszymi przeciwnikami w grze są aż tak koszmarnie zrobione? Prawie każdy z nich to wariacja dużego rycerza z mieczem/młotem. No super różnorodność i wyobraźnia, ale czego się spodziewać po ekipie developerów, którzy stworzyli bossów w takich godnych do zapamiętania nazwach jak STRAŻNIK, CZEMPION, PRoTEKTOR, NISZCZYCIEL czy BESTIA xDDDDD. To teraz coś o potyczkach z tymi panami. Wyobraźcie sobie wyzwanie stanowiące pokonanie Asylum Demona (samouczkowy boss z pierwszego Dark Souls). Giga prosta rzecz, prawda? To teraz walczcie z nim 12 minut, zadając mu po 20 punktów obrażeń przez całą walkę. Drugi boss w grze pokazał jakiej jakości będą wszystkie kolejne starcia. Chowający się za tarczą chłopek, którego bijemy w nieskończoność, co chwila wzywający do pomocy inne mobki i mający swoje 2, może 3 ataki. I teraz zawalczcie z tego typu bossami 10 razy. Serio, każda jedna walka polega na tym samym - unikasz dokładnie tego samego combo ataków w nieskończoność, zadając czasem mikroskopijne obrażenia aż boss wreszcie upadnie i sobie głupi ryj rozwali. FUN. Dodatkowo ani jedna z walk nie stanowi rzeczywistego wyzwania. Zwyczajnie trwają absurdalnie długo, więc nawet najlepszemu graczowi może się podwinąć noga i musi zaczynać tą męczarnie od nowa. Jedynym plusem walk z bossami jest to, że jeżeli pokonamy ich w odpowiedni sposób, to dostaniemy legendarną wersję ich broni. Fajny pomysł, jednak ja sam otrzymałem 5, czy 6 sztuk takiego oręża, nawet nie zdając sobie sprawy, że robię coś będącego wymagane do otrzymania tych broni. Naprawdę, nie wymagam starć na poziomie Gaela z DS3 czy Marii z BB, ale From już w 2009 w Demon's Souls stworzyło takiego Penetratora czy Króla Allanta, którzy pod względem walki wciągają każdego jednego bossa z Lordsów przez każdy otwór swojego ciała. Jakby jeszcze było, to kamera gry leży i kwiczy. Aby określić walkę w Lordsach wystarczy użyć jednego słowa - tragizm. To właśnie walka sprawiła, że jak najszybciej chciałem skończyć ten tytuł i mieć go za sobą. Możemy mieć tylko nadzieję, że w nadchodzącym reboocie serii twórcy przemyślą co poszło nie tak i wypuszczą świetny, dopracowany produkt.

 

 

 

 

 

 

 

 

W następnym blogu wytłumaczę Wam kim jest król szczurów i na czym polega jego potęga

 

 

Oceń bloga:
9

Ocena - recenzja gry Lords of the Fallen

Atuty

  • Mechanika taranowania wrogów tarczą
  • Grafika jak na 2014 rok
  • Gra na promocjach kosztuje tyle co puszka redbulla

Wady

  • Bezpłciowa postać głównego bohatera
  • Nijakie postacie poboczne
  • Tragiczny, męczący system walki
  • Generyczni i nudni bossowie
  • Słaba, utrudniająca orientację kamera
  • Nijaki wątek główny
Avatar Piechara

Piechara

Tragedia nie jedno ma imię i tytuł tej gry to z pewnością jedno z nich. 10 godzin nudnej męczarni których nigdy nie odzyskam. Czuję się okradziony, mimo, że kupiłem grę za 5 zł na promocji. Radzę omijać szerokim łukiem.
Grałem na: PS4

Graliście w lordsów? Jakie są wasze odczucia?

Grałem. Fajna gierka
58%
Grałem. Straszny gruz
58%
Nie grałem i nie mam zamiaru
58%
Zachęciłeś mnie swoją recką
58%
Usuń konto
58%
Pokaż wyniki Głosów: 58

Komentarze (19)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper