Kommando Brandenburg cz. 6

BLOG
404V
Kommando Brandenburg cz. 6
Lukas Alexander | 17.01.2020, 18:45
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Spadochroniarze z SS. Jugosłowiańscy partyzanci. Josip Broz Tito. 
Zapraszam do lektury części szóstej serii moich wpisów o niemieckich wojskach specjalnych.

     Kommando Brandenburg cz. 6

Operacja "Rösselsprung"

 

Wprowadzenie

     Królestwo Jugosławii zostało napadnięte przez III Rzeszę wiosną 1941 roku, w związku z rozpoczęciem operacji „Marita”. Zamiast formalnego wypowiedzenia wojny, Niemcy zdecydowali się na niezapowiedziane zbombardowanie Belgradu, mające na celu zdemoralizowanie obrońców i sterroryzowanie ludności cywilnej. Z perspektywy dnia dzisiejszego wiemy, że kilkutysięczne (dane są dość rozbieżne i oscylują w granicach od 3 000 do 17 000) straty wśród mieszkańców miasta były niepotrzebne. Armia jugosłowiańska była kompletnie nieprzygotowana do obrony. Brakowało sprzętu, a jednostki nie osiągnęły stanów etatowych w związku z wciąż trwającą mobilizacją. Walki trwały od 6 do 17 kwietnia.

     Pomimo podpisania aktu kapitulacji działania zbrojne przeciągały się. Okupujący te tereny Niemcy i Włosi co chwila ścierali się lokalną partyzantką- Czetnikami. Po rozpoczęciu „Operacji Barbarossa” grono opozycji powiększyło się o komunistyczne bojówki, dotychczas zachowujące względną neutralność. Z ostatnim ruchem wiąże się postać kluczowa dla tego wpisu- Josip Broz Tito. 

     Dzięki jego talentom dowódczym i organizacyjnym „czerwoni” zaczęli odnosić wymierne sukcesy, zwracając na siebie tym samym uwagę wywiadu aliantów zachodnich. Wielka Brytania wspierała jugosłowiańskie wojska nieregularne, nie mogąc obecnie zdecydować, które z ugrupowań wyposażyć w swój sprzęt. Czetników, wywodzących się z rozwiązanej armii, czy komunistów, będących formalnym sojusznikiem, ale ideologicznym wrogiem dla wielu spośród brytyjskich decydentów?

     W końcu wybór padł na Tito i jego Narodową Armię Wyzwolenia Jugosławii. Zaczęło się od broni i mundurów, skończyło na obecności misji wojskowej zajmującej się szkoleniem i koordynacją (po pewnym czasie dołączyły grupy z USA i ZSRS). Od tej chwili na Bałkanach coraz częściej widywano angielski battledress.

     Siły komunistów liczyły według ówczesnych szacunków ponad ćwierć miliona kobiet i mężczyzn. Jedenaście Korpusów Armijnych, na które składało się trzydzieści siedem dywizji, wspartych przez dwadzieścia dwie samodzielne brygady i dwadzieścia pięć samodzielnych batalionów.

     Początkowo Jugosławię okupowały wojska drugiej i trzeciej kategorii. Wraz z narastającym zagrożeniem ze strony formacji nieregularnych, na Bałkany zaczęto kierować coraz to lepiej wyszkolone i wyposażone jednostki. Warto tu wspomnieć chociażby o dywizjach górskich SS (7. SS-Freiwilligen Gebirgs-Division Prinz Eugen), rekrutujących między innymi Bośniaków i Chorwatów. Konieczność kierowania coraz bardziej wartościowych oddziałów do pełnienia służby policyjnej z pewnością wpłynęła negatywnie na potencjał Wehrmachtu na Froncie Wschodnim.

     Niemal od początku okupacji Niemcy przeprowadzali operacje przeciwpartyzanckie. Ich skuteczność była dość ograniczona, ze względu na trudny, górzysty teren i niedostateczną liczbę zaangażowanych żołnierzy. Wróg niemal za każdym razem zdołał umknąć i wyśliznąć się z niedostatecznie ciasnego pierścienia okrążenia. Kolejne ofensywy (pięć, do lata 1943 roku) zmuszały Tita do ciągłego przenoszenia swojego sztabu, ograniczając tym samym potencjał organizacyjny komunistów. Wiele operacji było odkładanych w czasie do momentu, aż sytuacja planistów ustabilizuje się.

     Każda z ofensyw przeciwko jugosłowiańskiej partyzantce wiązała się z górską wspinaczką i wielogodzinnymi marszami w trudnym terenie. Wróg bardzo często atakował z zaskoczenia i niemal nigdy nie brał jeńców. Po prostu, nie miał ich gdzie przetrzymywać. Niewola równała się więc wyrokowi śmierci.
Sytuacja rannych była niewiele lepsza z powodu braku dostępnej pomocy lekarskiej. Punkty medyczne można było zorganizować w niewielu miejscach, a ewakuacja poszkodowanych odbywała się niemal zawsze na noszach. Bardzo rzadko udawało się wezwać samolot, który praktycznie zawsze był ostrzeliwany przez ukrytych w pobliżu partyzantów.

     Poza operacjami na dużą skalę, pracowano również nad bardziej wyrafinowanymi metodami zlikwidowania jugosłowiańskiego przywódcy.
Pobieżnie przygotowano dwa plany, które trzeba było porzucić ze względu na wspomniane wyżej przenosiny kwatery głównej Tita. 
Pierwszy z nich zakładał wykorzystanie antagonizmów pomiędzy czetnikami a komunistami. Niemieccy agenci mieli przedostać się w pobliże kwatery głównej w przebraniach partyzantów, a następnie pojmać bądź zamordować swój cel.
Druga opcja wiązała się z alianckimi zrzutami zaopatrzenia. W miejscu takiej dostawy miały spaść dwa ciała ubrane w brytyjskie mundury. Trupy planowano przygotować tak, aby partyzanci sądzili, że spadochrony nie otworzyły się na czas lub nie zamortyzowały wystarczająco dobrze upadku. W kieszeniach jednego z „anglików” miał znajdować się list zaadresowany bezpośrednio do Marszałka. Po otwarciu koperty powinna nastąpić eksplozja ukrytej wewnątrz bomby.
Obydwie koncepcje porzucono, kiedy dowiedziano się, że miejsce pobytu Tito uległo zmianie na wieść o planowanym ataku na miejscowość Jajce, w pobliżu której kwaterował jego sztab.

Operacja Rösselsprung

     Wiosna 1944 roku. Szósta ofensywa zaczyna nabierać kształtów. Tym razem zaangażowano więcej żołnierzy i sprzętu. Stawka jest wysoka, albowiem zaplanowano zlikwidować Marszałka i jego alianckich doradców z Misji Wojskowych. Oprócz znacznej ilości wojsk zmechanizowanych i pancernych postanowiono wykorzystać także spadochroniarzy, w tym oddział „Benesh” wydzielony z jednostki „Brandenburg”. 
Siły lądowe otrzymały zadanie związania partyzantów walką w kilku, oddalonych od siebie punktach. W tym samym czasie, na kwaterę główną Tito nastąpić miały dwa desanty z powietrza. Pierwszy, ze znacznym udziałem szybowców. Drugi, tradycyjny, spadochronowy.

     Do zadania specjalnego oddelegowano wzmocniony 500 batalion strzelców spadochronowych SS (500. SS-Fallschirmjägerbataillon). Niektóre źródła podają jakoby była to jednostka karna, rekrutująca się spośród żołnierzy którzy popełnili wykroczenia lub przestępstwa. Starano się utrzymać przygotowania w absolutnym sekrecie, w związku z czym przez kilka ostatnich tygodni skoczkowie nie mieli absolutnie żadnego kontaktu ze światem zewnętrznym. Kategorycznie zakazywano umieszczania w widocznych miejscach jakiegokolwiek elementu wyposażenia, który mógł zostać zidentyfikowany jako należący do wojsk powietrznodesantowych. 

     Celem operacji była jaskinia leżąca niedaleko bośniackiej miejscowości Drvar. To właśnie tam rozlokował się sztab marszałka razem z przedstawicielstwami wojsk alianckich. 
Pierwszy rzut (654 żołnierzy) został podzielony na 6 grup szturmowych:
- „Panther”, która miała porwać bądź zlikwidować Tito i jego najważniejszych podwładnych.
- ”Greifer”, mająca za zadanie ująć brytyjczyków.
- „Stürmer”, koncentrująca się na schwytaniu sowietów.
- „Brecher”, skupiająca swój wysiłek na amerykanach.
- „Draufgänger”, której zadaniem była likwidacja partyzanckiej stacji nadawczej. W jej skład wchodzili żołnierze z jednostki „Brandenburg”.
- „Beiser”, działającej w charakterze ubezpieczenia i ewentualnego wsparcia dla grupy „Greifer”.

     Rzut drugi podzielono na trzy grupy: „Blau”, „Grün” i „Rot”. Ich zadaniem była organizacja pomocy medycznej, zabezpieczenie łączności oraz ochrona obszaru operacyjnego przed wtargnięciem partyzanckich posiłków. Niektóre źródła twierdzą, że wśród nich znajdowała się jednostka sztabowa. Dowódcą przedsięwzięcia mianowany został SS-Hauptsturmführer Kurt Rybka.
Spadochroniarze mieli zostać zluzowani przez jednostki zmechanizowane tak szybko, jak tylko zdążą one przebić się w rejon zrzutu.

„Nie marnować amunicji! Nie zatrzymywać się aby pomóc rannym! Pędzić w kierunku celu!”

     25 maja 1944 roku. We wczesnych godzinach porannych spadochroniarze wchodzą na pokłady szybowców i samolotów transportowych. Luftwaffe od samego rana bombarduje partyzanckie pozycje w okolicach otoczonego zieleniącymi się wzgórzami Drvaru. Skupiano się przede wszystkim na stanowiskach przeciwlotniczych, wielkokalibrowych karabinów maszynowych. Piloci byli skuteczni na tyle, że większość partyzantów postanowiła opuścić swoje posterunki i ukryć się do czasu, aż naloty ustaną. Był to na tyle poważny błąd, że zaważył na skuteczności całej obrony.

     Około siódmej rano wylądował pierwszy rzut, wywołując panikę wśród przetrzebionych bombardowaniami komunistów. Eskadra samolotów transportowych leciała nisko, a poszczególne maszyny znajdowały się bardzo blisko siebie. Według relacji niektórych osób, niemal stykały się skrzydłami. Na tym etapie operacji, konieczne było uzyskanie jak największego skupienia wśród zrzucanych oddziałów. Żołnierze byli wyposażeni w nowe spadochrony, pozwalające skrócić czas opadania do około 20 sekund. 

     Partyzanci nie byli przygotowani na taki obrót spraw i bezładnie starali się zatrzymać nacierających Niemców. Niedługo potem do akcji weszli również żołnierze transportowani na pokładach szybowców. Sklejkowe płatowce kolejno lądowały w okolicach Drvaru, niekiedy tracąc skrzydła po zderzeniu z rozrzuconymi wokół głazami.
Jeśli desantowana drużyna nie opuściła swojego środka lokomocji wystarczająco szybko, zazwyczaj kończyło się to dla niej tragicznie. Serie z karabinów maszynowych bezlitośnie penetrowały drewniane kadłuby DFS’ów-230.

     Pierwsza do akcji weszła grupa „Draufgänger”, która wylądowała niedaleko centrum miejscowości. Budynek stacji nadawczej szybko został zlokalizowany, i oddział przystąpił do natarcia. Liche drzwi wejściowe zostały natychmiast wyważone, a wewnątrz rozpoczęły się starcia na bardzo bliskim dystansie. Komuniści nie zamierzali się poddać, i używali do walki wszystkiego co tylko było pod ręką- od broni automatycznej po noże. Spadochroniarze otoczyli budynek, zabijając każdego partyzanta który próbował wyskoczyć przez okno i uciec. Prowizoryczne barykady usuwano lekkimi ładunkami wybuchowymi. Strzelano w sufity amunicją o zwiększonej penetracji, celem wyeliminowania bojowników ukrytych na piętrze. Pokój po pokoju, udało się zdławić wszelki opór w centrum nadawczym. Znaleziono kilka, niezbyt istotnych dokumentów. Strzelcy spadochronowi z grupy „Draufgänger” byli gotowi na dalsze rozkazy.

     Zdobycie Drvaru pozbawione było jakichkolwiek, przełomowych momentów. Szybowce wylądowały w bezpośredniej bliskości miasteczka, co umożliwiło desantowi błyskawiczne wejście do akcji. Uliczki były całkowicie puste- nawet psy gdzieś zniknęły. Schwytano podstarzałego cywila-snajpera i przegoniono kilku maruderów.
Miejscowość znalazła się w rękach hitlerowców. 

     Dużym problemem był niedostatek wody pitnej. Spadochroniarze pocili się obficie, a do tego, dały o sobie znać tabletki pobudzające, które zażyli przed startem. Oprócz poprawy refleksu powodowały one odwodnienie organizmu. Motyw dającego się we znaki pragnienia pojawia się w zaskakująco wielu relacjach z operacji „Rösselsprung”.

     Tymczasowa kwatera główna ustanowiona została w dopiero co zabezpieczonym Drvarze, ponieważ SS-Hauptsturmführer Kurt Rybka miał stąd dobry widok na całą okolicę. Wszędzie wokół walały się potrzaskane, często pozbawione skrzydeł kadłuby DFS’ów-230. Zorganizowano punkt opatrunkowy do którego zaczęły napływać kolejne fale poszkodowanych. Na rogach ulic rozmieszczono stanowiska MG 42, a łącznościowcy zaczęli wywoływać przez radiostację kolejne grupy szturmowe. 

     Sytuacja w pobliżu pieczary wyglądała źle. Wszędzie walały się trupy w brytyjskich i niemieckich mundurach. SS-mani nie dali rady przebić się przez linię umocnień. Stanowiska karabinów maszynowych, moździerzy i snajperów bardzo skutecznie powstrzymywały żołnierzy z grupy „Panther”. Dodatkowym utrudnieniem okazało się przybycie ponad setki kadetów z lokalnej szkoły oficerskiej, ulokowanej około 1,5 kilometra od  miejscowości Drvar.

     Jak na obecną chwilę, jedynie partyzancka radiostacja została zneutralizowana. Przedstawiciele alianckich misji wojskowych ewakuowali się zanim walki rozpoczęły się na dobre. Przeznaczone do ich likwidacji drużyny skierowane zostały do ataku na jaskinię (Cytadelę), będącą kwaterą główną jugosłowiańskiego marszałka. Sygnałem dla pozostałych grup była czerwona flara wystrzelona przez kapitana Rybkę.

     Zaczynało robić się coraz niebezpieczniej. Strzały i eksplozje przyciągnęły uwagę większości partyzantów ukrywających się w okolicy. Niemieckie przegrupowanie coraz bardziej opóźniało się, z powodu losowych starć podczas przemarszu do punktu zbornego. Lotnictwo zaniechało jakiejkolwiek aktywności, argumentując później, że niemożliwym stało się  zidentyfikowanie pozycji sojuszników i wrogów. Starcia prowadzono bardzo agresywnie i żołnierze byli w ciągłym ruchu, przemieszczając się skokami od przeszkody, do przeszkody.

     Atak utknął w martwym punkcie, a do dowódcy zaczęły docierać informacje o aktywności wojsk przeciwnika na zachód od miasta. Spadochroniarzom groziło okrążenie, a do przybycia posiłków zostały jeszcze trzy godziny. Kurt Rybka postanowił zagrać vabank i wycofać swoje siły po to, aby zmontować jeszcze silniejsze uderzenie po wylądowaniu drugiego rzutu skoczków. Ci którym udało się przegrupować, otrzymali rozkaz przeszukiwania trupów i rannych, celem uzupełnienia amunicji. 
W końcu nadszedł ten moment- w oddali słychać ryk silników samolotów transportowych. Kolejni spadochroniarze zaczynają wyskakiwać nad rejonem operacji, i wylądowali dokładnie naprzeciwko pozycji jugosłowiańskich partyzantów. Karabiny maszynowe i granatniki dziesiątkowały bezbronnych (uzbrojenie zrzucane jest w specjalnych pojemnikach) Niemców. Pomimo krytycznej sytuacji, żołnierze wycofali się i przegrupowali w okolicach sztabu. Teraz można było przeprowadzić ostateczne, bardzo ryzykowne natarcie.

     Atakujący SS-mani działali metodycznie i powoli. Kolejne stanowiska komunistów były likwidowane, a Cytadela z każdą minutą znajdowała się coraz bliżej. Hauptsturmführer Rybka zostaje ranny i odesłany na tyły. Partyzanci otrzymują kolejne posiłki, a spadochroniarze ostatecznie tracą swój potencjał ofensywny.

Odwrót.

     Operacja „Rösselsprung” okazała się porażką. Tito uciekł wraz z całym swoim sztabem. W rejonie Potoci wsiadł do pociągu, a następnie, do samolotu lecącego w stronę włoskiego Bari. W potrzasku znalazły się niedobitki grup szturmowych i wojsk drugiego rzutu. Większość była głodna i spragniona. Wszędzie pełno było rannych i brakowało amunicji. Zdecydowano, że do przybycia sił sojuszniczych trzeba się gdzieś okopać i przeczekać. 
Wyruszono w stronę Drvaru, który posiadał lepsze walory defensywne niż górskie stoki i zagajniki. Do wyboru były dwa obiekty: stara fabryka celulozy i cmentarz. Wygrała nekropolia, ze względu na kamienny mur otaczający ją z każdej strony. 

     Wycofywano się skokami, z wykorzystaniem karabinów maszynowych jako ruchomych punktów oporu. Kaemiści ubezpieczali rejterujących towarzyszy, po czym sami zmieniali pozycję, kiedy drugie gniazdo zostało ustawione kilkadziesiąt metrów dalej. 
Nie wszystkich udało się ewakuować. Jeden z oddziałów został odcięty na opuszczonej farmie. Nikt nie planował po tych ludzi wracać.

     Walki na cmentarzu przypadły na wieczór i noc. Obydwie strony naprzemiennie traciły i odzyskiwały inicjatywę. Na korzyść SS-manów pracowało dobre wyszkolenie i poczucie osaczenia, jeszcze bardziej wzmagające ich wysiłek. Partyzanci mieli pod dostatkiem ludzi i uzbrojenia. Co ciekawe, Tito rozkazał zaniechać ataku na nekropolię i rozproszyć się, zanim w rejonie pojawią się niemieckie wojska zmechanizowane. Jego oficerowie nie posłuchali, i aż do samego rana z Drvaru można było obserwować serie smugaczy i flary wzbijające się w niebo.

     Rano jugosłowiańskie formacje przerwały natarcie i wycofały się w góry. Grupa zmechanizowana wreszcie dotarła do Drvaru, a spadochroniarze zostali zluzowani. Batalion powietrznodesantowy SS nr. 500 został zdziesiątkowany, a jego pozostałości oddano pod komendę Otto Skorzennego. Żołnierze ci brali następnie udział w walkach na terenie Budapesztu.

 

Co udało się osiągnąć?


     Operacja „Rösselsprung” wywołała niemałe zamieszanie w strukturach Narodowej Armii Wyzwolenia Jugosławii. Kwatera główna po raz kolejny została przeniesiona, co zaangażowało znaczne ilości zasobów ludzkich. Działalność partyzantów została przez jakiś czas widocznie ograniczona, w związku z niewydolnością struktur dowódczych.

     Niemiecka propaganda twierdziła, że zgromadziła znaczną ilość ważnych dokumentów i map. W rzeczywistości, zabezpieczono tylko i wyłącznie ulotki propagandowe oraz nowy mundur marszałkowski, który następnie prezentowano w kronikach filmowych. Większość istotnych pism została w porę zniszczona lub wywieziona przez wycofujących się komunistów.

     Obydwie strony oskarżały się wzajemnie o zbrodnie wojenne. Jugosłowianie twierdzili, że SS-mani brutalnie obchodzili się z ludnością okupowanego Drvaru. Niemcy wskazywali na przypadki znęcania się nad rannymi i jeńcami. Według niektórych relacji, komuniści używali ładunków wybuchowych do trwałego okaleczania swoich ofiar.

Oceń bloga:
5

Komentarze (1)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper