Okiem Diabła #0 - Najlepszy Wiedźmin spośród Wiedźminów

BLOG O GRZE
736V
user-67317 main blog image
D'yaebl | 08.01, 20:10
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

To już blisko 38 lat, od kiedy na łamach miesięcznika Fantastyka zadebiutowało opowiadanie Wiedźmin autorstwa Andrzeja Sapkowskiego... To już blisko 30 lat od wydania pierwszego tomu wiedźmińskiej sagi, zatytuowanego Krew Elfów... To już blisko 22 lata, od kiedy wyemitowano pierwszy odcinek serialu Wiedźmin w reżyserii Marka Brodzkiego z Michałem Żebrowskim w głównej roli. Wreszcie, to już blisko 17 lat od wydania przez CDProjekt RED, pierwszej gry z serii Wiedźmin... 

Serii, która sprzedała się w ponad 75 milionach egzemplarzy. Lwią część sprzedanych kopii stanowi Wiedźmin 3: Dziki Gon (ponad 50 milionów sztuk). To właśnie tę odsłonę gracze pokochali najbardziej, nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie. Dziki Gon otrzymał setki nagród, bijąc przy tym przeróżne rekordy. Bez najmniejszego zaskoczenia i całkowicie zasłużenie otrzymał też najważniejszą nagrodę w branży, czyli tytuł gry roku 2015. Ponadto, głównie dzięki tej grze, uniwersum wykreowane przez Andrzeja Sapkowskiego zdobyło tak gigantyczny rozgłos. Świadczyć o tym, może fakt, że dopiero w latach 2013-2018, książki o przygodach Geralta otrzymały angielski przekład (wyłączając Ostatnie Życzenie i Krew Elfów, które tłumaczenie na język angielski otrzymały kolejno w 2007 i 2008 roku). Pasmo sukcesów i zachwytów graczy nie miało końca, sam dałem się pochłonąć tej niesamowitej przygodzie i to kilkukrotnie, nabijając na liczniku grubo ponad 1000 godzin, jednak pomimo mojej miłości do tej gry, skłamałbym mówiąc, że Wiedźmin 3 to najlepszy Wiedźmin. 

Medalion

Moje serce należy bowiem do części pierwszej. Nie chcę się tu rozwodzić nad kwestiami technicznymi, każdy wie, że silnik jedynki był już przestarzały w momencie jej premiery i pod wieloma względami nie da się go obronić. Dlatego chciałbym tutaj, przede wszystkim przedstawić swój punkt widzenia, jako gracza, który uruchamia grę i się nią po prostu cieszy, zagłębiając w klimat, poprzez poznawanie fabuły, postacie czy zaimplementowane rozwiązania gameplayowe. 

Potrzebuję dla mojej ballady tytułu. Ładnego tytułu. 

Głównym budulcem klimatu pierwszej części Wiedźmina, niepodważalnie jest według mnie, genialna muzyka towarzysząca graczowi już od pierwszych chwil. Paweł Błaszczak i Adam Skorupa wykonali fenomenalną robotę, tworząc ten soundtrack. W żadnej innej grze nie spotkałem się z równie emocjonalną ścieżką dźwiękową, co w Wiedźminie.

Już pierwsza scena potrafiła przyprawić o lekkie dreszcze. Widok na las, spokojny głos narratora i ta kojąca muzyka przyprawiona szczyptą niepokoju, do tego Geralt prowadzony przez pozostałych wiedźminów do Kaer Morhen. Do domu... Czuć w tym utworze, właśnie takie domowe ciepło, które gdzieś tam jest lekko zakłócane, by budować stopniowo napięcie, przed nadchodzącymi wydarzeniami. Z kolei na Podgrodziu muzyka idealnie wpasowuje się do szarej i ponurej rzeczywistości mieszkańców, jest tam słyszalny pewnego rodzaju spokój, ale i smutek. W dzielnicy handlowej Wyzimy, staje się ona skoczna, wesoła i melodyjna, wręcz idealnie odzwierciedlająca prowadzone tam życie, pełne przepychu i kurtuazji. Za to już podczas wizyty we wsi Odmęty, słychać dźwięki, spokojne, relaksujące. Ze słyszanych instrumentów, wylewa się wręcz, niczym niezakłócona wiejska codzienność. No i Pola, którym towarzyszą niepokój i tajemniczość. Już po pierwszych nutach można wyczuć, że jest to miejsce przepełnione złem i śmiercią.

To zaledwie kilka przykładów, w końcu w grze jest jeszcze szereg innych lokacji, równie klimatycznych i dopieszczonych pod względem udźwiękowienia. A połączenie tego wszystkiego ze stonowaną, czy nawet momentami mroczną oprawą wizualną, daje w rezultacie soczysty, niepodrabialny klimat.

Strzyga

Dziki Gon po dosyć mocno "zachodniej" dwójce, starał się wrócić do tego klimatu, miało być przede wszystkim bardziej słowiańsko. I słowiańsko rzeczywiście było, bo Marcin Przybyłowicz wraz z Percivalem stworzył świetne kawałki bazujące na pieśniach Słowian, ale... Według mnie w tej muzyce było zbyt wiele dzikości, za dużo bębnów, za dużo wokalu, za dużo wszystkiego. Nie zrozumcie mnie źle, ten soundtrack mi się mimo wszystko podoba, jest w nim coś oryginalnego i niepowtarzalnego. Jednak w mojej ocenie, spora część utworów zawarta w tej ścieżce dźwiękowej, bardziej nadaje się do luźnego posłuchania, aniżeli jako muzyka do gry. Z kolei w kwestii wizualnej, wraz z drugą częścią, seria zagubiła swoją pierwotną mroczność i ponurość, na rzecz jaskrawej kolorystyki, pełnej słońca i ostrych jak żyleta kolorów. Co prawda Wiedźmin 3 na początku próbował wrócić choć trochę, do dawnej szarości, czego dowodem może być słynny już zwiastun z 2013 roku, to jednak finalnie pomimo zastosowania przez REDów różnych filtrów, w dostępnych lokacjach, otrzymaliśmy kolejną ładną, kolorową grę, jedynie nieco bardziej stonowaną od poprzedniczki. 

A to właśnie cała oprawa audiowizualna w pierwszej części Wiedźmina sprawia, że przemierzanie tego niewielkiego skrawka Temerii, jaki ta gra oferuje, daje mi więcej satysfakcji i przyjemności, niż podróżowanie po rozległym świecie Wiedźmina 3. Dodatkowym atutem jedynki, jest także jej swojskość. Grając w nią mam coś w rodzaju poczucia więzi z tym światem, wydaje mi się on bardziej naturalny, wręcz bardziej realny. Nie mówię tu rzecz jasna o grafice, choć pomimo swojej archaiczności, moje oko nadal cieszy, ale ja pod tym względem nie jestem specjalnie wymagający. Natomiast mam tu na myśli przede wszystkim klimat, wyciekający w zasadzie z każdego elementu tego świata. Dźwięki środowiskowe, dialogi mieszkańców, nawet efekty pogodowe, czy cykl dobowy, w połączeniu z tą genialną ścieżką dźwiękową i ponurą kolorystyką, sprawiają wrażenie, że ten świat naprawdę żyje. No i co ważne, odnoszę wrażenie, że jedynce jest najbliżej do książkowego pierwowzoru, co dodatkowo uwypukla, wymienione przeze mnie elementy, wpływające na klimatyczność tej gry.

Każdy szermierz dupa, kiedy wrogów kupa.

Oprócz oprawy audiowizualnej, klimat budują także mechaniki zawarte w grze. Wiele z nich można uznać za przestarzałe, jak o zgrozo, przez wielu znienawidzony system walki, który niejednego gracza skutecznie zniechęcił do ukończenia przygody. Ale spokojnie, nie zamierzam go bronić, ani innych mechanik, które można uznać za przestarzałe, jedynie chcę wspomnieć o pomysłach, które budowały klimat, a które nie doczekały się z różnych powodów, rozwinięcia w kolejnych odsłonach lub z niewiadomych przyczyn zostały zmienione na gorsze. 

System walki z pierwszej części, to nie oszukujmy się, nie jest to coś, czego ktokolwiek chciałby doświadczyć w kolejnych odsłonach serii. Aczkolwiek, są pewne rzeczy, których porzucenia nigdy do końca nie zaakceptuję, a już na pewno nie zrozumiem. Mianowicie style walki, Addan Aenye czyli Ognisty Tancerz, dla uproszczenia nazywany "stylem szybkim", Viroledański Naev'de Feaine Glaeddyv czyli "styl grupowy" i wreszcie Temerski Diabeł, uwielbiany przez lancknechtów i innych mocarzy, czyli inaczej "styl silny". Bardzo mnie zaintrygowała obecność tej mechaniki, bo poza koniecznością pilnowania olejów, eliksirów i zaznajomienia ze słabościami danego przeciwnika, trzeba było dostosować jeszcze swój styl walki. Zwłaszcza na trudnym poziomie trzeba było się pilnować, bo chwila nieuwagi i nawet grupka utopców stawała się problematyczna, tylko dlatego, że w porę nie przełączyło się na Viroledańskiego. 

Gryf

Druga część serii, kompletnie porzuciła tę koncepcję, stawiając na bardziej dynamiczną walkę. Trójka ponownie chciała być czymś pomiędzy, więc doczekaliśmy się w zasadzie, zmodyfikowanego systemu walki z dwójki, jednak pozbawionego nadmiaru akrobatyczności, tym samym nieco wracającego do tego, co było w jedynce. Style niestety nie wróciły, choć Dziki Gon oferował parę umiejętności, które do nich nawiązywały, jak np. młynek, który śmiało można porównać ze stylem grupowym. Tylko problem polegał na tym, że to był zwykły dodatkowy atak, nie zmieniało się zachowanie Geralta, nie przyjmował on pozycji bardziej defensywnej, niżej na nogach, machając precyzyjnie mieczem wokół siebie. Po prostu kręcił długą sekwencję piruetów. Silny atak służył w zasadzie do dobijania oszołomionych czy będących pod wpływem innego efektu przeciwników. A gdzie pozycja bojowa, gdzie bardziej ofensywne ataki? Szybkie ciosy? A gdzie tam, podstawowy atak mieczem. Nawet pomimo najróżniejszych umiejętności szermierczych dostępnych w trójce, brakowało mi pewnego rodzaju urozmaicenia walki. 

Może ktoś uzna, że to dosyć naciągane, ale wydaje mi się, że pomysł na wprowadzenie stylów walki był bardzo trafiony. Zaczynając od tego, że różne postawy bojowe idealnie wpisują się w Szkołę Wilka, przez Vesemira nastawioną, przede wszystkim na szermierkę, do tego różnorodność przeciwników, jeden był wytrzymalszy i wymagał więcej siły, inny był szybki więc trzeba było też zadbać o defensywę, a jeszcze inny rodzaj przeciwników atakował w grupie, więc trzeba było się skupić na trzymaniu wszystkich na dystans. Ale co ważniejsze, oglądając każdą sekwencję ciosów w pierwszym Wiedźminie miałem poczucie, że każda walka jest inna. Za to trójka, kojarzy mi się jedynie z zapętloną sekwencją unik -> atak -> unik. I w zasadzie jak ją się opanowało, to tak naprawdę nic więcej do szczęścia nie było potrzeba. 

A w jedynce do szczęścia potrzebna była jeszcze alchemia. Bez eliksirów i olejów ani rusz na potwory ze zleceń łowczego, czy bossów. Czasem nawet przy standardowych przeciwnikach okazywały się zbawienne. Widoczne efekty działania eliksirów i olejów, dodatkowo zachęcały do tworzenia kolejnych i kolejnych. Co więcej, w jedynce autentycznie przygotowywałem się do walki, wiedząc że czeka mnie trudny bój, szykowałem eliksiry, ostrzyłem miecze osełką, nakładałem oleje i dopiero ruszałem na przeciwników. Bardzo mocno czułem podczas tego procesu ducha książek, ponadto dzięki takim przygotowaniom, w połączeniu ze stylami walki, potyczki nabierały, w moich oczach, bardziej taktycznego charakteru. 

Strzyga2

Uważam też, że samo wytwarzanie było zdecydowanie lepiej zrobione. Były podstawowe substancje alchemiczne pozyskiwane z ziół i potworów i z nich robiło się eliksiry. Potrzebny rebis do jaskółki? Nie ma problemu, nie ganiam w poszukiwaniu koniecznie jaskółczego ziela, tylko zastępuję je włóknami han, czy zieloną pleśnią. Ważne było jaką substancję pozyskam finalnie, a nie jak nazywa się roślina. Zachęcało to nie tylko do zielarstwa w postaci zbierania napotkanych roślin, ale także do zapoznawania się z nimi, żeby wiedzieć, które mogą się najbardziej przydać, z których można pozyskać rzadziej spotykaną substancję, a które można olać i zbierać ewentualnie tylko pod handel.

Kolejnym ważnym elementem, który nadawał w moich oczach klimatu i realizmu był fakt, że każdy eliksir i każdy olej, trzeba było wytwarzać od podstaw. Skończyły się koty, a są mi potrzebne, nie mam składników, patrzę jakich potrzebuję i idę je zebrać, mam wszystko to tworzę pożądaną ilość fiolek. Nie dość, że uatrakcyjniało to przygotowania do walki i eksploracji, to jeszcze miało pozytywny wpływ na stan ekwipunku. W jedynce trzeba było się naprawdę bardzo, ale to bardzo postarać, żeby mieć śmietnik w sakwach. Nawet nie chodzi o fakt, że slotów w ekwipunku było mało, ale zwyczajnie rzeczy znajdowane podczas gry miały swoje zastosowanie, a te które nie miały i tak nie zawadzały, bo sprzedawało się je dla tych kilku orenów zbieranych na lepsze wyposażenie. 

Do dziś zastanawiam się, dlaczego REDzi nie poszli tą drogą przy kolejnych odsłonach. Dwójkę kompletnie pominę bo uważam, że alchemia tam nie istniała, eliksiry i oleje nawet na mrocznym poziomie trudności były co najwyżej ciekawostką, jedynie petardy dostały dziwnego boosta. W trójce troszkę to naprawili, znowu eliksiry stały się przydatne, oleje też coś tam pomagały, chociaż nadal bawi mnie, że jaskółka potrafiła być mniej wydajna w napełnianiu paska zdrowia Geralta, niż zwykły chleb, no ale już czepiam się szczegółów. Natomiast o ile użyteczność wyżej wymienionych wróciła do łask, o tyle kwestia samego ich wytwarzania została pokpiona po całości. Twórcy odeszli od tematu pozyskiwania substancji alchemicznych z różnych składników. W Dzikim Gonie zwykły vitriol wcześniej pozyskiwany z roślin i tkanek (nawet w dwójce), nagle trzeba było wytworzyć z receptury.

Velen

Sam proces tworzenia został zautomatyzowany, wystarczyło dany eliksir wykonać raz, a później przy każdej medytacji, fiolki same się zapełniały o ile tylko w ekwipunku była butelka wysokoprocentowego trunku. I ja rozumiem, wielki świat, pewne rzeczy trzeba było przyspieszyć, żeby nie męczyć graczy, ale czy pozostawienie alchemii taką jaka była, z tym całym zbieraniem składników, brakiem automatyzacji, aż tak bardzo by przeszkadzało? Wydaje mi się, że nie, wręcz przeciwnie. I tak eksplorując, ganiało się od pytajnika do pytajnika i odruchowo zbierało napotkane rośliny, że później kończyło się grę z sakwami przepełnionymi do niczego niepotrzebnym zielskiem.

Ta automatyzacja całkowicie odbiera przyjemność z przygotowań do walki, czy eksploracji niebezpiecznych miejsc, do tego robi bałagan w ekwipunku, bo po co mi eliksir X jeżeli potrzebuję w danym momencie eliksiru Y i Z. Jeżeli bym potrzebował eliksiru X, to w ramach przygotowań na jakiegoś potwora, bym go sobie wytworzył. Takie niepotrzebne wyręczanie gracza ubijające w moich oczach klimat i immersyjność. 

A potem świat znowu zaczął istnieć, ale istniał zupełnie inaczej.

Ostatnimi elementami układanki zwanej klimatem, są u mnie fabuła oraz postacie. To one w dużej mierze napędzają świat i dodają mu głębi. W kwestii postaci muszę przyznać, że nie mogę złego słowa powiedzieć, zarówno o tych wykreowanych w części pierwszej, jak i o tych wykreowanych w kolejnych odsłonach serii. REDzi potrafią wyśmienicie tworzyć bohaterów, z historią, tłem i własnym charakterem. Jedyne do czego zamierzam się przyczepić to dopasowanie głosów, przynajmniej w polskiej wersji językowej. Mianowicie w jedynce odnoszę wrażenie, że każdy głos był idealnie dopasowany do wyglądu, jak i charakteru postaci, a także do jej warstwy społecznej. Kiedy mieliśmy przed sobą osiłka, naturalnym było usłyszeć jego niski, stanowczy głos, pijak w karczmie, ochrypnięty i krzykliwy, ktoś z wyższych sfer, głos aksamitny, czysty.

W trójce rzecz jasna również da się usłyszeć świetnie dopasowane głosy, ale mam wrażenie, że w wielu momentach coś poszło nie tak, patrzę na jakąś postać, słucham jej i mam w głowie myśl, że jakim cudem taki koleś mówi z takim akcentem i ma taką a nie inną barwę głosu. Czasem nawet się łapałem na czymś takim, że przechodziłem od dialogu do dialogu i miałem wrażenie że postać A powinna się zamienić głosem z postacią B, bo zdecydowanie lepiej by to pasowało i brzmiało.

Oczywiście problem z głosami może wynikać z tego, że wielu świetnych aktorów, z ogromnym doświadczeniem dubbingowym i niezwykle barwnymi i charakterystycznymi głosami, albo już odeszła z tego świata, albo jest na emeryturze, czy też z innych różnych przyczyn nie podejmuje się nowych ról.

Nie zmienia to jednak faktu, że nawet spośród mniej lub bardziej doświadczonych aktorów, których REDzi mieli do dyspozycji, nie wyciągnięto prawdziwego potencjału i często obsadzano ich w rolach, do których nie pasowali. Aczkolwiek mówię tu jedynie o postaciach pobocznych, do głównych ról, nie mam najmniejszych zastrzeżeń, nawet zmieniony głos Lamberta uważam za udany zabieg. Ale biegając od zlecenia do zlecenia i spotykając przeróżne postacie, bardzo często byłem wybijany z immersji przez to kiepskie dopasowanie. 

Zachód słońca

Jeżeli chodzi o fabułę, sam jej zarys z całą pewnością jest lepszy w trójce, poszukiwania Ciri, Dziki Gon, a do tego chwytające za serce ludzkie tragedie, które napotykamy na naszej drodze. Aczkolwiek problem jest taki, że widać jak bardzo została ona pocięta, miejscami wydaje się trochę rozjeżdżać, ma wiele niedomówień, mnóstwo rzeczy wymagałoby dodatkowego rozwinięcia, zwłaszcza wątki zapoczątkowane w poprzednich odsłonach, w tym wątek samego Dzikiego Gonu, który z tajemniczego zjawiska został sprowadzony do "dużych" elfów do bicia.

Jedynka pod względem fabularnym jest przede wszystkim zwarta i konsekwentna, co więcej, bardzo fajnie się rozgałęzia nie tracąc przy tym swojej spójności, z jednej strony Geralt próbujący odzyskać pamięć, z drugiej pogoń za Salamandrą, z trzeciej spisek na wielką skalę, a to wszystko okraszone przyziemnymi problemami mieszkańców. Zdecydowanie łatwiej było się w tym odnaleźć i cały czas grać z zainteresowaniem co będzie dalej. Bez wątpienia wpływ na taki odbiór ma fakt, że pierwsza część to gra zamknięta, niewielkie lokacje, w dodatku podział na rozdziały, otwierający jedne drzwi, a za plecami zamykający drugie. Wiadomym jest, że w otwartym świecie, przy dziesiątkach rozpraszaczy taka spójność i podtrzymanie zainteresowania jest na pewno trudniejsze. Ale sami REDzi w Sercach z Kamienia oraz Krwi i Winie udowodnili, że da się połączyć otwartość świata i napisaną historię bez wybijania z rytmu. 

Lepiej zaliczać się do niektórych, niż do wszystkich.

Ponarzekałem na tego Wiedźmina 3, ale mimo wszystko uważam, że jest świetną grą i zasłużenie królował w 2015 i 2016 roku. Jak wspominałem na początku, sam spędziłem w nim ponad 1000 godzin i zapewne to jeszcze nie koniec, bo trzeba wreszcie przetestować wydanie next-gen. Wciąż ten świat cieszy, wciąż bawi i wciąż chce się do niego wracać, bo to jest wciąż ten Wiedźmin.

Jednak zestawiając go bezpośrednio z częścią pierwszą, w moich oczach uwydatniają się te wszystkie niedoskonałości i rzeczy których mi brakuje. Bo jedynka mimo swoich lat, mimo archaiczności silnika, oferowała ogrom pomysłów, które warto było udoskonalić i zachować w kolejnych grach z serii.

Czy przemawia za mną nostalgia? Nie sądzę, choć nie wykluczam, że jej śladowe ilości mogą wpływać na moje postrzeganie jedynki. Wiem natomiast na pewno, że to jedynkę za swój całokształt uważam za najlepszą odsłonę serii i mam ogromną nadzieję, że powstający remake weźmie z niej wszystko co najlepsze i nie sprawi mi zawodu.  

 

Dzięki wszystkim, którzy dobrnęli do końca. Zapraszam do dyskusji i oczywiście wyrażenia opinii, co do samej jakości tekstu, a także zachęcam do udziału w ankiecie. 

 

Oceń bloga:
34

Którą odsłonę głównej serii Wiedźmin uważasz za najlepszą?

Wiedźmin
164%
Wiedźmin 2: Zabójcy Królów
164%
Wiedźmin 3: Dziki Gon
164%
Pokaż wyniki Głosów: 164

Komentarze (29)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper