Ruiner - recenzja

BLOG RECENZJA GRY
549V
Ruiner - recenzja
CharyChelak | 04.03.2018, 23:55
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Czy gra studia Reikon Games ma predyspozycje do ubiegania się o najlepszy rodzimy tytuł zeszłego roku? Z pewnością zagalopowałbym się nieco, koronując  ją z marszu na pierwszym miejscu, lecz jeśli ktoś przeszedł obok Ruinera obojętnie to niech wie, że dużo stracił.

Jest niczym nieoszlifowany diament, mający swoje słabe punkty, ale o tym za chwilę. Z tego co pamiętam sięgnąłem po niego nie ze względu na rosnącą w popkulturze popularność cyberpunku (choć w świetle zbliżającego się Cyberpunka 2077 to niezły klimatyzator), lecz często ogrywając jakieś duże produkcje AAA, męcząc multiplayer, bądź mknąc przez fabułę w jakim blockbusterze szukam czegoś pomniejszego, na kilka godzinnych sesji, by wyłapać balans i stąd jest już krótka droga do indyków, a Ruiner okazał się najciekawszym z nich i długość jego rozgrywki nie jest jego wadą, bo miał taki być od początku.

 

Motorem napędowym produkcji nie jest także wątek fabularny, mimo iż prawidłowo wpisuje się w ramy futurystycznych dystopii i unika przeżartych, bombastycznych historii o zagładzie świata - nasz protagonista jest bowiem ofiarą ikonicznego dla cyberpunkowych wizji aktu dyshonoru za jaki z pewnością uchodzi hakowanie umysłu, za co odpowiedzialny jest niejaki Wizard. Co gorsza zostajemy w ten sposób wykorzystani do przeciwstawienia się wielkiej korporacji i unicestwieniu jej szefa i jakoby tego było mało, porwano nam brata. Na szczęście pewna tajemnicza hakerka wyciąga do nas pomocną dłoń, pomagając zemścić się na wspomnianym Wizardzie i stawić czoło creepsom zapewniającym mu protekcje oraz dostać się do wnętrza nikczemnego koncernu w poszukiwaniu najbliższej osoby.

I w tym miejscu należy zaznaczyć, że ze względu na swoją charakterystykę Ruiner kompletnie pozbawiony jest voice actingu i rozmowy obserwujemy na  rysunkowych grafikach, gdzie monolog prowadzi pojawiająca się na przemian z naszym bohaterem postać - monolog, ponieważ milczymy niczym posąg, używając w odpowiedziach symbolicznych komend typu "skiń głową" czy "wzrusz ramionami", co jest oczywiście następstwem wspomnianego wyżej prania mózgu, poza tym podobne , naszpikowane ostrym tonem hasła przesłaniają nam nie tylko maskę naszego bohatera, a również główny ekran gry, co bardzo dobrze wpisuje się w konwencję tytułu, silnie odznaczającego się buntem i determinacją. Również cutsceny nie są jakoś specjalnie finezyjne, choć owszem, występują i w dodatku stylistycznie sprawiają wrażenie generowanych w czasie rzeczywistym przez silnik gry (jest nim Unreal Engine). Jest treściwie i minimalistycznie, osobiście jednak nie wymagałbym w tej kwestii więcej, w pewien sposób symbolizuje to resztą sytuację naszego protagonisty.

Główne skrzypce gra natomiast zarówno oprawa audio-wizualna oraz sama rozgrywka, oba elementy świetnie się bowiem uzupełniają, aczkolwiek produkcja zyskała najwięcej tym pierwszym aspektem, głównie przez nietypową, cel-shadnigową oprawę graficzną, której dyryguje głęboka, krwista czerwień, charakteryzująca brutalność i dynamikę Ruinera. Towarzyszące na każdym kroku neonowe filtry z dominującymi, jaskrawymi kolorami fantastycznie przyozdabiają typowe dla cyberpunkowego kunsztu tej produkcji klaustrofobiczne lokacje, przez które przemieszczamy się praktycznie przez całą przygodę. I może faktycznie zabrakło tutaj czegoś więcej, bowiem przebijamy się głównie przez monochromatyczne pomieszczenia mając dookoła siebie magazyny, czy linie produkcyjne na wzór industrialnych fabryk, których podłoga pokryta jest poszatkowanym przez nas ścierwem a, sytuacji nie ratuje nawet Rengkok City - wspaniała, oszałamiająca klimatem lokacja spowita charakterystycznymi dla cyberpunkowego stylu elementami, gdzie czuć i widać naleciałości z wszelakich futurystycznych opowieści, filmów i wszystkiego czym panowie z Reikon Games się inspirowali- znajdziemy tutaj mechanika, który pogrzebie przy naszym sprzęcie, bar, obowiązkową miejscówkę z sushi, ścisk i brud pośród tłumu npców, gdzie z co niektórymi mamy możliwość porozmawiać o sprawach bieżących i przyjąć miniquesta (szukając na przykład kotów, będących szpiegami). Jestem przekonany, że zapamiętacie to miejsce jak mało które i na myśl o Ruinerze właśnie Rengkok City przyjdzie Wam do głowy jako pierwsze, niestety przydałoby się więcej takich lokacji, a już na pewno bardziej rozbudowanych. Nie zmienia to jednak faktu, że to chyba jego najmocniejsza strona,  a dominujący czerwony filtr  świetnie obrazuje emocje i sielankę podczas walki, więc towarzyszy nam praktycznie nieustannie. Tutaj rzadko kiedy mamy okazję odetchnąć - to co się dzieje na ekranie może przyprawić o zawrót głowy i to na szczęście w pozytywnym znaczeniu. System walki jest świetnie skonstruowany, mamy kilka podstawowych możliwości rozprawienia się z przeciwnikami i zdecydowanie najprzyjemniejszą z nich jest używanie broni białej - ręczne ataki charakteryzują się milisekundowym spowolnieniem sprawiającym wrażenie skoku, dzięki czemu  możemy doskoczyć do wroga z pewnym zrywem, co sprawia niesamowitą frajdę. Do tego dokładamy oczywiście wszelakiej maści broń palną, ochronną tarczę, narzędzia pomocnicze, wybierane z koła przedmiotów (granaty rządzą) oraz umiejętność totalnego spowolnienia i wybrania miejsca teleportu, dzięki czemu możemy całkowicie błyskawicznie przeskoczyć z jednego końca mapy na drugi. Wszystkie te elementy potrafią żyć ze sobą w symbiozie, trzeba oczywiście obrać odpowiednią taktykę i wyczuć, w jakim momencie i kolejności wszystkiego używać, bowiem ślepe brnięcie przed siebie i losowe kombinacje ruchów na dłuższą perspektywę zdają się na nic, a tempo akcji jest oszałamiające i z czasem trafiamy na takie kill roomy, gdzie wykonujemy wszystkie ruchy w jednym momencie mając autentycznie wrażenie utraty kontroli i obserwując masę iskier, rozbłysków, jak i obowiązkowego rozlewu krwi. I uwierzcie mi - sprawia to wrażenie chaotycznego, przesadnego gameplayu, ale jest to doświadczenie wręcz uzależniające i sprawiać będzie nam frajdę bez względu na rodzaj używanego oręża - Ruiner oferuje mnóstwo rodzajów karabinów, gazrurek, mieczy, lecz nie specjalnie poświęcałem temu uwagę. Żeby nie było za nudno, poza paskiem życia w postaci ikonicznych plusów, musimy dbać o zasoby energii, dzięki której pozyskujemy zdolność do korzystania z naszych umiejętności, w dodatku walutę w grze stanowi tak zwana karma, za pomocą której możemy rozwijać nasze drzewko umiejętności - proste, niezbyt skomplikowane, idealnie pasujące do rozmiarów gry. 

Akcji jest więc co nie miara, aczkolwiek ferwor walki może przyprawić nas o frustracje, ze względu na poziom trudności - jest on po prostu źle wyważony, szczególnie na tle pojawiających się bossów . Ich pokonanie miejscami przychodzi aż za łatwo, co kontrastuje z horrendalnie wymagającymi potyczkami, z którymi mamy do czynienia na każdym kroku. Indywidualni przeciwnicy, oryginalni, nie zawsze o humanoidalnej charakterystyce ( i drwiąco brzmiącymi nazwami) nie zawsze zdają się być wymagający, z kolei najzwyklejsi przeciwnicy zawieszają poprzeczkę na tyle wysoko, że balans zostaje najzwyczajniej w świecie utracony. Punkt widzenia zależy jednak od punktu siedzenia, bo tytuł miejscami irytuje nie dlatego, że jest za trudny - poziom ten jest po prostu źle rozłożony, gracz wypruwa sobie żyły przedzierając się przez korytarz wypełniony po brzegi najzwyklejszymi miernotami, by chwilę później posłać do piachu głównego bossa kilkoma kombosami z gazrurką i miotaczem płomieni na czele. Jednak nie rozpatrywałbym tego usilnie jako wadę, może wystarczyło by, gdyby te dwa elementy zamieniły się miejscami?

Mając pewne niedociągnięcia Ruiner jest jednak tytułem kompletnym, mającym ambicje szlagierem stojącym w jednym szeregu obok najbardziej krwawych, szybkich i oryginalnych produkcji AAA jakie znacie i jego charakterystyka, rzut izometryczny czy cokolwiek innego w żadnym stopniu mu nie ujmują. Stanowczy wizerunek dopełnia oczywiście ścieżka dźwiękowa autorstwa Susumu Hirasawy (anime Berserk), będąca niczym żywcem wyciągnięta z rasowej, cyberpunkowej mitologii i po prostu polecam obadać ją gdzieś w internetach. I tutaj jeszcze jedna rzecz, bowiem nie uważam tego jak najbardziej za minus, aczkolwiek szkoda, że Ruiner nie odznacza się w jakimś stopniu polskim akcentem - nie jest to oczywiście warunek, jednak w świetle wydanego przez naszych rodaków Observera widać, że to fajny i odważny zabieg mogący dodać produkcji głębi i uroku, a gra osadzona w takim klimacie ma wiele do zaoferowania.

 

Oceń bloga:
0

Atuty

  • -tempo rozgrywki
  • -oprawa audio wizualna
  • -klimat

Wady

  • -monochromatyczne lokacje
  • -źle wyważony poziom trudności

Łukasz Czerniawski

Istna perełka wśród polskich produkcji, nie tylko dla fanów cyberpunkowej otoczki.

8,5

Komentarze (3)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper