Czy Guitar Hero Live było aż tak złe?

BLOG O GRZE
2891V
Czy Guitar Hero Live było aż tak złe?
DawidThePlayer18 | 23.12.2018, 23:00
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Na samym początku bieżącego miesiąca odbyło się zapowiedziane w czerwcu zamknięcie usługi Guitar Hero TV, będącej jednym z dwóch dostępnych trybów, oferowanych przez wydane trzy lata temu Guitar Hero Live. Niewielu jednak przejęło się takim obrotem spraw, albowiem sama gra była tak naprawdę martwa już od dłuższego czasu i wiedzieli o tym wszyscy ci, którzy z jakiegoś powodu nie porzucili tytułu niedługo po jego premierze. Jedną z takich osób byłem ja.

Wszystko zaczęło się w marcu zeszłego roku, kiedy to po wielu latach oczekiwania, planowania i szukania odpowiedniej okazji nabyłem swoją pierwszą w historii grę muzyczną - Guitar Hero Live. Bogaty, bo zawierający aż dwie plastikowe gitary zestaw udało mi się dorwać w bardzo okazyjnej cenie, bowiem cały pakiet wyniósł mnie tylko niecałe 200 zł. Najwidoczniej sklep próbował szybko wyprzedać zalegające na magazynie, całkiem spore pudła, których popularność systematycznie malała i nic w tym dziwnego. To samo zresztą spotkało Rock Band 4, co naturalnie zmusiło mnie do podjęcia trudnej decyzji, którą z obydwu produkcji zasilić swe zbiory. Wówczas Guitar Hero Live bardziej do mnie przemawiało, choć dziś trochę żałuję, że wybór nie padł ostatecznie na wciąż rozwijane (w przeciwieństwie do GH) Rock Band. Mimo wszystko, muszę szczerze przyznać, iż praktycznie martwy już tytuł FreeStyle Games zapewnił mi swego czasu wiele godzin naprawdę dobrej zabawy i to właśnie jemu pragnę poświęcić dzisiejszy wpis.

Zacznijmy zatem od ustalenia, co spowodowało, że wybrałem Guitar Hero Live, kiedy równie dobrze mogłem zaopatrzyć się w Rock Band 4. Po pierwsze, oprawa graficzna. Nie będę ukrywał, iż nieco pokraczne i kreskówkowe modele postaci z produkcji Harmonix robiły na mnie mniejsze wrażenie od nagrywanych z prawdziwymi aktorami koncertów, oferowanych przez konkurencję. Ponadto, bardzo przeszkadzały mi sytuacje, w których wokalistka zespołu śpiewała typowo męskim głosem (i odwrotnie), zabierając tym samym fragment immersji, której tak oczekiwałem od gry pozwalającej wcielić się w gwiazdę rocka. Zdecydowanie bardziej wolałem aranżowane koncerty z wykorzystaniem faktycznej ekipy. Te oczywiście nie były w stanie oddać w stu procentach wrażeń z prawdziwego występu na scenie, ale to wystarczyło, by uczynić rytmiczne wciskanie guzików wiarygodniejszym doświadczeniem. Przynajmniej dla mnie.

Skoro już o wciskaniu guzików mowa, gitara również stanowiła ważny element w wyborze gry. Rock Band 4 pozostało raczej wierne klasycznemu rozłożeniu przycisków, natomiast Guitar Hero Live postanowiło nieco zmodyfikować dobrze znany wszystkim schemat, oferując aż sześć guzików podzielonych na dwa rzędy - czarny i biały. Ów zabieg pozwolił przygotować twórcom wiele kombinacji, nieco realniej oddających grę na prawdziwym instrumencie. Samo akcesorium prezentowało się też lepiej wizualnie od swojego konkurencyjnego odpowiednika, ale to już oczywiście kwestia gustu.

Kolejnym atutem produkcji FreeStyle Games był tryb Guitar Hero TV, który całkiem sprawnie imitował telewizyjny kanał muzyczny. Zabawa polegała na tym, że przez 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu bez przerwy strumieniowana była playlista kilkuset utworów podzielonych według gatunku na kilka, trwających zazwyczaj po pół godziny segmentów, a gracze mogli w dowolnym momencie połączyć się z usługą i natychmiastowo "wskoczyć" do rozgrywki. Twórcy udostępnili dwa kanały, by zapewnić jakiś wybór puszczanej muzyki. Gdy zatem na jednym programie strumieniowano utwory rockowe, czy też ciężki metal, drugi kanał oferował w tym samym czasie spokojniejsze brzmienia. Dla każdego coś dobrego. Bardzo podobała mi się też realizacja całego trybu. Podczas, gdy standardowa kampania dysponowała nagranymi specjalnie pod grę, krótkimi koncertami, tak GHTV odtwarzał w tle teledyski aktualnie granych utworów, nadając całości ten telewizyjny wydźwięk. Co kilka piosenek pojawiała się nawet "przerwa na reklamy", podczas której wyświetlano logo kanału i fragmenty poszczególnych utworów. Proste i genialne zarazem.

Wszystkie te elementy doprowadziły ostatecznie do dnia, w którym odpakowałem wielkie pudło sygnowane odświeżonym logiem Guitar Hero, złożyłem jedną z dwóch gitar, zainstalowałem grę i wstąpiłem na scenę, jako wirtualna gwiazda rocka. Zanim jednak zacząłem w pełni czerpać przyjemność z grania musiałem najpierw opanować nowy kontroler. Nie był to przecież DualSchock 4. Ponadto, nigdy wcześniej nie miałem okazji trzymać w rękach plastikowego instrumentu, dołączanego do wszelakich gier muzycznych. Pierwsze dni swojej przygody z Guitar Hero Live poświęciłem zatem na żmudną naukę sukcesywnego operowania klawiszami umiejscowionymi w gryfie i rytmicznemu uderzaniu w imitujący struny strum bar. Zaczynałem oczywiście od najniższego poziomu trudności, aby nie zrazić się do rozgrywki zaraz po jej rozpoczęciu. Dopiero zrozumiawszy podstawy mogłem przejść do zagrania pierwszego koncertu.

Ten, jak przystało na debiutancki występ w grze nie stanowił ogromnego wyzwania i pozwolił mi jedynie sprawdzić, czy jestem w stanie nadążyć za pojawiającymi się na ekranie ikonkami. Mogłem dzięki temu skupić się na realizacji odgrywanego w tle koncertu i poczuć tę wyjątkową magię Guitar Hero Live. Kolejne występy nieco podnosiły poziom trudności, ale oferowały też zupełnie inne gatunkowo utwory, dzięki czemu doświadczenie pozostawało świeże. Na listę załapały się nawet takie szlagiery, jak Berzerk Eminema, czy Bangarang Skrillexa. Chociaż całość bardzo przypadła mi do gustu, postanowiłem zostawić "kampanię" na później i sprawdzić równie ciekawy tryb GHTV. Fascynowała mnie bowiem wizja grywalnego kanału muzycznego. Zalogowałem się zatem i... przepadłem. To było zdecydowanie coś dla mnie.

O szczegółach działania Guitar Hero TV pisałem już wcześniej, lecz wymieniłem tylko pozytywy, a te, jak wiadomo nie mogą zostać samotne i potrzebują obecności mniej lub bardziej uciążliwych wad. Takich, które również warto omówić. Co więc GHTV robi źle? Cóż, największym problemem owego trybu jest dość inwazyjny model mikropłatności. Jak już wspomniałem, całość imituje stację nadającą muzykę bez przerwy i faktycznie tak jest. Problem zaczyna się w momencie, gdy zechcemy odtworzyć jeden, konkretny utwór, zamiast czekać aż ten łaskawie pojawi się w playliście programu. Wtedy przyjdzie nam wykorzystać zdobywane z każdym kolejnym levelem punkty. Jeden punkt umożliwia pojedyncze odtworzenie wybranej piosenki, zatem jeśli aktualnie strumieniowana muzyka nie będzie nam odpowiadać, zostaniemy zmuszeni do szybkiego zużycia wirtualnych kuponów. Osoby nieusatysfakcjonowane ilością rozegranych utworów mogą oczywiście nabyć odpowiednią ilość punktów za prawdziwą gotówkę. Warto zaznaczyć, że w GHTV można osiągnąć maksymalny level, więc po jego zdobyciu zbieranie kuponów nieco się zmienia. Gdy dotrzemy do 20. poziomu zaczniemy dostawać 5 możliwości zagrania każdego dnia, ale tylko jeśli w ciągu jednej doby zużyjemy je wszystkie. Sam nie uznałem takiego modelu za duży problem, ale zdaję sobie sprawę, że spośród wszystkich graczy znalazłoby się sporo osób chcących wymasterować jeden, konkretny utwór, co w przypadku GHTV wymagałoby już płacenia.

Innym, naprawdę poważnym problemem, z jakim boryka (a raczej borykał) się ów tryb jest dosyć częste crashowanie. Tak, GHTV lubiło w losowych momentach spadać z rowerka i wyrzucać zdezorientowanego gracza do głównego menu konsoli. Gdyby tego było mało, najczęściej zdarzało się to podczas wychodzenia z Guitar Hero TV, a co za tym idzie podczas automatycznego zapisywania stanu gry. Sam zatem wielokrotnie musiałem godzić się z zepsutym save'em i zaczynaniem praktycznie wszystkiego od nowa. Na szczęście postęp w GHTV pozostawał nietknięty i powtarzanie dotyczyło wyłącznie koncertów. Niestety, z jakiegoś powodu przy crashowaniu traciłem też progress dotyczący trofeów, a niektóre z nich wymagały naprawdę długiego grindu. Oznaczało to, że przy ogłoszeniu zamknięcia usługi musiałem pogodzić się z faktem, iż nigdy nie będzie mi dane splatynować Guitar Hero Live.

Warto jeszcze wspomnieć o kompletnym braku balansu w GHTV, bowiem w pewnym sensie był to tryb wieloosobowy. Podczas gry z lewej strony ekranu widniała tabela dziesięciu najlepszych graczy z największą liczbą zdobytych punktów, która oczywiście na bieżąco się zmieniała. Coraz wyższy wynik można było uzyskać za bezbłędne trafianie w ikonki, co podbijało licznik combo lub dzięki wykorzystywaniu jednego z kilku rodzajów ulepszeń. Te umożliwiały np. tymczasowe podwojenie ilości zdobywanych punktów lub zbicie szeregu "nutek", pozwalając tym samym pominąć trudniejszy fragment piosenki. Niemal wszystkie ulepszenia posiadały ograniczoną ilość użyć, więc trzeba było je regularnie dokupywać. Naturalnie, ten kto posiadał więcej sztuk przeważnie przodował w rankingu. Owe upgrade'y bardzo przydawały się w tak zwanym Guitar Hero TV Premium - trybie, który za wygraną w serii zbliżonych gatunkowo utworów oferował ekskluzywne skórki do gitary lub grafiki przyozdabiające profil. Wystarczyło cały czas używać wykupionych wcześniej ulepszeń i stale podbijać maksymalny wynik. Nie nazwałbym tego dobrym zaprojektowaniem rozgrywki.

Mimo wszystko, nawet uwzględniając te wszystkie, często nawet niewybaczalne wady muszę ostatecznie uznać Guitar Hero Live za co najmniej dobrą produkcję. Zdaję sobie sprawę, że moja opinia może być niezbyt przekonywująca, zwłaszcza, iż omawiany tytuł stanowił mój debiut w gatunku gier muzycznych i nie posiadam jeszcze odpowiedniego doświadczenia z wszelkimi, podobnymi tworami, ale ciężko mi nie docenić faktu, że to właśnie Guitar Hero Live wprowadziło mnie w temat i jednocześnie zapoznało z wieloma, naprawdę dobrymi kawałkami, których normalnie nigdy w życiu bym raczej nie przesłuchał. To w końcu dzieło FreeStyle Games po raz pierwszy pokazało mi Disturbed - dziś jeden z moich ulubionych zespołów metalowych. Za to, i za wiele godzin wyśmienitej zabawy pragnę twórcom szczerze podziękować, jednocześnie mając nadzieję, że marka Guitar Hero jeszcze kiedyś powróci w glorii i chwale jako pełnoprawny produkt, a nie nastawiona na łatwy zarobek wydmuszka, żerująca na dziedzictwie legendarnej serii.

Jako, iż jest to mój ostatni wpis w tym roku chciałbym skorzystać z okazji i życzyć wszystkim Wesołych Świąt oraz Szczęśliwego Nowego Roku. Niechaj kolejne 12 miesięcy przyniesie nam wiele fantastycznych gier, pozwoli chociaż trochę nadrobić kupkę wstydu i umożliwi spełnienie wszelkich marzeń. Do zobaczenia w styczniu! :)

Oceń bloga:
10

Komentarze (13)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper