Recenzja Nintendo Switch po pół roku użytkowania

BLOG
1970V
Recenzja Nintendo Switch po pół roku użytkowania
Coshmar | 10.03.2019, 12:51
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Hej, jak wielu posiadaczy Switcha, po dłuższym czasie użytkowania, chciałbym podzielić się z Wami moją historią i przemyśleniami na temat tej konsoli. Zainteresowanych zapraszam do lektury.

Trochę historyjek o grach

Switcha otrzymałem od narzeczonej na trzydzieste urodziny we wrześniu. Pierwszy kontakt z konsolą był troszkę rozczarowujący, gdyż otrzymałem samą konsolę, bez gier, więc ciężko było mi się nią nacieszyć. Od razu wszedłem do Nintendo eshop i zainstalowałem wersje demonstracyjne Rayman Legends, Pokken Tournament i ARMS, oraz pobrałem Fortnite'a.

Osobiście nie jestem wielbicielem grania w gry demonstracyjne, więc nie przyniosło mi to zbyt dużej frajdy, a Fortnite, to gra, która dla mnie mogłaby nie istnieć, więc po 5 minutach ją wyłączyłem (nie mam nic do ludzi, którzy w tę grę grają, po prostu nie mój typ gry). Ogólnie pierwszy kontakt z konsolą mocno mnie rozczarował, ale stwierdziłem, że grzechem byłoby nie korzystać z prezentu za ponad tysiąc złotych. Szybka decyzja i zamówiłem 2 najlepiej oceniane tytuły na Switcha - Zelda Breath of the Wild i Super Mario Odyssey.

Gdy tylko paczka zawitała do mojego domu, od razu rzuciłem się na Zeldę, a ta bardzo szybko mnie zniechęciła. O ile grafika mnie nie odrzuciła (a moja narzeczona uznała ją za odrzucającą i nie do przejścia), o tyle był to mój pierwszy kontakt z Zeldą i jakoś świat i historia w ogóle mnie nie zainteresowały. Zelda poszła w odstawkę.

Przyszedł czas na Super Mario Odyssey. Grę w 2 tygodnie przeszedłem do napisów końcowych, chwilę jeszcze pograłem po napisach końcowych, a sama konsola pokazuje mi, że w grze spędziłem 15 godzin lub więcej. I zapewne dla wielu z Was takie podejście do Mario jest nieakceptowalne, ale ja po zobaczeniu napisów końcowych uważam, że przyszła pora na odstawienie gry na mentalną półkę z napisem "ukończone". Co to dla mnie oznacza? Że do gry raczej już nie wrócę, chybachyba że będzie totalna posucha, albo zobaczę w internecie jakąś kolosalną zajawkę czegoś, co gra oferuje, a ja tego nie uświadczyłem. Ale wiem, że z tym tytułem nigdy się nie rozstanę, a kartridż z Super Mario Odyssey będzie przekazywany następnym pokoleniom :).

Następnie przyszła pora na coś lżejszego. Przeglądałem eshop w poszukiwaniu czegoś dla siebie i trafiłem na Serial Cleaner - grę, którą zamierzałem zaliczyć na Steamie na Linuksie, ale z uwagi na fakt, że w eshopie jej cena była niewiele wyższa, postanowiłem nabyć grę na pstryka. Serial Cleaner to bardzo przyjemna rozgrywka, inspirowana grami z serii Commandos, gdzie naszym celem jest posprzątanie miejsca zbrodni. Gra mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła, jej ukończenie wg konsoli zajęło 10 godzin lub więcej, ale bawiłem się przednio.

W międzyczasie na rosyjskim eshopie pojawił się deal na Rocket League za 32 pln, więc szybko zapoznałem się z instrukcją kupowania gier z innych regionów i dodałem Rocket League do biblioteki. Jak już próbowałem napomknąć przy Fortnite, nie jestem wielbicielem gier multiplayerowych, szczególnie gdzie gra się z randomowymi ludźmi, ale Rocket League mnie nawet wciągnął. Według konsoli pograłem trochę ponad 10 godzin i regularnie do tej gry wracam, więc nie są to pieniądze spuszczone w sedesie.

W Listopadzie w moje ręce wpadło Let's Go Pikachu, kupione na premierę. X-Kom dał ciała i moja gra została dostarczona do sklepu zamiast w piątek, to w poniedziałek i w dodatku niczym mi tego nie zrekompensował, ale to temat na inną dyskusję.
Let's go Pikachu to świetna grafika i stary dobry klimat Kanto. Znane zagadki i niemal bezproblemowe zostanie Pokemon championem. Ale to też niestety infantylny system łapania Pokemonów i silna integracja z Pokemon Go. O ile remake pod względem graficznym uważam, że jest świetny, bardzo dobrze oceniam też pojawianie się Pokemonów i możliwość ominięcia ich w trawie / jaskiniach, o tyle:

  • brak walki z dzikimi Pokemonami,
  • płatne fizyczne DLC w postaci Pokeballa i Mew,
  • integracja z Pokemon Go,
  • Shiny Pokemony,
  • Konieczność ciągłego łapania tych samych Pokemonów dla "boosta"

uważam, za nietrafione pomysły.  Napisy końcowe ujrzałem po 35 h, aktualnie konsola pokazuje "40 lub więcej". Mam przed sobą złapanie Mewtwo i zorganizowanie Mew + mam problemy z przesłaniem Meltana. Do Pokemonów będę jeszcze na chwilę wracał, ale wątpię, abym po Mewtwo latał za Shiny Pokemonami, gdyż to raczej sztuczny zabieg na utrzymanie graczy przy grze. Nie grzeje mnie Shiny Charizard ani nie ziębi :).

W jeden z późnojesiennych weekendów wybraliśmy się z narzeczoną do teściów. Tak mam, że wstaję bardzo wcześnie i się nudzę, więc sięgnąłem po konsolę, na której miałem tylko do wyboru Rocket League (a u teściów internet jest co najmniej słaby) i Zeldę. Ze średnim optymizmem uruchomiłem ją, aby dać jej jeszcze jedną szansę. Spędziłem 3 godziny z Zeldą, które odmieniły moje podejście do tej gry. Trzy godziny, które sprawiły, że w Zeldę wsiąknąłem i każdą wolną chwilę spędzałem z tą grą. Przez następne wieczory i weekendy, gdy mogłem pozwolić sobie na granie, liczyła się tylko Zelda. Grę ukończyłem... przepraszam, czy w przypadku Zeldy w ogóle można tak powiedzieć? Ukończyłem główny wątek fabularny po 115 godzinach lub więcej, mając za sobą 4 Divine Beasty. Po tym czasie uważam, że Zelda to jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza gra, w jaką kiedykolwiek grałem. Oczywiście, ma ona swoje wady, nie każdemu podejdzie grafika, świat często wydaje się pusty, a niektóre misje poboczne są bezsensowne. Dodatkowo nie rozumiem, dlaczego Nintendo nie inwestuje w aktorów, którzy podłożyliby głos pod postaci z całego świata (nie mówię o Linku, bo rozumiem, że niemy Link to celowy zabieg), osobiście uważam takie podejście za wygodne i nie w porządku wobec końcowego odbiorcy. Jednak gra oferuje tyle smaczków, pozwala prowadzić walkę na setki różnych sposobów, wspaniale wykorzystuje efekty pogodowe, zmienne pory dnia, wpływ wysokości na temperaturę, zabawę czasem, zabawę magnetycznym oddziaływaniem na metale, wprowadza wiele ciekawych problemów logicznych i przede wszystkim misje polegające na dostaniu się do Divine Beast'ów są rewelacyjne.

No nie udało się zostawić stallhorse'a...

To wszystko sprawia, że uważam, że Zelda to pozycja obowiązkowa dla każdego gracza. Chociażby po to, aby samemu porównać ją do Wiedźmina, czy Horizon Zero Dawn, a więc gier, które są z bardzo podobnego gatunku i które Zeldę niszczą graficznie. Ale Zelda ma to coś, co sprawia, że aż chce się do tej gry wracać. Gdy tylko da się jej szansę.

Podczas mojej nieprzerwanej przygody z Zeldą trafiłem na bardzo fajną ofertę w eshopie, która pozwoliła mi nabyć Mario + Rabbids Kingdom Battle za bodajże 62 pln z rosyjskiego eshopu. Czym prędzej dodałem tę pozycję do swojej biblioteki. Przeszedłem Zeldę i dałem szansę Mario i królikom. I wiecie co? Żałuję, że nie kupiłem tej gry w pudełku, bo gra jest miodna. Osobiście uwielbiam serię XCOM, więc jestem zdecydowanie "targetem" takich gier. Oczywiście można się przyczepić do kilku rzeczy - system naliczania obrażeń jest troszkę zbyt uproszczony, same króliki są irytujące, gra pod koniec wydaje się już troszkę monotonna, ale szczerze, bawiłem się znacznie lepiej, niż się spodziewałem. Grę ukończyłem w 25 lub więcej godzin według konsoli, więc nie była to króciótka przeprawa, co też jest zaletą tej produkcji. Dodatkowo szczególnie w pamięci zapadła mi walka z Phantomem. Uważam, że dla takich perełek warto grać w gry, które czasem wydawałoby się, że nie pasują do nas klimatem, ale potrafią pozytywnie zaskoczyć. Na minus muszę powiedzieć, że jest to jedyna gra na konsoli Nintendo (autorstwa Ubisoft), w którą grałem, która miałaby jakiekolwiek glitche graficzne. A tu były one niestety na porządku dziennym. Ale samą grę oceniam bardzo pozytywnie.

Dzisiaj za niecałe 30 pln kupiłem Armello, które się właśnie pobiera, a w paczkomacie w poniedziałek powinien pojawić się Super Smash Bros, a więc ostatnia wielka pozycja na wyłączność od Nintendo, na którą mocno czekam.

Trochę o sprzęcie

Sama konsola wykonana jest solidnie, trzyma się ją wygodnie, ręce nie męczą się od dłuższego grania. Po pół roku normalnego użytkowania, bez szkła ochronnego, widzę pod światło jedną wyraźną rysę w narożniku wyświetlacza, którą zrobiłem wkładając Switcha do docka na odwrót, przy prawidłowym użytkowaniu przechodzenie z trybu przenośnego do stacjonarnego jest bardzo płynne i przyjemne. Na minus kable od docka - mogłyby być od spodu, ale w jakiś sposób chowane, gdyż postawienie Docka na biurku oznacza posiadanie kabli na zewnątrz. W każdym razie konsola po pół roku działa jak nowa, bateria trzyma ok. 2,5 - 3h, a bez problemu można grać na ładowarce telefonowej z USB-C, co często praktykuję.

Trochę o eshopie i sklepach stacjonarnych

Jeśli chodzi o kupowanie gier na Switcha, to sytuacja jest niedorzeczna. Temat ten wielokrotnie już poruszałem na PPE, ale poruszę w tym dedykowanym wpisie jeszcze raz. Posłużę się kilkoma przykładami:

  1. Overcooked 2 wersja fizyczna - w dniu premiery Overcooked 2 kosztował w pudełku 89 pln na PC, 119 pln na XONE i PS4 oraz 149 pln na Switcha. Dodatkowo na Switchu nie jest dostępna wersja polska.
  2. Hard West wersja cyfrowa - 09.03.2019 - eshop: 71,99 pln, GOG: 8.49 pln
  3. Cena debiutujących na Switchu gier: Skyrim (2011) wersja fizyczna - 249 pln, Diablo 3 (2012) wersja fizyczna - 249 pln, Doom (2016) wersja fizyczna - 249 pln. O ile oczywiście przygotowanie portu na Switcha kosztuje, o tyle wydawanie gier po 249 pln, kiedy na innych platformach można je mieć za kilkanaście, czasem kilkadziesiąt złotych, jest nie do końca w porządku.

Osobiście przykład Overcooked 2 i Hard West bardzo mocno mnie deprymuje. Polityka cenowa gier stosowana przez Nintendo nie jest w porządku, szczególnie, że biblioteka gier nie jest tak bogata, jak na innych platformach.

Dodatkowo, jak już zdążyliście przeczytać, aby kupić grę w atrakcyjniejszej cenie na eshopie, trzeba kombinować ze zmianą regionu. Plus dla Nintendo za to, że na taką zmianę pozwalają. Minus? Każda zmiana regionu zeruje konto, a środki przepadają. Nie przepraszam, nie przepadają. Nintendo je najnormalniej w świecie kradnie, bo ja nie mam już tych pieniędzy, Nintendo je ma, a ja nie mam z tego nic. Sorry Nintendo, ale przesadzacie.

Trochę na koniec

Wiem, że w moim wpisie dużo jest krytyki, wiem też, że ta krytyka jest uzasadniona. Jednak za ocenę Switcha niech służy następujące podsumowanie:

  • Od kiedy dostałem Switcha, przez 5 miesięcy PS4 uruchomiłem tylko po to, by zainstalować aktualizacje i dodać do biblioteki gry z Plusa. W tym miesiącu uruchomiłem PS4 aby pograć w PES 2019, który można było wyrwać za 42 pln, dodatkowo przeszedłem Valiant Hearts, które było na Switchu na sale'u, ale nie mogłem sobie uargumentować ponownego wydawania pieniędzy na tę grę.
  • Switch to konsola świetna, z troszkę zbyt ubogą biblioteką 3rd party (Czekam na Pillars of Eternity 2!) i chorą polityką cenową gier. Ale Radość którą daje ta konsola i jej hybrydowa natura sprawia, że konsolę oceniam na silne 8.5. I każdemu polecam jej zakup, chociażby po to aby ograć te pozycje, które ja już mam za sobą.
Oceń bloga:
35

Komentarze (74)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper