Samodoskonalenie

BLOG
1039V
Samodoskonalenie
Tomasso_34 | 18.09.2018, 07:08
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Każdy dąży do bycia coraz lepszym. Rywalizuje z samym sobą w konkurencji bycia najlepszą wersją samego siebie. Chce być lepszy niż jest teraz. Lepszy od siebie samego sprzed lat. I jest to dobre, bo życie wymaga od nas ciągłego samodoskonalenia. Wymaga ciągłego rozwoju.

 Nie można tkwić cały czas w tym samym miejscu. Zastanów się, czy chcesz być drapieżcą, który z każdym kolejnym polowaniem nabiera nowych umiejętności i udoskonala te już posiadane, czy chcesz być rośliną zależną od kaprysu pogody, która ześle Ci życiodajny deszcz lub go poskąpi? Drapieżca żyje. Roślina jedynie wegetuje.

Nie mam tu na myśli wszechobecnego w dzisiejszych czasach wyścigu szczurów. Rywalizacja z innymi ludźmi o dobra i zaszczyty nie zaprowadzi Cię daleko. To pewna droga do zatracenia. Droga nie donikąd, lecz droga do śmierci. Zawsze znajdzie się przecież ktoś lepszy od nas. Z wiekiem będzie nam ciężej rywalizować z „młodymi wilkami”. Rywalizacja z samym sobą przynosi większe korzyści. Choć i w niej należy zachować umiar, aby nie popaść w przesadę. Zasada zachowania umiaru ma zastosowanie w wielu dziedzinach życia. Śmiało można ją nazwać zasadą fundamentalną.

Rywalizując z samym sobą przeprowadzamy proces samodoskonalenia, który prowadzi do osiągnięcia satysfakcji. A o co chodzi w życiu, jak nie o to, aby być szczęśliwym, spełnionym i mieć poczucie dobrze wykonanej pracy? Mieć satysfakcję z dobrze przeżytego życia, gdy będąc na łożu śmierci będziemy analizować swoje ziemskie dokonania. Każdy z nas chciałby zakończyć swój żywot z uśmiechem na ustach i myślą w głowie: „Wykonałem kawał dobrej roboty.” Większości z nas niestety będą towarzyszyły łzy i głośne krzyki rozpaczy, dlaczego zmarnowaliśmy swoje życie.

Samodoskonalenie odbywa się w różnych dziedzinach życia. Każdy człowiek jest różny, dlatego ilu ludzi, tyle priorytetów rozwoju. Tekst ten powstał z myślą o publikacji na portalu o grach, dlatego zacznę moje rozważania od gier i na nich skupię się głównie. Graczu! Jeśli powiesz mi, że nigdy nie dążyłeś do bycia lepszym graczem, to w to nie uwierzę. Każdy gracz ma na celu coraz to szybsze pokonywanie okrążeń na torze, wygrywanie coraz to większej ilości starć w Battelfieldzie, czy strzelanie coraz to większej liczby goli w Fifie. Gramy nie tylko po to, aby dobrze się bawić, gramy również, aby być coraz lepszymi. Nie po to giniemy setki razy w grach typu Soulslike, że jesteśmy masochistami. Giniemy, bo wiemy, że każda śmierć to nowa lekcja, z której jeśli wyciągniemy poprawne wnioski, to staniemy się lepszymi wojownikami. Po co gramy online w bijatyki z o wiele lepszymi graczami od nas? Znowu nie po to, aby sobie tak po prostu zginąć, ale po to, aby się czegoś nauczyć.

Samodoskonalenie pcha nas w coraz to trudniejsze krainy gier. Każe nam spędzać więcej czasu na graniu, bo jak wiadomo – praktyka czyni mistrza. Pamiętam, jak za czasów licealnych poświęcałem sporo czasu na szlifowanie swoich umiejętności w Tekken 3. Chciałem być coraz lepszy, gdyż nie tylko rywalizowałem z samym sobą, ale z kolegą Robertem. Co piątek spotykaliśmy się u mnie na wspólnym graniu w Tekkena. Traktowaliśmy te starcia bardzo poważnie. Ten, kto wygrał piątkową rywalizację mógł cały tydzień chodzić z podniesioną głową i żyć ze świadomością, że jest najlepszym graczem w Tekkena na całym osiedlu, bo nikt w owym czasie nie mógł się równać zarówno ze mną, jak i z Robertem.

Początkowo dostawałem spore baty, ale gdy opanowałem już najlepsze ciosy Paula, to sytuacja diametralnie się odmieniła. Robert uwielbiał grać postacią Bryana. Był to jego ulubiony zawodnik już od dawien dawna. W starciu z Paulem miał jednak tego pecha, że jako postać dodatkowa nie dysponował odpowiednim wachlarzem ciosów. Szybko opanowałem grę przeciwko tej postaci. Co nie było aż tak trudne, bo muszę przyznać szczerze, że postać Paula była trochę przegięta w Tekkenie 3. Miał on wiele mocnych ciosów, które w dodatku były bardzo szybkie i niezbyt trudne w opanowaniu przez sterującego nim gracza. Robert miał dwa wyjścia. Mógł przywyknąć do ciągłych porażek albo opanować grę nową postacią. A, że z Roberta jest wojownik, to wybrał opcję numer 2. Postanowił zgłębić technikę gry postacią Ogre'a - indiańskiego demona. Przyznam szczerze, że na początku nie mogłem sobie zbytnio poradzić z jego potężnymi kopnięciami. Spora liczba porażek zmobilizowała mnie do zmiany stylu walki. Swoje treningi skupiłem na poprawie umiejętności blokowania ciosów moich oponentów oraz na nauce techniki "reversali", czyli przechwytywania ciosów rywali. Właśnie dzięki tej technice skutecznie wybiłem Robertowi granie Ogrem. "Reversale" pozwoliły mi zneutralizować jego najsilniejsze kopnięcia, bez których Ogre w starciu z Paulem był bezbronny jak maltańczyk w starciu z olbrzymią anakondą.     

Po raz kolejny Robert zmuszony był zmienić ogrywaną postać. Tym razem jego wybór padł na podstawowego zawodnika, który dysponował sporym wachlarzem zagrań - Jin Kazama. Pamiętacie przecież dobrze,  że to jego wizerunek zdobił okładkę gry. Nie mogła być to zatem słaba postać. I taka nie była. Robertowi sporo czasu zajęło opanowanie najlepszych ciosów Jina, ale gdy to już zrobił, to nasze pojedynki weszły na wyższy poziom. Były zawzięte, agresywne, a o zwycięstwie zazwyczaj decydował jeden najmniejszy błąd rywala. Zapewniły mi one wiele emocji. Była to czysta adrenalina. Każdy pojedynek wymagał maksymalnego skupienia. Nigdy więcej w moim życiu nie czułem już większej radości z wygranej, a przegrane nigdy tak nie motywowały do poprawy swoich umiejętności jak w tamtym czasie. Zdanie sobie sprawy ze swoich słabych stron to początek drogi do ich zniwelowania. Droga do samodoskonalenia jest jednak daleka i wyboista. Bolesna na początku, niezwykle radosna i satysfakcjonująca na finiszu.  

Dążąc do poprawy i perfekcji nie zawsze uda się nam osiągnąć zamierzone cele. Możliwa porażka nie powinna nas jednak zniechęcać. Sama próba ulepszenia siebie jest godna pochwały. Nie zawsze liczy się osiągnięty efekt. Częstokroć ważniejsze są chęci. Ważniejsza jest wola działania niż tkwienie w jednym miejscu w obawie przed ewentualną porażką. Nawet nieudana próba samodoskonalenia ma dla nas pozytywny wpływ. Staje się materiałem do analiz. Uodparnia nas na kolejne porażki, dzięki czemu w przyszłości nie będziemy bali się podejmować kolejnych trudnych decyzji.

Jako małą porażkę definiuję swój pierwszy kontakt z grą ze studia From Software jaką było Bloodborne. Klimat ta gra ma cudowny. Jego hektolitry wylewają się nieustanie na gracza z każdą kolejną minutą. Gra, oprócz klimatu, wyróżnia się także olbrzymim stopniem trudności. Spędziłem z Bloodborne kilka ładnych godzin, ale nie zaszedłem za daleko. Zginąłem tak wiele razy, że nie jestem w stanie tej liczby spamiętać. W sumie to chyba więcej czasu zajęło mi umieranie niż walka. Dałem sobie na jakiś czas spokój z graniem w tę trudną produkcję. Postanowiłem jednak, że kiedyś do niej wrócę. Czasami w wolnych chwilach analizuję przyczyny moich częstych zgonów. I zawsze dochodzę do tych samych wniosków - jestem zbyt niecierpliwy i mam za słaby refleks. Nad tym muszę pracować, aby mieć jakiekolwiek szanse na ukończenie Bloodborne. Wyciąganie wniosków po porażce to dobry znak. Znaczy, że chęć samodoskonalenia jest we mnie silna. Jak będzie to czas pokaże. Chęć ujarzmienia bestii, czyli Bloodborne jest. Od chęci do działania jednak daleka droga. Pewne jest jedno. Musi to być jakaś wyjątkowa gra, bo jeszcze żadna inna produkcja, w którą przestałem grać, nie zawładnęła moimi myślami na tak długi czas. Zazwyczaj takie gry już po paru minutach od wyjęcia płyty z konsoli interesowały mnie tak samo, jak zeszłoroczny śnieg, a tu jest inaczej. Cały czas gdzieś z tyłu głowy mam Bloodborne.

Chęć bycia coraz lepszym napędza mnie do kolejnych treningów biegowych, bo wiem, że każdy trening sprawia, że mam więcej sił w nogach, a co za tym idzie, będę mógł walczyć o coraz to lepsze wyniki na zawodach. Mimo, że jestem amatorem, to osiągane przeze mnie czasy są dla mnie ważne. Są one w stanie pokazać jaki postęp dokonałem w bieganiu lub jak daleko jestem od swojej optymalnej formy. Siebie i innych da się oszukać. Czasu się nie da. Jest on nieubłagany. Popełnione błędy staram się analizować, aby w przyszłości już ich nie robić. Nie zawsze się udaje je wyeliminować, ale ważna jest chęć do poprawy. Chęć do doskonalenia i bycia najlepszą wersją samego siebie jaka jest możliwa. 

Ważne jest jednak, aby zdawać sobie sprawę z ułomności swojego ciała i umysłu. Pewnych rzeczy, nawet olbrzymią wolą walki i chęcią zmian, nie przezwyciężymy. Natura jest nieubłagana. Nie można mieć do niej pretensji. Trzeba pracować na takim sprzęcie, jaki nam zaoferowała, gdyż dążenie do osiągnięcia nierealnych celów to nie ścieżka samodoskonalenia, a spacer na linie nad przepaścią z opaską na oczach i skutymi  kajdankami rękoma i to w dodatku po kilku mocnych drinkach.      

Oceń bloga:
34

Komentarze (51)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper