Piątkowa GROmada #153 - Wolfenstein Edition

BLOG O GRZE
1325V
Piątkowa GROmada #153 - Wolfenstein Edition
BZImienny | 06.09.2019, 00:07
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Po długo oczekiwanej strategii wracamy na poletko strzelanin. A dodatkowo także dobrze znanej i dość starej serii - Wolfenstein. Gdzie od prawie 40 lat staramy się jako bezimienny szpieg albo B.J. Blazkowicz uratować świat.

Witam was w kolejnym odcinku Piątkowej GROmady, pierwszym w tym roku szkolnym, gdzie przyjrzę się serii Wolfenstein. Kiedyś była to długa historia rozwoju marki, dzisiaj będą to wrażenia z ogrywania kilku odsłon tej zasłużonej dla rynku serii.

Z marką Wolfenstein jestem związany praktycznie odkąd jestem graczem (praktycznie, bo wcześniej był NOLF 2 czy gry na automaty od Capcomu), a to za sprawą RTCW oraz Enemy Territory. Później był Wolfenstein z 2009, a potem kupiony na przecenie The New Order i The Old Blood. Potem odpuściłem serię na rzecz innych tytułów, co w finalnym rozrachunku niestety było częściowo dobrą decyzją.

Gry opisane w ramach odcinka (na drugiej stronie):

W pozostałe odsłony nie grałem na tyle długo, by o nich tu opowiedzieć (albo nie grałem wcale) - za wyjątkiem Enemy Territory, o którym więcej powiedziałem tu (dobra okazja, by zestawić moje ostatnie pisarstwo z tym, co było na początku).

 

Szkoda, że doba nie ma 30 godzin

RTCW w wydaniu na rynek brytyjski (Windows). Źródło: https://www.mobygames.com/game/return-to-castle-wolfenstein/cover-art

Po Wolfenstein 3D oraz Spear of Destiny twórcy z amerykańskiego id Software zdecydowali się iść za ciosem i dalej rozwijać stworzoną przez Johna Carmacka technologię. I choć z perspektywy późniejszych fanów serii Quake oraz Doom był to powód to radości, tak fani Wolf 3D mogli czuć rozgoryczenie, gdyż z ich ukochaną marką nic się nie działo. Niemniej, i na tą odsłonę przyszła pora, ponieważ w 2001 rękami Gray Matter Studios oraz Nerve Software (Win), rok później dzięki Westlake Interactive oraz duetowi z 2001 (Mac, Lin), a w 2003 dzięki Raster Productions (Xbox, PS2) mogli się oni zapoznać z kolejną odsłoną serii przygód znanego szpiega. Który jako członek OSA mierzył się z zagrożeniem, o jakim największym pesymistom się nawet nie śniło.

Ucieczka z zamku

A co jeśli trzeba będzie powrócić? Źródło: https://www.mobygames.com/game/return-to-castle-wolfenstein/screenshots

W zamku Wolfenstein zostaje zamknięty szpieg, William B.J. Blazkowicz, który to ma być poddany torturze. Udaje mu się jednak jakimś cudem utrzymać się na szczycie pokoju, skąd spada pełny gniewu i zabija strażnika. Po wydostaniu się z więziennej celi najpierw planuje ucieczkę z zamku Wolfenstein, by potem wyruszyć w drogę celem powstrzymania pewnej dywizji oraz dotrzymaniu, by pewne plany nie weszły w życie. Drogę, która musi zakończyć się jego sukcesem, ponieważ inaczej zakończy się świat.

W ramach produkcji twórcy zdecydowali się na format opowieści: scena z tekstem i zdjęciem - rozgrywka/scena przerywnikowa (czasem mamy monolog jakieś postaci) i tak przez całą grę. Dzisiaj pewnie taki schemat by się sprawdził, niemniej jak na rok wydania sprawdza się bardzo dobrze - dodatkowo dość dobrze udało się ukształtować protagonistę, Williama Blazkowicza. Ta produkcja, tam samo jak Doom (2016) dowodzą, że o dobrym protagoniście mogą świadczyć jedynie jego czyny, a nie słowa.

Na status "klasyka" miała też oprawa audiowizualna, która to zestarzała się z wdziękiem. A w momencie wydania gry w 2001 roku na wysokim poziomie (prawie jak wspomniany we wstępie GROmady NOLF 2).

Gdy zalewa mi pokój

Przed misjami przyjdzie nam coś poczytać. Choć nie łudźmy się - ktoś czytał? https://www.mobygames.com/game/return-to-castle-wolfenstein/screenshots

RTCW to liniowa strzelanina z tradycyjnym paskiem zdrowia, pancerzem, brakiem celowania (poza karabinami wyborowymi) oraz botami. Gracz przemieszcza się więc po korytarzowych lokacjach, gdzie przyjdzie mu strzelać do różnych wojaków (w tym płci żeńskiej), szukać sekretów czy skakać po gzymsach.

System strzelania zastosowany w grze przywodzi znany ówcześnie dla id Software model, czyli nie ma muszki/szczerbinki (poza karabinem wyborowym), a wrogowie to boty. To generuje emocjonujące, choć niezbyt skomplikowane starcia, bo SI najczęściej korzysta z "szóstego zmysłu" albo przygniatającej siły ognia i wytrzymałości.

Podwaliny pod doskonałość

Spotkanie z ET.. oops, BJ-em wymaga odpowiedniego przygotowania. Źródło: https://www.mobygames.com/game/return-to-castle-wolfenstein/screenshots

Return to Castle Wolfenstein to nie tyle emocjonujący tryb dla pojedynczego gracza, ale także sieciowy, gdzie jedna ze stron dąży do realizacji pewnego celu, a druga musi ją powstrzymać. Gracz wybiera więc jedną ze stron konfliktu, potem klasę (pomysł wzorowany na Team Fortress Classic) i próbuje osiągnąć cel drużyny, albo wyłącznie swój - jeśli to wysokopoziomowy geniusz albo samolub.

Model sieciowy RTCW (oraz dodatku do niego) opiera się na serwerach z własnymi administratorami, mapami, liczbą graczy, a czasem także zasadami (np. brak spawnkillingu czy określonych broni). Rozwiązanie to jest korzystne z wielu względów - osoba zakładająca serwer może dostosować rozgrywkę do swoich potrzeb, a gracze mogą wybrać jakiś własny, by potem na nim miło spędzać wieczory. Dodatkowo pozytywnie wpływa to na kondycję mentalną (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi), ponieważ wszelkiego rodzaju "patologiczne rozwiązania" można szybko wyeliminować - szczerze ciężko przypomnieć mi sytuację, gdy w podstawce/dodatku był oszust, który na serwerze z moderacją postał dłużej niż minuty*. A jak jeden przytułek się znudzi albo go wyłączą, można znaleźć kolejny - w tłumie serwerów nie trudno o jakiś dla siebie.

RTCW dostarczył solidne podwaliny dla Splash Damage, by w ramach dodatku je rozbudować. Ale o tej rozbudowie już opowiadałem, tak więc przejdę do podsumowania - tryb sieciowy RTCW jest wybitny, koniec tematu.

* - jak przy tej okazji wspomnę o Modern Warfare 3, to aż mnie ściska. Z VAC działającym tak jak balans na papierze.

Podsumowanie

Tam gdzie się zaczyna przygoda, tam my ją zakończymy. Źródło: https://www.mobygames.com/game/return-to-castle-wolfenstein/screenshots

Czasem w branży elektronicznej rozgrywki mamy do czynienia z produkcjami takimi jak The Talos Principle, Wolfenstein: Enemy Territory czy Return to Castle Wolfenstein, czyli grami, które przekraczają granicę bycia grą i stają się sztuką. Sztuką, które może i ma skazy, ale w ogólnym rozrachunku wstyd się z nią nie zapoznać. 

Call of Blazkowicz

Wolfenstein w wydaniu na rynek amerykański. Źródło: https://www.mobygames.com/game/windows/wolfenstein/cover-art

Wolfenstein z 2009 roku to ostatnia odsłona serii kultowej marki wydana przez Activision, ponieważ niedługo później id Software zostało wraz z własnością przejęte przez ZeniMax Media. Marka wpadła w limbo i o ile ona się z niego wydostała za sprawą The New Order, tak Wolfenstein z 2009 roku w niej pozostał. Jedna hipoteza mówi o wyłączeniu serwerów do gry sieciowej, podczas gdy krótka wypowiedź pracownika Bethesdy świadczy, że Activision się tą grą nie popisało. Ciekawe jak wyglądałaby ta wypowiedź, jeśli miałby za sobą tuzy pokroju Youngblood oraz Cyberpilot (najniżej oceniane Wolfy w historii).

Tak więc pora odpowiedzieć sobie na jedno pytanie - czy faktycznie gra deweloperskiego tłumu oraz Activision to wypadek przy pracy, czy jest to niesłusznie zapomniana perełka?

Czy jest z nami szpieg?

Gdzie OSA nie może, tam BJ-a pośle. Źródło: https://www.mobygames.com/game/wolfenstein/screenshots

William B.J. Blazkowicz wykonuje na statku standardową misję sabotażu w trakcie której zabija on pewnego oficera z medalionem w kieszeni płaszcza, a także podkłada materiały wybuchowe tak, by wskutek ich wybuchu zdetonowane zostały rakiety. Misja, mimo poważnych komplikacji pod koniec, kończy się pełnym sukcesem - niemiecki statek zostaje zatopiony, a medalion jest wskazówką, że III Rzesza coś planuje. Po krótkiej analizie William zostaje wysłany do niemieckiego miasta Isenstadt, co jest jedynie początkiem historii z innym wymiarem w tle.

Względem innych odsłon twórcy zdecydowali się wprowadzić półotwartą strukturą świata, czyli po pierwszej misji gracz ląduje w Isenstadt, gdzie to może swobodnie się przemieszczać. W ramach gry deweloper przygotował główny wątek oraz kilka krótkich misji pobocznych, a dodatkowo także znajdźki - dokumenty pełnią funkcję informacyjną (ot chociażby to, że ten Wolf to kontynuacja)*, natomiast pozostałe dwie mają wartość użytkową. Można bowiem ulepszać zdobyte wyposażenie (np. magazynek, celownik, obrażenia), ale jakby co na wszystko nie starczy kasy - sprawdzałem, jakby co. :)

Ale odchodzimy od wątku fabularnego, który to nie jest najmocniejszą stroną odsłony z 2009 roku. Bo choć są w nim interesujące postacie (chociażby główny antagonista), tak w ogólnym rozrachunku ciężko uznać intrygę za jakąś szczególnie zajmującą. I to mimo dość dziwnego finału oraz jednego zwrotu akcji.  No i dodatkowo w sercu III Rzeszy wszyscy gadają pełną angielszczyzną, no i mamy akcję w kościele - jej wytłumaczenie jest dość pokraczne, ale do przyjęcia.

* - Przy tej zmianie jeśli chodzi o mechanikę rozgrywki miałem wrażenie obcowania z pełnoprawnym odświeżeniem (reboot), poza kilkoma elementami nijak niepowiązanym z poprzednikiem.

Przykro mi, ale dla ciebie jest inna ścieżka

Czym byłby Wolfenstein, gdyby nie wymyślny oręż. Źródło: https://www.mobygames.com/game/wolfenstein/screenshots

W ramach mechaniki rozgrywki twórcy z Raven Software (oraz innych deweloperów) postawili na typowe dla okresu rozwiązania, czyli celowanie przez muszkę i szczerbinkę (nie dla wszystkich broni) czy samoodnawiające się zdrowie. Dodali przy tym autorski pomysł, czyli pozwalająca na różne kombinacje moc Woalu. Dzięki niemu gracz może w określony sposób manipulować niektórymi elementami otoczenia, widzieć to, czego inni nie widzą czy ułatwiać sobie starcie z innymi kosztem innych.

I o ile mechanika rozgrywki jest jak na okres powstania dość standardowa (ani zła, ani szczególnie dobra - choć boli brak noża czy fakt, że zwłaszcza MP40 brzmi z tłumikiem dość słabo), tak wspomniany Woal, zwłaszcza w późniejszych etapach gry, daje niezliczone możliwości zabawy z wrogiem. Choć możliwości rozsadzenia jest niewiele, no i bossów nie ma tak wiele, z czego finałowy jest dobrze zaprojektowany, drugi może być, a o pierwszym lepiej zapomnieć.

Zwłaszcza, że go nie ogarnąłem na początku i wystrzelałem się z amunicji. A potem przyszło olśnienie i padł w sekundy.

Wspólna wojenka bez tożsamości

W trakcie przerwy między starciami przyjdzie nam ulepszać pancerz, No bo wiecie - rozwój postaci za wszelką cenę. Źródło: https://www.mobygames.com/game/wolfenstein/screenshots

Poza kampanią Wolfenstein - tak samo jak poprzednik - pozwalał także na sieciową rywalizację, gdzie jedna z drużyn broni jakiegoś celu, a druga dąży do jego osiągnięci albo dwie dążą do realizacji zadania. Twórcy zdecydowali się na mieszankę mechaniki rozgrywki z tej odsłony (Woal), bardziej tradycyjnych trybów rozgrywki oraz starych Wolfów (obecność pasków zdrowia, podział na klasy - żołnierz, medyk, inżynier). Zdrowo, bo dzięki sposobowi na połączenie oszustów za dużo nie było, no i niedługo po premierze było z kimś grać.

I jakby ktoś wyciął z ET: Quake Wars pojazdy, zmniejszył mapy i przeniósł to do drugiej wojny światowej, uzyskałby mniej więcej to, co jest w tym trybie sieciowym. I choć nie nazwałbym go najgorszym trybem sieciowym, tak czuć od niego takim brakiem pomysłu. Tak jak przychodzą mi ciepłe wspomnienia związane z ET: Quake Wars, Enemy Territory czy RTCW, tak tu nic - można rzec, pustka. Choć jeden patent, który przypadł mi do gustu to oddzielenie punktu odrodzeń, tak by nie dochodziło do tzw. "spawn killingu".

Podsumowanie

z

BJ, stój. Ostatnia sprawa. Źródło: https://www.mobygames.com/game/wolfenstein/screenshots

Ze wszystkich gier z jakimi miałem styczność, Wolfenstein jest jak dla mnie trudną do oceny produkcją. Bo niby nie ma jej nic zbyt poważnego do zarzucenia, tak z drugiej czuć, że tego czegoś brakuje, a "to coś" jest zbędne. W ogólnym rozrachunku warto się z nią zapoznać, choć nie dawałbym jej najwyższego priorytetu.

Nowy rozkaz, stare dzieje

Wolfenstein: The New Order w wydaniu na rynek polski. Źródło: https://www.mobygames.com/game/wolfenstein-the-new-order/cover-art

Bo wspomnianym Wolfenstein (2009) marka trafiła po raz czwarty trafiła do limbo, gdzie to marce znowu przyszło patrzeć z boku na to, co się dzieje na rynku. Szczęśliwie nie na długo, ponieważ częścią wielkiej rodziny Bethesdy stał się MachineGames Sweden (obecne ZeniMax Sweden), gdzie poza byłymi pracownikami Starbreeze Studios znajdowali się także fani uniwersum. Tak więc wyszli oni z inicjatywą, by wskrzesić Wolfa, na co właściciele praw do marki się zgodzili - z efektem tych prac można było zapoznać się w 2014 roku.

Skoro mamy kolejny powrót marki, to trzeba zadać sobie pytanie - czy był to udany powrót?

Gdy przespało się kilkanaście lat

Słodko-gorzka pobudka. Źródło: https://www.mobygames.com/game/wolfenstein-the-new-order/screenshots 

Alianci przypuszczają desperacki szturm na kwaterę mózgu stojącego za geniuszem III Rzeszy, która to znienacka rzuciła wyposażenie wysokiej technologii. Sprzymierzone z BJ'em wojska zostają zdziesiątkowane, a sam wskutek wybuchu traci przytomność (i najprawdopodobniej uznają go za zmarłego). Cudem uratowany przez polskich rybaków trafia do polskiego przytułku, gdzie przez długi okres opiekuje nim się Ania - BJ widząc pewnego dnia, jak mordowani są współlokatorzy, a jego zbawczyni zostaje porwana, wchodzi w "rage moge". Nazistowski żołnierz, jeden z wielu sprawców nieszczęścia, ginie od noża kuchennego, a William wyrusza w długą podróż. By najpierw uratować Anię, a potem cały świat. Który to w czasie jego "trybu uśpienia"* zmienił się nie do poznania.

* - Choć jak na długi tryb uśpienia zachował krzepę, a dodatkowo sprawność i mowę.

Twórcy w ramach tej odsłony zdecydowali się na powrót  do korzeni serii i zaserwowali wyłącznie tryb dla pojedynczego gracza. I skupili się na nim na tyle mocno, że dali do rąk graczy doświadczenie na tyle mocne, że chce się poznawać aż do trochę spodziewanego zakończenia (kto grał w RTCW i tą produkcję, może zrozumie). Dodatkowo MachineGames postanowiło zaaplikować w grze wielonarodowy dubbing (Polacy po polsku, Niemcy po niemiecku, a BJ z innymi po angielsku), co dodatkowo pozwoliło zbudować klimatu. A to dlatego, że w końcu świat wyglądał tak wiarygodnie, jak to tylko możliwe, ponieważ dobrze buduje zarówno nowe postacie dla marki jak i weteranów serii.

No i to wykluczyło dubbingowe podboje pokroju Singularity, o którym to - pod tym względem - wolę zapomnieć.

Na ura czy z noża w plecy?

Pamiętaj, tylko Mein Leben. Źródło: https://www.mobygames.com/game/wolfenstein-the-new-order/screenshots 

Wolfenstein: The New Order to liniowa strzelanina z perspektywy pierwszej osoby z w większości opcjonalnym skradaniem, czasem także z momentami poświęconymi wyłącznie ekspozycji. Gracz ląduje więc w punkcie A i musi przejść do punktu B wykorzystując do tego otoczenie oraz swoje uzbrojenie, czyli karabiny maszynowe XX wieku albo nowoczesne granaty. Samo uzbrojenie, jak i bohater, podlega pewnym modyfikacjom - czy to związane z fabułą, czy umiejętnościami, jakie zdobywa się na drodze robienia pewnej czynności. Model rozwoju, który jak dla mnie jest jednym z lepszych jaki można zaproponować. W końcu jak ktoś robi coś bardzo długo, to zacznie robić to lepiej, czyż nie?

Strzelanie opiera się o tradycyjny dla okresu model, czyli jest muszka i szczerbinka, wsparty o apteczki oraz pancerz. I z tego wyszła bardzo smaczna mieszanka, która to łączy dobre co kiedyś z tym, co dobre teraz. Niestety, w tyle zostało także SI, które to zwłaszcza w trybie skradankowym nie sprawia większego problemu. W trybie walki robi już lepszą robotę, choć wciąż chciałoby się lepiej.

Wspominając przeszłość, patrząc z niepokojem z przyszłość

Dobra, mamy jakiś plan? Źródło: https://www.mobygames.com/game/wolfenstein-the-new-order/screenshots

Twórcy przenosząc w czasie grę zyskali idealną wręcz okazję (do tego wiarygodną), by łącząc historyczne wizje przyszłości III Rzeszy i własną wyobraźnię stworzyć "Nowy wspaniały świat", choć wspaniały był dla garstki - dla reszty było to piekło na Ziemi. Nie tyle ze względu na monumentalne budowle, co także ogólnie panujący porządek, który to można odczuć już w pierwszej misji w nowej rzeczywistości. A w tle tego lecą "inne" Beatelsy czy majestatyczna muzyka pokroju niemieckiej wersji "House of the Rising Sun".

I ta konstrukcja - jak wspomniałem stosunkowo nietrudna do obrony - przyczynia się do tego, że MachineGames udało się wytworzyć klimat, jakiego nie da się podrobić. Że aż chce się zwiedzać ten świat i poznawać jego mroczne tajemnice - sposobności jest do tego sporo, bo poza robieniem zrzutów ekranu są także znajdźki w postaci płyt czy gazety do poczytania.

Podsumowanie

Nie pora na odpoczynek. No może, że historia wymaga. Źródło: https://www.mobygames.com/game/wolfenstein-the-new-order/screenshots

Czwarty powrót serii na salony zakończył się sukcesem. I choć nie można go uznać za "Przytłaczające zwycięstwo", tak udało się wrócić ducha starych odsłon. Tylko w kampanii dla pojedynczego gracza, bo pod względem trybu sieciowego nie pokuszono się nawet o próbę pobicia "Enemy Territory".

Stara krew, prehistoryczne dzieje

Wolfenstein: The Old Blood w wydaniu na rynek europejski. Źródło: https://gamefaqs.gamespot.com/pc/131849-wolfenstein-the-old-blood/images

Omawiany wcześniej Wolfenstein to produkcja, co do której nie miałem oczekiwań. Widząc, jak poprzednie odsłony starały się odtwarzać jakiś trend wiedziałem, że nawet jeśli nie będzie to zła gra, tak cierpieć będzie ona na "syndrom nijakości". Niemniej, zostałem pozytywnie zaskoczony i choć nie miałem okazji pobiegać z innymi w trybie sieciowym, nie mogłem uznać tego czasu za stracony. Mając więc w tyle głowy pozytywne wspomnienia, zabrałem się za dodatek - nie przewidując, że nostalgia w nim przekracza wartości krytyczne.

Powrót na stare tereny, ep. 2

Długi korytarz, ciekawe, czy będzie małpa. Źródło: https://www.mobygames.com/game/wolfenstein-the-old-blood/screenshots

Przed nowym porządkiem, była stara krew - BJ wyrusza wraz z innym członkiem OSA, by zdobyć ważne dokumenty. Wyglądająca początkowo na standardową podróż dość szybko przybiera niespodziewany obrót, a główny bohater trafia do więzienia. Z którego to musi się wykorzystać, by następnie wykonać zlecenie i spróbować ocalić świat.

Fabułę The New Order oraz The Old Blood łączy jedno - fan service wobec tych, którzy mogli nie do końca być zadowoleni z kształtu Wolfa z 2009. Tym razem jednak twórcy postawili na kultowe RTCW, które to widać już po kilku minutach po rozpoczęciu gry, a potem jest go tylko więcej. Można rzec, że nostalgia wylewa się z ekranu do tego stopnia, że w skrajnym przypadku może to spowodować powódź. A niektóre monologi BJ-a wprowadzają w stan zadumy i aż by się chciało powiedzieć - masz chłopie rację.

Sama historia kontynuuje sposób konstrukcji poprzedniej odsłony, czyli mamy Niemców mówiących po niemiecku i polskie napisy, by zrozumieć o czym to tam gadają. Dodatkowo są momenty przeznaczone na fabułę oraz akcję. W trakcie elementów fabularnych gracz zapoznaje się z różnymi nieszeregowymi postaciami, wśród których mamy zarówno nowych jak i starych, antagonistów, jak i sprzymierzonych. Każdy z nich coś wnosi do historii, a także jest postacią jaką można polubić albo znienawidzić. Ale nie da się przejść obojętnie.

Jeden ze sprzymierzonych wnosi ładunek nostalgii, natomiast drugorzędny antagonista jest przyczynkiem zabawnej historii z hotdogiem w tle. A jego jedna z wypowiedzi wypada bardzo dobrze.

Nieciekawa przyszłość

Nieciekawa przyszłość, gdzie "grammar nazi" będą ABSOLUTNIE wszędzie.

Mechanika rozgrywki opiera się na schemacie z New Order, czyli są momenty na radosną nawalankę oraz takie pozwalające na skradanie. I jak ktoś widział schemat ten w The New Order, tutaj będzie tak samo. Z częściową dokładnością co do wykorzystywanego oręża. I tak jak schemat ten sprawdził się w The New Order, tak samo przyjemnie się strzelało w The Old Blood. I nieprzyjemnie skradało wiedząc, że wrogowie do najbystrzejszych nie należą.

Innym ważnym elementem jest klimat - częściowo przeniesiony z The New Order, częściowo własny (ten pierwszy dominuje na początku, ten drugi zwłaszcza pod koniec). I niezależnie który ma się na myśli wypada bardzo przyzwoicie.

Tak jak warstwa audio, współtworzona przez Micka Gordona (Doom (2016)/Killer Instinct) - i jak zwykle spisał się on na medal, a jedna z piosenek "">The Partisan" to małe dzieło sztuki, jakiego chce się słuchać

Podsumowanie

Zanim mnie dziabniesz, pozwól, że powiem słówko.  Źródło: https://www.mobygames.com/game/wolfenstein-the-old-blood/screenshots

Wolfenstein: Nostalgia kontratakuje to drugi, zaraz po Enemy Territory, dodatek/spin-off/niegłówna odsłona w ramach serii Wolfenstein (choć tu konkurencji nie ma, bo najnowsze gry spod szyldu tej marki to podobno tragedia). Nie zmieniając ogólnej formuły twórcom z MachineGames udało się dostarczyć minimalnie odświeżone doświadczenie z jakim zdecydowanie warto się zapoznać.

 

Ankieta

Reguły pozostają bez zmian, czyli następny tekst jest o zwycięzcy (który to wypada następnie z bazy) -  w przypadku remisu na najwyższym miejscu decyduję, który to ze zwycięzców wygrywa (i tylko wtedy głosuje). Ogłoszenie wyników będzie miało miejsce we wtorek.

  • Piątkowa GROmada - BattleBlock Theater Edition

Wrażenia z ogrywania pierwszej odsłony serii BattleBlock Theater, sympatycznej platformówki stworzonej przez duet The Behemoth i Big Timber Studio.

  • Piątkowa GROmada - Borderlands 2 Edition

Czyli wrażenia z ogrywania Borderlands 2 wraz z czterema fabularnymi dodatkami. Bo dziwnego humoru nigdy za wiele. :)

  • Piątkowa GROmada - Painkiller: Black Edition (Edition)

Czyli wrażenia z ogrywania Painkiler: Black Edition, strzelaniny od People Can Fly.

  • Piątkowa GROmada - Shadow Warrior 2 Edition

Czyli wrażenia z ogrywania Shadow Warrior 2, takiego krwistego MGR z karabinami.

  • Piątkowa GROmada - Ubersoldier Edition

Czyli pewny, poniekąd słusznie, zapomniany FPS "Made in Russia" znany jako Ubersoldier (Eastern Front) i wrażenia z ogrywania go ze skupieniem się na drugiej odsłonie.

  • Piątkowa GROmada - Warhammer 40,000 Edition

Czyli wrażenia z ogrywania gier z serii Warhammer 40,000, zarówno strategii jak i nie-strategii.

Oceń bloga:
26

O jakim temacie chciałbyś poczytać w następnej prowadzonej przeze mnie GROmadzie (ankieta zakończona)?

Piątkowa GROmada - BattleBlock Theater Edition
117%
Piątkowa GROmada - Borderlands 2 Edition
117%
Piątkowa GROmada - Painkiller: Black Edition (Edition)
117%
Piątkowa GROmada - Shadow Warrior 2 Edition
117%
Piątkowa GROmada - Ubersoldier Edition
117%
Piątkowa GROmada - Warhammer 40,000 Edition
117%
Pokaż wyniki Głosów: 117

Komentarze (104)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper