RetroRecka #1: Mighty Morphin Power Rangers (SNES)

BLOG RECENZJA GRY
691V
RetroRecka #1: Mighty Morphin Power Rangers (SNES)
Sendo1910 | 18.09.2020, 19:15
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
Side-scrollerów na 16-bitowych maszynkach nigdy dosyć, szczególnie jeśli pod naszym TV wyląduje kartridż z grą na licencji. A tym bardziej, jeśli opiera się na niezwykle popularnym serialu dla młodzieży, którego intro nucił chyba każdy urodzony w latach 90. Czas doładować mocą Super Nintendo dzięki piątce niezwykłych wojowników. Oto przed Wami Mighty Morphin Power Rangers!

 

Po włączeniu konsoli naszym oczom na ekranie ukazuje się menu z charakterystycznym logo z piorunem, któremu towarzyszy muzyka. Ale za to jakiej jakości! Karta dźwiękowa SNES-a pokazuje tu pazur, bo fragment „Go Go Power Rangers” jest wyjątkowo czysty, niczym płynący prosto z telewizyjnego serialu. Jest moc. W menu mamy do wyboru Start oraz Options, w których można wybrać dźwięk pomiędzy Mono/Stereo oraz wpisać kod dający dostęp do danego poziomu. Nie ma chociażby wyboru poziomu trudności, więc można założyć że gra z automatu ma uśrednionym poziom trudności, dobry zarówno dla nowicjuszy, jak i retro-masochistów lubujących się w ultra ciężkich grach. Jak z tym jest naprawdę?

Po kliknięciu Start dostajemy bardzo śladowe zarysowanie fabuły. Piątka przyjaciół będących Rangersami stoi na trawie, a na niebie pojawia się Rita Odraza. Tak, ta kobieta z zabawnym nakryciem głowy i charakterystycznym śmiechem, który włącza się w Waszej głowie na jej widok. Rita ma bardzo zły wyraz twarzy, a mówiąc wprost wygląda jak…wampir. Jej pojawieniu towarzyszy niezły kataklizm, bo widoczny horyzont staje się czerwony, niczym po wybuchu bomby jądrowej i… nie jest to przesadą, bo miasto w tle w moment przemienia się w ruiny. Rita ma podobną moc sprawczą co statek obcych w Contra 3: The Alien Rebels! Wszystko wygląda naprawdę intrygująco, ale nie dostajemy jakiegokolwiek dialogu, ani krzty słowa wprowadzenia. Fakt, Power Rangers zna praktycznie każdy kto lubi stukać w przyciski swojej ulubionej konsoli, ale Natsume – producent tej gry, trochę się nie przyłożył. 

Po krótkim wprowadzeniu przechodzimy do kolejnego ekranu – tym razem wybieramy postać. W skład Power Rangers wchodzą: Trini (żółty Ranger), Billy (niebieski Ranger), Jason (czerwony Ranger), Kimberly (różowy Ranger) oraz Zach (czarny Ranger).  Nie jest z góry założone kim przejdziemy całą grę. Po każdym etapie możemy zmienić wojownika i wybór ten wcale nie będzie głupi, bo Rangersi różnią się stylami walki, mają też odmienne ataki specjalne. Generalnie warto dać szansę każdej postaci, nawet różowej Kimberly.

Gdy już wybierzemy postać, można ruszać na miasto. To, wedle wydarzeń z intra, nie jest doszczętnie spalone. Wygląda normalnie, poza brakiem ludzi. Zamiast mieszkańców natrafimy na… tak, dobrze główkujecie. Spotkamy całe hordy kitowców o różnych kolorach i umiejętnościach. Są kitowcy z nożami, rzucający nożami czy siekający mieczami. Chyba ci ulepieni z gliny sługusy Rity wyjątkowo lubią ostre przedmioty.

Schemat rozgrywki to typowy side-scroller. Idziemy w prawo i tłuczemy mięso armatnie. Co pewien czas następują fragmenty, gdzie musimy wybić daną liczbę napastników aby móc dalej pójść. Nasi kolorowi wojownicy mogą zadawać ciosy rękoma i nogami (każdy ma inną technikę), a gdy zadamy uderzenie stojąc blisko oponenta, nastąpi jego efektywny przerzut. Gładzenie kitowców sprawia naprawdę sporo przyjemności. Może nie daje to aż takiej satysfakcji, co tłuczenie armii klaunów na mroźnych ulicach Gotham w Batman: Returns, ale naprawdę jest solidnie. Podczas przemierzania kolejnych etapów spotka nas też trochę skakania i pokonywania przeszkód, takich jak latające działka plazmowe, elektryczne ładunki w kanałach czy wyziewy ognia z rur. Jednym słowem klasyka.

Co warte podkreślenia, i co osobiście nie do końca mi się podoba, to rozpoczynanie każdego etapu bez transformacji w Rangersa. Ja doskonale pamiętam, że w serialu bohaterowie „klepali” kitowców w codziennych ciuchach, jednak w grze chciałbym mieć możliwość wcielenia się w wojownika od razu. W Mighty Morphin Power Rangers na SNES-a walczymy przez połowę etapu przykładowo jako Jason, a później, gdy pojawi się boss (z którym od razu nie mierzymy się) dokonuje się transformacja w czerwonego Rangersa. Wtedy też dochodzi nam większa siła rażenia, mamy też bronie charakterystyczne dla poszczególnych wojowników czy ataki specjalne, które rażą każdą wrogą postać znajdującą się na widoku. Gdy już przebrniemy przez etap, na naszej drodze staje boss. Przeciwnicy specjalni nie są trudni, wystarczy na nich jedna metoda działania (unik i atak) i padają u naszych stóp.

Ostatnie dwa etapy w grze to duża nagroda dla cierpliwych, którzy wytrzymali trudy bicia kitowców. Oto bowiem wsiadamy za stery Megazorda i walczymy z dużymi maszkarami Rity – początkowo na Ziemi, w wodzie nieopodal rafinerii, a potem na samym Księżycu. Walki za sterami Megazorda są o tyle dobre, że wymagają od nas przyjęcia odpowiedniej techniki walki. Niczym w Street Fighter II liczą się ułamki sekund aby odpowiednio wcześnie wzbić się w powietrze czy własnym uderzeniem wyprzedzić uderzenie potwora. To taka mini gra w grze, która dobrze urozmaica rozgrywkę. Szkoda jednak, że ten specjał dostajemy na sam koniec, a nie np. po ukończeniu każdego etapu, gdzie wzorem serialu, po normalnej walce potwór zostawał powiększony, a wtedy trzeba było używać Megazorda.

Czy Power Rangers to trudna gra? Raczej nie, bo wiele tytułów na SNES-a stawia przed nami większe wyzwania. W paru fragmentach może Wam jednak zajść za skórę, co sam z resztą przeżyłem, ale nie jest to wyzwanie nie do przejścia. Gra technicznie sprawdza się bez większych zarzutów, ma niezłą grafikę i audio, które z resztą pochwaliłem na samym początku. Trochę jednak kuleje tu tło fabularne, sprowadzone do raptem kilku obrazków. W porównaniu do wersji na Segę Mega Drive (kompletnie inna gra, od innego dewelopera), gdzie mamy jednak jakieś zdania na ekranie opisujące wydarzenia oraz chyba więcej esencji Power Rangers, edycja na SNES-a nie wypada już tak kolorowo, jak powinna. To ciągle jednak dobra gra która skradnie Wam raptem jeden-dwa intensywniejsze wieczory. Dla klimatu Mighty Morphin Power Rangers jak najbardziej warto.

 

Oceń bloga:
7

Atuty

  • + Muzyka z intra
  • + Wybór wojowników
  • + Zadowalająca mechanika
  • + Zróżnicowane, acz nieco generyczne lokacje
  • + Zbalansowany poziom trudności
  • + Finał, który nagradza cierpliwych

Wady

  • - Szczątkowo zarysowana fabuła
  • - Chcę od razu grać Rangersem w zbroi!
  • - Zdecydowanie za mało walk z DUŻYMI bossami
Sendo1910

Łukasz Kędzierski

Solidny beat-'em-up na licencji.

7,0

Czy interesują Was takie retro-recenzje?

Tak, pisz kolejne!
30%
Nie rób sobie jaj!
30%
Pokaż wyniki Głosów: 30

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper