Weekendowe granie #czyczy [+18]
![Weekendowe granie #czyczy [+18]](https://pliki.ppe.pl/storage/779ab471e4cc5c8a3ca7/779ab471e4cc5c8a3ca7.jpg)
Jeśli masz pomysł na wstęp, podziel się nim w komentarzu. Dziękuję. DZISIAJ MOŻE BYĆ WYBRYK! W końcu mamy weekend, ech?
Całkowicie znubiały Kalwa znajdował się w bezkreśnie białym pomieszczeniu. Siedział na małej kurze, która miała być wielka i tępym wzrokiem spoglądał przed siebie. Powoli tracił rozum oraz jaja – te kura co raz wypluwała z siebie cicho pogdakując. Upadały na niesamowicie białe podłoże i tłukły się. Wypływały z nich ostatnie resztki zdrowego rozsądku otępiałego osobnika. Zagadka małej kury i potłuczonych jaj była dla Kalwy niepojętą zagadką. Jak to się stało, że kura jest mała? Czyż wcześniej nie leciał na jej grzbiecie zabijając nadlatujące głowy starców? Teraz nie wiedzieć czemu było to niemożliwe. Ilekroć jej dosiadał, ta przygnieciona jego ogromnym ciężarem nie potrafiła nic poza leżeniem i słabym wypluwaniem kolejnych jaj – początkowo Kalwę doprowadzało to do szału. Krzyczał i miotał się szaleńczo wyrywając raz po raz kolejne jej pióra, aż w końcu opadł bez sił i zamknął się w sobie. Nie wiadomo ile czasu tak spędził – w tym tajemniczym miejscu czas nie miał najmniejszego znaczenia. Gdybyście obserwowali całe to zajście, zauważylibyście, że wokół Kalwy zebrały się psy, którym źle patrzyło z oczu. Stały z wywieszonymi jęzorami starając się go zaprosić do zabawy w Kruche Piesy. Gdy nie reagował, lizały jego potłuczone jajka spożywając w ten sposób jego rozum. W końcu stały się mądrzejsze i pobiegły po konie będące ostatnią ich nadzieją na to, że tępy człowiek rzuci je o ścianę. Gdy wierzchowce przybyły i na niego spojrzały, doszły tylko do jednego wniosku – pozostaje im zatańczyć breakdance’a. Sytuacja była beznadziejna i wydawało się, że tylko ich szaleńczy taniec może tutaj coś zaradzić. Konie tańczyły. Wirowały na swoich głowach czochrając swoje grzywy i kopiąc się nawzajem swoimi kopytami. Niestety, ostatecznie musiały odpuścić bowiem zabrakło im sił. Porzuciły nadzieję i wraz z psami położyły się u stóp siedzącego na kurze Kalwy. Jego ślina skapywała jednemu na oczy – koń zlizywał ją oddając w ten sposób cześć bohaterskim czynom z przeszłości. Rżał dziko niby w agonii.
Wtedy pojawił się on. Psy poczuły niepokój – Pan tego jasnego miejsca był niesamowicie szkaradny. Jego twarz była mieszanką losowo umiejscowionych zębów, psich odchodów i końskiego włosia. Psy zaczęły wyć i rzucać głowami na boki. Wkrótce dołączyły do nich konie, których grzywy plątały się ze sobą coraz bardziej. Na ten widok władca wszechogarniającej bieli poczuł rozdrażnienie. Nie tak miało to wyglądać. Na ten moment Kalwa był jedyną osobą o tak wysokim potencjale. Tymczasem powoli dołączał do przyczajonego za osłoną Hantosa, który wykrzykiwał jakieś brednie o kotach sprzedających mąkę w kiosku – oczywiście nie sposób było wytłumaczyć mu, że nikt do niego nie strzela. Hantos przepadł i nie ma dla niego ratunku. Shitface powoli podszedł do swojego najlepszego ucznia i przepędził wyjące i rżące zwierzęta. Nie było to łatwe zadanie, bo stanowiły teraz jedność – ogony psów i grzywy koni splątały się zmuszając ich do wspólnego przemieszczania się. Gównotwarz powoli tracił cierpliwość i już miał rozerwać te rytualne więzy, ale stadko w końcu usunęło się na bok, przepuszczając władcę. Po chwili klęknął przed Kalwą i popatrzył w jego puste oczy. Nie dostrzegł w nich nic co świadczyłoby o tym, że potrafi wyjść ze swojego umysłu. O użyciu jakiejkolwiek skorupy nie było mowy. Wytarł ślinę z jego brody i strzelił palcami przed oczami. Żadnego skutku.
- Kalwa, daj już spokój tej kurze – powiedział mu cicho do ucha. – Wkrótce znów będziesz mógł jej dosiąść, ale to jeszcze nie ten czas.
Niestety mimo wszelkich starań nic nie przynosiło odpowiedniego rezultatu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że Kalwa w pewnym momencie po prostu zgłupiał. Zamiast wejść w skorupę Czarnego Rycerza, ten poszedł do kurnika jakiejś biednej babuni i wziął jedną z kur, po czym zaczął ją dosiadać. Bidulka pewnie rosołu sobie nie zrobi, ale nie żeby Gównotwarzy było jej żal. Bardziej współczuł Kalwie. Domyślał się, że to wędrowanie po różnych wymiarach i wyspach zmęczyło go do tego stopnia, że przestał racjonalnie myśleć. Powziął desperackie kroki i teraz o ile nic nie zrobi dołączy do Hantosa lub Roberta O 163 Pistoletach, który udawał rewolwerowca i beznamiętnie powtarzał w kółko „pif-paf! Ale traf!”. Nie, nie można dopuścić do tego by Kalwa skończył jak oni. Czas to powstrzymać zanim będzie za późno.
- Dobra, chłopie. Ogarnij jazdeczkę!! – krzyknął i uderzył kurę w oko. Ta będąc w szoku zmiażdżyła dziobem jajko, które miała właśnie wypluć. W następnej chwili zaczęła dziobać otępiałego i zaślinionego Kalwę po kroczu. Czując ogromny ból zerwał się na nogi i za chwilę opadł przyciskając dłonie do krwawiącego krocza.
- Ała!!! Podziobała mi jaja! – wrzeszczał piskliwym głosikiem tarzając się po podłodze.
- Jaja to ty już dawno straciłeś, znubiały przychlaście! – wrzasnął Shitface opluwając kałem ucho nieszczęśnika – siedzisz na kurze i się ślinisz jak idiota!
- Pierdol się! Mam dość twoich skorup i latania tam gdzie mnie poślesz!
- Tak?! – krzyknął Shitface i wbił palce w swój gówniany policzek po czym jął mazać odchodami twarz wijącego się w bólu Kalwy – poczekaj ty! Znów chcesz osiągnąć wszystko a potem stracić to w jednej chwili?! – wrzeszczał coraz bardziej histerycznie wkładając brudne palce w usta swojego ucznia.
- Weź mi te gówno z twarzy! Zostaw mnie! – wrzasnął wściekły i upokorzony Kalwa zrywając się do ataku. Jedną powiekę miał zlepioną i nie widział tak dobrze jak chciał, ale wyrzucił cuchnącą i umazaną we krwi pięść z zamiarem uderzenia swojego mistrza w obrzydliwą facjatę. Nie udało mu się to jednak – Shitface błyskawicznym ruchem złapał jego pięść i zmiażdżył potężnym ściskiem. Kalwa zdjęty ogromnym bólem padł na kolana i zaszlochał przejmująco.
- Teraz będziesz się mazał, pipo?! Tak się zachowuje normalny człowiek?! – krzyknął Gównotwarz uderzając otwartą dłonią w twarz Kalwy. Niedojda upadł na podłoże i zaniósł się jeszcze większym płaczem.
- Zostaw mnie już. Chcę egzystować tak jak wcześniej!
- Chłopie. Zrozum to, że jeszcze tego nie umiesz! Jak się w końcu nauczysz wszystko wróci do normy.
- Mam już tego dość – jęczał Kalwa – chcę to już mieć za sobą.
- Zuch chłopak. Zaczniemy od wysłania cię na pocztę.
- Na pocztę?! – zdumiał się Kalwa.
Zanim jednak usłyszał odpowiedź znalazł się w bardzo długiej kolejce w urzędzie pocztowym. Kolejka zmniejszała się bardzo powoli i jeszcze niedawno umazany gównem osobnik zaczął tracić cierpliwość. Otaczały go same starsze babcie na które nie mógł patrzeć. Niektóre z nich dygotały, inne jęczały do siebie. Dodatkowo pani „pocztowa” nie spieszyła się jakoś szczególnie z obsługą kolejnych staruszek. Zniecierpliwienie niedługo zaczęło przeradzać się w gniew. Kalwa nie wiedział jednak w jakim celu tutaj w ogóle stoi. Przeszukał kieszenie, ale nie znalazł niczego co by mu pomogło w zrozumieniu swojego położenia. Chwilę później na swoim ramieniu poczuł dotyk kościstej dłoni. Odwrócił się i ujrzał obrzydliwą twarz. W pierwszej chwili pomyślał, że to Shitface ale okazało się to że staruszka o strasznie pomarszczonej twarzy. Jej język latał bez przerwy po ustach śliniąc je niemiłosiernie.
- Chłopczyku… - powiedziała. Nadmiar spienionej śliny sprawiał, że podczas mówienia na jej bezzębnych ustach formowały się bańki.
- Słucham? – zapytał lekko zdezorientowany i zdegustowany Kalwa.
- Czy ty też widzisz tego tańczącego konia, o tam w kącie? – zapytała wskazując pokrzywionym palcem.
- Co do… Jakiego ko… - zaczął, ale przerwał w pół słowa gdy zobaczył, że w pobliskim kącie tańczy koń o zielonej grzywie - jeden ze znajdujących się wcześniej w białym miejscu. Zanim Kalwa dowiedział się jakie znaczenie ma to osobliwe zjawisko, przyszła jego kolej.
- Dzieńdobry! – powiedziała podstarzała urzędniczka gwałtownie wyrywając go z zamyślenia. Kalwa poczuł do niej jeszcze większą niechęć.
- Eeee, przyszedłem odebrać paczkę – powiedział strzelając w ciemno.
- Ma pan ze sobą awizo?
- Niestety nie. Gdzieś zgubiłem.
- W takim razie proszę wrócić z awizo.
- Co?! – Kalwa poczuł nagły przypływ gniewu – to jakiś żart?
- Żaden żart – powiedziała spokojnym głosem urzędniczka – nie wydam panu przesyłki dopóki nie przyniesie pan awizo.
- Stoję tu ponad godzinę i jak w końcu docieram do tego miejsca, pani każe ucałować mi okienko?! – Kalwa zaczął się gotować. Wcześniejsze zniecierpliwienie powoli przeradzało się w furię. – Albo mi wydasz tą paczkę, albo wlezę tam do środka i ci nasram na biurko!! – wrzasnął. Kilka ze starszych pań tępym wzrokiem obserwowało coraz ciekawsze i groźniejsze wydarzenia. Kalwa nie wiedział skąd ma tyle wściekłości w sobie, nie miał pojęcia w jakiej skorupie się teraz znajduje, ale musiała być przepełniona nienawiścią.
- Proszę się uspokoić! Bo zawołam ochronę! – wściekły Kalwa zerknął na ochroniarza stojącego obok tańczącego konia.
- Mówi pani o tym ochroniarzu?! – szyderczo zaśmiał się napastnik.
- Ochrona! Ochrona! – zaczęła wrzeszczeć pracownica poczty, ale ochroniarz zdawał się nie słyszeć. Ze łzami w oczach oglądał breakdance w wykonaniu wierzchowca. Wyglądał na bardzo nieszczęśliwego. Zupełnie jakby przydarzyła mu się największa tragedia.
- Zamknij mordę i daj mi paczkę! Nie wyjdę stąd dopóki jej nie dostanę!! – wrzasnął Kalwa uderzając w szybę. Stracił panowanie nad sobą. Ktoś zaczął szlochać.
- Zamknąć się tam! – wrzasnął za siebie. Płacz nie umilkł – Mogłaś dać mi paczkę, ale nie! Wolałaś siedzieć tutaj jak pierdolona dama i robić sobie jaja z ludzi. A ja cię znam. Wiem co robisz gdy nie jesteś w pracy. Widziałem jak cię psy dojeżdżały na ulicy. Tak robi normalna kobieta?! – mówiąc to sięgnął do wewnętrznej kieszeni kurtki i wydobył z niej nagie zdjęcie swojego ojca – Zobacz. Widzisz? Nawet mam zdjęcie. Widzisz jak cię dojeżdżają?! Tak się zachowuje normalna kobieta?! – wrzeszczał coraz głośniej i coraz mocniej uderzał w szybę.
- Zostaw mnie! Ja dzwonię na policję!! – zaraz po jej słowach dało się słyszeć huk wystrzału. To ochroniarz strzelił sobie w głowę. Jego krew zbryzgała konia, który rozchlapał ją po ścianach w swoim szaleńczym tańcu.
Starsze kobiety wrzasnęły. Te które jęczały wcześniej, teraz robiły to jeszcze głośniej. Kilka z nich położyło się na podłodze i modląc się, zaczęła pełznąć w stronę wyjścia. Kalwa momentalnie je wszystkie znienawidził. Ale jego przyszła ofiara znajdowała się za okienkiem.
- Widzisz co narobiłaś?! – wrzasnął i sięgnął po pistolet ochroniarza. W tym samym momencie poczuł że ktoś go szarpnął i w mgnieniu oka znalazł się na grzbiecie konia, pędzącego w stronę wyjścia. Niebawem znalazł się na zewnątrz wraz z koniem, który taranował przechodniów. Po chwili tej szaleńczej jazdy dotarli do tęczy, na którą wierzchowiec wbiegł. Ku nieprzyjemnemu zaskoczeniu jeźdźca docierali do olśniewającego i pustego miejsca, znienawidzonego przez niego z całego serca. Koń zarżał dziko i z uśmiechem przyspieszył.
W następnej chwili znalazł się w olśniewającej twierdzy Shitface'a, który tym razem nie miał już swojej gównianej maski. Mimo wszystko wspomnienie brązowego przeżycia nie zniknęło ze świadomości Kalwy – wzdrygnął się na myśl o brudnych palcach złego mentora w swoich ustach. Odruchowo niemal splunął na ziemię, ale powstrzymał go widok rozplątanych koni i psów. Wszystkie tańczyły sobie radośnie stojąc na tylnych nogach i bujając się na boki. Kalwa przypomniał sobie dodatkowe zadanie, które wykonywał jako żołnierz armii amerykańskiej podczas II wojny światowej. Ze wspomnień wyrwał go głos Shitface'a.
- No i co? Znów ci nie poszło. Prawie zabiłeś tą niewinną kobietę.
- Jak to? Co to w ogóle było z tą pocztą? W kogo się tam wcieliłem?
- A jak myślisz? Byłeś wtedy sobą. Zatracasz się chłopie. Niedługo sam będziesz skorupą.
- Co? Dlaczego żyję w tak dziwnej rzeczywistości?
- Bywa. Nie ma czasu na to. Trzeba coś z tobą zrobić. Inaczej będziesz pifpafował razem z Robertem.
- Dobra miejmy to za sobą – powiedział Kalwa patrząc na konia o zielonej grzywie. W chwilę później wcielił się w postać super żołnierza armii amerykańskiej, który miał za zadanie powstrzymać inwazję obcych. Nie do końca był z tego zadowolony, nie lubił bowiem wykonywać podobnych operacji w otwartych terenach. Wolał raczej strzelać się w budynkach. Mimo początkowego nastawienia, zmienił zdanie po tym jak wylądował wewnątrz góry gdzie krył się i zbierał energię elektryczną obcy gatunek. Odcięty od reszty oddziału mierzył się z nieznanymi sobie istotami, w miejscu gdzie grawitacja była o wiele mniejsza niż był przyzwyczajony jako człowiek. W ostateczności wydostał się z ich bazy i powstrzymał atak. W następnej kolejności czeka go jeszcze zwiedzanie przeróżnych wysp w celu odzyskania swojej duszy, skradzionej przez jednego z władców piekła. Dodatkowo doświadczy wędrowania po wymiarach i zabije własnego brat. Stanie w ogniu w towarzystwie potężnego kaca. Zapowiadało się niebezpiecznie, ale bardzo ciekawie.