Polskie studio gier, które warto mieć na oku - Brave at Night

BLOG
570V
Polskie studio gier, które warto mieć na oku - Brave at Night
DżinsoweMięso | 19.09.2021, 00:47
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

 Tak właściwie nie do końca polskie, bo siedziba studia znajduję się Wielkiej Brytanii, ale kiedy spojrzymy na core osobowy zespołu to w pierwszej kolejności spotkamy się ze znajomo brzmiącymi imionami zdecydowanie polskiego pochodzenia - Rafał Bryks główny programista, a do tego grafik i pisarz, dalej już tak swojsko brzmiące nazwisko, że bardziej się nie da - Alina Cebula, projektantka, scenarzystka oraz producentka...

 Tak właściwie nie do końca polskie, bo siedziba studia znajduję się Wielkiej Brytanii, ale kiedy spojrzymy na core osobowy zespołu to w pierwszej kolejności spotkamy się ze znajomo brzmiącymi imionami zdecydowanie polskiego pochodzenia - Rafał Bryks główny programista, a do tego grafik i pisarz, dalej już tak swojsko brzmiące nazwisko, że bardziej się nie da - Alina Cebula, projektantka, scenarzystka oraz producentka, zespół uzupełnia drugi programista Marcin Michalski. Funkcjonowanie studia nie byłoby możliwe również bez dwóch osób zamykających listę - Isabel Weber, kierownika do spraw społeczności oraz marketingu, oraz Tim Repa-Davies - doradcy biznesowego. 

 Brave at Night ma na swoim koncie obecnie tylko dwie gry indie w swoim portfolio, debiutancka pozycja Yes, Your Grace została przez studio opublikowana w marcu 2020 roku, a druga gra tak właściwie była ich pierwszym przedsięwzięciem wydawniczym - Mind Scanners stworzony przez The Outer Zone. Czy produkcję wybijają się czymś szczególnym na rynku zalanym przez tysiące niezależnych pozycji? O tym przekonacie się w tekście poniżej, zapraszam do czytania :) 


 Marzyłeś kiedyś o tym, żeby zostać władcą średniowiecznego królestwa osadzonego w krainie tętniącej słowiańszczyzną? Nie?! No trudno, nie każdy jest fanem feudalizmu, jeśli jednak należysz do tej drugiej grupy chcącej nieskrępowanej władzy toooo... tutaj tego też nie znajdziesz - bycie królem nie jest bułką z masłem, musisz dbać o swoich poddanych i podejmować trudne decyzje nierzadko krzywdząc swoich najbliższych, mając za cel wyższe dobro państwa. Właśnie tym będziemy zajmować się Yes, Your Grace - krzywdzeniem bliskich i przede wszystkim podejmowanie trudnych wyborów to jednocześnie najmocniejsza i najsłabsza strona produkcji. 

 Ale po kolei, gra jest miksem kilku gatunków gier, które tworzą bardzo przyjemny i różnorodny koktajl - rdzeniem rozgrywki jest siedzenie dupskiem na tronie i wysłuchiwanie petentów - zaczynając od wieśniaków narzekających na za wysokie podatki kończąc na baronach z innych królestw proponujących nam wejście w handel "magicznym proszkiem" (tak, ów proszek służy do tego samego co w rzeczywistości poza-growej). Każda podjęta decyzja niesie za sobą konsekwencje, a jak przystało na porządny dwór królewski, najważniejsze jest zrozumienie skomplikowanej sieci interesów międzyludzkich i odpowiednie operowanie zasobami. Fajnie być baronem narkotykowym, ale trzeba wziąć pod uwagę, że nie wszystkim naszym sąsiadom się to spodoba, a przede wszystkim będziemy musieli żyć z ciężarem pośredniego podtruwania własnych obywateli - odbierania żoną mężów, a dzieciom ojców owładniętych nałogiem. Oczywiście tak jak w życiu nic tu nie jest czarno-białe, za zarobione "brudne" pieniądze możemy zapewnić lepsze mury zwiększające obronność naszej fortecy czy mieć skarbiec na tyle pełen, żeby zapewnić różnorakie programy socjalne mogące polepszyć los najbiedniejszych obywateli.



 Kiedy już pół dnia zmarnujemy na wysłuchiwanie różnej maści krzykaczy to gra przechodzi w przygodówkę point-and-click, gdzie oprócz roli króla czeka nas dużo ważniejsza funkcja ojca i męża. Fabuła w Yes, your Grace nie jest tylko kosmetycznym dodatkiem do przyjemnej mechaniki zarządzania królestwem, ale bardzo dobrze poprowadzoną historią stanowiącą rdzeń rozgrywki i niepozwalającą oderwać się od ekranu. Jednym z wielu problemów naszego głównego bohatera jest to, że nie doczekał się jak na razie męskiego potomka, co jak wiecie w tamtych czasach, było sporą hańbą dla władcy, gdyż żadna z jego 3 córek nie mogła odziedziczyć tronu. Nasz monarcha nie jest jednak bezdusznym tyranem i sprawia raczej wrażenie troskliwego ojca, który chciałby jak najlepiej dla swojej rodziny, co niestety nie zawsze jest możliwe z uwagi na pełnioną przez niego funkcję. Dodatkowo przed laty król w zamian za przysługę obiecał władcy barbarzyńskiego ludu z północy rękę swojej najstarszej córki - Lorsulli. Możemy oczywiście nie wywiązywać się z obietnicy, jednak w takim wypadku barbarzyńcy z łatwością zniszczą nasze niewielkie królestwo, chyba że unieszczęśliwi swoją latorośl, oddając ją zamiast przywódcy barbarzyńców jakiemuś możnowładcy z sojuszniczego królestwa, a ten w zamian pomoże nam w odparciu szarży dzikusów. I tak źle i tak nie dobrze - Lorsulli jest zdecydowanie postacią o najbardziej tragicznej historii i niestety w grze nie ma możliwości ochronienia jej przed wszystkimi losami życia.

 W tym miejscu dochodzimy do największej wady gry, czyli niewielkiej skali podejmowanych wyborów - często decyzja, która wydaję się kluczowa, przynosi na dłuższą metę tylko jakąś niewielką, kosmetyczną zmianę. Nie jesteśmy w stanie zmienić przebiegu fabuły o 180 stopni i czasami poczujemy niestety, że nasze wybory nie mają większego znaczenia. Nie zrozumcie mnie źle, na wiele elementów mamy wpływ, jednak gra z uwagi na swoją dość "sztywną" fabułę jest raczej przygodą na jeden raz i raczej nie warto robić od razu drugiego czy trzeciego podejścia, bo może nam to popsuć wrażenia z naprawdę fajnej gry. 



 Ostatnią warstwę gry stanowią nieskomplikowane, aczkolwiek przyjemnie wykonane elementy ekonomiczne. Tak jak wcześniej wspomniałem w rządzeniu królestwem, najważniejsze jest posiadanie odpowiedniej ilości zasobów w postaci złota czy żywności. Na koniec każdego dnia podejmujemy decyzję ile danego zasobu przeznaczyć na utrzymanie armii w dobrej kondycji czy ulepszenie swojej fortecy zwiększając jej możliwości obronne. Oprócz zdobywania zasobów czy przedmiotów tak jak wcześniej wspomniałem, podejmując odpowiednie decyzje mamy również do dyspozycji jednostki specjalne, które możemy wysyłać na wyprawy, podczas których zdobędziemy więcej mamony czy postaramy się zniszczyć posterunki barbarzyńców, tym samym zmniejszając ich liczebność w nadchodzącej bitwie. Na początku do dyspozycji mamy tylko generała, jednak w dalszej części przygody dochodzi do naszego "ekwipunku" wiedźma czy łowca bestii - każda jednostka sprawdzi się lepiej lub gorzej w konkretnym regionie, do której ją wyślemy.

 Na koniec warto wspomnieć o warstwie graficznej i muzyce, której nie można mieć nic do zarzucenia i jeśli jesteście podobnie jak ja fanami pixel artu to będziecie zakochani, w jaki sposób za pomocą kilku pixeli można przedstawić kilku tysięczną armię, już nie wspominając o urzekających efektach pogodowych nadającym ton najważniejszym sceną. Warstwa audio świetnie komplementuję z całym nastrojem produkcji, podkreślając słowiańskie korzenie studia, polecam zostać trochę dłużej na ekranie tytułowym po odpaleniu pozycji i posłuchać ludowego utworu śpiewanego po polsku :) Miły akcent. 

 Odpowiadając na pytanie postawione na początku - czy Yes, your Grace jest unikatowym doświadczeniem? Zdecydowanie, gra co prawda po rozłożeniu na czynniki pierwsze korzysta z kilku dobrze znanych schematów, ale nigdy nie miałem do czynienia z takim miksem kilku różnych gatunków, a przynajmniej przy takim wypolerowaniu wszystkich tych elementów, dzięki czemu otrzymujemy naprawdę smakowitą kanapkę - nie jakąś skromną bułkę z szynką, którą zakupiliśmy w sklepiku szkolnym za 2 złote, tylko z pełnoprawnym posiłkiem w postaci sandwicha z chrupiącymi pieczywem, świeżym zestawem warzyw i siekaną wołowinką. Polecam każdemu smakoszowi prostej, acz wybitnie smacznej gierkowej kuchni.

 


 

 Graliście w Paper, Please - dobrze rozpoznawalny i chwalony symulator urzędnika imigracyjnego pełniącego swoją funkcję w komunistycznym państwie Arstoczce? W takim razie szybko, w jednym zdaniu Mind Scanner to praktycznie to samo tylko ze sporą domieszką cyberpunkowego klimatu. 10/10
.
.
.
.
.
.
.
.
.

.

.

.
 No dobra pozwolę sobie jeszcze trochę Was pomęczyć i się rozwinąć. Jeśli ktoś nie wie, czym jest Paper, Please to tak jak wspomniałem na początku, pełnimy w grze rolę urzędasa pracującego na przejściu granicznym, który sprawdza, czy imigranci mają ważne dokumenty zezwalające na wjazd do naszego wirtualnego odpowiednika ZSRR i czy przypadkiem nie mają schowanej jakiejś kontrabandy w postaci broni, czy innych środków niedozwolonych. Jednak to, co stanowiło najmocniejszą stronę produkcji to nie monotonne wykonywanie swoich obowiązków zawodowych, a nietypowy sposób prowadzenia narracji. Fabuła była nieliniowa, a to jakie decyzje podejmowaliśmy w trakcie gry, wpływało nie tylko na losy naszego bohatera i jego rodziny, ale również mogły spowodować obalenia autorytarnego rządu trzymającego pod butem obywateli Arstoczki. Dla przykładu: oprócz losowo generowanych migrantów nierzadko odwiedzały nas postacie fabularne na przykład członkowie tajnej organizacji wyzwoleńczej/terrorystycznej proponującej nam pomóc w obaleniu ówczesnej władzy, jednak decyzja nie jest taka prosta, bo nie wiemy, czy za przepuszczenie terrorysty z podrobionymi dokumentami nie czekają nas jakieś nieprzyjemności w dalszej części rozgrywki. 


 
 Dlaczego tak dużo wspominam o produkcji od innego studia? Bo Mind Scanner nie ukrywa tego jak bardzo inspirował się rzeczoną produkcją - ba, nawet czcionka używana w pismach, które dostajemy od naszego przełożonego, jest bliźniaczo podobna do tej użytej w Paper, please - swoją drogą forma kontaktu z nami przez papierowy dokument słabo pasuję do cyberpunkowej post-nuklearnej rzeczywistości, jaką przedstawiają nam autorzy. Na szczęście widać, że autorzy w późniejszych etapach produkcji odchodzili coraz bardziej od swojej pierwotnej inspiracji i zawarli dużo unikatowych mechanik. Tylko nie zrozumcie mnie źle - inspirowanie się tytułem innego studia nie jest niczym złym i w żadnym wypadku nie uznałbym produkcji Brave at Night plagiatem Papier, please, można powiedzieć w uproszczeniu, że obie gry należą do tego samego gatunku i bardzo dobrze, bo takich pozycji powinno być zdecydowanie więcej przynajmniej dla mnie! 

 W Mind Scannerze znowu jesteśmy urzędnikiem, jednak tutaj jesteśmy tytułowym "skanarem myśli" który pełni prestiżową funkcję lekarza jeżdżącego po dystopijnym mieście do mieszkańców, u których stwierdzono problemy z psychiką, a naszym zadaniem jest "pogrzebać" im w głowach na tyle skutecznie, żeby przywrócić ich umysły na drogę "normalności" - oczywiście to, co jest normą, określa nieraz nazbyt restrykcyjny rząd traktujący każdy przejaw "inności" jako niebezpieczne odchyły zbędne w zdrowym społeczeństwie. 

 W przeciwieństwie do poprzedniej pozycji studia omawianej wyżej w przypadku Skanera Myśli naprawdę czuć konsekwencje podejmowanych wyborów - tak krótko-terminowo kiedy po niewłaściwym leczeniu pacjenta przychodzi do nas wiadomość, w której rodzina przekazuję nam wieści, że dany osobnik zaraz po naszym "leczeniu" popełnił samobójstwo, za co jesteśmy karani obcięciem wynagrodzenia, jak i te późniejsze, które wpływają na to jak potoczą się losy Struktury - miasta w którym toczy się akcja gry. Dodatkową, bardziej emocjonalną motywacją dla naszego bohatera jest to czy uda mu się uratować córkę przetrzymywaną przez Strukturę, u której wykryto podejrzane zdolności mogące sprowadzić zagładę na metropolię.


 
 Właściwa rozgrywka, czyli leczenie pacjentów polega na właściwym gospodarowaniu czasem i odpowiednio szybkim używaniu różnych urządzeń, które odblokowujemy co nowsze wraz z postępem w grze - każdy z naszych sprzętów to w zasadzie inna minigierka wymagająca zręczności, spostrzegawczości czy szybkości w zapamiętywaniu. Miałem z początku spore obawy do rdzenia rozgrywki, który właściwie w tego typu grach zazwyczaj stanowił dla mnie przerywnik pomiędzy fabularnymi stawkami, w Paper, please pod koniec zabawy już kompletnie przestawała mnie bawić sprawdzanie kolejnych petentów i zniecierpliwiony czekałem na kolejne kluczowe dla historii postacie - w Mind Scannerze, jednak nic takiego nie miało miejsca i poza jedną moim zdaniem kompletnie zepsutą minigierką cały czas czerpałem frajdę z odwiedzania kolejnych pacjentów i wyścigu z szaleńczo uciekającym dniem w grze - najpewniej to zasługa tego, że sama gra nie jest na tyle długa, żeby miało mnie co zmęczyć, no ale w Paper, please ta sztuka twórcą jednak nie wyszła tak dobrze. 

 Kolejną zmianą w stosunku do Arstoczkowego pierwowzoru jest to, że osobnicy do leczenia nie są tutaj losowo generowane co trochę nuży przy drugim czy trzecim podejściu, ale za to każda z nich ma do opowiedzenia swoją własną historię, która pozwoli nam zrozumieć pochodzenie choroby pacjenta. Nierzadko smutek i współczucie są łączone z groteskowym poczuciem humoru no bo z jednej strony otyły nerd przebierający się za szopa-superbohatera mieszkającego w kanałach wywołuję uśmiech na twarzy, ale kiedy już wejdziemy do głowy takiego osobnika i zobaczymy, że cała ta fiksacja na punkcie bycia wyjątkowym i chęci ratowania innych wynika z braku akceptacji w wieku młodzieńczym i odrzucenia ze strony rówieśników to wyraz naszej twarzy szybko re lokuję się w trochę mniej roześmianą formę. Twórcy w ciekawy sposób bawią się emocjami gracza i nierzadko będziemy zmuszeni zastanawiać się, jak cienka jest granica między zdrowym, a "psychicznym" człowiekiem i jakim prawem ktoś tak właściwie decyduję czy wszystko z nami w normie - postrzeganie rzeczywistości to przecież z natury rzecz czysto subiektywna.

 Wróćmy jeszcze na koniec do wspomnianego wcześniej cyberpunkowego świata (nie mylić ze słabą grą od CDR ;) Gra ma naprawdę unikatowy design, głównie za sprawą fantastycznego stylu artystycznego i karykaturalnych ręcznie rysowanych wizerunków postaci - mi osobiście przypominały trochę podobne wzornictwo do tego z naszej rodzimej, nieudanej podróbki South Parku - Władców Móch. Odpalając grę, odniosłem podobne wrażenie jak przy pierwszym czytaniu Diuny Franka Herberta, tajemniczy świat, którego nie jestem w stanie pojąć, powolutku odkrywający przede mną swoje tajemnice coś, czego tak często mi brakuję we współczesnych, wysokobudżetowych produkcjach, które często są bardzo odtwórcze w kreowanych przez siebie światach.

 Reasumując Brave at Night mimo tego, że dopiero zaczyna swoją przygodę, to wierzę, że po kilku mniejszych sukcesach studia jest spora szansa, że w końcu zrobią spore zamieszanie na rynku tworząc może kolejną viralową pozycję jak Fall Guys czy inne Undertale. Szczególnie dlatego, że nie boją się sięgać po nowe gatunki albo mixować kilka dobrze znanych ze sobą - z niecierpliwością będę czekał na ich kolejne przedsięwzięcie czy to jako twórca, czy wydawca :)
 

Oceń bloga:
3

Grałeś w którąś z wyżej wymienianych gier?

Nie grałem w żadną
19%
Grałem tylko w Yes, Your Grace
19%
Grałem tylko w Mind Scanners
19%
Grałem w obie
19%
Pokaż wyniki Głosów: 19

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper