Tom Clancy's The Division to gra dla której rzucisz wszystko

BLOG O GRZE
479V
Tom Clancy's The Division to gra dla której rzucisz wszystko
Dariusz Filipek | 03.02.2016, 18:28
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.
"Tom Clancy's The Division" to produkcja przez duże P i nawet jeśli nie rzucicie dla niej pracy to poważnie zastanowicie się nad wzięciem kilku dni urlopu, by delektować się jej ogromem w pełni. Zakończona właśnie beta sprawia, iż wyczekiwanie do premiery pełnej wersji gry, przeradza się z obojętnego zrywania kartek w kalendarzu w niemiłosierną mękę.

A gdy otworzył trzecią pieczęć, słyszałem trzecie zwierzę mówiące: Chodź, a patrzaj! - Apokalipsa św. Jana

Pomimo, że mamy tu do czynienia z przedstawicielem mieszanego gatunku TPS kolaborującego z MMORPG to twórcy nie zapomnieli o fabule. Wcielamy się w członka elitarnej grupy specjalnej, którego zadaniem jest opanowanie chaosu, który wdarł się na ulice Nowego Jorku po niespodziewanym wybuchu pandemii ospy. Nasza przygoda rozpoczyna się na 22 dzień po wybuchu epidemii, której wirus został rozniesiony na banknotach. Miasto zostaje odcięte od reszty kraju, pozbawione dostępu do czystej wody i podstawowych usług.

Książkowy przykład tego, co by było gdyby, który daje fascynujące możliwości w wirtualnym świecie. Cała idea - choć prosta jak drut - nie jest całkowicie odrealniona. Zrodziła się od prawdziwej symulacji wojskowej. Operacja Mroczna Zima została przeprowadzona w Stanach Zjednoczonych w czerwcu 2001 roku, na wypadek poważnego ataku bioterrorystycznego. Gra czerpie z tego pełnymi garściami.

Uważajcie, bo mają broń, a nie mają wyjścia - Ryszard Kapuściński

Jeśli polubiliście zdejmowanie przeciwników w stylu "Gears of War" to będziecie zadowoleni. Tutaj również kamera dynamicznie lata za plecami, a my ukrywamy się za posianymi wszędzie osłonami. Jednak w przeciwieństwie do serii spod skrzydeł Microsoftu, ta produkcja to Gearsy na sterydach. Jest szybciej i niebezpieczniej. Nie ma opcji na rozwałkę rodem z filmów z Johnem Rambo. Każdy błąd może kosztować życie, a po osaczeniu przez przeciwników, jesteśmy skazani na sromotną klęskę.

Z przeciwnikami rozprawiamy się za pomocą niemałego arsenału, który jest w pełni modyfikowalny. Podczas akcji towarzyszą nam trzy bronie z których możemy oddawać ogień na kilka sposobów. Nie zapomniano o ratującym nas z opresji zestawie dodatkowym - od granatów hukowych po zdalnie detonowane ładunki. Dozbrajamy się nie tylko kupując broń i amunicję w wyznaczonych do tego miejscach ale również znajdujemy ją w przeróżnych lokacjach, przy pokonanych wrogach, a także po wykonanych misjach. Podobnie rzecz się ma z apteczkami, czy dodatkowym ekwipunkiem takim, jak kamizelki kuloodporne, maski przeciwgazowe, rękawice, plecaki na wyposażenie... Wszystko to ma równie niebagatelny wpływ na rozgrywkę, co zdobyte doświadczenie, umiejętności i zgromadzone dane wywiadowcze. 

Na początku wydaje się, że jest tego dużo za dużo do ogarnięcia. Jednak po godzinie wszystko zaczyna się jawić, jako bajecznie proste i sensownie rozwiązane. A to, co wcześniej przyprawiało nas o zawrót głowy, zaczynamy łapać w locie i wykonujemy mechanicznie.

Kiedy opuszczasz Nowy Jork, zadziwia cię, jak czysta jest reszta świata. Czystość to nie wszystko - Fran Lebowitz

To co Ubisoft pokazało przy okazji "Watch_Dogs" można nazwać Chicago w pigułce, gdzie jedynie topografia Downtown mniej więcej się zgadzała. Nowy Jork w najnowszym dziele francuzów - choć też nie odwzorowuje Wielkiego Jabłka w skali 1:1 - o wiele lepiej oddaje duch miasta. Co da się zaobserwować nie tylko dzięki unikalnej architekturze ale choćby po ilości porozwalanych po ulicach worków ze śmieciami, pomnożonych przez lokalną apokalipsę. Okrojony do bety wycinek Manhattanu, jest całkiem spory i - tak, jak w rzeczywistości - pomimo masy bloków i ogromu uliczek, ciężko się tam zgubić. A nawet jeśli, jakimś cudem nam się to uda to z kłopotów zaraz wyciągnie nas świetnie pomyślany system nawigacji za którym podążamy, jak po sznurku.

Zabawy dodaje fakt, że zwiedzamy nie tylko ulice ale również wnętrza budynków, ich dachy, a nawet podziemia. To robi olbrzymie wrażenie i choć nie pojeździmy po drogach samochodami, jak w "GTA V" to bieganie na piechotę daje niesamowitą frajdę. Na ulicach spotykamy ludzi, którym możemy udzielać pomocy. Są również przeróżne znajdźki i misje poboczne. Gdy tylko nam się to znudzi, wtedy możemy rozprawić się z gangami siejącymi spustoszenie po ulicach.

I tutaj pojawia się pierwszy zgrzyt. Miejmy nadzieję, że jest to tylko kwestia tego, iż dostaliśmy obciętą wersję gry. Niemniej, warto zaznaczyć, iż wszyscy nasi wirtualni oponenci są Afroamerykanami. Zahacza to o sztucznie napompowany rasizm, który może niepotrzebnie przyciągnąć do gry wzrok szerszej publiczności, niekoniecznie na co dzień zainteresowanej grami. Mam nadzieję, że dla równowagi od 8 marca - kiedy to "The Division" będzie miało premierę - przyjdzie mi zniknąć przynajmniej kilka tysięcy przedstawicieli rasy kaukaskiej.

Chcesz pokoju, gotuj się do wojny - Wegecjusz

Rozgrywka odbywa się na kilka sposobów. Możemy bawić się w samotnego wilka, który chodzi po mieście i wykonuje kolejne misje lub zasilić czteroosobową watahę złożoną z żywych graczy. Istnieje również możliwość stworzenia własnej grupy i zabawa na tej samej zasadzie z przyjaciółmi. Kooperacja z innymi zawodnikami wypada znakomicie. Szturmując szpital czułem, że uczestniczę w czymś przynajmniej zahaczającym o realizm. Każdy taki podbój to nowe doznania, a ich intensywność jest zależna od umiejętności, stylu i podejścia sieciowych kompanów.

Do dyspozycji oddano nam specjalny ośrodek przy zachodniej części wyspy, gdzie spotykamy osoby będące aktualnie online. Kilkaset kroków na północny wschód mamy centrum dowodzenia. Tam raportujemy postępy i dostajemy nowe zadania od poszczególnych jednostek. W becie oddano nam do dyspozycji jedynie jednostkę medyczną. Jest to również miejsce, gdzie dozbrajamy się za uzyskaną walutę, uzupełniamy amunicję, czy korzystamy ze schowka. 

Dużo dalej na wchód mamy tzw. Dark Zone, gdzie toczymy rozgrywkę w trybie Extraction, czyli takie małe pomieszanie z poplątaniem w którego rytm ciężko się wczuć. Z jednej strony, jest to tryb nastawiony na współpracę, a z drugiej - w zależności od aktualnego widzimisię graczy - w jednej chwili może zmienić się w rasowy deatchmatch. Nie robi większego wrażenia. Co najwyżej irytuje.

Jak cię widzą, tak cię piszą - Stare, mądre polskie porzekadło

Wizualnie gra nie zrywa czapek z głów ale nie przeszkadza jej to wyglądać po prostu bardzo dobrze. Brak szczegółów gdzieniegdzie, czy nużąco bliźniacze okolice, kompensuje zachwyt nad tym, jak wiele trudu włożono w budowę wirtualnego Midtown Manhattanu. Wygląda to tak fajnie, że czasem po porostu zapominałem o zadaniach do wykonania i biegałem po mieście, zwiedzając okolice. Nudny pomysł na spędzenie czasu przed telewizorem - pomyślicie. I choć ta miejska turystyka, jest nieco utrudniona przez wszędobylskie mgły, które skutecznie ograniczają horyzont to po dodaniu mocno zmiennych warunków pogodowych i świetnego odwzorowania pór dnia, zrozumiecie o co mi chodzi. I pewnie też przyjdzie wam kiedyś ochota na cieszenie się tym cudem wirtualnej urbanistyki.

Wszystko działa płynnie i sprawnie, nawet przy bardzo dużym natężeniu akcji. Przez kilka dni, tylko raz zamroził mi się obraz. I nie jestem pewien, czy to wina samej gry, czy tego, że streamowałem rozgrywkę na drugi telewizor.

Na osobną uwagę zasługuje interface mapy, ustawień, statystyk, informacji pojawiających się podczas rozgrywki - wszystkiego. Ludzie za to odpowiedzialni zasłużyli na premię, bo to małe dzieło sztuki. 

Prawdziwą grę poznaje się nie po tym, jak się zaczyna, a jak kończy - Lekko sparafrazowany Leszek Miller

Beta "Tom Clancy's The Division" obiecuje wiele. I choć wystarcza na góra trzy godziny solidnego grania to nie żałuję ani trochę czasu spędzonego na ratowaniu najbardziej zdumiewającego miasta na świecie. Umówmy się, że słowo "beta" zostało tu użyte nad wyraz i mamy tu do czynienia z bardzo fajnym, rozbudowanym demem, które zapowiada dużo eksploracji, strzelania, emocji i po prostu świetnej zabawy. Mnie Ubisoft kupił. I jestem pewien, że już niedługo będę bardzo offline w świecie realnym i jak najbardziej online w "The Division".

Oceń bloga:
5

Komentarze (6)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper