NATURALNI WROGOWIE PRAWDZIWEGO GRACZA [ver. 1.0]

BLOG
399V
szałek P&S blog | 20.05.2013, 17:26
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Nie jest tajemnicą dla nikogo dziś fakt, iż biznes traktujący o grach video już dawno wyprzedził ten filmowy, czyli najzwyczajniej w świecie zakładając koszulkę lidera nasze ukochane hobby z niszy dotarło na salony. W przyrodzie jednak nic nie ginie i nic nie przechodzi niezauważone, im na wyższe drzewo się wspinamy, tym bardziej będą boleć poślady po upadku; a im bardziej jakaś gałąź zaczyna dominować, tym więcej rąk chce ją złamać.

Skuteczna defensywa polega na świetnym rozeznaniu we własnych umiejętnościach i bardzo dokładnej analizie wroga, kto zatem może mówić o sobie, że jest prawdziwym graczem? Na to pytanie zapewne jest tyle odpowiedzi, ile różnych (nie wiem, czy w tym wypadku słowo "różnych" nie jest nadużyciem i komplementem na wyrost) odsłon Call of duty i tyle definicji, w ilu odcinkach Mody na sukces Ridge rozstawał się z Brooke. Jeśli jednak nadal to czytasz i co miesiąc potrafisz wydać ponad jedną szóstą swojej wypłaty - bo tyle w naszym chorym kraju kosztuje premierowy tytuł i ulubiona gazeta w stosunku do zarobków - to spójrz w lustro, a będziesz miał jakieś pojęcie,  jak wygląda prawdziwy gracz. Wydawać w związku z tą całą popularnością przemysłu growego, by się mogło, że trudno z takimi hardcore graczami walczyć, ale wiem tak samo jak i wy, że mamy wielu naturalnych wrogów.

NIEGRAJĄCA DAMA: Zawsze zazdrościłem kumplom (w sumie znam tylko jednego takiego) dziewczyn, które interesują się grami, ponieważ większość kobiet w Polsce gardzi graniem na poważnie, a wręcz uważa to za dziecinne, mało męskie i okropnie płytkie. Można się z tym nie zgodzić, ale pomyśl, ile razy po cichutku wciskając ps button o 2 : 00 w nocy usłyszałeś, że jesteś nienormalny? Nie wiem, czy to częstotliwość dźwięku budzącej się do życia konsoli tak działa na ośrodek słuchu naszych połówek, że słyszą to nawet przez sen? Czy po prostu, udając chrapanie, czekają, by nas przyłapać na graniu i po raz setny zagrozić rozstaniem? Każdy, kto w niejeden wciągający tytuł poszarpał, a na matkę swoich dzieci nie wybrał babo-geeka przypominającego Otacona z MGS-a, to wie, że konsola + żona (a przynajmniej 87% kobiet) = rozwód!

CASUALE:  Czytając ostatnio artykuł pewnej ciekawie piszącej pani, która jest akurat wyjątkiem potwierdzającym regułę mojego powyższego akapitu, wyłapałem istotę casualowego zagrożenia przemyconą przez ojca Heavy rain: im więcej crapu kupujesz, tym więcej go dostajesz! Wiele z ponad stu milionów egzemplarzy Wii nie było kupione z myślą o graniu, wielu moich bliskich kupiło produkt Ninny, bo jest biały i można nań ćwiczyć fitness (sic!). Zapewne niektórzy się roześmiali, ale to tylko dlatego, że sami taki kit wciskali swojej niegrającej damie, aby pod jej nieobecność urwać partyjkę w Mariana. Wyśmiewam więc na każdym kroku smartfony i popierdółki typu project shield i apeluję do was wszystkich, którym zależy na poważnych projektach i ambitnych, odważnych produkcjach, metaforycznie mówiąc: Jeśli lubisz piłkę, to kup Fifę, bo jest dobrą grą, a nie dlatego,  że Pes jest mniej popularny!

PIENIĄDZ I CZAS... To najwięksi terroryści... Oj tak! W kwestii pieniędzy i zestawień naszych pensji z cenami gier u nas i na Zachodzie lepiej nic nie mówić, by nie powiększać kontyngentu emigrantów i tak już dość sukcesywnie pozbawiającego mnie nadziei na emeryturę. Na dostępność wolnego czasu niby mamy większy wpływ niż na wpływ funduszy na nasze konta, ale powiedzmy sobie szczerze: ilu z nas ma maksymalny level w Battlefildzie? Ilu zrobiło wszystko, co było do zrobienia w Skyrim? Czas nawet jak jest, to i tak go nie ma, bo wydawcy nie próżnują, a my z 24 godzin poświęcamy 10 na prace, 10 na niegrające damy i sprawy wychowawczo-rodzinne, 4 na odpoczynek, a na swoje pasje i hobby? No cóż... jeśli potraficie się wyspać w 3 godziny, to godzinę dziennie macie na granie...

DOJRZAŁOŚĆ: Czyli stan, jaki osiąga normalny człowiek w pewnym, różniącym się dla każdego indywidualnie, etapie życia. Pytam się zatem: i to ma być cel naszej podróży? U niektórych ta wędrówka trwa równie krótko co genialne dzieło thatgamecompany i stają się już dorośli w wieku lat 13, ironicznie wyśmiewając 30-latków takich jak my - wciąż zajaranych grami, ale to już ich młodość - ich strata. Ludzie przestają grać w gry, bo nie wypada, bo jest się już za starym, bo trzeba dać przykład dzieciom, bo trzeba kupić pralkę, zrobić to i tamto i pokazywać innym równie mocno udającym dojrzałość, że nie przystoi dalej być Piotrusiem Panem.

Na samym końcu, jak to w wartkiej opowiastce bywa, zostaje najważniejszy i najgroźniejszy naturalny wróg prawdziwego gracza, swoisty boss, z którym z reguły walczy się najciężej, albowiem jest to bitwa o wszystko.
MY SAMI!!! niby banał,  ale założę się, że każdy z was choć drobną część siebie w refleksji naszych wrogów mógł dostrzec. Zawsze mamy wybór i tylko od nas samych zależy, czy chcemy podporządkować się panującym trendom, sprzedać konsole z całym rynsztunkiem i na zawsze odejść z Nibylandii? Czy wręcz przeciwnie - olać rodzinę i prace, odstąpić niegrające damy dojrzałym ponad normę casualom z pieniędzmi i zdobyć wreszcie 99 stopień pułkownika albo po prostu tak, jak ja i wiecznie edukujący nas extremalni zgredzi, wziąć kartkę i długopis, nawrzucać naturalnym wrogom prawdziwych graczy i nie kłaść się spać w ogóle, by móc ostatnie 4 godziny naszej doby poświęcić na naszą pasję.


 

"NOTHING IS TRUE, EVERTHING IS PERMITTED"
 
 
 
 
Prawdziwym graczom prawdziwy gracz Michał "Szałek" Szałkowski
Oceń bloga:
0

Komentarze (0)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper