Dziennik Zakrapiany Rumem, czyli z życia morskiego gracza: Gry zawsze ze mną cz.1

BLOG
2630V
Dziennik Zakrapiany Rumem, czyli z życia morskiego gracza: Gry zawsze ze mną cz.1
ROLAND NINJ4 | 06.06.2014, 15:11
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Jak już zapewne wiecie z mojego pożegnalnego maila, tak się składa że pracuję w niewdzięcznej i niezbyt przyjaznej człowiekowi branży, która jednak też ma swoje dobre strony. Mianowicie jestem marynarzem i korzystając ze znakomitej możliwości jaką daje blogstrefa na PPE, pragnę podzielić się z wami szczegółami życia na morzu oraz tym jak nasze ukochane hobby pomaga w tym morskim survivalu. 

FAKTY I MITY O MARYNARZACH
Jak każda profesja związana z częstymi wyjazdami, tak i potocznie zwane "pływanie", łączy się z pożegnaniami, rozłąkami z rodziną, omijaniem ważnych w naszym życiu wydarzeń czy przymusowych przerw w naszych ulubionych zajęciach. Każdy wyjazd na kontrakt, który ja nazywam "Podłączeniem do Matrixa":-) to na prawdę twardy orzech do zgryzienia. Człowiek bardzo przyzwyczaja się do życia szczura lądowego i wszystkich wygód z tym związanych m.in. do obecności swojej rodziny i tego że ma się do kogo gębę otworzyć i poradzić gdy zajdzie taka potrzeba. Na lądzie można wstawać o której się chce, iść spać o późnych godzinach czy jeść co się żywnie podoba. 

Gdy nadchodzi pora wyjazdu wszystko to zostaje gwałtownie przerwane. Przychodzi czas bolesnych pożegnań i przestawienia się na inny tryb życia. Ten blog ma też na celu obalenie paru mitów oraz rozwianie wszystkich wątpliwości związanych z tym zawodem. Korzystając z okazji i uprzedzając pytania, wymienię parę z tych najpopularniejszych głupot jakie się słyszy i opowiem jak to jest na prawdę.

Często słyszy się że marynarz ma kobietę w każdym porcie, że pracuje jak trzeba, ale ogólnie leży na plecach i zgarnia pokaźne pieniądze za szeroko pojęte opierdzielanie się. Do tego dochodzą jeszcze wszech alkoholizm, nałogi i choroby psychiczne. Wiadomo że, tak jak w każdej sferze życia, trafiają się wyłomy i odchyłki od reguły, tak i w pracy na morzu trafiają się osobniki psujące opinię innym. W mojej ośmioletniej karierze miałem okazję poznać parę takich czarnych owiec ekosystemu. Oczywiście że zdarzają się alkoholicy co to za kołnierz nie wylewają, do tego są paranoikami z urojeniami ze skłonnościami do schizofrenii, furiactwa i niewierności. Często są to ludzie o słabej psychice, których ta praca przerosła, lub za długo ją wykonują; w innych wypadkach są to całkowicie świadome wybory do bycia wykolejeńcem. Tacy marynarze właśnie są najgorsi, szczególnie kiedy zajmują wysokie stanowiska, na których przez ogólną ocenę psychiczną nie powinni się w ogóle na nich znaleźć. Tacy kapitanowie potrafią zamęczać całe załogi, a że kontrakty potrafią trwać od 4 do 6 miesięcy, wyobraźcie sobie jakie dziury w psychice potrafi wykonać codzienne drylowanie przez psychola, którego trza słuchać bo jest twoim przełożonym. Na szczęście, z mojego doświadczenia mogę stwierdzić, że tacy ludzie to tylko ok. 10% naszej morskiej watahy.

Kwestia pracy, zarabianych kokosów i kobiet. Hmmm...? Często drażliwy temat i swoiste morskie tabu w pewnych kręgach. Ja jednak nie jestem jednym z tych którzy chowają łeb w piach i wstydzą się czy boją o tym mówić. Kasa jak wszystko też bywa różna. Można zarabiać tyle ile się polakowi nawet nie śniło. Oczywiście są to płace na statkach specjalistycznych, na które ciężko się dostać i też może z 10% marynarzy zalicza się do tej zgarniającej tysiące kudosów grupy ludzi. Ogólnie jednak jest tak że oczywiście zarabiamy trochę więcej niż średnia krajowa, tylko trzeba uwzględnić to że w gros przypadków zarabiamy tylko na burcie, a co za tym idzie trzeba nasze zarobki dzielić na pół, przy uwzględnieniu pływania 6 miesięcy w roku. Wtedy te owe kokosy, przestają już być kokosami, a co najwyżej porządnymi orzechami włoskimi:-) Ogólnie ujmując płace dobre, ale nie no hmmm... zajebiste:-P Kobiety? Ach te kobiety! Jaki świat byłby bez nich nudny. Wyobraźcie sobie teraz rozdzielenie z waszą ukochaną krągłą połówką na te 4 czy 6 miechów! Teraz docieracie do tak egzotycznych państw jak Tajlandia, Chiny, Brazylia czy np. Filipiny i Kolumbia. Pięknych kobiet tam tyle co u nas skorumpowanych ministrów w rządzie, czyli od ch.. i ciut ciut, mówiąc kolokwialnie:-P W głowie buzuje, próbujesz tylko trzymać nerwy i temperament na wodzy. Prawda jest taka że ten kto ma wszystko w domu, wszystkie swoje spełnione fantazje i fantastyczne pożycie z ukochaną kobietą, wytrzyma wszystko! Nawet tak długą rozłąkę. Kto tego nie ma, skacze z kwiatka na kwiatek, bo ma ku temu świetną możliwość. Inaczej traktuje się morskich kawalerów, dla nich świat jest całkowicie otwarty i mogą korzystać z przywileju wolności do woli, a ja tego nie potępiam, bo to całkowicie prywatna sprawa, sam kiedyś  byłem kawalerem hehe:-P 



Jak widzicie, są plusy i minusy tego zawodu. Minusy to przede wszystkim, długie rozłąki z rodziną, starcia z psychopatami:-/, częsty brak kontaktu z domem oraz cała masa innych czynników takich jak zła sztormowa pogoda która potrafi zlasować mózg, niedosypianie, wyrabianie kosmicznych ilości nadgodzin, no bo marynarz pracuje 7 dni w tygodniu czy w końcu wymuszone ciągłe dokształcanie się oraz opłacanie kolejnych wymaganych kursów, które na dodatek trzeba odnawiać, oczywiście też za dodatkową opłatą:-S Plusów jest znacznie mniej, ale są one dość znaczące. Przede wszystkim możliwość zwiedzenia całego świata, od dzikich ostępów Afryki, poprzez tropikalne wyspy Hawajów, Filipin aż po US and Fuckin A, wspaniałą Amerykę Południową czy niesamowity daleki wschód. Za tym idzie w parze, praca i poznawanie zwyczajów, kultur i języków, ludzi różnych ras i narodowości. Na plus oczywiście kasa, która nie jest już tak dobra jak za czasów naszych dziadów, ale nadal pozwala godnie żyć. No i to chyba tyle, bo cały ten legendarny romantyzm przemierzania bezkresnych oceanów, uleciał z tej profesji w momencie w którym świat przyspieszył. 

To tak gwoli wstępu, nie?;-) I tak to wygląda panie i panowie, no ale gdzie w tym wszystkim gry? W końcu to portal o grach i nie zamierzam tutaj przynudzać morskimi opowieściami, bo zaraz dostanę przypinkę jak Dexx, czyli ten od gwiazd i Roland Ninja, czyli ten od morza:-P Chociaż w sumie to i ja z tymi gwiazdkami mam dużo wspólnego i to właśnie Dexx by wiedział o co kaman, tak, Astronawigacja się kłania:-)  

ROK 2006

Początki zwykle bywają trudne. Pierwszy kontakt z pracą na morzu miałem w trakcie dwóch miesięcy praktyk na naszym gdyńskim, dumnym inaczej, Darze Młodzieży. Pobyt tam był krótki i burzliwy. No bo powiedzcie, jak 20 chłopa z Polski, w jednym kubryku (rodzaj dużej kabiny dla wielu osób) może w ogóle koegzystować? Konflikty i bijatyki były rzeczą codzienną. Jako że głównie spędzaliśmy czas w robocie i wszyscy groszem nie śmierdzieliśmy nie było czasu na gry i myślenie o nich. Jedyny mały epizod z grami na tej żaglowej krypie to pobyt dodatkowego pasażera piszącego pracę magisterską, oczywista wyposażonego w laptopa. W wolnych chwilach, gościu udostępniał go nam do grania w NFS: Underground i Colin McRae Rally 4. To tyle jeśli chodzi o gry na tym pseudo statku. Prawdziwe życie miało się dopiero zacząć.


DAR MŁODZIEŻY - NAJWIĘKSZA SZOPKA, PŁYWAJĄCA PO MORZACH!

Pływam od ośmiu lat, więc jakoś musiałem to przetrwać. Na początku jak to biedny student na praktykach w roku A.D. 2006 miałem ze sobą tylko telefon komórkowy Nokia 3510i, tak to ten "świetlny" model co to się mienił na pomarańczowo. Ale to była moc!:-P Snake II w kolorze i zakupiona gra java, na podstawie The Chronicles of Riddick. To wszystko co ze sobą miałem.

Pierwszy kontrakt trwał trzy miesiące, więc komórkowe granie, wspomagane czytaniem książek i towarzystwem, współtowarzysza niedoli, skutecznie pomogło przetrwać do końca. Tylko kurna ile można grać w węża? Na szczęście drugi matros na burcie miał już wcześniej zakupionego laptopa, na którym od czasu do czasu cioraliśmy w Heroes III, oczywiście w sojuszu przeciwko trzem "Piecom";-) Kontrakt może był krótki, ale Morze Północne w trakcie zimy oraz Chorwaccy, psychotyczni kapitanowie skutecznie uprzykrzali nam życie, w takim stopniu że po powrocie czułem się jak bym wrócił po sześciu miechach!  Nigdy nie sądziłem że można być tak złym i przeżartym do szpiku kości. Obaj Kapitanowie byli tak poryci że wręcz inwigilowali nas i prali nam marynarzom mózgi. Całkowicie wyparłem te wspomnienia z pamięci. No ale dobra marynarz wrócił zarobiony hehe;-)


MORZE PÓŁNOCNE - JEDEN Z NAJCIĘŻSZYCH REJONÓW ŻEGLUGOWYCH ŚWIATA

Dla chłopaka, który wcześniej siedział na garnuszku rodziców, były to kosmiczne pieniądze. No nie mieć nic i nagle przytulić taką rozsądną sumkę? Zmienił się tok myślenia, spojrzenie na świat i inne traktowanie pieniądza, który został ciężko zarobiony własnymi grabiami. Był rok 2006 grudzień, miesiąc po polskiej premierze X360 i jakiś rok po premierze PSP, no to co? Szybkie wyliczenie dostępnych środków, opłacenie czesnego na Akademii Morskiej, plus działka dla staruszków no i kasiora się zgadza! Parę dni później pierwszy ówczesny next-gen ląduje pod moim dachem z DoA4, CoD3 i Viva Piñata;-) w zestawie. Kończy się pewien etap, PS2 powoli odchodzi w niepamięć, kończy się ostatecznie "piracki" etap życia, tak teraz wstyd się przyznać, ale każdy Polak wie jak to kiedyś bywało. Po miesiącu dociera wyczekiwana paczuszka  z zakupionym na allegro PSP, dociera w bólach i z opóźnieniem, ale w końcu jest! Moje wybawienie i spełnienie wszystkich marzeń o przenośnym graniu! Cóż może być lepszego niż konsola o mocy i jakości gier porównywalnych do PS2, z ulubionymi tytułami które od teraz mogę zabrać ze sobą wszędzie, z 4.5" ekranem, odtwarzaczem mp3, mp4, przeglądaniem zdjęć i internetem wi-fi. Wręcz wymarzony sprzęt dla marynarza, prawda? W tamtym czasie konsolka posiadała już parę mocnych tytułów, a kolejne były w drodze. 

Urlop trwał jakieś 3.5 miesiąca, next-genowa domowa sielanka powoli dobiegała końca. Po paru tysiącach fragów w świetnym multi, starego dobrego CoD'a i obadaniu wszystkich ślicznie błyszczących krągłości panien z DoA4 przyszedł czas na przygotowania do kolejnego wyjazdu. Pamiętam jak to czas mnie gonił do wyjazdu, a ja czekałem na dwie ważne przesyłki, w jednej MGS: Portable Ops i GTA: Vice City Stories, a w drugiej cool & jizzy markowe etui na pięć płytek UMD;-) Normalnie chodziłem jak po rozgrzanych węglach, czekając na dzwonek listonosza; już myślałem że owe gry nie dotrą na czas. Na dwa dni przed wyjazdem "listodawca" zadzwonił do drzwi, kurde jaka ulga! Kolejne hity w podróżnej kolekcji. No to jedziemy!


ROK 2007
Uzbrojony w PSP, zestaw trzech gier: Tekken: Dark Ressurection, GTA: Vice City Stories i MGS: PO, z kartą pamięci wypakowaną muzyką, wyruszyłem w podróż prawie że dookoła świata! Kontrakt pięć miesięcy i trasy podróży wokół obu Ameryk i Europy. Prawdziwe WorldWide! Wrażenia podczas przeprawy przez Cieśninę Magellana to coś co ciężko opisać. Niesamowite przeżycia na końcu świata. Przez pięć miesięcy PSP było głównym przenośnym centrum rozrywki, nie tylko dla mnie. Uczestniczyło jako sound system z podkładem muzycznym w trakcie statkowego turnieju Ping Ponga, w trakcie licznych spotkań integracyjnych z innymi kolegami na burcie, wcale nie przy herbatce, oraz po prostu konsolka zabijała mi gros czasu w zawieszeniu. Podczas tych długich miesięcy rozwaliłem Tekkena na maxa, osiągając ulubionymi 4 postaciami tytuł Dark Lord w Ghost Battle, przechodząc story wszystkimi postaciami, odblokowując wszystkie filmiki, muzę i elementy strojów! MGS'a ukończyłem dwa razy odblokowując wszystko co się dało bez stosownego guide'a, a w Vice City Stories uzyskałem 89% progress z którego byłem kuresko dumny!;-) W międzyczasie dotarłem do raju dla graczy czyli USA, wstąpiłem do lokalnego Gamestop i BestBuy w Almeda Mall, w Houston Texas;-) I normalnie w głowie słyszałem tylko anielskie śpiewy Hallellujah Hallellujah!!!:-P Normalnie nie do opisania jak się czułem gdy biegałem pomiędzy tymi wszystkimi alejkami jak oczadziały!? Te kolekcjonerskie edycje, gadżety, figurki, jebitne TV i wszystko czego zaprzedana grom dusza zapragnie. I te ceny! Wtedy dolar stał niespodziewanie słabo, na pułapie 2.30zł, co za tym szło gry były tanie jak barszcz. Wyobraźcie sobie gry na PSP za 25-30 dolków, czy tytuły na X360 i raczkujące PS3 za 40 martwych prezydentów! Dobrze liczycie! Lekko ponad 6 dyszek za nowe gry na PSPioszkę i stówka za next-genowe tytuły. Teraz wiecie jak robią nas w krocze w naszej pięknej "Jewropie". Cały czas mówimy o grach nowych, a był jeszcze Gamestop oferujący używki 20% taniej! Jako że MS jak zwykle walił wszystkich w konia, m.in. montując blokadę regionalną w swoim najnowszym dziecku, skupiłem się na grach na moją kompankę;-) Od razu wpadło parę gierek, Syphon Filter: Dark Mirror, Need for Speed: Carbon - Own the City oraz czadowy Daxter. Wszystkie ukończyłem na pniu. 


BEST BUY - AMERYKAŃSKI RAJ DLA GRACZY

Znowu przyszedł czas na powrót do domu. Kolejny etap zamknięty, kolejne doświadczenia nabyte i nowe miejsca zwiedzone, a co najważniejsze, przetrwałem dzięki  temu małemu cudeńku od Sony. Na statku zawsze jest co robić, pomijając oczywistą, obowiązkową pracę, ale na przykład w takich długich przelotach z Euro do USA na prawdę ma się dużo wolnego czasu na myślenie, czy w moim wypadku, odpychanie myśli i zabijanie czasu ukochanymi grami. Długi, 12h lot z Houston do Frankfurtu oczywiście umiliło mi PSP.

CIEŚNINA MAGELLANA - ŁAJBA NA KRAŃCU ŚWIATA

Kolejny urlop był dość krótki, bo po zaledwie dwóch miesiącach byłem znowu na burcie. Po prostu czas na wypływanie niezbędnej praktyki, wymaganej do podejścia do egzaminu na Oficera Wachtowego się kończył i nie mogłem sobie pozwolić na dłuższe leniuchowanie. Ledwie zdążyłem się dozbroić i już śmigałem. Tym razem w towarzystwie nowego, własnego lapka, który udało mi się przywieźć ze Stanów o całe 30% taniej niż w PL. 
 

ROK 2007-2008
Wróciłem na Morze Północne i niezbyt przyjazne Europejskie rejony zimą. Za to statek i załoga byli bardzo przyjaźni, było to dla mnie bardzo ważne, gdyż pierwszy raz w życiu ominęły mnie święta Bożego Narodzenia i powiem wam że ciężko jest nie uronić łzy gdy dzwoni się w ten dzień do rodziny i składa życzenia. Na prawdę nikomu nie życzę takich chwil, ale co tam, trza być twardym a nie miętkim nie? Kontrakcik minął pod znakiem ogrywania gorącego jak surówka w hucie: God of War: Chains of Olympus oraz Killzone: Liberation, wspomagane typowo piecowym graniem i nadrabianiem starych hitów. Ukończyłem wtedy Gothic, Gothic II: Noc Kruka (straciłem wtedy rachubę który to już raz) oraz Diablo II, Fallout 1 & 2 oraz starusieńkie Heroes I & II. Po prostu lubię nadrabiać stare gry gdy istnieje ku temu możliwość. Urlop był krótki, więc i pobyt na statku też niezbyt długi. 


ŻEGLUGA W LODACH - UROKI ZIMY NA PÓŁNOCY

Przyszedł czas na powrót do domu i dokończenie nauki na Akademii Morskiej. Wszystko poszło po mojej myśli i wraz zaliczoną praktyką morską oraz zaliczeniem wszystkich przedmiotów, mogłem podejść do jednego z najtrudniejszych egzaminów w moim życiu! Przycisnąłem z nauką, spiąłem się jak struna i zdałem to cholerstwo za pierwszym razem. Po zdobyciu tytułu BA of Maritime Navigation mogłem ubiegał się o dyplom Oficera Wachtowego Marynarki Handlowej, a co za tym idzie, o pracę na tym stanowisku. W roku 2008 nie miałem większych problemów ze znalezieniem roboty. Dzisiaj jest zupełnie inaczej, ludzie z patentem potrafią siedzieć w domu po rok i dwa! Wszystko spowodowane wymianą drogich Europejczyków na tanich Filipinów czy Hindusów, dlatego trza szanować to co się ma i nie narzekać za bardzo. Nowe stanowisko poszerzało znacznie horyzonty, ale i narzucało dużo większą odpowiedzialność, trzeba to było przyjąć na bary i zacząć przeć przez życie z podniesionym czołem.

ROK 2008
Pierwszy raz za Trzeciego Oficera wyjechałem w Maju 2008 roku. Mogę powiedzieć że złapałem wtedy Boga Kosmitę za pięty:-P Mianowicie trafiłem na najlepszy statek jaki można sobie wymarzyć, poznałem najfajniejszych ludzi w całej mojej karierze oraz zwiedziłem tyle że można by o tym dzienniki pisać. Jednak najważniejsze było poznanie jedynego prawdziwego kapitana, ostatniego sprawiedliwego i najzajebistszego lidera w całej mojej 8-letniej karierze! Facet był po prostu nieprzeciętny, maniakalny fan multiplayerowego strzelania w CoD czy Unreal Tournament ścigania w Race Driver, a do tego Fanatyczny Pilot-Oblatywacz w MS Flight Simulator, który chyba minął się z powołaniem. Facet dosłownie woził ze sobą gigantycznego Joya, przepustnicę oraz jebitnego, mocarnego Sony Vaio 17"! Wszystko tylko po to żeby sobie polatać po świecie, dosłownie pasjonata i hobbysta. Graniem w multi był tak zachwycony że pomontował na całym statku routery i założył sieć lokalną. Dał rozkaz do wszystkich, aby poinstalować wymagane gry i jazda! Cotygodniowe zażarte turnieje w CoD czy Unreala trwały w nieskończoność. Jako że byliśmy z "kaptejnem" sąsiadami, dwa 4 osobowe zespoły zbierały się w naszych kabinach. Ale była radocha jak się komuś zasadziło head'a i słychać było wrzaski zza shotu (ściana na statku:-), największa jednak była gdy to stary (kapitan) oberwał, co kończyło się na ogół groźbami o dodatkowych godzinach pracy do wyrobienia. Tak nieskromnie to powiem że razem z szefem i jednym marynarzem wiedliśmy prym w tych potyczkach. Szefo był czasami nie do ubicia, co potwierdzał latami treningu. Na prawdę zajebisty facet, nigdy więcej już takiego nie spotkałem. Nie dość że w pracy potrafił wszystkich zmotywować do działania, poprzez zachowanie spokoju i zasad bezpieczeństwa, to jeszcze wychodził do ludzi w pełni się z nimi integrując. Szkoda że nie wszyscy tacy są i wolą drzeć ryja niż podejść na spokojnie. Ja jednak już na zawsze wziąłem przykład od kapitana Tomka N. którego serdecznie pozdrawiam, bo a nóż czyta PPE;-) 


TAKIE TAM - SATURN V, MÓJ STATEK LEGENDA I CROCWORLD OF SOUTH AFRICA

Cały mój kontrakt życia nie minął tylko pod znakiem multiplayerowych starć z resztą załogi. Wraz z kolejną podmianą załogi na burcie pojawił się kolejny właściciel PSP. Jako że miałem ze sobą Tekken: DR to graliśmy razem versusa poprzez gameshare na jednej płytce. Naparzaliśmy ile wlazło nie zawsze na legalu, ale o tym w jednej z kolejnych części bloga:-P Taki świat mały że okazało się że koleś rozpisywał kiedyś swoje comba z Tekken 3 i pisał do kącika bijatyk w Extrimie! Ksywki nie zdradzę ale potwierdzam że tak było, sprawdziłem starsze numery. Wcale się nie dziwiłem że moje ratio zwycięstw wynosiło 5:1 na jego korzyść, a odgrażał się jeszcze że zmłócił by mnie bardziej gdyby tylko PSP miało wszystkie shoulder'y. Koleś też często nabijał się ze mnie jak grałem w coś innego niż Tekken, no bo chyba nikt nie uzna was za normalnego gdy gracie w Patapon hehe;-P Te wszystkie przyśpiewki i w ogóle, a ja tam lubię te czarne oczka i niech się odpierniczą;-) W taki oto sposób dowiedziałem się, że nie jestem sam jeden morskim graczem i że gdzieś tam w szarej strefie światowego marynarstwa, funkcjonuje cała ukryta brać podobnych do mnie. Praktycznie po 5 miesiącach co do dnia przyszedł czas na pakowanie się i powrót do domu. Przepakowany bagażem doświadczeń na nowym stanowisku, wracałem w pełni szczęśliwy i ukontentowany. Nigdy wcześniej będąc na statku nie zwiedziłem na raz tylu miejsc, od Centrum Kontroli Lotów NASA w Houston, przez Farmę Krokodyli oraz Safari w Afrykańskim Buszu, aż po typowo turystyczny, objazdowy wypad po największych miastach RPA. Niezapomniane przeżycia uwiecznione na ponad 3000 zdjęć! Śmiganie po buszu w Safari-Land Roverze na modłę samochodów z Parku Jurajskiego oraz bliski kontakt z zebrami, żyrafami, nosorożcami przebiegającymi drogę czy starym osowiałym bawołem, to przeżycia wręcz bezcenne! Zwieńczenie przygody w restauracji usytuowanej w samym centrum pustkowia, szwedzki stół, przepyszne steki z krokodyla i oblizująca się rodzinka pawianów zaglądająca przez szyby, tego nie kupisz za pomocą Mastercard;-P Miałem jak nic farta że trafiłem na statek pływający w tak egzotycznym rejonie świata i na tak porządnych ludzi, bo dla oficera bez doświadczenia to bardzo ważne żeby trafić na lidera, kapitana który poprowadzi, nauczy i opier...li jak trza:-P Nie mogłem sobie wyobrazić lepszego startu.


HLUHLUWE IMFOLOZI PARK - WIDOKÓWKI Z SAFARI

Wiadomo, że po wstąpieniu w szeregi "pagoniarzy" można już było sobie pozwolić na trochę więcej. Perspektywy się zmieniły bardzo na plus. Zawsze mówiłem że jak tylko uda mi się zdać te zafajdane egzaminy, odebrać dyplom i odwalić kontrakt na oficerskim stanowisku, to za pierwszą zarobioną w ten sposób kasę walnę sobie wypasionego laptopa! Jak mówiłem, tak zrobiłem. Poprzedni trafił do mojego taty, nomen omen też "maryniarza":-) a ja se żem zakupił istne Lamborghini wśród komputerów przenośnych. 17" calowy, ważący 4,7kg, Toshiba Qosmio! Made for Gaming! Ludzie w temacie będą wiedzieć o co kaman. Powiem że w 2008 roku był to potwór, no bo poszedł na tym Crysis hehe:-D W tamtym czasie też siedziałem bardzo długo w domu, bo prawie całe 7 miesięcy! Wpłynęło na to parę czynników, mianowicie przebyty przeze mnie zabieg oraz to że poprzednia firma się posypała w drzazgi. Ostatecznie po raz kolejny wylądowałem na tym samym statku, na którym pierwszy raz odwiedziłem USA, z tą różnicą że tym razem nie jako szeregowy marynarz, a oficer. Kapitan Tomek jest naocznym dowodem na to że można żyć z załogą na przyjaznej stopie, zyskiwać sobie przychylność podwładnych poprzez wyciąganie do nich przyjaznej ręki, a wtedy będą wykonywać swoją robotę jak należy bez żadnych scysji, bo nikt nie lubi pracować pod batem. Załoga jest jak rodzina, powinna się trzymać razem, słuchać i respektować zdanie ojca, który wcale nie musi ostry ale przyjacielski i konsekwentny zarazem.

 

TO BE CONTINUED...

Oceń bloga:
25

Komentarze (11)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper