PEGASUS po 25 latach... czy miłość przetrwała próbę czasu?

BLOG
3731V
PEGASUS po 25 latach... czy miłość przetrwała próbę czasu?
giez | 18.07.2017, 21:49
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Kupiłem! Jest! Działa!
To niesamowite, że kupno Pegasusa w 2017 roku wzbudza takie same emocje jak komunijny prezent od rodziców w 1992 roku... Musiało minąć 25 lat żeby moja pierwsza konsola do mnie powróciła, jest, stoi i co dalej, czy było warto? Zapraszam na podróż w Złote Lata 90-te po mojemu. Nie wierzysz? Pierdnę i leżysz! :]

O co chodzi? -O ten tramwaj co nie chodzi

Urodziłem się 1984 roku i nie mam Facebooka.
W tym samym roku Apple wprowadziło pierwsze Macintoshe, Madonna zaśpiewała "Like a Virgin" a w Polsce porwano księdza Popiełuszkę. A rok wcześniej pewna japońska firma produkująca karty do gry wydaje konsole, która sprzeda się w ilości 60 mln sztuk…

My o NESie czy Famicomie (na jego bazie powstał Pegasus) mogliśmy tylko pomarzyć, jednakże dwaj kreatywni Polacy „zaadoptowali” technologię i wydali w Polsce grę video która zawładnęła umysłami wszystkich otwartych na elektroniczną rozrywkę…

Zawładnęła również i moim, wtedy i teraz, po 25 latach.

Po Pegasusie był już PSX (pozdrawiam Tomka M. i jego brata Marcina, to za Ich sprawą zakochałem się w konsolach Sony), dwójka na premierę była za droga dla moich rodziców, łatwiej było namówić ich na komputer (do nauki oczywiście, musiał mieć do tej nauki GeForce 2 GTS), potem PS3, chwila z xbox360, znowu PS3…
Obecnie mam PS4, PSP, Nintendo Classic Mini oraz od kilku dni, Pegasusa model MT-777DX (nie można go wybrać na naszym portalu do posiadanych konsol bo go nie ma! skandal!)

Kupując go sam nie wiedziałem czy robię to dla siebie czy syna (8 lat), żeby znał historię a nie tylko najnowsze gry. Po to wcześniej kupiłem Nintendo Classic Mini… nie porwało go…Woli Raymana Legends i nowe gry. W sumie sam jestem sobie winien bo miałem dawkować mu gry (co kilka lat temu miało miejsce) w kolejności chronologicznej.

Chciałem by przeżył to co ja. Dlaczego tak się uparłem? Ponieważ obecne pokolenie nie ma punktu odniesienia. My, ludzie po trzydziestce i starsi, dojrzewaliśmy razem z grami, było to coś magicznego, grafika na poziomie umysłu kilkulatka trafiała w sedno! Gry raczkowały i raczkowaliśmy my. Mój syn po zagraniu w nowsze gry niechętnie gra w starocie chociaż są wyjątki. Stare gry nie wzbudzają w nim tyle niepotrzebnych emocji, umowna grafika łagodniej przemawia do jego nierozwiniętego jeszcze umysłu.

Kto się przezywa ten się sam tak nazywa

To po co kupiłem Pegasusa? Sam nie wiem, czułem, że musiałem, chodził za mną, może kupiłem bo mogłem, bo mnie stać żeby mieć kawałek dzieciństwa. Chciałem go wyczyścić bo był ubrudzony życiem, czyszczenie trwało 2 godziny, rozkręciłem go, wszystkie elementy niewrażliwe na wodę wylądowały w misce z mydłem… Szczoteczką czyściłem każdy element, spłukiwałem, wycierałem ręcznikiem papierowym, suszyłem suszarką. Doprowadziłem do czystej, pachnącej obudowy, padów bez śladów brudu i syfu. Żona patrzy na mnie dziwnie. Pady są w stanie tak dobrym, że jestem w szoku, oryginalne, ktoś musiał je dobrze traktować… ja swoich miałem kilka ponieważ regularnie je rozbijałem ze złości.

Dobra wyczyściłem, skręciłem. Co mam dalej zrobić ze swoim życiem? :)

Myślę teraz na zdobyciem 14 calowego TV crt. Po co? Nie wiem :) aaa wiem – pistolet! Nie działa na LCD… Dzisiaj zjeździłem pół Łodzi za lepszym, stabilizowanym, impulsowym zasilaczem. Odpalam, gram w kilka gier…

Natychmiast wracają znajome powidoki, zapachy, smaki… wafle Kukuruku, pomidorowe Star Foodsy. „Ruffles falowanie, daj mi dziś kochanie!”

Jestem znowu małym chłopcem, idę do szkoły obok mojego bloku, ale już myślę o powrocie – na tej samej ulicy jest wypożyczalnia kaset VHS (ul. Malczewskiego, Łódź, pozdrawiam serdecznie, bodajże Pan Jacek…nigdy już Pana nie spotkałem a jak likwidował wypożyczalnię mówił coś, że wchodzi w VR…), wraz z Pegasusem pojawia się także możliwość wymiany lub wypożyczenia kartridży na godziny bądź dni.

Idę do szkoły w butach z szybkami (historia zatoczyła koło, jak zawsze), czapkę z daszkiem Chicago Bulls z odpowiednią ilością szwów na daszku – tak rozpoznawano oryginał, LOL.

W szkole na przerwach wymieniam się karteczkami, po lekcjach ląduję na świetlicy gdzie gramy w Eurobiznes i oglądamy Króla Lwa i Małolaty Ninja.
Wizyta w szkolnym sklepiku - za 2 tysiące złotych (2 zł teraz) kupuję napój w woreczku, hot-doga i wodnego loda w folii do rozerwania zębami – są podobne w Kauflandzie ale smak słabszy.

Mamooo, rzuć picie!

 

Po lekcjach zabieram kumpla do domu albo Pegasusa do kumpla i gramy w Contrę,
”Ty bierz górę ja dół, nie idź tak szybko bo zginę!”
Mama robi kanapki ze Snickersem - nieodżałowany krem do pieczywa, wycofany na całym świecie!

Oczywiście w tamtych czasach BMX albo gała zawsze wygrywała z grami video i czymkolwiek innym. Tutaj mogę być dumny z mojego syna - w 2017 ma tak samo.


Wracając do 1992 roku -  u kumpla z bloku (pozdrawiam Cię Mariusz sto lat nie gadaliśmy), odpalamy C64 na zielono-czarnym ekranie, ustawiamy głowicę i odpalamy kasety magnetofonowe z opisami gier: „ludzik idzie w prawo, samolocik, piłka nożna” – element zaskoczenia którego teraz tak bardzo brakuje! Trailery, gameplaye, dema, bety. Pozdro Ściera! Wtedy nie było szans zobaczyć gry inaczej niż na obrazku, który prawie nigdy nie przedstawiał gameplayu tylko coś w rodzaju dzisiejszych artów z danej gry. Majętny kolega Robert z bloku obok szkoły miał Amigę, zobaczyłem Kick Boxing czy Goblins i wtedy zrozumiałem, że mój sprzęt jest stary…

Ale nic to, tak mijały kolejne dni i lata, po 168in1 kupowałem gry w Uniwersalu, za ciężkie pieniądze Złota 4 i 5, nigdy nie przepadałem za grami „od Ruskich”. Zwykle naklejka inna niż zawartość poza tym śmierdziały, do dzisiaj śmierdzą, minęło tyle lat a rzeczy z bazaru „od Ruskich” nadal śmierdzą!

Daj się karnąć. OK, ale nie zmieniaj przerzutek.

 

Mój ojciec nie przepadał za grami ale męczyłem go strasznie więc grał ze mną w Baseball, Tetrisa nawet lubił. Pamiętam, że dopiero po jakimś roku kolega pokazał mi, że w F1 można zmieniać bieg na wyższy a ja myślałem tak po prostu jest, nie wygrałem nigdy żadnego wyścigu wcześniej.

Kochałem te gry, równolegle graliśmy u kumpla na IBM w pierwszego Mortala, Prehistoryka i Wolfenstein 3D, przy okazji przymusowo ucząc się DOS-a – szach mat młodzież, potem nauka komputera poszła jak z płatka!
Prince of Persia na kompa mnie zaczarował i pamiętam, że Wigilia 1993, kiedy to dostałem kartridż z Księciem, należała do niego. Marzyłem o Mortal Kombat na mojego Pegasusa, nie rozumiejąc dlaczego u kolegi z podobną konsolą (nie wiedziałem, że Megadrive to zupełnie inna bajka) wygląda jak trzeba a u mnie jest tak dziwnie, bez krwi, fatali, z dziwnymi kolorami. Ale i tak grałem jak głupi.

Lion King oraz Alladin również nie wyglądały jak wersje z komputera ale i tak były genialne! Bonusowa trasa z Micromachines śniła mi się po nocach. Genialne NBA z animowanymi filmowymi wsadami, Goal i tzw. Goal 3 z super strzałami i deszczem z piorunami, Tsubasa z japońskimi krzaczkami (i systemem save kodów). Kung Fu Jackie Chan (jakoś tak) miało w sobie coś magicznego, Karateka był mroczny i poważny.
O klasykach typu Mario czy Contra napisano już tyle, że ja dam spokój. Ale oczywiście fantastyczna składanka 168in1 była i jest najlepszą kompilacją gier ever.

Punisher na szynach mógł poszczycić się zniszczalnością otoczenia na poziomie Duke Nukem 3D a i super poważnym klimatem. Robocop, Terminator i Last Action Hero mogą dzisiaj stanowić wzór gier na licencji, dzisiaj tak bardzo zeszmaconych. Miały klimat, muzykę i grywalność… raczej średnią ale graliśmy we wszystko, wszystko było zajebiste!

Po obejrzeniu w kinie Jurrassic Park nic nie było już takie samo, gra nie miała nic wspólnego z filmem (poza dinozaurami) ale nic to, grałem godzinami!
Nawiązując do artykułu o G.I. JOE w najnowszym PSXE.. nie miałem nigdy gry z nimi a były to moje ulubione zabawki, godzinami bawiłem się nimi odtwarzając walki z filmów karate z wspomnianej wyżej wypożyczalni. Mój syn to akurat odziedziczył, bawi się nimi świetnie, chętnie odkupię jeśli macie z dawnych lat!

Właśnie -Nie mów właśnie bo ci kura jajem trzaśnie

The Flinstones (część z ostatnim światem w świecie Jetsonów) rozwalało system! Piękne, zróżnicowane światy, mini gry, bossowie, ta gra miała wszystko! Oprócz saveów…

Gry której nigdy nie ukończyłem (i śmiem twierdzić, że nikt z Was wtedy tego nie zrobił) było Fantastic Adventures of Dizzy, gra ogromna, złożona, trudna i oczywiście również bez saveów.

Wracamy do 2017 roku… Mam Pegasusa i zamiast grać piszę ten tekst. Samemu jakoś tak mi dziwnie grać na konsoli która zbliżała ludzi, pamiętacie obrazek, kiedy cała rodzina siedzi przy Pegasusie? No właśnie.

Pytanie tytułowe – czy miłość do retro przetrwała próbę czasu? Oczywiście, te gry są dokładnie tak samo, powtarzam, DOKŁADNIE TAK SAMO dobre jak 25 lat temu. Dlaczego miałoby być inaczej, są zacofane ale tak samo dobre. Czy stary Ford Mustang nie daje takiej samej frajdy jak w momencie premiery?

Jak gracz taki jak ja, wychowany razem z grami, ich rozwojem, niszą i rozkwitem w naszym kraju, mógłby nie mieć sprzętu retro w domu? Teraz, kiedy jest tak dostępny za pieniądze osiągalne dla każdego, jak mógłbym sobie go odmówić, kiedy moja mama brała pożyczkę na 2 lata żeby kupić mi Pegasusa czy potem PSXa. Nie można zapominać o historii, należy ją przekazywać, spisywać, jest bezcenna. Pomyślałem, że mógłbym sprzedać ten egzemplarz, nie ma drugiego tak wyczyszczonego i zadbanego, ludzie wystawiają zapyziałego szrota i wołają kilkaset złotych. Tylko co, sprzedam i co mi zostanie? Wzbogacę się o 500 zł? Jestem z pokolenia wartości przedmiotów, naprawiania rzeczy, kasety zamiast mp3, płyty zamiast cyfrówek, ksiązki zamiast Wikipedii. Mam masę zdjęć dzieciństwa, moi rodzicie lubili fotografię, mam też trochę zabawek, masę książek, rysunków, Walkmana, to wszystko podtrzymuje wspomnienia, mam co opowiadać.

W dobie cyfrowych i ulotnych danych warto coś mieć.

Oceń bloga:
57

Komentarze (59)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper