Yakuza 0 - miłość od pierwszego wejrzenia

BLOG RECENZJA GRY
1737V
Yakuza 0 - miłość od pierwszego wejrzenia
SolidSnakePL | 22.09.2017, 17:49
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Yakuza wyszła ponad 10 lat temu na PS2 i od momentu premiery byłem zainteresowany tą produkcją. Niestety ze względu na deficyt finansowy oraz problemy z otrzymaniem własnej kopii, ta seria ominęła mnie szerokim łukiem. Gdy z czasem zaczynałem mieć większy budżet na gry i konsole, widywałem premiery Yakuzy 3, 4 i myślałem, że ten statek już odpłynął. Nie widziałem sensu zaczynać serii od n-tej odsłony z rzędu, tym bardziej, że pierwsze 2 części Yakuzy (z PS2) są trudno u nas dostępne (allegro i inne serwisy już autouzupełniają mi się w przeglądarce gdy wpisuje "Y"). Na szczęście ostatnio na rynku pojawiły się dwie odsłony tej serii: Yakuza 0 oraz Yakuza Kiwami. Wtedy to uznałem, że jeśli kiedykolwiek będę chciał poznać tą wychwalaną serię, to musi to być teraz, zero wymówek. I tak o to Yakuza Kiwami i 0 wylądowały u mnie w czytniku...

Na sam początek....

Dla niezorientowanych (czyli ludzi jak ja) Yakuza Kiwami to remake pierwszej części (bardzo wierny wobec oryginału) z kilkoma nowymi dodatkami, a Yakuza 0 to prequel, dziejący się około 20 lat przed pierwszą częścią. Kiwami mnie wciągnęło, ale 0 rozkochało mnie w sobie bez reszty. Każdy element tej gry był dla mnie czymś niesamowitym i niesamowicie intrygującym, a poszczególne zalety wypunktuję niczym harcerzyk poniżej.

Setting

W Yakuzie 0 wcielamy się w dobrze znanego weteranom serii Kazumę Kiryu oraz we współmafioza (współyakuzę?) Goro Majimę. Błędem byłoby pomyślenie, że obie postacie są przyjaciółmi czy chociaż dobrymi kolegami - z tego co wiem to ich relacja jest bardzo specyficzna na przestrzeni serii (o czym przekonała mnie Kiwami). Kazuma znajduje się w standardowym dla tej serii mieście - Kamurocho - będącego mniej lub bardziej wierną kalką "dzielnicy czerwonych neonów" Tokio. Tylko, że tym razem ma to miejsce w latach 80. XX wieku, a nie jak w kolejnych częściach głównie już w XXI. wieku. Już samo to było dla mnie ciekawym settingiem, gdyż większość z nas jest dobrze zaznajomiona z tym jak wyglądały te lata w Stanach Zjednoczonych, głównie poprzez GTA: Vice City czy też poprzez kultowe filmy jak "Człowiek Z Blizną" lub serial "Miami Vice''. Duża część z nas ma również świadomość tego jak wyglądały polskie lata 80. czy to poprzez własne doświadczenia czy też opisy rodziny, książek etc. Nigdy natomiast nie zostałem zapoznany z wyglądem tego okresu na daleeeeeekim wschodzie, i z tego co wygrzebałem na internecie - Yakuza 0 bardzo dobrze odwzorowuje te realia. Począwszy od takich podstaw jak cegłofony, kończąc na japońskim boomie ekonomicznym (szczególnie historie ludzi, którzy z dnia na dzień zostawali milionerami by potem spłukać się do cna). Do tego dodać można ogromną ilość neonów, co sprawia, że ekran czasami wygląda jak choinka jakiegoś świątecznego psychola, ale nadaje to grze ogromną ilość klimatu. Ludzka mentalność również jest charakterystyczna dla epoki, a nowo poznane japońskie hity cały czas grają mi w tyle głowy na równi z tymi amerykańskimi. Nie można zapomnieć również o drugiej dostępnej dzielnicy - tym razem Osaki a nie Tokyo - o nazwie Sotenbori (tu poruszamy się Goro). Jest ona podobna do Kamurocho, jeśli chodzi o nastawienie na rozrywkę, ale pod względem architektonicznym wyraźnie się wyróżnia. Widać również bardzo wyraźnie, że jednym z głównych założeń twórców było ukazanie (czy to zachodowi czy młodszym japończykom) jak wyglądała epoka Michaela Jacksona w ich rodzimym kraju, lecz pierwsze skrzypce gra tutaj ukazanie dobrze znanych postaci w innym świetle...

Kiryu i Goro

(Pragnę na początku nadmienić, że będę używał jak najmniej spoilerów jak to możliwe, fabułę tej gry trzeba zdecydowanie "doświadczyć" a nie zepsuć sobie w podrzędnej recenzji...) Jako, że na swoim koncie mam tylko Kiwami to trudno mi mówić w szerszym spektrum o tym jak bardzo różnią się główni bohaterowie 0 od swoich przyszłych wcieleń, lecz na pierwszy rzut oka widać, że Kiryu nie jest jeszcze "Smokiem Dojimy" z Y1, czyli legendarnym na skalę całego klanu Tojo (i pewnie nie tylko) gangsterem, a Majima nie jest jeszcze "Wściełym/Szalonym Psem Shimano" czyli nieokrzesanym i nieprzewidywalnym psycho-gangsterem z jakimś ukrytym motywem za własnymi czynami. Tutaj są oni gówniarzami, jedni mają więcej na koncie niż drudzy, i ta gra pokazuje jak doszli oni do pozycji i tytułów, które posiadają oni w przyszłości. Widać tutaj jak formowały się ich światopoglądy, obecna w przyszłych częściach (choćby w Kiwami). W trakcie postępu rozgrywki po części wprowadzany jest nam (na początku naprawdę wolno) główny wątek i główna intryga całej gry. Jako, że mamy jeszcze lata 80. i nie każdy metr kwadratowy ziemi jest pokryty Biedronką czy też Walmartem to główna walka całej yakuzy toczy się o ziemię (nie planetę) i w trakcie fabuły widzimy, że ludzie dla forsy są naprawdę gotowi zrobić wszystko...jednak nie jest to jedyna motywacja głównych dobrych/złych ponieważ poruszana jest w trakcie gry szeroka gama motywów (co to znaczy być prawdziwym Yakuzą? Co to honor? Co zrobisz dla miłości?.....), która naprawdę odstaje na tle coraz częściej wypuszczanych, jednowymiarowych opowieści obecnych czasów. Jeśli mówić tutaj o "tych złych" to są oni bardzo dobrze przedstawieni, każdy ma swoją motywację, odpowiednią ilość czasu "na ekranie" i wyróżnia się na tyle na tle innych gangolów, że nie ma na pewno problemu z antagonistami pokroju ctrl+c,v. Jeśli mowa o bohaterach, to widać że każdy jest mniej więcej dynamiczny, przechodzi jakąś zmianę, wynosi jakąś "mądrość życiową" z tego co się stało, formuje nowe więzi itd. Muszę również pochwalić 0 za to, że wyjaśniło mi wiele rzeczy z Kiwami, gdyż jak zaczynałem tą grę to kręciło mi się w głowie od ilości nazwisk i osób i pytań typu "skąd on się tam w ogóle wziął? O co chodzi?" Ale jak zobaczysz, Yakuza 0 odwala robotę prequela bardzo dobrze (tak jak robił to według mnie Snake Eater), czyli pokazuje Ci jak zmienili się bohaterowie, skąd biorą się ich motywacje i czemu antagoniści robią to co robią najlepiej, czyli są źli. Zanim przejdę dalej, warto jest również pochwalić niesamowity voice-acting. Z japońskiego znam tyle co nauczyłem się z oglądania filmików z Tekkena, więc można powiedzieć że jestem biegły, a całkiem poważnie to nawet nie znając żadnego słowa (poza "dziękuję" i "cooo?" - ulubione słowo Kiryu gdy spotyka ludzi na ulicy) można zauważyć, że aktorzy dają całą swoją duszę tym postaciom i nawet najmniejsza, nieznaczona osoba mająca głos, jest zagrana do perfekcji.

Gameplay, czyli jak NIE podążać za głównym wątkiem...

Yakuza oczywiście ma główny wątek pełen pięknych momentów, wzlotów i upadków, lecz w chwili gdy masz daną swobodną kontrolę nad postacią, zaczyna się odwracanie uwagi. Oba miasta są przepełnione przeróżnymi czynnościami. Mamy tutaj takie standardy w obecnych "sanboxach" jak bilard, darty, wyżalanie się barmanowi po kilku głębszych, ale i rzeczy które totalnie mnie zaskoczyły jak spotkania z hostessami, telefoniczne rozmowy o mechanice shootera, salony arcade SEGI.... jest tego pełno, a to tylko wisienka na torcie. Główną frajdą są bowiem misje poboczne, tzw. substories. Są one przeważnie bez voice actingu, i jest to tylko tekst to skipowania na modłę klasycznych j-rpgów. Niemniej jednak KAŻDA misja jest, przynajmniej dla, mnie interesująca. Przykładem może być to jak grałem w Skyrima; większość misji pobocznych (nie licząc tych większych jak Brotherhood czy Szkoła Magów) były totalnie nudne dla mnie, skipowałem to co mówili najszybciej jak mogłem po to by iść znaleźć jakieś byle co i oddać im, dostać 500 septymów i zwinąć się do Izoldy na obiad. Tutaj każdy człek ma coś interesującego do powiedzenia (a dokładniej do napisania gdy usta poruszają się bez dźwięku), lecz gdy robisz nawet najbardziej nudny quest, typu przynieś, podaj, pozamiataj, to ktoś nagle zaczyna opowiadać historię swojego życia tak wciągającą, że czasami brakowało mi tylko horrendalnie drogiego popcornu i Coli żeby czuć się jak w kinie. A jeśli chodzi o te "ciekawsze" (w cudzysłowie bo dla mnie każdy quest jest ciekawy) to mamy z czego wybierać: pomaganie osobie wciągniętej do sekty, dominatrix, imigrantom czy też kolesiowi zwanemu "chodząca erekcja" czy też "mr. libido". Jest tego pełno, co najmniej ze 100 misji, a przybierają one czasami tak niespodziewany obrót, że wielokrotnie śmiałem się do rozpuku, jak i naprawdę przejmowałem losem NPC. Jednakże spośród wszystkich misji pobocznych, wyróżnić można dwa wątki: bycie managerem klubu Majimy oraz bycie handlarzem nieruchomości jako Kiryu. Są to najbardziej rozbudowane wątki poboczne, wprowadzone przez fabułę główną lecz nieobowiązkowe. Polecam jednakże dokończenie tych wątków, bo zawierają równie barwną obsadę postaci (manager Youda) co fabuła, wiele śmiesznych momentów oraz bonusy, które odblokowuje się po ich zakończeniu sprawiają, że każda walka z wrogami jest trywialna....

Kto nie skacze ten ma po mordzie!

...tak! Yakuza 0 to nie jest zwykły klon GTA, jak ciągle rynek chce to nazywać. Jest to bardzo rzadko widziany na obecnym rynku Brawler, czyli chodzisz po mieście i klepiesz buźki niemiłych panów. System walki oraz sama rozgrywka jest dosyć rozbudowana, każdy z bohaterów dostaje na start (nie od pierwszej misji, ale na początku fabuły) 3 style walki, co razem daje 6 różnych sposobów na skopanie komuś zadka za bezczelne wchodzenie Ci w drogę. Style Kiryu są dosyć stonowane, mamy Rush - mały damage, szybkie ruchy, Brawler - średni damage, średnia szybkość oraz Beast - wolny, ale damage z kosmosu. Oczywiście umiejętności można levelować, a podobnie jak w Dark Souls - im dłużej grasz i wyczajasz jak działa system walki tym lepszy w to jesteś. Przykładem może być to, że w początkowych misjach często można dostać oklep (chyba, że grasz na easy), ale jak już ogarniesz wszystko to, tak jak ja, przejdziesz ostatnich bossów w grze bez użycia żadnego lekarstwa czy jedzenia, uzupełniającego pasek życia. Style Majimy natomiast to totalny rozpierdziel, poza standardowym Thug, będącym jego odpowiedzią na Brawlera od Kiryu, mamy Breaker (bije się trochę jak Eddy Gordo) oraz Slugger - czyli Majima + kij bejzbolowy = kuku. Style Majimy to ubaw po pachy, ciągle się między nimi przełączałem i gdy ich używałem miałem banana na gębie przez czały czas, nawet gdy na ulicy zaczepili mnie po raz setny jacyś frajerzy (serio? koleś ma opaskę na oku i wygląda z kilosa na kłopoty, ja bym omijał szerokim łukiem...). W związku z tym, że w trakcie gry levelujesz się za kasę, a mniej więcej w jej połowie będziesz miał więcej kasy niż włosów na głowie, to polecam zaczęcie gry na hard, bo pod koniec gry jak zarówno zlevelujesz postać jak i siebie, to nikt nie będzie stanowił dla Ciebie większego wyzwania (poza gangolami z pistoletem - nienawidzę gnojów). Warto również zauważyć, że pomimo tego, że praktycznie co chwilę będziesz się z kimś bił czy to 1 na 1 czy 15 na 1, to naprawdę trudno się znudzić. Czułem taką samą satysfakcję, gdy walczyłem po raz pierwszy z bossem, jak i gdy rozwalałem komuś SKUTER na łbie. Ubaw i porąbane scenariusze same się piszą w walkach i nie sposób odłożyć kontroler momentami, szczególnie jak się wciągnie w walki w klatce.

Na koniec...

Mam wrażenie jakbym napisał już nową Biblię, ale opiewająca zasługi twórców Yakuzy, więc będę powoli kończył. Mimo tego, że gra jest dla mnie miodem w czystej postaci, to widać parę wad, które niekoniecznie mi, ale z obiektywnego punktu widzenia komuś mogą przeszkadzać. Po pierwsze są 4 typy różnych cut-scenek: mamy te wypasione, prerenderowane z pełnym voice actingiem oraz mamy te zrobione na silniku gry również z głosem. Potem robi się dziwnie bo są też takie, gdzie jest głos, osoby mówiące się nie poruszają, natomiast porusza się tło (czyli przechodnie, deszcz...) oraz te gdzie jest tylko tekst i zero głosu (głównie te z substories). Dziwne jest rozparcelowanie środków przekazujących opowieść na tyle typów, wiadomo, że jeśli nie wiesz o co chodzi, to chodzi o kasę i czas, jednakże jest to dziwne, gdy jakieś ważne informacje (plany, twisty) nie zawsze pokazywane są w tej wersji prerenderowanej, lecz np na silniku. Co do oprawy graficznej i stylistycznej to nigdy nie zdarzyło mi się, żeby spadek animacji był jakiś znaczny, chociaż gdy nagle na ekranie pojawia się z 30 gangsterów (nie żartuję) to gra może spowolnić, lecz nie powinno to nikomu przeszkadzać, bo takich momentów miałem może ze dwa. Kolejny potencjalny minus to brak lokalizacji: trzeba czytać po angielsku i jeśli ktoś nie jest zaznajomiony w odpowiednim stopniu z językiem lub nie lubi czytać, to może mieć niewielkie kłopoty w zrozumieniu niektórych zdarzeń. Wielu może też odstraszyć to, że jedyne co robisz na dobrą sprawę to się bijesz i biegasz - ludzie pewnie będą chcieli polatać odrzutowcem albo walnąć prostytutce piąchę z nienacka i zobaczyć ragdoll jej postaci szybujący na glebę. Niestety albo i stety, nie jest to klon GTA i lepiej się tak nastawić, bo jeśli oczekujesz, że obrabujesz sklep i będziesz uciekał czołgiem, to się zawiedziesz. Trudno jest mi opisać to jaką Yakuza 0 jest grą: ma elementy brawlera, j-rpg oraz długaśne (na modłę MGS) filmiki i momenty na fabułę. Jednakże jest to taki niesamowity miks, że wszystkie części ze sobą współgrają, tempo gry charakteryzuje się niepowtarzalnym dualizmem czy tez dysonansem. Nie jest to jednak taki dysonans jak w Uncharted, gdzie Drake jest przedstawiony jako bohater, mimo tego że zabija 1000 kolesi przed poranną kawą. Jest to taki dysonans, który "uczłowiecza" bohaterów, sprawia żę stają się oni bardziej ludzcy, a nie ma nic bardziej męskiego (ludzkiego?) jak skopanie mordy 30 kolesiom, bycie nieśmiałym w rozmowie przez telefon z kobietą, a ostatecznie kończąc dzień na oglądaniu porno w wersji softcore (tak, nie żartuję!) i jedzenie glonów. Ta gra to miks, w której wszystkie części (fabuła, gameplay, minigry) przeplatają się ze sobą i tworzą niezapomniane chwile i postacie, które na długo potem zostają w pamięci każdego gracza. Być może jest to jeden z głównych powodów dla których ta seria, mimo skromnej bazy fanów na zachodzie, rozkochuje w sobie do zapomnienia i mimo, praktycznie nowej odsłony co rok, potrafi wciągnąć, rozbawić, zasmucić (w pozytywnym tego słowa znaczeniu) oraz zainteresować nowych fanów, takich jak ja.
~SolidSnakePL

Oceń bloga:
1

Atuty

  • fabuła, postacie, gameplay, misje poboczne, bonusy, setting, niezliczone pokłady miodu

Wady

  • dziwne typy filmików, potencjalna monotonia
SolidSnakePL

SolidSnakePL

Yakuza 0 wylądowała w moim PS4 i od ponad 70 godzin nie chce wyjść. Gra jest poważnym kandydatem do gry roku 2017 i polecam ją każdemu, który albo grał w serię albo jest (tak jak ja) zielony.

9,5

Komentarze (34)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper