Mistrzostwa Świata w piłce nożnej w Brazylii 2014r. cz.4 [1/8 finału]
![Mistrzostwa Świata w piłce nożnej w Brazylii 2014r. cz.4 [1/8 finału]](https://pliki.ppe.pl/storage/d86799e98ec74f73a30c/d86799e98ec74f73a30c.jpg)
Za nami już pierwsze mecze fazy pucharowej turnieju. Horror rzutów karnych, radość ekip grających dalej oraz smutek i łzy tych, które nie wystąpią już więcej na brazylijskiej imprezie. Zapraszam wszystkich zainteresowanych do mojego krótkiego podsumowania pierwszych meczów fazy pucharowej.
1.Brazylia wygrywa po karnych ciężki bój z Chilijczykami.
Na wstępie chciałbym pogratulować Fifie decyzji o oddelegowaniu Howarda Webba do prowadzenia tego spotkania. Choć można mu zarzucić, że czasem pozwalał piłkarzom na zbyt ostrą grę, to spisał się dobrze, nie dając Brazylii nic na co nie zasłużyła.
Na początku meczu jeden z Chilijczyków został mocno poturbowany. Sędzia nikogo za to nie ukarał, więc poszkodowani postanowili wziąć sprawiedliwość w swoje ręce. Neymar nie miał z nimi zbyt lekko. Czasem chował się przed rywalami w szeregach obronnych swojej ekipy, żeby trochę odpocząć. Zdecydowanie lepiej radził sobie z Chilijczykami Hulk, którego nie było łatwo zatrzymać. Próby odebrania mu piłki kończyły się niekiedy faulami
Obie drużyny były spięte na początku meczu. Niewiele wychodziło z ich akcji. Próbowali więc nabrać angielskiego arbitra na karne po faulach, których nie było. Sędzia na takie zagrywki w ogóle nie reagował.
Nadeszła osiemnasta minuta spotkania. To była chwila, na którą czekali wszyscy kibice canarhinos.
Neymar wykonywał rzut rożny dla Brazylii. Zrobił to perfekcyjnie. Podal wprost na głowę jednego ze swoich kolegów, ten przedłużył do Davida Luiza, który tak naciskał na Gonzalo Jarę, że ten ostatni wpakował piłkę do własnej siatki. Obrońca Chile nie będzie dobrze wspominał tego dnia, ale o tym będzie później.
Czekałem na kolejne bramki gospodarzy turnieju a one wcale nie nadchodziły. Chilijczyczy próbowali ataku pozycyjnego, ale mecz z Holendrami pokazał, że nie jest to ich mocna strona. Potrafią za to stosować dobrze pressing, gdyż doprowadzili do błędu Hulka pod polem karnym. Gospodarze wykazali się w tej sytuacji wielką gościnnością, bo owy prezent bezlitośnie wykorzystał Alexis Sanchez, doprowadzając do remisu.
Brazylijscy fani ucichli.
Druga polowa spotkania zapowiadała się emocjonująco. Obie ekipy próbowały się skaleczyć. Raz nawet Hulk strzelił gola, ale angielski sędzia, po konsultacji z sędzią liniowym, słusznie dopatrzył się zagrania ręką i gola nie uznał. Dał do tego żółtą kartkę Brazylijczykowi. Wtedy było już jasne, że Kanarki są zdani tylko na swoje umiejętności. I dobrze, bo któż z Nas oddałby niesłusznie zdobyta bramkę za emocje, jakie towarzyszyły fanom piłki nożnej do końca starcia dwóch równorzędnych ekip.
Żadna bramka już później nie padła i do rozstrzygnięcia o tym, kto zagra w ćwierćfinale miała zadecydować, pierwsza na brazylijskim mundialu, dogrywka. Przyznam się, że przyjezdni sprawiali w niej wrażenie lepszej drużyny, lecz nie potrafili wykorzystać swoich szans, czego dowodem był strzał w poprzeczkę ze 119. minuty, który mógł doprowadzić do rozpaczy całą Brazylię.
Nic takiego jednak się nie stało i konieczny był konkurs rzutów karnych. W tych brylował brazylijski bramkarz, Julio Cesar, który obronił dwa strzały chilijskich piłkarzy.
Na nic to jednak się zdało, gdyż przewaga gospodarzy stopniała po dwóch niewykorzystanych strzałach ich piłkarzy. W karnych był remis 2:2. W piątej kolejce do piłki podszedł młody lider brazylijskiej ekipy i wykorzystał swoją szansę. Ostatnim Chilijczykiem, który podszedł do piłki był niefortunny strzelec samobója, trafił w słupek i Brazylia oszalała z radości.
2.Najlepszy wynik Kolumbii w historii jej występów w Mistrzostwach Świata.
Kolejne spotkanie rozczarowało mnie swoja jednostronnością. Jasne, że gra Jamesa Rodrigueza, strzelca dwóch i jedynych bramek tego południowoamerykańskiego boju, była koncertowa, a gol, przy którym zgasił podanie od kolegi klatka piersiową i huknął pod poprzeczkę nie do obrony, to majstersztyk, klasa sama w sobie i wizytówka tych pięknych Mistrzostw Świata, ale gdzie w tym wszystkim był Urugwaj?
Dopiero podczas drugiego meczu 1/8 finału zrozumiałem, że Kolumbijczycy myślą tylko o piłce, o tym, żeby pokazać się z jak najlepszej strony, a Urusi, najpierw zlekceważyli Kostarykę, ograli w pięknym stylu Anglię, wymęczyli 1:0 ze słabymi Włochami, ale pokazali też, że niektórzy z nich nie radzą sobie z presją.
Osłabieni brakiem swojego lidera, nie mieli żadnych szans i argumentów, aby wydrzeć zwycięstwo z rąk swoim przeciwnikom, zagrali źle taktycznie, o kreowaniu akcji zaczęli myśleć dopiero przy stanie 0:2, a jak dodam do tego rozregulowane celowniki ich piłkarzy, to jasnym było, że wyjście z grupy było dla nich kresem ich możliwości. Odpadli po najgorszym swoim spotkaniu w Brazylii, w którym przypominali dzieci we mgle. Czwarta drużyna globu nie pokazała nic ciekawego i przegrała z drużyną, która pierwszy raz w historii jest wśród ośmiu najlepszych ekip piłkarskich globu. Tak trzymać, bo Kolumbia nie traci czasu na murowanie dostępu do swojego pola karnego. Mają niesamowite parcie na bramkę swoich rywali, grają piękną piłką kombinacyjną a James powinien znaleźć się w jedenastce turnieju.
3.Gdzie jest moja meksykańska fala?
Była pierwsza połowa meczu Meksyk-Holandia, gdy zadzwoniła moja mama, żeby złożyć mi życzenia imieninowe. Podziękowałem jej, porozmawialiśmy trochę i zacząłem się żalić, że w oglądanym przez mnie meczu nie ma bramek i nie będę miał o czym pisać na blogu. Czasem brakuje mi cierpliwości.
Zaczynała się druga połowa. Miałem już pisać na shoucie, że gra na jednorękim bandycie w Pokemon: FireRed jest ciekawsza od tego spotkania, które miało zachwycać dramaturgią a było nudne jak flaki z olejem, bo taktyka i wybijanie przeciwników z rytmu zajmowały sporo czasu obu jedenastkom. Nie za bardzo dało się w nim przeprowadzać składne akcje, piłki wrzucane w pole karne były natychmiast zagarniane przez obrońców lub bramkarzy obu drużyn. Ciężko było cokolwiek ugrać na którymkolwiek z pól karnych.
Nadeszła 48. minuta. Na strzał zza pola karnego zdecydował się Meksykanin Giovani dos Santos i oszalałem z radości.
W końcu zaczął się mecz. Holendrzy wrzucili drugi bieg i zaczęli gryźć trawę. Luis Van Gaal na pewno nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Zmienił niewidocznego Van Persiego i zaczął drżeć o los swoich podopiecznych. Niewiele wynikało jednak z ich poczynań. Nawet jak Arjen Robben przeprowadził jakiś udany rajd pod pole karne Meksyku, to i tak tracił piłkę, podawał niecelnie do kolegów lub jego podania były blokowane. Czasu pozostawało coraz mniej. Na shoucie zaczęliśmy się śmiać z nieporadności Pomarańczowych i rozmawiać o tym za co nie lubimy Holandii. Zbyt droga trawa, brzydkie dziwki w Amsterdamie, łyżwiarze, którzy nie umieją pogodzić się ze swoją porażką, piosenkarze przegrywający z austriackimi transwestytami i malarze-hipsterzy, którzy obcinają sobie ucho dla szpanu. Czy można mieć lepsze imieniny? Nawet próbowaliśmy zrobić falę meksykańską, bo przecież nikt nie lubi jak faworyt wygrywa.
Nie mam zamiaru pisać, że Meksyk był lepszy w tym spotkaniu. Strzelił co prawda pierwszą bramkę, nie poszedł jednak za ciosem. Nie stworzył sobie później żadnej stuprocentowej szansy, skupiając się jedynie na obronie wyniku. Na ich nieszczęście nie jest to impreza, na której wygrywa obrona. To mistrzostwa radosnej piłki, pięknych akcji zaczepnych, cudownych bramek strzelanych z trzydziestu metrów i popisowa gra najlepszych aktorów piłkarskich świata. Z Holandią można iść tylko na wymianę ciosów, bo ich drużyna posiada zbyt duży potencjał ofensywny, aby nie stworzyć sobie przynajmniej jednej dobrej sytuacji w ciągu dziewięćdziesięciu minut., a do tego są zabójczy z kontry. Ich lider, Robben, jest zawodnikiem klasowego formatu. Potrafi przegrać Holandii finał MŚ, Bayernowi finał LM, ale wystarczy zostawić mu odrobinę wolnego miejsca, a ten sam Bayern wygra tą ligę, Holandia pokona rywala i tym razem było podobnie.
Kiedy odliczałem już minuty do odpadnięcia z turnieju europejczyków, Robben wykonywał rzut rożny. Była 88. minuta. Podał koledze na głowę, ten przedłużył do niepilnowanego Wesleya Sneijdera, który nie grał nic w poprzednich meczach. W tej sytuacji strzelił tak mocno i celnie, że Ochoa mógł tylko wyjąc piłkę z siatki. Niewyróżniający się wcześniej Holender pokazał tym samym jak ważne ogniwo zespołu stanowi.
Koszmar Atletico Madryt, któremu zabrakło dziewięćdziesięciu sekund do zwycięstwa z Realem w finale tegorocznej LM powrócił. Wiedziałem, że Holendrzy nie darują w dogrywce Meksykowi. To co stało się w doliczonym czasie drugiej połowy meczu to jedynie konsekwencja błędnej taktyki zastosowanej przez piłkarzy z Ameryki Północnej po strzeleniu gola. Robben padł w polu karnym i rezerwowy Huntelaar doprowadził mnie do rozpaczy.
Każda drużyna może przegrać mecz, ale jak przegrywają go Meksykanie, to jest mi smutno w duchu, bo wiem, że już nie zobaczę ich walecznej ekipy, która potrafi postraszyć każdą drużynę na świecie. Żegnajcie, graliście pięknie, nie przestraszyliście się gospodarzy a Holendrzy posikali się ze strachu, jak stanęli z Wami w szranki i musieli przyaktorzyć, żeby wysłać Was do domu.
4. Kostarykański sen wciąż trwa.
Ciekaw byłem kto wygra mecz pomiędzy największą sensacją turnieju, Kostaryką, a najnudniej grającą ekipą z najlepszej szesnastki, czyli Grekami. Pierwsza połowa meczu była jednak tak nudna, że niektórzy umarli z nudy. Jednym z poszkodowanych jest Dżony, który poległ na placu boju. Przyczyną jego zgonu był wylew. Krew go zalała po tym, jak zobaczył jakość gry Kostarykanów. Cześć jego pamięci. Pogrzeb jest zaplanowany na niedzielę o godz. 12 na warszawskich Powązkach.
Bardzo mi go szkoda, bo na samym początku drugiej odsłony spotkania Bryan Ruiz wyprowadził Kostarykę na prowadzenie, po kąśliwym (zawsze tak chciałem napisać) uderzeniu po ziemi zza pola karnego.
Piłka była tak mocno podkręcona, że grecki bramkarz myślał chyba, że futbolówka nie trafi w ogóle w światło bramki i pozwolił jej spokojnie minąć linię bramki przy słupku.
W dalszej części spotkania nie popisał się sędzia, który nie dopatrzył się ewidentnego zagrania ręką jednego z greckich obrońców w polu karnym. A to był dopiero początek problemów największej niespodzianki na brazylijskich boiskach, bowiem od 66. minuty grali w dziesięciu.
Przegrywający Grecy podkręcili tempo, ich trener dokonał roszad w składzie i zaczął się szturm twierdzy kostarykańskiej, tak jak ongiś Troi. Niestety Helleni byli strasznie nieskuteczni. Niemiłosiernie pudłowali, tracili piłki po złym przyjęciu, czy po niecelnych podaniach w okolicach pola bramkowego ich przeciwników. Nie sprawiali wrażenia drużyny, która walczy o przetrwanie, tylko jakichś nieopierzonych trampkarzy, którzy widzą boisko po raz pierwszy w życiu. Kostaryka nastawiła się na kontry, ale nie mieli za bardzo szans na rozwinięcie skrzydeł, bo Europejczycy nie mylili się w obronie.
Wszystko układało się po myśli piłkarzy z Ameryki. Na ich nieszczęście, Grecy znów zagrali do końca i zdobyli wyrównującą bramkę w ostatniej minucie meczu, po błędzie dobrze dysponowanego w tym spotkaniu Keylora Navasa, który odbił piłkę przed siebie po rozpaczliwym uderzeniu jednego z Greków, dopadł do niej Sokratis Papastathopoulos i utonął w objęciach kolegów.
Szykowała się kolejna dogrywka w Brazylii. Choć Grecy próbowali w niej strzelić kolejnego gola, aby uniknąć rzutów karnych, to dzielnie broniąca się Kostaryka nie dała się pokonać.
W karnych tylko rezerwowy Gekas się pomylił, ale kosztowało to Greków miejsce w ćwierćfinale. Ten wynik bardzo poprawił mi humor.
W dwóch pierwszych ćwierćfinałach Kolumbia zmierzy się z Brazylią a Kostaryką z Holandią. Obstawiam w tych meczach zwycięstwo gospodarzy i Pomarańczowych, choć moje serce nie będzie z faworytami tych spotkań. Mam nadzieję, że mniej utytułowane ekipy napsują im sporo krwi.
5.Francja odsyła Nigerię do domu po świetnej końcówce.
W pierwszej połowie meczu Nigeria strzeliła gola z minimalnego spalonego. Paradą popisał się też nigeryjski bramkarz. To najważniejsze momenty z pierwszych czterdziestu pięciu minut, które zapamiętałem. Piąte spotkanie 1/8 finału prowadzone było w szybkim tempie. Raz mieli w nim przewagę Francuzi, a raz Nigeryjczycy.
Nie zmieniło się to też w drugiej połowie. Bramki dalej nie padały, za to na boisku zaczęły się dziać dziwnej rzeczy. Najpierw Francuz Olivier Giroud dostał piłką w głowę i prawie stracił przytomność, a potem Blaise Matuidi spóźnił się z interwencją i zwalił z nóg jak kłodę Nigeryjczyka Ogeniya Onaziego, za co dostał słusznie żółtą kartkę. Nie zrobił jednak tego specjalnie, bo gdy jego rywal leżał na murawie , zwijając się z bólu, to chciał go przeprosić za swoją głupotę. Po raz pierwszy zobaczyłem zawodnika na tych MŚ, któremu było głupi za to, co zrobił. Poszkodowany musiał opuścić plac gry, podobnie jak Giroud, który nie otrząsnął się po potężnym strzale. Zamienił go Antoine Griezmann. Później okaże się, ze utytułowany trener francuski, Didier Deschamps, miał szczęście w nieszczęściu, ale o tym za chwilę.
Później królowała już tylko piłka nożna. Benzema i spółka dalej walili głową w mur, bo kapitalnie w bramce nigeryjskiej spisywał się Vincent Enyeama. Niestety, ale nikt nie będzie pamiętał o jego udanych interwencjach, bo w 79. minucie źle wybił piłkę po stałym fragmencie gry Francuzów, dopadł ją Paul Pogba i trójkolorowi odetchnęli z ulgą.
Dopiero po tej bramce Europejczycy pokazali swoje mistrzostwo. Ile to ja już razy widziałem nieumiejętnie broniące się reprezentacje występujące w Brazylii? W sytuacji, gdy Nigeria musiała postawić wszystko na jednej szali, ekipa z nad Sekwany pokazała swoje zdyscyplinowanie taktyczne i to, jak powinno się bronic wyniku. Utrzymywali się przy piłce z dala od swojego pola karnego, na niewiele pozwalając przypartym do muru Afrykanom. Takie podejście do sprawy opłaciło się w ostatniej minucie meczu. Piłkarze Deschampsa wywalczyli kolejny stały fragment gry. Jego wykonawcą był najlepszy na boisku Mathieu Valbuena. Jego poprzednie dośrodkowanie dało Francuzom prowadzenie. Drugie pozbawiło Nigeryjczyków wszelkiej nadziei. Piłka szła w kierunku zmiennika Griezmanna, który tak naciskał Yosepha Yobo, że ten nieszczęśliwie wpakował futbolówkę do własnej siatki. Wtedy było po zawodach.
6.Niemcy pokonują waleczą Algierię dopiero po dogrywce.
Cóż to był za mecz! Jako kibic niemieckiej reprezentacji od 1996r. uwielbiam patrzeć jak Niemcy walczą zawzięcie o wynik. Ich łatwe zwycięstwa nigdy nie robiły na mnie wrażenia. Huraoptymiści zastanawiali się przed spotkaniem, ile bramek wpakują nasi sąsiedzi Afrykanom. Ja jednak wiedziałem, że po tym, co przeciwko nim pokazała Ghana oraz sami Algierczycy podczas grupowych spotkań nie będzie to łatwe. Faworyci z Europy kreowali grę, strzelali z daleka, wrzucali piłkę w pole karne, próbowali ze stałych fragmentów gry, ale trener Algierii przygotował swój zespół na wszystko. No może nie przygotował ich na to, że najlepszym niemieckim obrońcą będzie bramkarz Manuel Neuer.
Jego udane interwencje 20-30 metrów od własnej bramki podziwiał cały świat. Gdyby nie wyręczył on parę razy swoich niemrawych kolegów z linii defensywnej, to Lisy Pustyni sprawiłyby nie lada sensację.
Algierski bramkarz wcale nie był gorszy. Tylko świetnej postawie Raisa M'Bohli'ego jego koledzy zawdzięczają bezbramkowy remis. Wszystko to negatywnie wpływało na piłkarzy z Europy. Podawali niecelnie, lub tracili piłkę po niepotrzebnych dryblingach a ich strzały były za słabe, aby otworzyć worek z bramkami. Nawet przewrócenie się Thomas Muellera podczas wykonywania jednego z rzutów wolnych nie uśpiło piłkarzy w zielonych trykotach.
Jednym z najsłabszych zawodników na boisku był Mario Goetze, dlatego w drugiej połowie zmienił go Andre Shuerrle. Trener Loew miał nosa do tej zmiany.
W ciągu regulaminowego czasu spotkania nie padła żadna bramka. Konieczne było rozegranie dogrywki. Lepiej weszli w nią Niemcy, gdyż na jej początku wspomniany już Shuerrle zaskoczył niesamowitego afrykańskiego golkeepera nietuzinkowym strzałem. Nie wiem, ile było w tej akcji przypadku, a ile szczęścia i umiejętności, ale Niemcy objęli prowadzenie.
Faworytów to wcale nie zaspokoiło i dalej prowadzili grę. Ich przeciwnicy tracili z każdą minutą siły i nie dawali rady dobiegać do piłek podczas kontrataków. Co gorsze, w ostatniej minucie dogrywki błysnął Mesut Oezil i niemieccy piłkarze podwyższyli prowadzenie.
Gol honorowy Abdelmoumena Djabou to wszystko na co było stać Algierię w spotkaniu z faworyzowanym przeciwnikiem i w brazylijskim turnieju nie ma już afrykańskich reprezentacji piłkarskich.
7.Przebłysk geniuszu Messiego daje kolejne zwycięstwo Argentynie. REALiście nie wchodzi kupon z meczu.
Stawiał na 1:0 dla drużyny z Ameryki Południowej po dziewięćdziesięciu minutach a Szwajcarzy, jak na złość, rozegrali prawie idealne spotkanie. Mecz obu ekip nie był wspaniałym widowiskiem, ale mogliśmy obejrzeć w nim szalenie zdyscyplinowanych Helwetów, którzy praktycznie nie popełniali błędów w obronie i mieli w pierwszej połowie lepsze sytuacje do tego, aby objąć prowadzenie. Zabrakło im jednak precyzji w kończeniu akcji.
Skupili się głównie na destrukcji gry Argentyny i sprawiali wrażenie lepszego zespołu. Liderowi Argentyny, Lionelow Messiemu, przeszkadzało w rozgrywaniu piłki nierzadko nawet trzech Szwajcarów naraz. Próbował on różnych sposobów na zdobycie bramki, ale nie miał cela, podobnie jak jego koledzy z reprezentacji noszącej koszulki w biało-niebieskie pasy.
W drugich czterdziestu pięciu minutach Argentyńczycy przycisnęli rywala, ale na niewiele się to zdało, bo ich strzały były niecelne, a jak trafiały w światło bramki, to wyłapywał je niezawodny tego dnia Diego Benaglio.
Sytuacja w spotkaniu była patowa po dziewięćdziesięciu minutach, więc arbiter zarządził dogrywkę, która wyglądała praktycznie identycznie jak dwie połowy meczu. Była tylko jedna mala różnica. W 117. minucie, gdy wszyscy czekali już na rzuty karne, w środku pola błąd popełnił jeden ze Szwajcarów, piłkę zagarnął Messi, pognał pod pole karne Helwetów, którzy nieudolnie próbowali go sfaulować w tej groźnej sytuacji, podał na prawo do Angela di Marii a ten ucieszył swoją bramką wszystkich kibiców argentyńskich na świecie.
Szwajcarzy mieli jeszcze słupek w ostatniej minucie, ale zabrakło im szczęścia i pożegnali się z turniejem z podniesionym czołem. Geniusz Messiego znów popchnął Argentynę dalej. Jego dobra gra to być albo nie być dla połódniowoamerykańskiej drużyny, czym przypomina mi trochę Roberto Baggio z MŚ w USA w 1994r.
8.Belgia ogrywa Amerykanów po emocjonującej dogrywce.
Tradycji stało się zadość. Belgia nie strzela bramek przed siedemdziesiątą minutą na brazylijskich boiskach. W spotkaniu z Amerykanami byli stroną zdecydowanie przeważającą.
Piłkarze kierowani przez Juergena Klinsmanna nastawili się na obronę i grę z kontry, ale robili to tak nieporadnie, że szkoda było oglądać jak tracili piłkę raz za razem. Mieli też problemy z konstruowaniem akcji. Imponowali tylko w destrukcji. Grali z poświęceniem a przykład szedł od ich bramkarza,Tima Howarda.
Belgowie napierali praktycznie bez przerwy, oddawali po kilka strzałów na jeden strzał drużyny przeciwnej, ale brakowało im czegoś, aby prowadzić. Myślę, żę musieli odczekać, aż ich rywale się zmęczą, będą wolniejsi i zaczną nie nadążać za dynamiką ich poczynań.
Co ciekawe, Amerykanie i tak mogli wygrać ten mecz, gdyby mający polskie korzenie Wondelewski lepiej wykorzystał sytuację sam na sam z 93. minuty, choć w sumie i tak na niewiele by się to zdało, bo sędzia niesłusznie odgwizdał spalonego. Podwójny pech, ale też sytuacja pokazująca niedyspozycję ekipy kierowanej przez podopiecznych niemieckiego trenera.
Po dziewięćdziesięciu minutach było 0:0, więc potrzebna była kolejna dogrywka. Tą świetnie rozpoczęli piłkarze Marca Wilmotsa, gdyż Kevin de Bruyne i Romelu Lukaku, po dwójkowej akcji z tym pierwszym zdobyli dwie bramki.
Wydawało się, że już po wszystkim, ale gol Amerykanina Juliana Bradleya dostarczył emocji do końca spotkania. Belgowie zostali zmuszeni do desperackiej obrony korzystnego wyniku. Uwielbiam takie widowiska.
W kolejnych ćwierćfinałach Niemcy zmierzą się Francją a Argentyna z Belgią. W pierwszym spotkaniu typuję zwycięstwo tych pierwszych, ale nie zdziwię się jak pożegnają się z turniejem. Wszystko jest możliwe. Natomiast w drugim meczu prognozuję zwycięstwo albicelestes, ale będę za świetnymi Belgami.
To tyle ode mnie. Pozdrawiam wszystkich fanów piłki nożnej.