Osiągnięcia - dodatek czy cel gry?

BLOG
525V
Osiągnięcia - dodatek czy cel gry?
Paster03 | 24.03.2014, 22:00
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Wraz z debiutem Xbox'a 360 na konsolach pojawił się system osiągnięć. Nagradzanie graczy za wykonywanie konkretnych czynności w grach stało się obowiązkowym elementem każdej produkcji - zarówno na platformie Microsoftu jak i Sony. Jednak czy są nam one potrzebne? A przede wszystkim, czy potrafimy jeszcze grać z głową traktując je jedynie jako dodatek do rozgrywki, a nie motor napędzający nas do przejścia danego tytułu?

Przed pojawieniem się na rynku siódmej generacji konsol, której głównymi przedstawicielami były Xbox 360 oraz Playstation 3, nie istniał żaden system nagradzania graczy czy dokumentowania ich dokonań. Każdy mógł sam postawić sobie wyzwanie, które starał się zrealizować w domowym zaciszu. W razie powodzenia gracz nie miał żadnego dowodu na potwierdzenie swoich słów. Jedni nie mogli się pochwalić, drudzy bez problemu mogli przypisywać sobie rzeczy, których w rzeczywistości nie dokonali.

Sytuację diametralnie zmieniły właśnie osiągnięcia i trofea. Początkowo przyznawane za przejście kolejnych etapów gry na konkretnych poziomach trudności bardzo szybko zaczęły uwzględniać inne mniej lub bardziej karkołomne czynności wymyślone przez twórców. Przejście kampanii na najwyższym poziomie, skompletowanie wszystkich znajdziek, ubicie bossa w pół minuty - od tej pory wszystko było udokumentowane. Jednak z czasem dla coraz większej rzeszy graczy osiągnięcia przestały być zaledwie dodatkiem, a stały się celem w samym w sobie. Dlaczego odgłos odblokowywanego achievement'a stał się tak pożądany?

Do stworzenia tego wpisu zainspirował mnie ostatni wyczyn gracza o nicku Stallion83, który przekroczył magiczną barierę miliona punktów Gamerscore oraz tekst HIV'a o Jego zmaganiach z achievement'ami w Project Gotham Racing 4. Osiągnięcia, prócz powiększania licznika GS, nie dają praktycznie nic, a jednak gracze są dla nich w stanie zrobić rzeczy, których inaczej by nie robili. Mam tu na myśli chociażby przechodzenie gier, po które ze względu na niską jakość sięgnęła by garstka, a jednak znajdują się na liście całkiem sporej części graczy. Powód? Banalne do "wbicia" osiągnięcia, łatwy "calak" - tak Avatar: the Last Airbender, o tobie mówię. Drugim zjawiskiem jest uparte kolekcjonowanie wszystkich znajdziek czy nabijanie maksymalne poziomu w rozgrywce wieloosobowej, która w wielu tytułach jest dodana ewidentnie na siłę. Efektem jest zabijanie przyjemności z rozgrywki na rzecz kilkunastu więcej punktów Gamerscore. Czy warto? Na to pytanie już każdy musi sobie odpowiedzieć sam, ja mogę przedstawić tylko swój punkt widzenia.

Podobnie jak większość graczy lubię dźwięk odblokowywanego osiągnięcia, zawsze stanowi to miły dodatek do rozgrywki, ale nie pozwalam żeby przesłoniło mi przyjemność płynącą z samej gry. Przed rozpoczęciem nowego tytułu nie sprawdzam listy, nie czytam poradników zawierających opisy zdobywania możliwych do pominięcia osiągnięć, ani nie szarżuję od razu na najwyższym poziomie trudności. Odpalam "normal" i skupiając się na fabule doświadczam gry w, według mnie, optymalny sposób - średni poziom trudności jest najczęściej dobrze wyważony i nie narażam się na długie przestoje przy trudnych fragmentach ani na przelecenie gry w jeden wieczór bez najmniejszych problemów. Dopiero po ukończeniu tytułu analizuję listę osiągnięć i sprawdzam co jestem w stanie jeszcze zdobyć. Świetnym przykładem jest ogrywany przeze mnie obecnie Tomb Raider Definitive Edition. Gra ma według mnie wręcz genialnie zaprojektowane poziomy i mądrze rozmieszczone znajdźki - inne dla każdej lokacji. Dzięki projektom poziomów, które zachęcają do zboczenia z głównej ścieżki, przy praktycznie wyeliminowanym backtrakingu podczas przejścia kampanii ukończyłem tytuł w 95%. Pozostało mi do dokończenia kilka wyzwań oraz zebranie 3 reliktów. W takim wypadku jak najbardziej mogę jeszcze raz przeczesać niektóre lokacje albo wspomóc się poradnikiem. Jednak jeśli podczas rozgrywki znalazłbym ledwie kilka reliktów żadna siła nie zmusiłaby mnie do kompletowania ich później. Powód jest prosty - podczas przechodzenia trybu dla jednego gracza fabuła cały czas motywuje do parcia do przodu, a akcja nie ustaje praktycznie ani na moment, a relikty odnajdujemy niejako przy okazji. Natomiast podczas swobodnej eksploracji nie dzieje się właściwie nic i znam wiele ciekawszych zajęć niż szwędanie się po cyfrowej wyspie w poszukiwaniu zakurzonych hełmów i sztyletów.

Tomb Raider jest dobrym przykładem także w innej kwestii, którą chcę poruszyć - zdobywaniu osiągnięć w trybie rozgrywki wieloosobowej. Niestety nie jest dobrym przykładem ze względu na świetny tryb multiplayer, a wręcz przeciwnie - w stosunku do singlepayera, multi jest o kilka klas niżej. Na pewno przetestuję każdy z trybów, rozegram kilka meczy, ale na tym koniec. Tak jak w wielu grach z trybem wieloosobowym, tak i TR posiada osiągnięcie za zdobycie maksymalnego poziomu doświadczenia w multi, który to wymaga niemałej ilości punktów doświadczenia. Na forach gracze już planują ustawki, aby jak najszybciej "zboostować" ten achievement. Pytam się, po co? Czy naprawdę te 30GS jest warte kilku dobrych godzin grania w tryb, który nie daje radości i satysfakcji? Czy nie lepiej zdobyć je podczas przechodzenia innej, interesującej gry, a ten czas spędzić na przykład ze znajomymi? Mimo to nie brakuje ludzi, którzy są gotowi poświęcić długie godziny byle scalakować nawet największy crap. Obecnie grą, w której najbliżej mi do calaka jest DiRT 3 na PC - brakuje mi tylko osiągnięcia za zdobycie... maksymalnego poziomu w multi (35). Póki co mam 29, ale jako, że zazwyczaj gram 1 na 1 z kolegą więc punktów za mecz wpada mało, a GFWL ma być wyłączone na lato, nie wiem czy się z tym wyrobię, Jeśli tak - fajnie, jeśli nie - trudno, nie mam zamiaru boostować albo grać na siłę byle zdobyć ten jeden ostatni achievement.

Jednak podejście graczy to jedno, a podejście twórców to zupełnie odmienna kwestia. Ci drudzy szybko zauważyli stosunek graczy do systemu osiągnięć, którzy chcieli zdobywać je za wszelką cenę i znaleźli prosty sposób na sztuczne przedłużanie rozgrywki. Grę da się skończyć w jeden wieczór z przerwą na kolację? Dajmy z 200 znajdziek poukrywanych w najciemniejszych kątach i osiągnięcie za ich skompletowanie. Sztuczna inteligencja przeciwników praktycznie nie istnieje? Dajmy im zabójczą celność z każdego dystansu i osiągnięcie za przejście gry na najwyższym poziomie trudności. Przykłady można mnożyć, a gracze niestety często dają się łapać na te "sztuczki".

Zgodnie z tym co napisałem w powyższym wpisie według mnie osiągnięcia z systemu nagradzania graczy będącego dodatkiem do właściwej rozgrywki dla wielu z nas w końcu stały się głównym jej celem. Wielu graczy zadaje sobie trud wielokrotnego przechodzenia jednej pozycji, zaliczania gier, na które inaczej by nie spojrzeli tylko po to żeby zdobyć te kilka setek punktów Gamerscore. Niestety twórcy coraz częściej wykorzystują to zjawisko, aby przykuć nas do konsoli na te kilka godzin więcej. Każdy gra w taki sposób w jaki lubi, koncentrując się na tym co jest dla niego w rozgrywce ważne - szkoda tylko, że są gracze, którzy wolą poświęcić długie godziny w wirtualnym świecie zdobywając nic nie warte punkty zamiast przeznaczyć ten czas na "osiągnięcia" w prawdziwym życiu.

Oceń bloga:
8

Komentarze (26)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper