Recenzja dema gry ukończonej w 70%...

BLOG
655V
Andrew Ryan | 25.05.2015, 17:02
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.


Na Fajnal Fantasy Fabula nova crystalis czekałem od pierwszych zapowiedzi. Po przejściu trzynastki, która kompletnie nie podpasowała w moje gust liczyłem na kawałek konkretnego kodu. Czekać na FFXV przestałem jakiś rok, dwa lata temu… 

A tu niespodzianka. Po tylu latach wpada w moje ręce demo gry z którą wiązałem konkretne nadzieje. Naszą bajecznie długą ( jak na demo) bo aż dwu godzinną przygodę zaczynam od poznania głównych bohaterów opowieści.  Są to typowi bohaterzy serii, którzy nie wnoszą do niej nic nowego. Główny bohater Noctius jest gotyko-punkwym milczkiem ufryzowanym jak to w japońskiej grze na metroseksualnego chłopca kochającego pomruki, stękania i milczenie. Ma jakieś kilkanaście lat jak większość bohaterów w jego wieku. Typowy Squall tyle, że zniewieściały i na teksturowych sterydach.

 

 

Prompto – dupowaty dzieciak wciągający nieustanie cała drużynę w kłopoty. To on napędza historie dema uszkadzając samochód, którym podróżuje cała ekipa. Typowa Rikku w męski wydaniu albo Zell albo Vanille ale bardziej Rikku… Wszędzie go pełno. Najmniej przydatny w czasie walk.

Ignis – inteligent, głowa drużyny i specjalista od planowania kolejnych posunięć. Typowy Auron czy Quistis tyle, że z sarkastycznym poczuciem humoru.  No i ostatni Gladiolus. Osiłek, typ starszego brata pełniący role czołgu z poczuciem humoru, który ratuję naszego protagonistę z największych opresji literalnie poklepując go po ramieniu.

W demie nie uświadczymy fabuły, a jedynie parę linijek scenariusza przypisanych do „głównego” kuestu. Co najbardziej mnie zdziwiło to to, że dalsze posunięcia fabuły wyskakują jak filip z konopi bez szczególnej logiki. Tak po prostu pojawia się znacznik idź w to miejsce i zbadaj coś tam, coś tam pomimo braku jakiegokolwiek fabularnego uzasadnienia. Naszym głównym celem jest zabicie Behemota grasującego w bliskim sąsiedztwie stacji paliw i mechanika u którego naprawiamy auto. Musimy go utłuc, by zdobyć 24k gili nagrody i móc zapłacić za naprawę naszej podroby beemki. Samo zadanie składa się z wielu pomniejszych zadań, które umilają życie księcia na wycieczce. Musimy odnaleźć parę śladów bestii, potem śledzić ja do kryjówki itd. Kiedy okazuje się, ze nie damy rady usiec jej w tradycyjny sposób udajemy się do pobliskiej jaskini w której znajdujemy summona Ramhu. Zdobycie samego summona jest banalne i raczej mnie poirytowało. Chcemy zdobyć pradawna siłę, która ma moc zniszczenia pół miasta dlatego schodzimy w dół małej, ciasnej jaskini na końcu której zdobywamy  przy małym drzewku siłę paru megaton… Tęsknie za tymi czasami, gdy by zdobyć jakiegoś summona trzeba było przejść multum lokacji, poświecić ładnych parę godzin na pakowanie postaci i usiec go w walce.

 

Tyle lat męczenia się nad grą nie przyniosło nic dobrego w kwestii grafiki. Prócz paru ładnych efektów (woda!) pozycja wieje nudą. Wprawdzie krajobraz lasu i jakiś dziwnych gór jest przyzwoity i robi wrażenie to bliskie obcowanie z kiepskimi teksturami już nuży. Średnie tekstury, nuda, nuda i monotonia.  Królują płaskie tereny z paroma pagórkami i źdźbłami trawy tu i ówdzie. Pamiętam jak grając w najnowszego dragon ejdza umiałem gapić się na falującą trawę, wodę obmywająca kamienie na brzegu morza czy deszcz ściekający po górach. Każda lokacja zachwycała i sama prosiła się  by ja poznać, podziwiać, robić fotki i udostępniać. W przypadku dema gry ukończonej w 70% tej ciekawości świata możemy nie uświadczyć. Drzewa gatunku kopiuj/wklej czy szaro –bure jaskinie przypominające bardziej tunel niż jaskinie po prostu nudzą i graficznie są mocno średnie. Animacja jest raczej stabilna, ale parę razy zdążyło się jej solidnie chrupnąć. Co do zabudowań to miałem okazje jedynie zobaczyć parę opuszczonych budek, stacje paliwowa i przybytek czokobosów. Tu też trudno o zachwyt, ale wszystko wygląda solidnie i w pewnym momencie czułem się  jak na obrzeżach ( bardzo dalekich obrzeżach) san adreas. W oczy rzucili mi się paru dokładnie takich samych przechodniów stojących koło siebie…

A teraz najważniejsze czyli system walk. Po plotkach jakoby ta cześć rozgrywki miała być przystosowana do świeżych graczy ( czytaj miała być łatwa) popadłem nieco w czarna rozpacz. Dosyć mam wciskania jednego guzika przez cała grę i braku jakiejkolwiek strategii w walkach. O dziwo jednak system jest częstokroć wymagający i wymusza na nas podejmowanie decyzji. Rozgrywka dzieje się w czasie rzeczywistym. Co spodobało mi się najbardziej to to, że gdy jesteś już pewien zwycięstwa nad dana grupka przeciwników zjawiają się latającym statkiem posiłki i całkowicie zmieniają balans sił. Często musiałem decydować czy mam uciekać czy walczyć ryzykując utrata całej drużyny lub czesiowym jej paraliżem przez utratę części ostatniego paska hp. Co do hp walka nie kończy się w momencie zredukowania go do zera (uff). Kiedy tak się bowiem stanie któryś z naszych kolegów przychodzi nam z pomocą i klepie nas po ramieniu uzupełniając całe hp. Problem w tym, ze nieraz SI wariuje i nasi kompani nie widza jak wykrwawiamy się dosłownie przed ich nosem. Jeżeli po zredukowaniu naszego hp do zera (włącza się nam wtedy ostatni, czerwony wskaźnik) jesteśmy nadal atakowani ostatni wskaźnik życia redukuje się. Jeśli zostaniemy poklepani w porę hp uzupełnia się jedynie o ilość ostatniego, czerwonego  paska. MP, które wydajemy na kombosy uzupełnia się z czasem. By przyspieszyć proces możemy literalnie dać dyla na drzewo i odczekać tam chwile. Cały system jest dobrze zbalansowany, choć czasem może irytować jak z początku niewinna potyczka może się przerodzić w  prawdziwą bitwę.

To może być na prawdę solidny tytuł, ale brakuje mu jeszcze solidnego oszlifowania. Póki co czekam na aktualizacje, choć wcale nie z niecierpliwością.

Jak zawsze sorry za błędy. Pisane po kiepskiej wódce. 

Oceń bloga:
9

Komentarze (8)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper