Armikrog - kolejny powód spadku zaufania do gier z Kickstartera

BLOG RECENZJA GRY
534V
Armikrog - kolejny powód spadku zaufania do gier z Kickstartera
cthulhu2012 | 12.10.2015, 15:44
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Armikrog jest kolejnym dowodem na to, że nie każda gra ufundowana z pomocą platform croudfundingowych musi być objawieniem, na które wszyscy czekali. Nie należy jednak tracić nadziei - prawdziwe perełki wciąż się pojawiają.

Armikrog bazuje mocno na nostalgii fanów The Neverhood, do których sam się zaliczam. Ta wydana w 1996 roku przygodówka zwracała na siebie uwagę wykonaniem, rewelacyjnym humorem (wciąż trzyma poziom) i całkiem pomysłowymi zagadkami. Gra prezentowała animację wykonaną w technice poklatkowej – wykorzystując do tego celu plastelinowe postacie i świat. Miało i wciąż ma to swój niebywały urok  co zresztą udowadnia Armikrog.

Fabuła jest niczym nieheblowana deska - prosta i z paroma sękami, które nie wiadomo skąd się wzięły. Jako krzyżówka astronauty z dżdżownicą trafiamy na nie znaną nam planetę i to byłoby na tyle. Po chwili namysłu wychodzi na to, że trzeba się z niej wydostać. Ach, towarzyszy nam gadający pies, który po zażyciu paracetamolu zaczyna latać. Gdzieś po drodze trafiamy również na kosmiczne niemowlę zawinięte w dywan. Główny bohater stwierdza, że nie ma wyjścia i zabieramy przybłędę ze sobą. Gra w sumie nie tłumaczy po co, ani co mamy z nim zrobić poza momentami gdy od czasu trzeba je uśpić, bynajmniej nie chloroformem. W pewnym momencie pojawia się główny antagonista. Co on tu robi i skąd się wziął? Po skończeniu gry wciąż nie wiem. Widać, że scenariusz pisano na kolanie i miał połączyć ze sobą stworzone wcześniej lokacje. Wyszło mizernie.

 

 

Gra wypełniona jest całkiem pomysłowymi zagadkami. Czasami trzeba też notować to co widzimy. Dwa, czy trzy razy zdarzyło mi się zaciąć bo na przykład nie spisywałem symboli pojawiających się na ścianach i konieczna była wycieczka niemal na sam początek gry. Są również łamigłówki będące swego rodzaju wariacją na temat Wież Hanoi. A tym co ograli Neverhood zapewne wrócą wspomnienia gdy zasiądą za sterami pojazdu poruszającego się po ścianach plastelinowego świata. Chociaż szybko robią się nużące.

Same zagwozdki, pod względem złożoności, nie nastręczają większego problemu. Tym bardziej, że wcale nie ma ich tak wiele. A co za tym idzie napisy końcowe ujrzałem po czterech godzinach. Niestety, jak we wstępie wspomniałem, nie za wiele obietnic spełniono, a krótki czas gry nie był pierwszym zawodem, który napotkałem. Tytułowi nie obce są błędy w projekcie etapów i niedoróbki. Dla przykładu Armikrog uczy nas tego, że każdy przycisk można wdusić, tymczasem w pewnym momencie gry zaciąłem się, a guzik na ścianie, który wyglądał jak rozwiązanie mojego problemu tak na prawdę do niczego nie służył. To niestety nie jest odosobniony przypadek. Niektóre zadziałają, a inne nie. Do tego gdy chcemy użyć elementów otoczenia bywa, że większy problem nastręcza trafienie w te kilka pikseli, które go aktywują bo w żaden sposób nie wyróżniają się od reszty scenografii. Innym razem po rozwiązaniu pomniejszej łamigłówki trzeba było odczekać aż dźwięk w tle przestanie się odtwarzać. Jeśli w tym czasie zamknąłem terminal z ułożonym puzzlem, okazywało się, że nie przyniosło to żadnego rezultatu. Trzeba było wyjść z pomieszczenia i do niego wrócić. I zabrać się jeszcze raz za rozwiązywanie prostej zagadki. Do tego muzyka w tle, choć nie najgorsza, potrafi wyłączyć się w losowym momencie. Utworów jest jednak jak na lekarstwo.

 

 

Gra napotkała też problemy, których zwykła łatka raczej nie rozwiąże ponieważ należałoby wówczas przebudować podstawy mechaniki. Bywają chwile gdy nie wiadomo co zrobić, żadna fabuła nie pcha nas do przodu i pozostaje jedynie mozolne przeczesywanie lokacji w poszukiwaniu elementów interaktywnych. Na przykład to, że mogę sterować drugą postacią odkryłem przypadkiem, po tym gdy zdążyłem obwąchać myszką każdy kąt pomieszczenia, a pies był wymagany by przejść dalej.

Dla przeciwwagi należy pochwalić Armikrog za fenomenalny, plastelinowy świat. Choć niewielki, wygląda świetnie oraz świeżo chociaż głównie dlatego, że obecnie mało kto korzysta z tej techniki.

Twórcy obrali sobie za cel kopiowanie oldschoolowych rozwiązań. Niestety wzorowali się na złych grach. Do tego przygoda jest krótka i przepełniona przeróżnymi błędami. Nie grało mi się w to aż tak źle. Może to zasługa świata i wykorzystania techniki animacji poklatkowej. Chwilami całość sprawia wrażenie wersji beta The Neverhood w HD. Do czasu wypuszczenia poprawek nie polecam zakupu. Gdy wyjdą - wciąż warto przemyśleć wydanie pieniędzy. Armikrog to dowód na to, że samo bazowanie na nostalgii sukcesu nie wróży.

Oceń bloga:
0

Atuty

  • klimat i plastelinowy świat, a co za tym idzie grafika
  • momentami muzyka
  • piesek

Wady

  • fabuła
  • krótki czas gry (chociaż to może akurat atut)
  • bezsensownie zaprojektowane zagadki
  • błędy
cthulhu2012

Piotr B.

Zmarnowany potencjał. Armiokrog to gra krótka, miejscami nużąca z nieprzemyślanymi zagadkami i garścią błędów. Plastelinowy świat wciąż jednak ma swój niepowtarzalny urok.

4,5

Komentarze (2)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper