[DaakuSubs] Kącik Otaku S2 - 01

BLOG
1172V
[DaakuSubs] Kącik Otaku S2 - 01
Daaku | 20.02.2017, 09:26
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Season 2, S2, !! czy jak to sobie chcecie oznaczyć - ważne, że REAKTYWUJEMY.

Moc Szyszki wciąż jest w nas bardzo silna. Niedawno snake18011992 zupełnie niespodziewanie zaatakował blogi jednym z jego wspólnych projektów pod tytułem Japanese Games i aż szkoda, że najprawdopodobniej będzie to jedynie one-shot. Dzisiaj z kolei, po wielu obsuwach, to ja mam okazję uderzyć z kolejnym wpisem, w którym swoje palce maczał nasz portalowy Mr. Bushido. I choć w jego finalnej wersji zabrakło tekstu od ojca chrzestnego cyklu, to liczę, że przychylnym okiem będzie patrzył na kontynuację i rozwój swojego dziecka. W imieniu swoim i współprowadzących dziekuję za kredyt zaufania i obiecuję, że daną szansę wykorzystam tak sumiennie, jak tylko się da!

 

Kim jest "otaku"? Zakładam, że większość ludzi, którzy weszli w tego bloga zna ten termin, ale dla nieświadomych przytaczam definicję z polskiej Wikipedii:

Otaku (jap. おたく lub オタク) – fanatyk japońskiej popkultury, głównie anime, mangi i gier komputerowych. Termin stosowany głównie przez środowiska miłośników japońskiej popkultury jako określenie obsesyjnego miłośnika takowej.

Wszystko już jasne? Otaku to po prostu człowiek, który kulturą japońską pasjonuje się w takim sam sposób, w jaki Gracz pasjonuje się grami video. Nie bierzcie sobie jednak tego terminu do serca, bo niezależnie od tego, czy uważasz się za otaku czy nie - lektura poniższych tekstów może być dla Ciebie równie pobudzająca i ciekawa.

Na "rozruch" cyklu zaprosiłem do siebie jako współprowadzących Musiela oraz krzycha007 - dwóch bodaj najaktywniejszych wielbicieli mangi i anime na PPE. Wspólnie przedstawimy Wam produkcje i wydawnictwa, przy których ostatnio spędzaliśmy czas i które pragniemy Wam polecić. I choć pod względem formy dzisiejszy wpis jest radosną samowolką, gdzie każdy opisuje co tylko chce, to raz na jakiś czas postaram się kolejnych odsłonom nadać jakąś tematykę (seriale tokusatsu, horrory, wielkie roboty - na co najdzie Nas ochota). Dlatego jeżeli jesteście pewni swojego pióra i jednocześnie natrafiliście na coś, czym chcielibyście się pochwalić - nieważne, czy jest to nowy tomik light novel, model gunpla czy wynaleziona w czeluściach internetu skanlacja - zapraszamy do współpracy! KO powstał z myślą o Was i najlepszą dla nas nagrodą będzie Wasze zainteresowanie i czynna dyskusja.

Gadkę inauguracyjną mamy już na nami, także zapraszamy do lektury!

 

 

Musiel

 

Manga: Akame ga Kill

Na początku chciałem podziękować Daakowi za zaproszenie :) A teraz przejdźmy do tematu. Za mangę Akame ga Kill wziąłem się po tym jak ujrzałem kilka odcinków anime o tym samym tytule. Nie chcąc czekać kolejny tydzień na odcinek postanowiłem sięgnąć po wersję papierową i był to dobry wybór :)

Historia wydaje się niby banalna. Mamy chłopaka imieniem Tatsumi, który po przybyciu do Stolicy chce zdobyć pieniądze by pomóc swojej wiosce, w której panuje głód, ale także pozbyć się zła, którym okazuje się być premier. On tak naprawdę trzęsie całym tym miejscem, bo następca tronu jest jeszcze za młody by samemu rządzić, więc słucha się wszystkiego co mu podpowiada premier. A ten zamiast robić coś dla dobra całego ludu, robi tylko to co jest dobre dla niego samego. Zupełnie jak współcześni politycy :P Pewnej nocy Tatsumi o mało nie staje się ofiarą zepsucia jakie targa okolicą, ale zostaje uratowany przez grupę zwaną Night Raid – są to zabójcy chcący obalić obecnie panujący rząd. Od tego momentu życie Tatsumiego zmieni się diametralnie. Wraz m.in. z Leoną, Mine czy też tytułową Akame będą dążyć do swojego celu - pozbyć się tych, którzy doprowadzili Stolicę do aktualnego stanu. 

Kreska w mandze jest bardzo dobra i ładna dla oka. Odpowiada za nią Tetsuya  Tashiro, który jak widać jest w tym bardzo dobry. Za historię odpowiada Takahiro Postacie są fajnie pomyślane – zarówno te dobre jak i złe. Każda z nich ma swoją własną historię i to nie jakąś zwykłą radosną, a bardziej tragiczną. Czasami robiło mi się żal  niektórych „złych” postaci gdy dowiadywałem się o ich przeszłości. Historia, którą wam nakreśliłem wcześniej, to tylko początek do czegoś większego i znacznie mocniejszego. Niestety manga ma jeden minus, który gdy to piszę, to już zniknął. Mianowicie rozdział nie ukazywał się co tydzień jak to zwykle w mangach bywa, a co miesiąc lub nawet dłużej! Nie wiem co sprawiało, że rozdziały powstawały w tak wolnym tempie, ale cóż, ważne że przynajmniej dalej się ukazywały :) 
Dlaczego znikł? Ano dlatego, że manga dokładnie w dniu 22 grudnia dobiegła końca :( Serwując nam 78 chapterów podzielonych na 14 tomów. Wydaje się to mało, ale warto wspomnieć, że jeden chapter miał od 30-50 do ok 60 stron. Tak więc, to i tak jest dużo czytania. Mimo, że jeden rozdział ma tyle stron, to czyta się go naprawdę szybko. Zwłaszcza że sceny walki potrafią zabrać kilka stron i wyglądają przy tym bardzo efektownie. 

Będzie mi bardzo brakowało Tatsumiego i całej bandy Night Raid, ponieważ jest to jedna z naprawdę świetnych mang jakie czytałem. Anime również stoi na wysokim poziomie, ale pod koniec niestety idzie inną drogą niż manga i to trochę boli. Nie mniej warto się zapoznać z animacja, a po seansie sięgnąć po wersję papierową :D 
Polecam także sięgnąć po mangę Akame ga Kill Zero, która opowiada historię Akame przed dołączeniem do Night Raidu. Gdybym miał ocenić mangę Akame ga Kill, to dałbym jej 9/10. Jest naprawdę świetna i wciągająca. 

 

 

Anime: Ghost in the Shell: Arise – Alternative Architecture 

Seria Ghost in the Shell jest jedną z najbardziej poplątanych w historii animacji. Kolejność oglądania tego wszystkiego jest różna. Mało tego, jakiś czas temu wyszło kolejne anime z tej serii. Tak więc ci, którzy do tej pory byli zagubieni mogą się poczuć jeszcze gorzej. Na szczęście zagłębiłem się w temat i mogę wam wyjaśnić czego tak naprawdę dotyczy Ghost in the Shell: Arise – Alternative Architecture. Tylko proszę na wstępie przygotować swoje mózgi, bo pewnie po tym co tu przeczytacie, będą one wymagały zamiany na cybermózgi :P

Ghost in the Shell: Arise – Alternative Architecture, to tak naprawdę zbiór 4 filmów trwających po 50 minut ukazujących się w latach 2013-2014 na płytach DVD/ Blu-ray. Zostały one skondensowane do 8 odcinków, ponieważ zbliżała się ostatnia kinówka i prawdopodobnie twórcy chcieli przypomnieć dotychczasowe wydarzenia i przedstawić je w formie cotygodniowego odcinka anime. Do anime jednak dodano 2 dodatkowe odcinki, które są wstępem do tej właśnie kinówki. Jeśli czytają to jacyś lepsi znawcy tego tematu, to proszę nie zapalać pochodni podczas czytania tego, bo na serio nie mogłem znaleźć prawdziwej przyczyny wypuszczenia tej serii :)

No dobrze, ale zapytacie pewnie o czym to jest? Seria ta opowiada o początkach Major Motoko Kusanagi i całej Sekcji 9, którą znacie choćby z serii Stand Alone Complex. Zobaczycie w jaki sposób doszło do założenia tego oddziału, poznacie przyczyny dla których znani wam członkowie postanowili przyłączyć się do Major, a także zobaczycie coś czego nie było do tej pory – Logicomy. Tak, nie Tachikomy, a Logicomy – są to wcześniejsze wersje znanych wam maszyn, które tutaj nie służą do walki, ale tylko do transportu. Tak więc gdyby nie one, to by nie było później niebieskich zabawnych i walczących pojazdów.

Co do samych postaci, to jakoś nie są inne niż te które znamy. Poza dwiema: Samą Major, która tutaj wygląda zupełnie inaczej, a także Saito. W przypadku Major, zmiana jej wyglądu jest in big plus, ale nie mogę tego samego powiedzieć o naszym ulubionym snajperze. Nie wiem co za dekiel wpadł na pomysł by dać mu łysą łeb z lekkim irokezem?! Nosz przecież to jest rukwa zniewaga dla tej świetnej postaci! Całe szczęście reszta osób jest taka sama jak w SAC, więc łatwo ich rozpoznać. 
Skoro zahaczyłem już ten temat, to powiem, że kreska jest na dobrym poziomie. Kolorystycznie jest zbliżona do SAC, co dla mnie jest na plus. 
Co do Seiyuu, to jest sporo zmian. Nie dotyczą one głosu Major (dzięki Bogu :D), ale pozostałych członków. Nie każdemu takie zmiany mogą się spodobać, ale mnie one jakoś za bardzo nie przeszkadzały w odbiorze całego anime. 

Pod względem muzyki niestety nie jest już tak za dobrze. Szczerze, to jarałem się jak głupi oglądając i słuchając intra i outra do serii SAC, a tutaj z tym jest kiepsko. Są one słabe i bez żadnej mocy. Tzn, same urywki w tle są świetne, ale muzyka do nich zupełnie nie pasuje.  
Ogólnie rzecz biorąc, polecam Ghost in the Shell: Arise – Alternative Architecture każdemu fanowi, bo jest to świetne uzupełnienie całego uniwersum i warto je mieć zaliczone. 

 

 

Piosenka: Maki Otsuki - MEMORIES

Tak wiem, miało nie być nic z One Piece, ale nic na to nie poradzę, że akurat ten utwór utkwił mi w głowie :P Pierwszy ending z OP katuje ostatnio codziennie. Nie tylko go słucham, ale i podśpiewuje. Hehe, oczywiście z tekstem, chociaż część umiem już na pamięć. Ciężko skategoryzować o czym dokładnie jest utwór, chociaż  przypuszczam, że jest on o wspomnieniach. Nie mniej i bez znajomości przekazu, utwór jest dla mnie świetny i jeszcze pewnie długo będę go słuchał :)

To ode mnie tyle. Było mi miło uczestniczyć w pierwszym KO po restarcie. A jak chcecie poczytać więcej o anime, to zapraszam do mojej serii „Anime godne polecenia”, która może nie ukazuje się za często, ale za to staram się w niej serwować Wam jak najlepsze kąski i opisywać je w więcej niż tylko kilku zdaniach ;) Kolejny odcinek już się pisze :) 

 

 

krzychu007

 

Cześć. Daaku poprosił mnie, abym coś napisał do nowego cyklu o japońskich dziełach na PPE. Na tapetę wziąłem serie, których tutejsi użytkownicy raczej nie kojarzą i zapewne mało kto się nimi zainteresuje ze względu na ich tematykę. Chciałbym się jednak mylić co do tej drugiej kwestii, i mam nadzieję, że mój tekst kogoś tam zachęci do sięgnięcia po którąś z tych produkcji. A więc zacznijmy:

 

Anime: Hatsukoi Limited (2009; Studio – J.C. Staff)

Na pierwszy ogień idzie anime, które w sumie mógłbym postawić w moim Top 10 Ulubionych Japońskich Bajek. Hatsukoi Limited (bo tak się zwie ów dzieło) to dwunastoodcinkowa komedia romantyczna, stworzona przez studio J.C. Staff (inne jego twory to m.in. seria Slayers czy Shokugeki no Souma). Jest również adaptacją czterotomowej mangi, której autorką jest Mizuki Kawashita (bardzo znana z zakończonego już dawno cyklu Ichigo 100%).

Fabuła Hatsukoi Limited obraca się wokół ośmiu dziewcząt: Ayumi Arihara, Kei Enomoto, Koyoi Bessho, Rika Dobashi, Nao Chikura, Misaki Yamamoto, Yuu Enomoto i Meguru Watase (pięć pierwszych chodzi do gimnazjum, natomiast pozostałe trzy do liceum). Każdy odcinek przedstawia odrębną historię (niektóre wątki trwają dłużej niż jeden epizod) przynajmniej jednej z wymienionych wcześniej bohaterek, które muszą stawić czoła „problemowi”, zwanego pierwszą miłością. Historyjki te nasiąknięte są głównie sympatycznym poczuciem humoru (znikoma obecność natrętnego ecchi), ale bywają też momenty potrafiące wzruszyć widza (np. motyw Chikury). Ogólnie powieść może się wydawać na początku banalnie prosta, jednakże z czasem relacje między postaciami stają się coraz bardziej skomplikowane.

Mocną stroną tegoż anime jest fakt, że praktycznie nie ma w niej tzw. postaci wiodącej – podczas seansu (oraz czytania pierwowzoru, z którym się zapoznałem przed animowaną wersją) jakoś nie zauważyłem, by któryś z bohaterów miał większą rolę niż pozostali (owszem, wokół Misaki obracało się najwięcej osób, ale to nie był dowód na to, że jest ona tą najważniejszą). Do plusów zaliczyłbym również same postacie (naprawdę łatwo tu znaleźć swojego faworyta), humor oraz oprawę audio-wizualną – ten ostatni aspekt w każdym poznanym przeze mnie mangowym romansidle zawsze trzyma wysoki poziom. W opisywanej tu produkcji, bardzo miło się słucha piosenki kończącej większość odcinków, a zwie się ona po prostu... Hatsukoi Limited.

Jeśli chodzi o wady, to są one dwie. Pierwsza z nich to spłycenie postaci Yuu Enomoto (która nota bene jest siostrą innej bohaterki tejże serii – zgadnijcie o którą chodzi, czytając drugi akapit ;P) względem pierwowzoru (gdzie jeden rozdział był poświęcony właśnie jej), a druga to... czemu ta historia jest tak krótka? Po skończeniu mangi oraz anime było mi naprawdę smutno, że ta sympatyczna historia nie jest znacznie dłuższa...

W ramach ciekawostki wspomnę tu o sześcioodcinkowej OVA (każdy epizod trwa 4-5 minut), która jest luźno powiązana z główną historią. Opowiada ona o niezdarnej Soako Andou, która pewnego dnia idąc do szkoły zapomniała... nałożyć na siebie bieliznę (podobny motyw pojawił się w Chibits – odcinku specjalnym serii Chobits). W stosunku do pierwowzoru, ta historyjka jest niby nasycona motywami ecchi, ale uwierzcie mi, do takiego To Love-Ru Darkness tej mini-serii jest bardzo daleko...

 

 

Manga: Inari, Konkon, Koi Iroha (2010-2015; Autor – Morohe Yoshida)

Skoro opisałem anime, to przydałoby się jeszcze coś napisać o jakieś mandze do tegoż Kącika... Przyznam szczerze, że trochę się zastanawiałem co by Wam tu polecić, ale ostatecznie zaryzykowałem wybór dziesięcio-tomowego dzieła Morohe Yoshidy, którego tytuł brzmi Inari, Konkon, Koi Iroha.

Podobnie jak opisane wyżej Hatsukoi Limited, InaKon (skrót tego długiego tytułu) jest komedią romantyczną, opowiadającą o losach niezdarnej i młodej dziewczyny, która się zwie Inari Fushimi. Bohaterka jest zakochana po uszy w członku szkolnej drużyny koszykówki, Kouji Tanbabashim, który według niej podkochuje się w Akemi Sumizome (prawdopodobnie najpopularniejszej dziewczynie w jej szkole). Pewnego dnia idąc rano do szkoły, Inari ratuje białego liska przed wpadnięciem do rzeki nieopodal miejscowej świątyni. Jak się potem okazuje, stworzonko tak naprawdę jest jednym z podopiecznych tutejszej bogini, zwanej Uka-no-Mitama-no-Kami (w skrócie Uka). W ramach podziękowania za uratowanie życia Kon (imię uratowanego zwierzątka), Uka przekazuje protagonistce część swojej mocy, polegającej na przemianie w dowolnie którą osobę. Otrzymując tą umiejętność, życie Inari, jej rodziny oraz przyjaciół całkowicie się zmienia...

Wydarzenia zawarte w mandze obserwujemy głównie z perspektywy Inari, ale pozostałe postaci też mają coś do powiedzenia (m.in. Sumizome, bogini Uka czy Touka – starszy brat głównej bohaterki). Charakterystycznym elementem tejże powieści jest obecność super-mocy (przemiany Inari) oraz niektórych japońskich bóstw, w tym Bogini Słońca Amaterasu (niektórych może rozczarować jej tutejszy wygląd). Przyznam szczerze, że bardzo mi się spodobały te dwa aspekty, no bo w sumie dzięki nich to dzieło trochę się odróżnia od typowych mangowych romansideł. Do zalet zaliczam również całkiem fajne poczucie humoru (bardzo lubię sytuacje z Uką w roli głównej), sympatyczne postacie oraz samą fabułę, która może nie jest jakoś zbytnio odkrywcza, ale bardzo miło się ją śledzi.

Ogólnie kreska trzyma wysoki poziom (w takiego typu mangach nie może być inaczej, przynajmniej dla mnie), jednakże zdarzały się kadry, które potrafiły lekko przerazić (chodzi mi głównie o reakcje bohaterów). Co najbardziej mnie zmartwiło w tejże mandze, to trochę za mała rola Keiko Sanjou (przyjaciółka Inari, która z charakteru kojarzy mi się z Asuką Kazamą z Tekkena) oraz postać ojca Sumizome, który jest... a, przekonajcie się lepiej sami.

W formie ciekawostki wspomnę tu o animowanej adaptacji InaKon, która zawiera dziesięć odcinków plus odcinek specjalny. Za ekranizację odpowiada niedawno powstałe studio Production IMS.

 

 

Daaku

 

Manga: Dorohedoro (2001, Hayashida Q.)

Mieszkańcy Dziury od niepamiętnych czasów mieli pod górkę. Nie dość, że muszą tłoczyć się w obskurnych slumsach z degeneratami i bezdomnymi, to każdy dzień ich istnienia oznacza ciągłe zagrożenie i groźbę śmierci z rąk Magów. Magowie to obdarzeni darem rzucania uroków mieszkańcy sąsiadującego z Dziurą wymiaru, których ulubionym zajęciem jest ćwiczenie swoich zaklęć na bogu ducha winnych ludziach. Bardzo jednostronny układ sił pokazujący, która strona jest tu zwierzyną, a którą łowcą. To ekwilibrium burzy jednak pojawienie się na ulicach Dziury Kaimana - dwumetrowego, wściekłego, a przy tym całkowicie odpornego na magię jaszczuroluda, który poprzez dziwaczny rytuał "przepytuje" każdego stojącego mu na drodze Maga o imię gościa, który przemienił mu głowę w krewnego smoka. Coraz śmielsze poczynania Kaimana zaczynają rzucać się w oczy coraz większej liczbie świadków - jedna para tych oczu należy do Ena, bossa wielkiej rodziny magicznej, któremu nie w smak ustawiczne uszczuplanie szeregów obdarzonych magią pracowników. Do Dziury wysyła więc Shina i Noi - parę swoich zaufanych cyngli, aby rozprawili się z problemem skutecznie i stylowo. W tym świecie nic nie jest jednak takie proste, a tajemnica stojąca za pozorną nieśmiertelnością gada to tylko efekt uboczny innej, naprawdę grubej afery...

Dorohedoro to seria autorstwa Q. Hayashidy - mangaki o wyrobionej, przypominającej Battle Angel Alita kresce, której poprzednim dziełem była krótka seria adaptująca fabułę dreamcastowego Maken X. Jednak pomimo podobnego, postapokaliptycznego settingu i ogólnej "niegościnności" wyzierającej z każdego panelu, historię Kaimana charakteryzuje o wiele lżejszy, zahaczający niekiedy o "okruchy życia" ton. Jasne, co chwila giną tu przypadkowi ludzie, ktoś zostaje rozczłonkowany, ktoś inny eksploduje i generalnie syf, malaria i korniki, ale... jest wesoło. Kaiman w przerwach od odgryzania głów Magom bumeluje na pół etatu w szpitalu i na drugie pół wpierdziela "na krechę" pierożki gyoza w knajpie swojej znajomej, capo En wykorzystuje swoją magię grzybową (serio!) do tworzenia coraz to nowych gadżetów reklamujących swoją organizację, pierdołowaty Fujita próbuje pomścić śmierć swojego partnera i ciągle wtapia... Mimo trudności i braku perspektyw życie bohaterów opowieści toczy się dalej i jest w nim sporo miejsca na uśmiech, dbanie o swoich przyjaciół i poświęcenie. Nieco gryzie się to z tempem lektury i rozwojem fabuły, ponieważ na jej obraz składa się cała masa pomniejszych, początkowo nawet niespecjalnie ze sobą powiązanych wydarzeń o zaburzonej chronologii, których złożenie w jedną, sensowną całość potrafi być nie lada wyzwaniem...

Najważniejsze jednak, że kolejne rozdziały czyta się wartko i z uśmiechem na twarzy, a przeplecenie ich mnóstwem dodatkowych historii pobocznych pozwala wytworzyć więź bliskości z bohaterami. Seria aktualnie cały czas uzupełniana jest o nowe rozdziały, ale zgodnie z zapewnieniami autorki "ten" tom ma być ostatnim, można więc w spokoju wziąć się za lekturę ciurkiem i niespiesznie poznawać kolejne meandry zakręconej, przemyślanej intrygi.
A także poznać dosłowne znaczenie tytułu, którego jednak nie będę tutaj zdradzał. To pozostawię akurat Wam.

 

 

OVA: Blue Submarine no. 6 (1998, Mahiro Maeda)

Myśleliście, że to w Dorohedoro ludzkość ma przerąbane? Czytajcie dalej. Wyobraźcie sobie, że w niedalekiej przyszłości pewien naukowiec, Zorndyke, tak bardzo zawodzi się na znajdującą się w ciągłych konfliktach ludzkości, że aż wywołuje globalne ocieplenie, w wyniku którego przeważająca większość zaludnionych terenów ląduje pod powierzchnią wody, a następnie tworzy sobie armię genetycznie zmodyfikowanych chimer, aby wybiły dla niego resztę pozostałych przy życiu chwastów. To jest dopiero czarny, scenariusz, nie? Ale czekajcie! To jeszcze nie koniec! Dodajcie do tego fakt, że przyciśnięty do muru kontyngent wszystkich armii świata planuje pozbyć się Zorndyke'a w taki sam sposób, w jaki ludzkość już niezliczoną liczbę razy próbowała zamieść pod dywan zagrożenie - mianowicie detonując w jednym miejscu wszystkie znajdujące się w ich posiadaniu głowice nuklearne. I w sumie nie wiadomo teraz, kto tu jest bardziej szalony - naukowiec próbujący rozmagnetyzować bieguny kuli ziemskiej czy próbująca go powstrzymać ludzkość, która nie cofnie się przed rozpieprzeniem na atomy całej południowej czapy polarnej...

W całym tym porąbanym konflikcie nieoczekiwanym asem w rękawie może stać się Tetsu Hayami - kiedyś wysoki rangą żołnierz marynarki, teraz numer do wynajęcia, który za odpowiednią opłatą wydobędzie z morskiego dna wszystko, od zapasów jedzenia przez złoża metali po technologie i broń. Kiedy w wyniku ostrzału artyleryjskiego jego miejsce pobytu zostaje zniszczone, ratuje on życie Mutio - chimerze-nereidzie pilotującej jedną z jednostek armii Zorndyke'a. To krótkie spotkanie wywrze na Hayamiego spory wpływ - na tyle duży, aby w tle nieustających walk łodzi podwodnych, pościgów i zatopień poddać w wątpliwość sens tej wojny i zastanawiać się nad możliwością porozumienia.

Blue Submarine no. 6 to czteroodcinkowa seria OVA będąca ekranizacją naprawdę starej, bo wydawanej w 1967 r. mangi pod tym samym tytułem. Sam setting oczywiście nieco unowocześniono, podkreślając postęp technologiczny zastosowaniem animacji komputerowej, której efekty niepostrzeżenie pojawiają się podczas oglądania. W dzisiejszych czasach modelami CG wysługuje się każde lepsze studio animacji przy okazji transmisji seriali anime, ale u schyłku millenium takie coś naprawdę robiło wrażenie. Animacji i ostrej kresce dotrzymuje tempa niezwykle nastrojowa, jazzowa oprawa dźwiękowa, za którą odpowiada rock'n'rollowy big band The Thrill i która zaskakująco dobrze spełnia się w roli tła co bardziej dynamicznych scen, również tych bitewnych. Sprawia to, że takie wariackie połączenie Wodnego Świata z Wyspą Doktora Moreau ogląda się do samego końca na skraju siedzenia - choć podejrzewam, że ze względu na konieczność upchnięcia sporego przecież materiału źródłowego widzowi przeszkadzać może nieco zbyt szybki rozwój wydarzeń. Ja tam nie miałem powodów do narzekań.

 

 

Piosenka: Hironobu Kageyama - Ore Ga Yaranakya Dare Ga Yaru

W telewizji tryumfy (jak dla kogo) święci Dragon Ball Super, swego czasu Smocza Saga doczekała się "remastera" pod postacią Dragon Ball Kai, a co ja na to? Ano ja wróciłem sobie do materiału źródłowego! Dragon Fist Explosion! był ostatnim numerowanym filmem kinowym z uniwersum DBZ, a za jego piosenkę końcową odpowiedzialny był nie kto inny, jak Hironobu Kageyama - facet, którego głos skojarzyłbym wyrwany ze snu w środku nocy. Ore Ga Yaranakya Dare Ga Yaru, co oznacza Jeżeli ja tego nie zrobię, to kto?, bezpośrednio nawiązuje do finałowej walki Goku z Hildegarnem, którego to nie mogli rozwalić inni Wojownicy Z. Szybko wpadający w ucho kawałek, zwłaszcza refren.

 

Za nami pierwszy odcinek drugiego sezonu Kącika Otaku. Czy następny pojawi się już za tydzień? Raaaaaczej nie, ale dużo zależy tu od Waszego odzewu. Tymczasem życzę Wam udanego poniedziałku oraz reszty tygodnia.

EYECATCH!

Oceń bloga:
17

Komentarze (31)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper