Piątkowa GROmada #3

BLOG O GRZE
3285V
Piątkowa GROmada #3
Daaku | 14.10.2016, 19:50
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

I znowu piątek wieczór - tym razem w gronie nowych nabytków!

Jedną z niewątpliwych zalet PPE jako portalu o grach jest fakt, że dziesiątki, jeśli nie setki użytkowników mogą zebrać się w jednym miejscu i prowadzić dyskusje na tematy, które ich interesują. Jedni ograniczają się do komentowania na głównej, inni próbują zabłysnąć trollingiem i szybko kończą swoje kariery, jeszcze inni próbują swoich sił w pisaniu blogów czy recenzji. I według mnie to właśnie ta ostatnia grupa ma największy wpływ na nadawanie blogosferze swojego "klimatu", na który składają się liczne cykle blogowe, a także po równi liczne jak i jedyne w swoim rodzaju style pisarskie. To właśnie dzięki lekkiemu pióru i podjętej tematyce autorzy blogów często zyskują sobie uznanie, a swoim dziełom - poczytność. Uwielbiam ten tematyczno-stylistyczny tygiel, dlatego od dawna staram się do swoich wpisów zapraszać różnych gości tak, aby mogli spróbować się w nowej roli lub wypowiedzieć na nieco inny temat. Weteran czy świeżak - dla mnie nie ma różnicy, bo liczy się przede wszystkim pasja do tego, co robisz oraz umiejętność zaszczepienia jej cząstki Czytelnikowi. Dlatego liczę, że na łamach GROmady w kolejnych tygodniach pojawiać się będą kolejni ludzie, których dobre słowo zachęci Was do sięgnięcia po opisywany przez nich tytuł. Kto wie, może dzięki nim dacie nawet raz odrzuconej płytce z grą kolejną szansę na ogrzanie czytnika?

W tym tygodniu zaprosiłem do siebie dwójkę gości - oboje debiutantów w formule pisania "w co gramy". Pierwszą z nich jest @Abi, której to ja przez długi czas podsyłałem swoje teksty - wszystko w ramach muzycznego cyklu GraczOSTacji, który to niezmordowanie prowadzi ona wraz z Tomem19. Tym razem - bez żadnej złośliwości - role się odwróciły i to ja zażyczyłem sobie od niej paru słów do siebie, z czego wywiązała się śpiewająco. Oraz tańcząco, czego świadectwem niech będzie poniższy tekst o bardzo skocznym tytule!

 

 

Crypt of the NecroDancer (PC, 2016 Brace Yourself Games)

Zacznę od podziękowania za zaproszenie mnie do tego bloga :) Zobaczymy czy podołam opisowi, aby chociaż trochę zainteresować czytelników!

Po ciężkim tygodniu czas na trochę relaksu wymieszanego z lekką frustracją, więc biorę się za Crypt of the Necrodancer. Jest to indyczek z tamtego roku, który jest grą z typu roguelike dungeon exploration (nie mam zielonego pojęcia jak brzmi polski odpowiednik) z elementami gry rytmicznej. I to te ostatnie nadają magii temu tytułowi.

Główną bohaterką jest Cadence, która idzie na poszukiwania swojego zaginionego ojca. W czasie swojej podróży wpada do krypty tytułowego złego. Necrodancer kradnie jej serce i nie odda go dopóki Cadence nie pokona wszystkich przeszkód na swojej drodze. Jest niestety jeden problem – nasza bohaterka nie może poruszać się inaczej niż w rytm muzyki (Necro-dancer prawda?), więc sytuacja jest trochę utrudniona… Mimo to bohaterka się nie zniechęca i teraz czas na nas!

Połączone bicie serca Cadence z muzyką napędzają tę grę. Możemy poruszać się tylko w rytm beatów lecących w tle utworów i w ten sam rytm możemy atakować naszych wrogów. Cała magia tytułu polega na tym, że do gry używamy tylko… czterech klawiszy. Cztery strzałki służą nam do chodzenia, ataku i używania przedmiotów. Kluczem jest podejście do danego potworka w odpowiedniej chwili, aby on nas nie zaatakował, ale abyśmy zrobili to my. Wydaje się prosto? Nic bardzie mylnego, ponieważ każdy potworek (bossy także) mają swoje charakterystyczne wzorce - do jednego podejdziemy bokiem, do drugiego od tyłu, a od jeszcze innego najlepiej trzymać się z daleka. Oczywiście, poziom serduszek nad ich głowami również się różni, a ich wygląd… to czysty majstersztyk. Jak to na lochy przystało mamy szkielety, smoki i innych magów czy rycerzy tylko, że większość z nich… tańczy. Tańczące szkielety to piękny widok. Potworki różnią się w zależności od poziomu i oczywiście stają się coraz trudniejsze. Gra nie nudzi, a wysoki poziom trudności działa na nerwy. No dobra, może wysoki to za dużo powiedziane, ale łatwo na pewno nie jest. Jeszcze się męczę na czwartym etapie i zamierzam się z nim rozprawić w ten weekend.

Jako, że jest to gra rytmiczna to muzyka jest bazą i jest genialna. Utwory są zrobione świetnie – przechodząc plansze nie raz kiwałam się do rytmu, wyklikując strzałki i unikając bossów. Klimatu dodaje dyskotekowy parkiet, który pojawia się jak wbijemy odpowiednie combo. Kolorowe światełka w lochu przepełnionym muzyką? Wierzcie mi, to się niesamowicie sprawdza. Wybranie jednego utworu do przesłuchania jest nierealne, więc jeden macie na początku, teraz drugi, a jeszcze potem będzie trzeci , ale i tak zachęcam do przesłuchania całego soundtracku. Naprawdę.

Ogromnym plusem tej gry jest to, że plansze za każdym razem generują się inne – dzięki temu nijak się nie znudzimy, a i nie ułożymy sobie planu działania. Potworki są losowe, skrzynki są losowe, bronie w skrzynkach także. Jedyne co pozostaje niezmienne to muzyka oraz twój początkowy ekwipunek – jedna bomba i mały sztylecik. A właśnie, skrzynki. Czasami w różnych miejscach na planszy pojawiają się pewnie skrzynki – czarne zawierają broń i zbroje, pozostałe (czerwone, fioletowe i niebieskie) inne bonusy, które mogą nam niesamowicie pomóc. Jest ich od groma, nowe odblokujemy za pomocą zebranych po drodze diamentów. Plus oczywiście… pojawiają się losowo. Pokonując wrogów dostajemy monety, które możemy na każdym etapie, w czasie danej gry, wymienić na bronie, zbroje i inne potrzebne rzeczy. Sprzedawcę możemy zlokalizować po jego głosie, który jest bardzo charakterystyczny ;)

15. sekunda i do końca, moi drodzy

Co mogę więcej dodać – kocham tę grę. Niesamowicie wciąga, soundtrack jest świetny i raz na jakiś  czas go sobie odpalam (kupiłam go elektronicznie wraz z genialnymi remixami). Liczę na to, że przez ten weekend ruszę do przodu i dojdę do końca. Wydaje się, że klikanie strzałek w rytm muzyki jest proste, ale tak się składa, że nie ;) Próbowałam także swego czasu grać w Kryptę na macie od DDR… i nie powiem też było ciekawie. O wiele trudniej, mimo, że w grze dance mat jest zaznaczony jako easy mode. W każdym razie, klikanie strzałek nie nudzi, a wręcz potrafi zirytować, gdy potwory zabijają mnie po raz kolejny… Jako ciekawostkę mogę dodać, że na koniec każdej strefy mamy bossa do pokonana, który nawiązuje do różnych stylów muzycznych i muzyki ogółem – Death Metal, Coral Riff, King Conga i Deep Blues.

I… to chyba tyle ode mnie. Na pewno miło będę z Kryptą spędzać czas przez weekend jak znajdę chwile dla siebie (bo ostatnio u mnie z czasem bardzo słabo…). I na pewno mogę grę polecić jak ktoś ma możliwość w nią zagrać. Ot taki indyczek jak ma się (dłuższą) chwilę i można się trochę pobawić ;)

Pozdrowienia od Abi!

 

Moim drugim debiutantem jest człowiek słynący z dwóch rzeczy: wyczerpujących recenzjowątków w Encyklopedii oraz upodobania do wyrazu dźwiękonaśladowczego "Kweh". Tak, dobrze zgadliście - przed Wami @Grifter!

 

Deus Ex (PS2, 2002 Ion Storm)

 

Deus Sex, znaczy Ex. Miało być ‘Deus Ex Machina’, ale ostatni wyraz w procesie developingu gdzieś wyparował. Twórcy wyjątkowo tanio się wykręcali, że fraza może być niezrozumiała, ale prędzej postawię pukiel włosów na to, że nazwa była już zaklepana na rzecz jakiejś powieści sajfaj, bądź deathmetalowej kapeli i twórcy nie chcieli robić sobie problemów. Ale nie powtarzajcie tego za mną wśród znajomych, bo możecie wyjść na ciołka, wszak sobie tylko gdybam, z racji tego, że jestem zbyt leniwy by zrobić porządny research. Może jak już skończę grę?

Tytuł z pewnością jest wam doskonale znany, a jeśli nawet nie ograliście tej odsłony (sam wziąłem się za nią dopiero teraz, 16 lat po premierze), to może mieliście do czynienia z „Human Revolution”, lub ogrywacie teraz „Mankind Divided”. Nie będę więc wam truł jak to wygląda i czy pozycja warta jest dwóch stów polskich, dobrych złotych. Zresztą zapytajcie Abi, z pewnością będzie miała do powiedzenia więcej niż ja.

Grę zainstalowałem już maju i zamiast rzucić się do jej ogrywania czekała sobie dobre 3 miesiące. W „w co gracie”, lałem wodę, że już się za nią zabieram, Saint stał nade mną z biczem w postaci spoilerów jeśli nie zabiorę swego leniwego dupska do klawiatury, a Muminek zapowiedział shakowanie mego konta na PPE (obecnie zbiera doświadczenie co by podnieść poziom tej umiejętności z amatora na adepta). Bo widzicie, ‘Deus Ex’ to nie jest gra na szybki numerek, to pozycja na długi i namiętny gameplay. Na wniknięcie głęboko w ten świat, na pieszczotę każdego winkla, zakamarka, na dotyk każdej gazety, informacji, która pozwala nam lepiej poznać otaczający nas świat. A ten nie prezentuje się w różowych barwach. To gorzka dystopia, która spełnia się na naszych oczach…

500 stron scenariusza – tyle ponoć wynosił pierwszy skrypt, który następnie był w bólach ucinany z kolejnych zdarzeń i lokacji, które ostatecznie nie zostały zaimplementowane w grze. Ostatecznie scenarzysta wraz z programistami poprzestali ponoć na 250, które ponoć były „najlepszymi 250 stronami projektu”.

Obserwując to, czym jestem świadkiem (przy czym informuję, że jestem „dopiero” w Paryżu, co jest, według zasięgniętych przeze mnie informacji, mniej więcej połową gry) jestem w stanie w to uwierzyć. Twórcy osadzili akcję gry w roku 2054, niestety nie spodziewali się chyba, że przyszłość dogoni ich zbyt szybko. Pamiętacie przerażające sceny z obozów uchodźców w „Ludzkich dzieciach”? Może to, co dziś oglądamy w TV, to jeszcze nie odzwierciedlenie obrazów z filmu Cuarona w skali 1 do 1, ale mam wrażenie, że podobne możemy obejrzeć szybciej niż w roku 2027.

Tutaj podobnie. Nie możemy jeszcze zaaplikować sobie w najbliższej przychodni super wczepu, w postaci lepszego widzenia, który pozwoli nam łypać w dekolt koleżanki z 20 metrów; chwilowej niewidzialności, dzięki której czmychniemy przed czujnym okiem szefa na pół godziny przed końcem zmiany; ale reszta jest diabelnie przerażająca i na tyle aktualna, że chce się wykrzyczeć „The future is now!”.

Przeglądając uliczny informator natkniemy się na poradnik, który opisuje jak rozpoznać terrorystę. Jeśli ktoś siedzi za dużo w Internecie, dużo rozmawia o polityce, robi zdjęcia obiektów typu dworzec, lotnisko to jest potencjalnym terrorystą – należy takiego osobnika zgłosić jak najszybciej.

Uliczne kamery śledzące każdy twój krok, zdjęcia twej twarzy przesyłane do centrali, transakcje, które wykonujesz bezgotówkowo, które są następnie rejestrowane... To wszystko dla twego dobra – pamiętaj o tym. Chodzi tylko o to byś czuł się bezpiecznie. Naprawdę!

Grupy aktywistów, którzy krytykują rząd traktowani są na równi z terrorystami, a oni sami są poddani wzmożonej kontroli. Za szczególnych terrorystów XXI wieku są uznawani ludzie, którzy udostępnili niewygodne dane odnośnie rządowych praktyk np. inwigilacja obywateli na szeroką skalę.

Szerzą się choroby spowodowane nieznanym wcześniej szczepem wirusa (Zika, anyone?) – do końca nie wiem jeszcze, jakim środkiem zaradczym ma być ta choroba w grze, ale wszelkie teorie mówiące o depopulacji, czy kontroli populacji same przychodzą tu na myśl.

Korposzczury, nad którymi głowami wyświetla się nieustannie slogan „służ, pracuj, informuj” itp. Pranie mózgów wraz z nadgodzinami (tak, NPC się na nie skarżył).

 

 

 

Przerażająca to gra. A perspektywa roku 2054 wydaje mi się przerażająca jeszcze bardziej. O ile dotrwamy...

 

 


I to by było na tyle w dzisiejszym wydaniu "Piątkowej GROmady". Mnie ten piątek mija pod znakiem odsypiania, a dni kolejne - pod znakiem pracy i WGW, także nie widzę zbyt wiele miejsca na gry (nadrobimy następnym razem). Do ponownego przeczytania za tydzień i marsz do konsoli!

Daaku

 

Przeczuwasz, że w piątek będzie grubo? Chcesz napisać coś do następnej GROmady albo nawet ją poprowadzić?Pisz,pisz, pisz! Tu chodzi przede wszystkim o dobrą zabawę!

Oceń bloga:
35

Z którą z poniższych postaci najbardziej się identyfikujesz?

Taneczny śmiałek
58%
Technologiczny agent
58%
Pokaż wyniki Głosów: 58

Komentarze (36)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper