Piątkowa GROmada #1

BLOG O GRZE
1709V
Piątkowa GROmada #1
Daaku | 30.09.2016, 22:01
Poniżej znajduje się treść dodana przez czytelnika PPE.pl w formie bloga.

Bo weekend zaczyna się w piątkowy wieczór!

Piątek, piąteczek, piątunio! Najbardziej ukochany dzień tygodnia, zwiastujący dwa dni zasłużonego odpoczynku, szaleństw i czasu wolnego. Nie środa po północy, nawet nie czwartek, a piątek. A że jako Gracze piątkowe wieczory spędzamy często - nomen omen - grając, to i opisać to warto!

"Piątkowa GROmada" będzie więc takim właśnie luźnym, piątkowym cyklem poświęconym grom, które zamierzamy dzisiaj odpalić - albo w które już zapamiętale siekamy, z butelką piwa i rozbebeszoną paczką czipsów w zasięgu ręki. A że zejdzie Ci się z graniem? Żaden problem, u nas piątek trwa aż do niedzieli! Z takiego założenia wychodzę nie tylko ja, ale także moi goście, którzy poniżej podzielą się z Wami swoimi planami na piątkowy wieczór. Pozwolę sobie rozpocząć cykl moimi odchyłami o grach na prawdziwą konsolę Schroedingera - martwą-żywą Vitę.

 

 

XCOM: Enemy Unknown Plus (PSV, 2016 Firaxis Games)

Bardzo miło wspominam konsolowego XCOMa. Gra wskoczyła w czerwcu 2013 do ówczesnego PS+ i to właśnie w ten sposób dane mi było wcielić się w głównodowodzącego organizacji XCOM i osobiście pokierować jej działaniami przeciwko inwazji Obcych na siły ziemskie. Zarządzanie surowcami ludzkimi, rozbudowa bazy, adaptacja nowych technologii, starania o dotacje ze strony różnych krajów - a to wszystko poświęcone jednemu, wspólnemu celowi: oparciu się najeźdźcy i znalezieniu ich słabego punktu. Inicjatywa okazała się warta świeczki - na tyle, że przed telewizorem spędziłem trzy pełne przejścia kampanii (ostatniego Ethereala ubiłem niedługo przed Nowym Rokiem!) oraz... próbne misje na poziomie Classic z modułem Ironman, które bardzo szybko nauczyły mnie pokory. Zakupiłem potem jeszcze dodatek Enemy Within, jednak brak czasu dawał mi się już wtedy we znaki i opcja poznania organizacji EXALT ustępowała wtedy miejsca innym, ciekawszym tytułom.

Kiedy jednak w tym roku zapowiedziano spóźniony bo spóźniony, port na Vitę wiedziałem od razu, że pora na powtórkę z rozgrywki. Nie tylko dlatego, że w pamięci wciąż wisiał mi niezaliczony dodatek, ale także dlatego, że taki tytuł doskonale wpasowuje się w mechanikę konsoli przenośnej. No i po Frozen Synapse brakowało mi takiego rozporządzania poczynaniami gromady chłopków. Pierwsze odpalenie gry przeciągnęło się do późnych godzin nocnych, bo wiedziałem już co robić, a motyw wygodnej gry w łóżku tylko spotęgował "syndrom jeszcze jednej misji"... Tym razem jednak, w odróżnieniu od podstawki, postanowiłem nadać rozgrywce smaczku i - jak wcześniej w The Bureau: XCOM Declassified - nazwałem sobie kilku żołnierzy ksywkami stałych bywalców shoutboxa, z którymi na co dzień mam okazję rozmawiać. Od razu jakoś się tak człowiek bardziej przywiązuje... Pod koniec gry mój główny skład prezentuje się więc następująco:

 

Ucieszyłem się, że wraz z Enemy Within wprowadzono możliwość przerobienia swojego wojaka na robota, bo dzięki temu zamiast kolejnych treningów mogłem się po prostu poddawać tuningom. Jako były Heavy wyposażyłem się m.in. we wspomaganie celowania, granatnik dalekiego zasięgu oraz generator EMP. Bunt maszyn!

 

Nasz etatowy spec od przedwczesnych zgonów i przyjacielskiego ognia, Affek, poszedł na front jako uzbrojony w karabin metaliczny Assault, umiejętności szybkiego ataku wspomagając skillami "genetycznie modyfikowanymi" oraz "psychicznymi" (wydźwięk niech sobie każdy dopisze jako chce). Oczywiście pierwsza zasada horrorów, według której czarny zawsze ginie pierwszy, znalazła swoje odbicie również i w bazie XCOM - Affek był pierwszym wojakiem, który zaliczył zgon podczas kampanii... Dobrze, że to nie podejście Ironman, bo byłbym równie rozbawiony, co wściekły.

 

Po awansie Daaka z klasy Heavy na MEC Trooper w drużynie we znaki dawała się nieobecność specjalisty od demolki rakietowej, rolę tę przejął więc Musiel. I choć brak mu odporności mechów czy wspomagania psioników, to wszystko nadrabia możliwością rozpierdzielu dużych połaci terenu, o której to zalecie wyżej wymienieni mogą tylko pomarzyć. I komu tu na dobrą sprawę gorzej?

 

Choć wyjściowo szkolił się jako snajper, to jednak powołaniem banzaia nie okazał się karabin snajperski, tylko solidna puszka MEC. Nie może w niej co prawda sadzić takich headshotów jak kiedyś, ale dzięki kompletnie odmiennej od Daaka ścieżki rozwoju (osłona terenowa, rozpylacz leczącej mgły i wyrzutnia min przeciwpiechotnych) wciąż stanowi ważny element ekipy, zwłaszcza podczas infiltracji rozległych barek Obcych.

 

Last but not least, gwiazda drużyny w - wydawałoby się - najmniej spodziewanym wydaniu. Bo jak niby medyk klasy Support może uchodzić za najlepszy asset? Ano może, przede wszystkim dzięki o wiele większemu zasięgowi ruchu, dzięki któremu świetnie nadaje się do zwiadu i do szybkiego przejmowania kanistrów meldu. Może także utachać ze sobą cztery apteczki zdolne do uleczenia DZIESIĘCIU punktów HP na aplikację oraz wyrzutnię łukową pozwalającą schwytać osłabionych ufoków, często więc zamiast siedzieć na tyłach za zasłoną wbiega w sam środek walki. Nic dziwnego, że za te wszystkie zasługi poodznaczałem go orderami jak choinkę:

Keep up the good work, soldier!

 

A jak tam mój progres? Statek Obcych odnaleziony, Komnata Gollopa wybudowana, Ochotnik wybrany, mogę więc w każdej chwili wejść na "drogę bez powrotu" ku samemu końcowi gry. Mam już ukończone wszystkie projekty w warsztacie i autopsje, ale do kompletu badań naukowych brakuje mi tylko schwytania żywcem paru egzemplarzy wrogów, więc przed Komą jeszcze trochę roboty. A potem już tylko jazda ku napisom końcowym i kto wie, może nawet drugie podejście? Tym razem Classic/Ironman?

 

 

Senran Kagura: Shinovi Versus (PSV, 2014 Tamsoft)

Seria o piersiastych wojowniczkach ninja autorstwa Kenichiro Takakiego od początku istnienia miała na Zachodzie pod górkę. Pierwsza, wydana w 2011 r. na 3DSa odsłona aż trzy lata musiała czekać na swoją anglojęzyczną premierę (a i tak np. w Ameryce dostępna jest wyłącznie cyfrowo...), gdzie w przypadku przeznaczonego na Vitę Shinovi Versus okres oczekiwania skrócony został już "tylko" do roku, choć komplikacji i oskarżeń o seksizm ze strony obrończyń obyczajów i innych mentalnie odchylonych odłamów SJW było przy tej okazji co nie lada. Całe szczęście Japończycy do całego tematu podchodzą na luzie, dzięki czemu każdy chętny może w umiejscowionym w dzisiejszych czasach konflikcie szkół shinobi wziąć udział na własną rękę. 

3DSowy debiut serii o podtytule Burst (grałem, a co!) był całkiem przyjemną, umieszczoną w dwuwymiarze chodzoną bijatyką i choć nasze europejskie wydanie posiadało podwojony roster grywalnych postaci (do głównych bohaterek ze szkoły Hanzo doszły ich rywalki z Hebijo), to jednak dość płytki system walki sprawiał, że podczas dłuższych sesji do gry szybko wkradała się rutyna. Shinovi Versus zdaje się wyjść naprzeciw moim wymaganiom, nie tylko oferując jeszcze dwie pełne cycastych ninja placówki (Gessen Girls Academy oraz Homura Crimson Squad - odłam dawnego Hebijo), ale także zmieniając mechanikę walki w rasowego slashera. Każda z bohaterek ma teraz do dyspozycji trzy, różniące się między sobą style. Flash to "domyślny" styl startowy, w którym mamy do dyspozycji najwięcej ciosów. Przejściu w styl Yin towarzyszy właściwa "transformacja shinobi", podczas której panny przywdziewają swoje stroje bitewne i wzmacniają zarówno obronę, jak i atak. Jeżeli jednak są to dla nas podejścia zbyt bezpieczne, styl Yang, podczas którego pozostają one w samej bieliźnie (Frantic) oferuje niebotyczny poziom ataku przy zerowej odporności na ciosy, może więc stanowić sposób zarówno na szybkie przetrzebienie zastępów przeciwnika, jak i na równie szybki zgon - wszystko zależy od naszych umiejętności. Poza tymi właściwościami każdy ze styli ma także parę poziomów "balansu" pozwalającego np. ułatwić parowanie ciosów, zwiększyć czas na utrzymanie combosa czy zapewnić więcej doświadczenia po walce. Dzięki takiemu podziałowi nasz wpływ na walkę nie ogranicza się wyłącznie do wybrania postaci.

A tych jest sporo, bo każda ze stron konfliktu oferuje po pięć chojnie obdarzonych przez naturę (jak nie krągłościami, to talentem) uczennic, których zachowanie podczas misji znacznie się między sobą różni. Widać to już po klasowym składzie szkoły Hanzo, za którą zabrałem się w pierwszej kolejności: Asuka dzięki swojej mobilności świetnie nadaje się dla początkujących, styl "iai" Ikarugi sięga wielu przeciwniczek naraz, moc lodu Yagyu pozwala jej na zamrażanie, a Hibari... A Hibari to chyba klasowa pierdoła, bo ciężko się ją prowadzi. Podobnie będzie w przypadku innych szkół - ale za nie wezmę się dopiero po skończeniu scenariusza Hanzo. Nie ma sensu przeskakiwać pomiędzy nimi.

 

Za tydzień prawdopodobnie znowu poczytacie o Vicie, choć tym razem tematem przewodnim będą horrory - tak jak i tym razem, zarówno w zachodnim jak i japońskim wydaniu. Dzięki za lekturę mojego wpisu!

 

 

Teraz kolej na nieocenionego Musiela, który za każdym razem zaskakuje czymś nowym.

 

Shin Megami Tensei: Persona 3 (PS2, Atlus, 2008)

Gier z gatunku jRPG ograłem w swoim życiu dość dużo. Ale wiedziałem, że są jeszcze takie serie, których nie miałem okazji ograć, a są dość popularne. Jedną z nich jest właśnie Persona czyli odłam serii Shin Megami Tensei, która mówiąc w skrócie opowiada o walce ze złem. Na serię Persona natrafiłem gdy obejrzałem na YouTube recenzję Persony 4 Golden na Vitę. Spodobała mi się, więc spytałem się pod filmikiem od której części najlepiej by było zacząć totalnemu laikowi. Nie czekałem długo, a dostałem odpowiedź, że najlepiej jakbym chwycił się za trzecią część. Jest najbardziej przystępna. No to zarzuciłem sieci i rozpocząłem szukanie. 
W trakcie poszukiwań trafiłem na wersję zwykłą i na drugą z dopiskiem FES. Nie wiedziałem którą brać, a że wersja FES była znacznie droższa, to wybrałem podstawową. No i biję się w pierś, bo druga wersja jest znacznie dopakowana i po prostu lepsza. No trudno stało się to się stało. Przyszła do mnie gra w pudełku i zaczęło się granie.

Wpierw uderzyło we mnie intro, które od pierwszego momentu mi się spodobało. Potem odpaliłem Nową Grę i miałem do wyboru dwa poziomy trudności. Easy albo Normal. Ci co mnie znają to wiedzą, że ja lubię się rzucać na głęboką wodę. Wybrałem Normal i odpaliła się scenka anime. Po tym co zobaczyłem wiedziałem, że nie będę miał do czynienia z grą w której wszystko jest wesołe i radosne. O nie, tutaj jest wręcz odwrotnie. 

W grze wcielamy się w siedemnastoletniego chłopaka (niemowę), który przybył do nowej szkoły. Już po wysiadce z pociągu przekonujemy się, że o zmroku coś się dzieje tutaj niedobrego. I nie mam tu na myśli podejrzanych typów, którzy lubią się włóczyć po mieście o tej porze. A o coś zupełnie innego. 
Nie mija jeden dzień, a nasz bohater zostaje zaatakowany przez złowrogie potwory pożerające ludzkie dusze zwane Shadowami. To właśnie one są głównym przeciwnikiem w grze. Mało tego podczas walki okazuje się, że nasz protagonista posiada moc przyzywania demonów zwanych Personami by te pomagały w walce. To jeszcze nie koniec zaskoczeń. Okazuje się również, że doba nie ma 24 godzin, ponieważ o północy rozpoczyna się tak zwana Dark Hour. Zwykli ludzie wtedy smacznie śpią, a demony wychodzą z ukrycia by polować na tych którzy nie położyli się jeszcze spać. Na szczęście są jeszcze tacy, którzy powstrzymują te potwory i nasz bohater zostaje jedną z takich osób.

Ok, to robi po zmroku, a co z dniem? Cóż, wtedy uczęszcza do szkoły jak każdy normalny uczeń. Chodzi na lekcje, spotyka się z przyjaciółmi, uczęszcza na aktywności poza lekcyjne. Co najfajniejsze to my decydujemy co nasza postać zrobi. Możemy np. jednego dnia spotkać się z kolegą z treningu i pójść z nim pobiegać, a innego spotkać się z kimś w restauracji. Spotkania są bardzo ważne, ponieważ dzięki nim zwiększamy Social Link – nowość w serii, która umożliwia nam zdobywanie umiejętności do tworzenia lepszych i mocniejszych Person. Więc jak widać życie naszego protagonisty to nie tylko walka, ale też normalnie zajęcia. Mnie to się podoba i sam chciałbym mieć takie życie hehe :D No wiecie, za dnia jesteście normalną osobą, a o zmroku pierzecie demony? Kto by nie chciał tak żyć!

Rozgrywka jest bardzo przyjemna ot wracamy po szkole do akademika i idziemy o zmroku prać Shadowy do ich leża zwanego Tartarusem. Żeby nie było nie idziemy tam sami, a w grupie kilku osób. Na początku mamy do dyspozycji Yukari – młodą dziewczynę, która uczęszcza do tej samej klasy co nasza postać. W walce korzysta z łuku, Junpeia – młodego chłopaka, który również jest w tej samej klasie co Yukari i nasz chłopek oraz Mitsuru, która w początkowej fazie gry nie walczy, a służy nam jako pomoc w zwiedzaniu Tartarusa, a także potrafi odczytać słabe punkty poszczególnych Shadowów co jest bardzo przydatne podczas potyczek. Zapomniałbym o Akihiko – ciekawa postać, która w walce korzysta ze specjalnych rękawic. Każdy z nich oczywiście ma też swoje Persony, ale w porównaniu do naszego protagonisty, nie mogą ich zmieniać i tworzyć nowych. A trochę szkoda, bo to by mogło pomóc i to bardzo podczas niektórych starć. Co więcej z czasem spotykamy kolejne postacie, więc możemy wtedy decydować kto ma iść do Tartarusa, a kto nie. Dodam jeszcze, że nowe rzeczy potrzebne do walki można kupować w nietypowych sklepach. Np. miecze, łuki, pancerze można kupić w Policji, a pierścienie dodające odporność w sklepie z biżuterią. Nieźle co nie? :D
Głosy postaci no cóż, są dobre, ale nie porywają zwłaszcza w wersji angielskiej. Za to jak widziałem w wersji japońskiej brzmią znakomicie i dodają grze jeszcze lepszego klimatu. Szkoda, że Persona 3 w wydaniu zachodnim nie ma dual-audio. 
Za to nie mogę się przyczepić do muzyki. Shoji Meguro wykonał kawał dobrej roboty komponując znakomite utwory. Nie każdemu pewnie przypadną do gustu niektóre kawałki, ale że ja lubię różnorodną muzykę, to dla mnie soundtrack z Persony 3 jest mocnym plusem. 

Cóż jak wspomniałem gdzieś wcześniej zacząłem grać na Normalu, ale długo nie pograłem, ponieważ pojawiły się bardzo strome dla mnie schody, więc musiałem zacząć od nowa i tym razem gram an Easy. Tak więc moja rada dla każdego, kto chce zacząć jest taka by nie rzucał się na Normal, a zaczął od Easy :)

Zapomniałem jeszcze wspomnieć, że w grze co jakiś czas występuje pełnia księżyca i wtedy walczymy z bossami, którzy nie są łatwym kąskiem. Aktualnie szykuję się do trzeciej pełni i czuję, że się uda. To już będzie moje 3 podejście. Jak to się mówi do trzech razy sztuka :)

 

Paladins: Champions of the Realm (PC, Hi-Rez Studios, 2015)

 

Gatunek MOBA jest z nami od długiego czasu, a to głównie za sprawą Doty od Valve. Jednakże, to dopiero League of Legends od studia Riot Games rozpowszechnił ten gatunek. Po sporym sukcesie LoLa zaczęły się sypać kolejne produkcje chcące ugryźć dla siebie kawałek toru zwanego MOBA. Jednym się udało, a innym nie. 

Sam zacząłem swoją przygodę z tym gatunkiem do LoLa, ale z czasem zaczął mnie nużyć. Przerzuciłem się na Smite od studia Hi-Rez, które okazało się być MOBA, ale z widoku z trzeciej osoby no i kamera była umieszczona za postacią, a nie tak jak w przypadku Lola czyli z rzutu izometrycznego. Dzięki temu gra nabrała dynamizmu. Jednak ten tytuł też porzuciłem, bo było fajnie dopóki w grze pojawiały się ciekawe bóstwa, ale z czasem developerzy zaczęli dodawać jakieś no dziwne postacie. 
Gra była bardzo fajna. Chciałeś się wcielić w Odyna? Nie ma sprawy, albo choćby Atenę lub Afrodytę? No problem dude :D Bogów z różnorakich religii jest tam naprawdę sporo. Ale jak już wcześniej wspomniałem im nowsze postacie tym balans zaczął zmieniać się na gorsze. 

Po jakimś czasie dowiedziałem się, że Ci sami developerzy ze studia Hi-Rez pracują także nad inną Mobą nazwaną Paladins: Champions of the Realm. Pomyślałem, że spróbuję swoich sił. Niestety wpierw gra ukazała się w zamkniętej becie, więc ciężko było się dorwać do tego tytułu. Na szczęście zaufany kumpel dał mi klucz do bety i zacząłem granie. 

Rozgrywka polega na tym, że wybieramy jedną z 17 dostępnych postaci i ruszamy do walki. Każda z postaci posiada 4 umiejętności. Dwie są ofensywne, dwie pomagają w przemieszczaniu się lub ucieczce gdy zrobi się za gorąco, a ostatnia to tzw „ulti” czyli bardzo potężna umiejętność, którą możemy użyć raz na jakiś czas, ale która może narobić sporych szkod. Mecze składają się z pojedynków dwóch grup po 6 graczy. W grze dostępne są na razie tylko 2 tryby gry. W trybie Siege walczymy o kontrolę nad punktami na mapie. Po zebraniu odpowiedniej liczby na mapie pojawia się machina oblężnicza, która zmierza do bazy przeciwnika. Oczywiście naszym zadaniem jest ją tam dostarczyć. Za to w trybie Payload zadaniem drużyny jest eskortować wóz wypełniony materiałami wybuchowymi. Zabawa polega na tym, że jedna drużyna eskortuje pojazd, a druga im w tym przeszkadza. Oczywiście oba tryby są na czas, więc zabawa nie będzie trwała wiecznie. 

Bardzo ciekawymi patentami są karty, które pełnią rolę perków. Można robić sobie sloty czy to ofensywne czy też defensywne. Jedne karty zwiększają zadawane obrażenia, a inne np. przyspieszają odnawianie się umiejętności.  Jak dla mnie jest to bardzo ciekawa opcja. Drugim jest koń. Mapy są dość duże, więc w przemierzaniu ich może pomóc nam wierzchowiec. Na początku byłem trochę sceptyczny co do zwierzęcia, ale z czasem zacząłem częściej z niego korzystać przez co stał się bardzo pomocny. 

Ostatnio gra wyszła z zamkniętej bety i rozpoczęła się nagonka ludzi, że to „klon Overwatch”. Ja staję po stronie ludzi z Hi-Rez, ponieważ Paladins wyszedł znacznie wcześniej niż Overwatch, więc takie pisanie, że to klon jest dla mnie totalną bzdurą. Owszem w gameplayu widać podobieństwa, ale to nie oznacza, że to zrzynka od Blizzarda. Mało tego Paladins jest tytułem F2P, a nie pudełkową grą za pełną cenę.

Komu mogę polecić Paladins? W szczególności tym co nie mają za mocnego sprzętu i którym nie ruszy Overwatch, a chcieliby pograć w coś podobnego. Fanom Overwatch też mogę polecić ten tytuł, bo jest to ciekawa produkcja, którą warto przetestować. Bo kto powiedział, że nie można grać w obie te gry? 

Czempioni do boju!

Prócz tych gier w ten weekend odpalę także Ghost in the Shell Stand Alone Complex First Assault Online, Final Fantasy Record Keeper oraz Brawlhalle. Z rzeczy nie growych będę czytał mangi, a w szczególności One Piece. Wciągnąłem się w tę mangę że hej! :D 

To ode mnie tyle. Załoga, żagle na maszt i odpływamy!

 

Przeczuwasz, że w piątek będzie grubo? Chcesz napisać coś do następnej GROmady albo nawet ją poprowadzić? Pisz, pisz, pisz! Tu chodzi przede wszystkim o dobrą zabawę!

Oceń bloga:
48

Komentarze (51)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper