Szybki Strzał - Voldemort: Origins of the Heir

BLOG
449V
Szybki Strzał - Voldemort: Origins of the Heir
Darek | 20.01.2018, 16:14
Ostatnio zupełna cisza, bo pracuję nad tłumaczeniem bardzo fajnej książki, ale krótki film, to i krótkie dwa słowa można o nim powiedzieć.

Ostatnio zupełna cisza, bo pracuję nad tłumaczeniem bardzo fajnej książki, ale krótki film, to i krótkie dwa słowa można o nim powiedzieć.

Origins of the Heir jest fanowską produkcją traktującą o młodym Tomie Riddle'u wyprodukowaną przez włoskich fanów serii. Owszem, przez Włochów, skąd bierze się pierwszy problem filmu - dubbing. I to kiepski dubbing. Nie dość, że nikt nigdy nikogo nie informował, że film będzie dubbingowany (na YouTube dostępna jest tylko wersja angielska), przez co człowiek ma wrażenie, że coś jest nie tak z odtwarzaczem, że dźwięk jest nie zsynchronizowany, to jeszcze ci aktorzy. Ach, ci aktorzy! Rozumiem, że to tylko fanowska produkcja, ale chyba, biorąc pod uwagę fakt, że i tak kwestie dogrywano później, można było pokusić się o lepszą grę aktorską? Niektóre kwestie wypowiadane są z akcentem kładzionym zupełnie nie w tym miejscu, emocje nie zgrywają się z tym co widzimy na ekranie. W tym temacie dali ciała.

Każda moneta ma jednak dwie strony, więc mimo, że warstwa audio nie domaga, warstwa video robi bardzo konkretną robotę. Jak na nagrany za 15k euro filmik, efekty stoją na bardzo sympatycznym poziomie. Zaklęcia wyglądają niemalże jak w pełnoprawnych, dużych produkcjach, skrzatka Bujdka wygląda przekonująco, tu i ówdzie zobaczymy jakąś sowę, a rekwizyty to już klasa sama w sobie. Dziennik Riddle'a, pierścień Gauntów - wyglądają dokładnie tak jak w filmie. Kostiumy wypadają bardzo przekonująco, a i plany zdjęciowe, jak na tak niski budżet, nie mają się czego wstydzić.

Schody zaczynają się natomiast, kiedy ktoś podchodzi do tematu Harry'ego Pottera ciut bardziej chorobliwie. Jak ja. Zaczynają rzucać się w oczy szczegóły, które dosyć mocno psują odbiór całości. Film opowiada o czwórce przyjaciół z czterech domów Hogwartu, którzy wspólnie tworzą klub dziedziców. Tak, każde z nich jest dziedzicem któregoś z założycieli Hogwartu. Historia opowiadana jest z perspektywy dziedziczki Gryffindora, która tłumaczy się rosyjskiemu wojskowemu z tego co robiła w ich tajnym magazynie. Pomysł całkiem ciekawy, ale wykonanie takie sobie. Na przykład - skoro członkowie klubu wiedzą, że są dziedzicami, w tym i Riddle (który powinien był strzec tego sekretu), to co stało się na piątym roku, kiedy Dziedzic Slytherina otworzył komnatę tajemnic i ostatecznie spowodował śmierć jednego z uczniów? Reszta klubu stwierdziła, że nie wyda go, bo się kolegują? Dosyć duże niedopatrzenie.
Dlaczego różdżki Grishy i jakiegoś losowego Ruska (o co chodziło z tymi maskami?! Kto to wymyślił?) połączyły się? Jest jeszcze finałowy zwrot akcji, którego nie będę tu zdradzał, a który też, jak się nad nim zastanowić, nie ma za wiele sensu.

Jak na film pod tytułem "Początki Dziedzica", to bardzo mało czasu poświęca się samemu dziedzicowi i jego początkom. Powiedział bym wręcz, że w ogóle się o nich nie mówi. Jedyne co dostajemy to jedną, znaną i tak z książek, scenę, której zabrakło w szóstym filmie WB. I to do kompletu zepsutą, bo Tom Riddle nie zabił Hepziby Smith zaklęciem, tylko ją otruł. Przecież tylko dlatego udało się zwalić winę na skrzata. Jak na fanowski film, to mało w nim prawdziwie fanowskiej miłości. Czy można go zatem polecić? Nie bardzo. Osoby które nie są fanami serii nie mają tu czego szukać, a prawdziwych fanów będą irytowały błędy, niedociągnięcia i znikoma wartość. Jedynie fani marki 'z doskoku' mogą obejrzeć te 50 minut i stwierdzić, że było całkiem ok. Ale jak dla mnie 'ok' to dużo za mało. Nie polecam.

Oceń bloga:
5

Komentarze (5)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper