Gwiezdne Wojny Ostatni Jedi (bez spoilerów)

BLOG
1287V
Gwiezdne Wojny Ostatni Jedi (bez spoilerów)
Darek | 15.12.2017, 10:44

Ostatni Jedi w końcu wylądował i... nie jest remake'iem Imperium Kontratakuje. Rian Johnson nie pierdzieli się i pożycza od razu z piątego i szóstego epizodu! Ale zawsze to coś nowego. Tak jakby. Wreszcie można odetchnąć...

Cholernie ciężko jest ocenić te nowe Gwiezdne Wojny. Z jednej strony, Rian Johnson stworzył film świeży, z ciekawie napisanymi postaciami, świeżym motywem przewodnim, film zabawny i odwracający ekspektacje. Z drugiej zaś, niektóre zawarte w nim wątki są tak bezsensowne, że aż płakać się chce (i nie mówię tu o porgach, w których się zakochałem), humor czasami jest zupełnie nie na miejscu, a cały film jest tak różny od tego, co do tej pory oferowały nam filmy spod znaku Star Wars, że niektórym może to przeszkadzać. Bezpośrednio po wyjściu z kina byłem zachwycony, ale im więcej myślę o tym co obejrzałem, tym bardziej staję się krytyczny.

 the-last-jedi-theatrical-blog.jpg

Ciężko jest mówić o historii The Last Jedi w taki sposób, żeby nie zdradzić zbyt wiele. Powiem więc tylko, bardzo ogólnikowo, że film kontynuuje niemalże bezpośrednio wątki na których urwał się siódmy epizod - Rey znalazła Luke'a, Kylo Ren został wysłany do Snoke'a w celu dokończenia treningu, a rebelianci pod dowództwem Lei wysadzili bazę Starkiller, czym mocno rozgniewali Najwyższy Porządek. I to w sumie tyle. Cokolwiek więcej o fabule to już za dużo. Już pierwszy akt wali w widza z grubej rury, a gdyby ktoś opowiedział mi o cudach jakie oglądamy w trzecim, to chyba bym go zabił. W tym wszystkim jedynie środek filmu może się trochę dłużyć, choć też ciężko się nie zgodzić, że jest to zupełne novum w skali serii i stawia cały ten świat w zupełnie innej perspektywie. 

 Rey-and-Luke-Skywalker-in-The-Last-Jedi.jpg

W ogóle Rian Johnson, który prócz reżyserii zajął się również napisaniem scenariusza, wywraca świat Gwiezdnych Wojen dosyć mocno do góry nogami. "To nie skończy się tak jak myślisz", mówi Luke w jednym z trailerów i, cóż, ma rację. To prawie tak jakby twórcy wypisali sobie czego fani spodziewają się po filmie, a następnie wywalili te notatki przez okno. Czasami efekt jest niesamowicie pozytywny, czasami zabawny, czasami wręcz dziwny, ale zawsze zostawiający widza z miną w stylu "ale jak to". Nie uważam żeby wszystkie te zabiegi były udane, czy nawet konieczne, ale należy przyznać, że w większości przypadków trafiają w punkt.

lastjedi17.jpg

Jednym z najistotniejszych motywów w filmie jest historia i to jak jej odbiór potrafi wpłynąć na to kim jesteśmy. Fani jeszcze przed premierą pytali: co do tej pory działo się z Luke'iem, kim jest Snoke, co z rodzicami Rey, jak to się stało, że Ben Solo przeszedł na ciemną stronę. Wszystkie te kwestie, w większym czy mniejszym stopniu, są w The Last Jedi poruszone, choć odpowiedzi nie koniecznie muszą zadowolić zniecierpliwionych zapaleńców.

 star-wars-the-last-jedi.jpeg

Już przy okazji premiery poprzedniego epizodu zachwycałem się postacią Kylo Rena i tego jak świeże podejście do tematu antagonistów prezentuje. Zabawne, że wszyscy ci, którzy narzekali, że siódmy epizod jest za bardzo jak A New Hope, mieli również pretensje, że Kylo Ren nie jest taki jak Vader. Dla mnie fakt, że Kylo jest tak mocno skonfliktowanym charakterem zawsze był jego największym plusem i Rian Johnson pięknie pociągnął ten motyw w ósmym epizodzie. Nawet dotychczasowi krzykacze zaczynają doceniać wielowarstwowość jego postaci. Rey nadal jest zagubioną dziewczynką, która szuka odpowiedzi na dręczące ją pytania, Finn wciąż jest trochę komiczny, a Poe porywczy, ale przez 152 minuty czasu projekcji każde z nich finalnie przejdzie jakąś wewnętrzną przemianę. Leia ma tym razem całkiem dużo czasu antenowego. Podobno żadna z jej scen nie została wycięta, ponieważ twórcy chcieli w ten sposób oddać hołd zmarłej koleżance. Sama Leia, jak to Leia - jest cwana, trochę przemądrzała, bardzo zaradna. Nic, czego nie widzielibyśmy wcześniej, ale, jakby nie patrzeć, zagrane sympatycznie. Zupełne nowości w postaci nowej koleżanki Finna - Rose, wiceadmirał Holdo (Laura Dern) i zblazowanego do granic możliwości cwaniaka DJa (Benicio Del Toro) wypadają nadzwyczaj dobrze. Najbardziej martwiła mnie Rose (Kelly Marie Tran), którą, po obejrzeniu pierwszych materiałów promocyjnych z jej udziałem, uznałem za dodaną na siłę w celu, nie wiem, podciągnięcia wyników w Chinach? (Ostatnio częsta praktyka). Na szczęście ostatecznie Rose okazała się być bardzo sympatycznym, ciepłym i, przede wszystkim, pasującym dodatkiem do obsady. Im mniej napiszę o pozostałej dwójce tym lepiej, więc cicho sza! O każdym można napisać coś miłego, ale i tak palmę pierwszeństwa w tym temacie dzierży Luke. Aż przestało mi przeszkadzać, że w poprzednim epizodzie pojawił się dosłownie na dziesięć sekund. W Last Jedi ostatni ze Skywalkerów jest postacią zupełnie inną niż w The Return of the Jedi. Jest zmęczony, za dużo już w życiu widział i przeżył. W jego oczach łatwo dostrzec można udrękę, spojrzenie starego człowieka, który wie, że przeżył już wszystko, co było do przeżycia. Podobno Mark Hamill był bardzo niezadowolony ze sposobu w jaki Johnson potraktował Luke'a, bo sam widział postać zupełnie inaczej, ale, szczerze mówiąc, w filmie w ogóle tego nie widać. Jest to zdecydowanie najlepszy, pełen niuansów występ Hamilla przed kamerą. Mógłbym prawdopodobnie poświęcić mu dobrych kilka stron tekstu, ale znowu - nie wypada mówić za dużo.

 star-wars-the-last-jedi-benicio-del-toro.jpg

Rian Johnson nakręcił film, który z jednej strony powinien przypaść do gustu ludziom, którzy narzekali na repetetywność Przebudzenia Mocy, z drugiej zaś, być może przedobrzył w drugą stronę i obrażą się, że zbyt daleko odbiega od klasycznych Gwiezdnych Wojen. Taki minus, to oczywiście żaden minus, ale i takie poważniejsze wpadki można spokojnie wyłapać. Przede wszystkim humor. Nie przeszkadza mi, że mogę się pośmiać w trakcie seansu Gwiezdnych Wojen, choć, jak to ktoś mądry kiedyś powiedział, wszystko należy dawkować z umiarem. Moim zdaniem żarty Johnsona w kilku miejscach pasują do wydarzeń na ekranie jak pięść do nosa i dziwię się, że nikt nie kazał mu ich wywalić. No ale to akurat rzecz gustu i ktoś może być zachwycony wszystkimi żartami, lub nienawidzić ich wszystkich i nic się z tym nie zrobi. Poważnie20170815_n_nerdistnews_porgs_1x1.jpgjszym mankamentem są natomiast dziury w logice, których, z wiadomych przyczyn, nie będę tu wymieniał, choć wspomnę tylko ogólnikowo o jednej: otóż cały drugi akt wydarzył się tylko i wyłącznie dlatego, że jedna z postaci zrobiła coś zupełnie niepotrzebnego i przeczącego jakiejkolwiek logice. Kto w tym Disneyu przepuścił takiego babola!

 

Gwiezdne Wojny od zawsze posiadały grupę wiernych fanów, jak i zagorzałych przeciwników. The Last Jedi nie sprawi nagle, że dojdzie do połączenia tych obozów, tak samo jak nie zrobiła tego żadna inna część. Jedni, jak ja, pokochają obraz Riana Johnsona pomimo kilku niedoskonałości, a inni zupełnie zmieszają go z błotem. Jeśli nie jesteś przeciwnikiem serii jako takiej, to zdecydowanie powinieneś dać nowemu odcinkowi szansę, bo to po prostu bardzo dobrze zrealizowane, wciągające kino. Co z tego, że z pistoletami robiącymi "piu - piu". 

 

Oceń bloga:
5

Jak oceniasz ósmy epizod Gwiezdnych Wojen?

1
27%
2
27%
3
27%
4
27%
5
27%
6
27%
7
27%
8
27%
9
27%
10
27%
Nie interesuje mnie takie kino
27%
Pokaż wyniki Głosów: 27

Komentarze (22)

SORTUJ OD: Najnowszych / Najstarszych / Popularnych

cropper